Długo nie mogę się otrząsnąć z szoku. Patrzę na nią
zdumiona. Byłam przekonana, że Blake uciekł na dobre i to nie w dół, a do góry,
do Overhead, skoro jest pewny, że da się tam żyć. Próbuję zrozumieć dlaczego
zmienił plany, ale nie potrafię.
Jill siedzi naprzeciwko mnie z lekkim uśmiechem na twarzy.
Musze przestać to wszystko rozważać i po prostu zapytać. Spędzili ze sobą cała
dobę. Może zna jego motywy. Może, ale mogę o to zapytać później. Teraz jest
inna, ważniejsza rzecz.
- Czemu sama nie uciekałaś do schronu? – pytam.
Uśmiech znika z jej twarzy. Zaczyna nerwowo przygryzać
wargę.
- Nie wiedziałam, że tam jest.
Marszczę czoło. Jestem pewna, że na rysunku, który każda z
nas dostała od Robina zaznaczone było zarówno wejście jak i schron. Nie odzywam
się. Czekam aż sama mi wszystko powie. Widzę, że ma to na końcu języka. Jej
usta już są lekko rozchylone. Pewnie szuka właściwych słów. W końcu wzrusza
ramionami.
- Nie miałam o nim pojęcia…
- Jak mogłaś nie mieć o nim pojęcia – przedrzeźniam ją –
Przecież Robin wyraźnie go narysował…
- Nie patrzyłam na ten jego głupi rysunek! – warczy – a
przynajmniej nie dokładnie.
Znowu cos mi nie pasuje.
- TO skąd wiedziałaś gdzie masz biec?
Bierze głęboki wdech i szybko wypuszcza powietrze. Wykręca
sobie palce. Jest zdenerwowana. Widzę to. Porusza się niespokojnie, jakby
poprawiała pozycję, ale dobrze wiem, że nie o to jej chodzi. Kilka razy
rozchyla usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale potem kręci głową i odwraca
ode mnie wzrok. Wpatruję się w nią intensywnie. Chcę, żeby mój wzrok ją palił,
żeby musiała się w końcu odezwać, ale ona chyba jest odporna.
- Jill! To było niebezpieczne! Jak mogłaś uciekać nie
wiedząc gdzie jest wejście?!
- Ale ja wiedziałam gdzie ono jest! – krzyczy i odwraca
wzrok.
Bingo! Zaczynam się domyślać o co chodzi. Scott mi to przed
chwilą wyjaśniał i bardzo prosił, żebym sprawdziła tę hipotezę. Mówił, że
bywała tu dziewczyna o ciemnych włosach i zielonych oczach. Podejrzewał, że to
może być Jill, ale nie był pewien. Ja już prawie jestem. Ona tu już była.
Prawdopodobnie nie raz. Tylko dlatego wiedziała gdzie jest wejście, a nie miała
pojęcia o schronie. Nie mogę powstrzymać uśmiechu.
- Co się szczerzysz? – pyta obrażona.
- Przychodziłaś tu kiedyś, prawda? – pytam.
Jill wygląda na zaskoczoną.
- Skąd wiesz? – jej głos jest niepewny, napięty.
Uśmiecham się.
- Scott mi powiedział.
- Och… - rumieni się w takim tempie, że muszę się bardzo
powstrzymywać, żeby nie parsknąć śmiechem. Zawarła w tym krótkim westchnieniu
tyle treści, że ledwo to ogarniam. Zna go i pamięta doskonale. Podejrzewam, że
wtedy zrobił na niej nie lada wrażenie, choć nie rozumiem czemu. Nie jest
przystojny. To fajny facet, nawet bardzo fajny. Jest miły i ma dobre serce,
chyba… ale nie wiem jak może się spodobać od pierwszego wejrzenia. Po prostu
nie jest to twarz, którą od razu się zapamiętuje, a może dla niej jest? Musze
się dowiedzieć o co właściwie chodzi.
- Jill?
- Co?! – odpowiada za głośno i za szybko.
Przesuwam się bliżej niej i łapię ją za rękę.
- Opowiedz mi… - proszę.
- Nie ma o czym. – odwraca wzrok – Przychodziłam tu, żeby im
przynieść pastylki i jedzenie, jak akurat było… To było dawno. Bardzo dawno,
już niewiele pamiętam… - patrzy na mnie niepewnie.
Zaczynam się śmiać. Nie mogę tego powstrzymać. Nie pamięta,
jasne. I dlatego stanęła jak wryta, kiedy zobaczyła Scotta. Ale skoro ona chce
się bawić w podchody, to ja nie mam z tym problemu. Może jak skupię się na niej
i na nim, to zapomnę o… o kimś o kim nie powinnam myśleć, bo to wyłącznie boli!
Kurczę, czy ja na prawde nigdy nie spędzę nawet pięciu minut bez myślenia o
Robinie? Karcę sama siebie w myślach. Muszę z tym skończyć i skupić się na
Jill. Ona pomaga mi, ja jej. Taki jest niepisany układ między nami.
- Wchodziłaś tu kiedyś? Czy zostawiałaś jedzenie pod
drzwiami.
Wzrusza ramionami, ale widzę przesadną doskonałość w tym
geście i wiem, że jest wymuszony.
- Nie pamiętam…
- Nie? – przeciągam to słowo, żeby wiedziała, że jej nie
wierzę.
Bo nie wierzę. Ani trochę. Im dalej w to brniemy, tym
bardziej jestem pewna, że ona tu już była. Mało tego, zna Scotta, a
przynajmniej kiedyś go tu widziała.
Jill wzdycha ciężko.
- Powiedz mi… – mój głos jest łagodny i słodki. Uśmiecham
się zachęcająco. Mam nadzieję, że Jill przestanie się głupio upierać.
- Tak – mówi cicho – wchodziłam tu kilka razy. Za pierwszym
razem prawie od razu uciekłam…
Mój uśmiech się rozszerza, wiem co za chwilę usłyszę.
Poklepuję dłoń Jill, zachęcając ją do kontynuowania opowieści.
- Uciekłam, bo ktoś
był przy drzwiach… - rumieni się – Ktoś, o kim potem przez długi czas
starałam się zapomnieć…
Nie rozumiem. Dlaczego chciała o nim zapomnieć?
- Czemu?
Jill wzdycha przeciągle i wyrywa rękę z mojego uścisku.
Wstaje z łózka i zaczyna chodzić po pokoju, a właściwie, to prawie biega od
ściany do ściany na przemian zagryzając wargę i wykręcając sobie palce. Jest
zdenerwowana. Robi dokładnie to, co ja robię, kiedy nie chce się do czegoś
przyznać.
Przesuwam się na brzeg łóżka i wstaję. Za zdumieniem
stwierdzam, że całkowicie odzyskałam władzę w nogach, a ramię prawie mnie nie
boli. Chyba dezynfekcja i zmiana opatrunku mu pomogła. Podchodzę do Jill i
kładę jej dłonie na ramionach. Dopiero po jakimś czasie podnosi głowę i patrzy
mi w oczy.
- To było on, Scott, prawda? – pytam dla formalności. To
musiał być on.
Kiwa głową.
- Dlaczego chciałaś o nim zapomnieć.
Jill straca moje ręce.
- Nie zrozumiesz! – warczy. – On nie jest taki jak Ian czy
Blake czy… - urywa i patrzy na mnie niepewnie.
- Robin. – kończę za nią – Nie jest, to prawda.
- Nie jest przystojny… - Jill mówi tak cicho, że muszę się
zbliżyć, żeby słyszeć. Nadstawiam ucha.
- A jednak, kiedy go zobaczyłam, poczułam, że… - urywa – Nie
wiem…
Uśmiecham się i przyciągam ją do siebie obejmując prawą
ręką. Ciągle boję się nadwyrężać lewą.
- Wiem… - szepczę jej do ucha. – Rozumiem…
Czuję, że Jill się lekko uśmiecha.
- Wiedziałam ,ze nie mamy szansy… - jej głos drży – Ja byłam
tam, a on tu. On nie mógł przyjść do mnie, a ja nie mogłam zejść tam. TO nie
miało sensu…
- Zakochałaś się w nim?
Kiwa głową.
- To dlaczego mi się
wydawało, że Ian ci się podoba? – pytam.
- Bo musiałam sobie jakoś poradzić z tym, że jego pewnie
nigdy nie poznam. Musiałam znaleźć jakiś inny obiekt zainteresowań. Ian całkiem
dobrze się wpasował. Jest przystojny, podoba mi się z wyglądu, ale nigdy nie
czułam do niego pociągu.. Byłam wściekła, bo myślałam, że on coś czuje do mnie,
a okazało się, że mnie wykorzystywał. Nie lubię jak się mnie wykorzystuje!
Rozumiem ją. Też nie lubię jak ktoś mnie wykorzystuje. I
chyba… Chyba! Chyba rozumiem dlaczego próbowała sobie ułożyć życie z kimś
innym. Prawie tak jak Abby, chciała zapomnieć o sobie. Nie, jednak nie
rozumiem. Ja zrobiłabym wszystko, żeby być z tym, którego pokochałam. Z tym,
kogo pragnę. Znowu myślę o nim i znowu musze przestać. Staram się skupić na
czymś innym. Scott i Jill, Jill i… Przypomina mi się postać, która pojawiła się
jako hologram, kiedy Jill tworzyła idealnego człowieka. Właściwie, był całkiem
podobny do Scotta.
- To jego starałaś się stworzyć w hologramie? – pytam. –
Dlatego nie był podobny do nikogo, kogo znam?
Kiwa głową i uśmiecha się.
- Nie wyszedł idealny. Widziałam go raz i to kilka lat temu…
Zrobiłam co mogłam, ale teraz widzę jak dużo rzeczy mi się nie udało.
Tak jest! Moja dedukcja jest niezawodna.
- On ci się aż tak spodobał? Naprawdę? – nie mogę w to
uwierzyć…
- Od kiedy pierwszy raz go zobaczyłam nie mogłam o nim zapomnieć.
Potem jeszcze kilka razy wchodziłam do Beneath. Chciałam się z nim spotkać i
porozmawiać, przeprosić za to, że wtedy tak uciekłam, ale nigdy już go nie
spotkałam. Byłam pewna, że nie żyje, że coś mu się stało i nauczyłam się z tym
żyć… - mówi szybko, nie przerywam jej bo boję się, że wtedy nic już nie powie –
Nauczyłam się żyć ze świadomością, że nigdy nawet z nim nie porozmawiam… -
podnosi na mnie wzrok – wiem, że to głupie…
Jeszcze jak!
- Wcale nie – uśmiecham się. – Dlaczego? – właśnie, dlaczego?
To kompletnie irracjonalne, co mówisz…
- Nigdy z nim nie rozmawiałam, a nie mogłam o nim zapomnieć.
Nie wiem czemu. Coś, co wtedy zobaczyłam w jego oczach sprawiło, że wiedziałam,
że to on – podkreśla słowo „on” – TY tez tak miałaś z Robinem? – pyta nagle.
Próbuję sobie przypomnieć. Nie, nie miałam tak samo, ale nie
wiem czy to nie efekt tego, że byłam pod wpływem chemii, którą potraktował mnie
Ian. Moje odczucia były wtedy zaburzone. Z początku w ogóle nie rozważałam
Robina w tych kategoriach. Był mi potrzebny, więc do niego poszłam. On
najwyraźniej uznał ,że to jakiś znak i… tyle razy pokazywał mi i udowadniał, że
chce ze mną być. Dbał o mnie tak, jak nawet Abby nigdy nie dbała. Nie wiem, czy
tao było nam pisane, czy on to wypracował. Nie mam pojęcia. Teraz jestem pewna
tylko jednego – nie potrafiłabym o nim zapomnieć tak, jak Jill nie mogła
zapomnieć o Scotcie mimo, że nawet nie znała jego imienia.
- Nie, Jill, nie miałam tak…
Jill zwiesza głowę.
Musze ją pocieszyć. Łapię jej dłoń i pocieram lekko, ogrzewając między moimi
rękoma.
- Ian wtedy potraktował mnie chemią zmieniającą odczucia i
zachowanie. Nie wiem co poczułabym bez niej.
Jill kiwa głową i wzrusza ramionami.
- Teraz to już i tak nie ważne. On na mnie nawet nie
spojrzy.
U smiecham się tak szeroko jak tylko mogę.
- Zdziwiłabyś się.
- Co?!
- Nic więcej ci nie powiem. – cofam się powoli w stronę
łóżka z uśmiechem na ustach.
- Gadaj! – Jill dopada mnie i łapie za ramię. W ostatniej
chwili decyduje się złapać za jedno – zdrowe, a nie za oba. Oddycham z ulgą.
Moja rana jest bezpieczna… do czasu.
- Nie powiem, dopóki nie dowiem się wszystkiego o Blake’u. –
uderza mnie jedna rzecz – Gdzie on właściwie jest?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!