Nie mogę uwierzyć w to co widzę i słyszę. Serce wali mi jak
oszalałe. Mam wrażenie, że za chwilę odpłynę. Nie docierają do mnie bodźce.
Niby widzę przed sobą półnagiego, przystojnego mężczyznę, którego powinnam
nazywać Ozzie, a właściwie O22i3, a który przedstawia się jako Blake. Niby
widzę jego zielone oczy, niby wiem, że patrzy na mnie, czekając aż się odezwę,
bo przed chwilą mi się przedstawił i stoi z wyciągniętą ręką, czekając aż ja
zrobię to samo… Niby czuję dłonie Robina na swoim ciele, jego oddech na swoim
karku, niby słyszę jego szept… Niby.
Nic z tego do mnie nie dociera tak naprawdę. Nie wiem
dlaczego, ale czuję się jakbym była oddzielona od świata jakąś
półprzepuszczalną błoną, która tłumi wszystkie doznania.
Blake coś mówi, ale nie słyszę ani słowa. Robin mu
odpowiada. Słyszę jego głos, ale nie dociera do mnie sens słów. Mogę się tylko
domyślać, że się przedstawił, bo podaje mu rękę. Odwraca mnie przodem do
siebie. Patrzy mi w oczy. Trzyma mnie mocno za ramiona. Czuję lekki ból tam,
gdzie jego palce wbijają się w moje mięśnie. Patrzę na swoje ramiona. Powinnam wyć z bólu
sądząc po tym jak głęboko jego dłonie
wchodzą w moje ciało. Bierze mnie na ręce i sadza na stole na którym jeszcze przed
chwilą leżał zielonooki ocalały.
Właśnie, mój podopieczny…
Jak on właściwie ma na imię? Nie pamiętam… Wiem tylko, że patrzy się na
mnie w sposób, który mi się nie podoba, choć chyba powinien. Wygląda jakby
chciał mnie zjeść. Wiem, co to spojrzenie oznacza, bo takim samym obdarza mnie
Robin, kiedy chce mnie pocałować. Wzrok ocalałego jest bardziej drapieżny,
nienasycony niż Robina. Wygląda, jakby ledwo się powstrzymywał przed rzuceniem
się na mnie w tej chwili. Zaczynam się go bać.
Przenoszę wzrok na błękitne oczy, w których zawsze znajduję
to, co mi potrzebne. Tym razem jest tak samo. Widzę mieszankę troski i miłości.
Chcę się uśmiechnąć, ale nie mogę.
To wszystko mnie przerasta. Sen o Blake’u okazuje się być
prawdziwy. Zgadza się prawie wszystko, jego imiona, kolor oczu i włosów, nawet
postura… Zaraz się w nim zakocham i
zniszczę wszystko to, co teraz pokazuje mi Robin. Nie chcę go zranić. Panicznie
boję się tego, co ma teraz nastąpić. Nie rozumiem jak mam się zakochać w
Blake’u. Fizycznie jest w moim typie, pewnie nawet bardziej niż Robin, ale w
jego oczach jest coś, co mówi mi, że nigdy nie będzie dla mnie takim oparciem
jakim jest mój obecny partner. W jego wzroku jest coś, co każe mi się go bać.
Nie rozumiem tego. Dlaczego los ma mnie związać z kimś, kto prawdopodobnie
tylko namiesza w moim życiu i prawdopodobnie spowoduje, że całe wywróci się do
góry nogami i nigdy już nie będzie takie samo? Nie chcę tego. Nie chcę Blake’a.
Nie jest tak pociągający jak we śnie. Nie czuję tego samego, co czułam wtedy….
No i wreszcie wiem, że nie mogę zawieść Robina. Nie mogę mu tego zrobić. Nie
mogę się poddać losowi, którego żadne z nas nie chce. Może jest dla mnie
jeszcze jakaś nadzieja… choćby najmniejsza.
Łzy płyną po mojej twarzy. Nie mogę ich powstrzymać. Patrzę
w jego błękitne, pełne ciepła i pocieszenia oczy. Czuję delikatny dotyk jego
kciuka, kiedy pociera moje mokre policzki. Nie wiem co mam ze sobą zrobić.
Jestem zrozpaczona. Robin kładzie obie dłonie na mojej twarzy. Jego kciuki
dotykają kącików moich ust, palce wskazujące wciska mi za uszy i delikatnie
podnosi mój podbródek do góry tak, że teraz patrzę prawie w sufit. Pochyla się
nade mną i muska wargami moje usta. Z początku nie mam siły, żeby cokolwiek
zrobić. Chcę, ale nie mogę. Całuje mnie mocniej i po chwili przestaje.
Przykłada usta do mojego ucha i coś szepcze. Nie wiem co. Dopiero po jakimś
czasie słyszę jego głos.
- … cię. Nie pozwolę na to, żeby twój sen się spełnił. Nie z
nim. Na pewno nie… - szepcze.
Nie wiem co mówił na początku, ale to nie ma znaczenia.
Odzyskuję kontrolę nad własnym ciałem i myślami. Zarzucam mu ręce na szyję i
słyszę jak oddycha z ulgą. Przyciska mnie mocno do siebie i całuje w policzek.
- W porządku? – pyta cicho.
Kiwam głową, choć wiem, że to nie prawda. Dalej jestem
przerażona. Muszę z nim porozmawiać. Musimy razem to wszystko przeanalizować.
On wie znacznie więcej niż ja. Ma większe doświadczenie. Może razem coś
wymyślimy. Może uda nam się zmienić to, co jest mi pisane…
- Jesteś pewna? - głos Robina wskazuje na to, że mi nie
uwierzył. Nie dziwię mu się.
- Porozmawiamy później. – mówię i powoli wstaję ze stołu.
Blake przygląda nam się spode łba. Chyba nie podobało mu
się, że Robin mnie całował, bo wygląda jakby miał ochotę go zamordować.
Podchodzę do niego i jego spojrzenie się zmienia. Znów jest drapieżne i niepokojące. Wyciągam rękę.
- Witaj Blake, jestem Jolie – mówię.
Ściska moją dłoń.
- Miło cię w końcu usłyszeć – przesuwa palcem po moim nosie
i ustach schodząc w dół do szyi. Zatrzymuje się tam, gdzie kończy się mój
dekolt. Robin trzęsie się z wściekłości, ale nic nie mówi.
- O22i3, w Underground dotykanie kobiet jest zakazane –
ostrzega.
Blake prostuje się, ale nie spuszcza ze mnie wzroku.
- Ile czasu spałem? – pyta, jakby nie usłyszał tego, co
mówił Robin.
- Coś koło 200 lat, może dłużej – mówię spokojnie, ale cofam
się o krok, bo nie wiem jak zareaguje.
Blake odwraca się do Robina. Przez chwilę widzę, jak jego
zielone oczy lśnią czymś niebezpiecznym.
- Jeśli myślisz, że po dwustu latach będę w stanie się
powstrzymać, to się grubo mylisz. – uśmiecha się, ale nie jest to przyjemny
uśmiech. Boję się – Nawet nie będę próbował.
- Będziesz musiał. – cedzi przez zęby Robin.
- Sądząc po tym, jak patrzy na mnie twoja panna, raczej nie.
– jego głos jest drwiący.
Robin porusza się niespokojnie, a ja robię się czerwona. Nie
wiem, może faktycznie coś było w moim wzroku. Nie mogę zaprzeczyć, że Blake mi
się podoba. Fizycznie, bo ogólnie podoba mi się co raz mniej. Patrzę na niego
wściekła mając nadzieję, że to jakoś zmieni jego mniemanie o sobie, ale chyba
nie mam na to szans…
- Wygląda na to, że podobam się dziewczynom w tym waszym
całym Under-cośtam tak samo jak kiedyś podobałem się dziewczynom na ziemi. –
unosi brew – Wszystkie na mnie leciały – podkreśla słowo „wszystkie ” i puszcza
do mnie oko. Odwracam się.
Widzę, że Robin kipi ze złości. Jego ręce zaciskają się w
pięści i jest bliski uderzenia Blake’a, choć stara się powstrzymać. Podchodzę
do niego i kładę mu dłonie na policzkach. Wciąż miota wściekłe spojrzenia na
ocalałego, ale jego twarz łagodnieje. Obejmuję go w pasie i przytulam policzek do
jego serca. Przytula mnie.
- Chodźmy. – mówi, ale nie wiem czy do mnie czy do naszego
podopiecznego.
Odsuwam się od niego. Robin podchodzi do drzwi i otwiera je.
- Będziesz mieszkał z nami – wyjaśniam Blake’owi wyciągając
do niego dłoń, którą ochoczo łapie wyszczerzając zęby w uśmiechu.
Kątem oka zauważam coś dziwnego w spojrzeniu Robina. Strach?
Niepewność? Nie wiem. Wychodzę z Blake’em z sali na piętrze fioletowych i
kieruję się do windy. Robin idzie tuż za nami. Odwracam się. Wygląda na
zdenerwowanego, ale nie chcę z nim teraz rozmawiać na ten temat. Nie jest to
najlepsze miejsce.
- Ależ tu ponuro! – odzywa się Blake wyrywając mnie z
rozmyślań. Widzę, że rozgląda się gorączkowo poszukując jakichś oznak koloru,
ale nie znajdzie ich poza naszymi ubraniami.
- Szaro. – mówię krótko – Zarówno metal, jak i skały są
szare. To jedyny budulec jaki mamy.
- A co z drzewami? – patrzy na mnie zdziwiony.
- Chyba jeszcze nie zrozumiałeś – odzywa się za moimi
plecami Robin.
Jego głos jest ostry. Inny niż zwykle. Niepokoi mnie to.
– Jesteśmy pod ziemią. Tu nie rosną drzewa, nie ma piesków,
kotków i koników. Są ludzie, kamień i stal. Tyle.
- A kiedy pójdziemy na powierzchnię? – pyta.
Nie zrozumiał.
- Nigdy – odpowiadam. – to niebezpieczne. Wciąż jest tam
skażenie.
-Nie wierzę… - mówi cicho. Wiem, że Robin tego nie usłyszał.
Do mnie ledwo dotarły te słowa.
Blake zatrzymuje się nagle o odwraca gwałtownie nie
puszczając mojej ręki. Prawie się przewracam. Mierzy Robina spojrzeniem od stóp
do głów. Robin prostuje plecy i okazuje się, że jest kilka centymetrów wyższy.
- Dotykać się nie można, całować się nie można, seksu też
pewnie nie można uprawiać…
- Oczywiście, że nie. – przerywam mu, ale obaj patrzą na
mnie takim wzrokiem, że zasłaniam usta dłonią. Nie będę się więcej odzywać. To
jest jakaś dziwna sprawa między nimi, o której najwyraźniej nie mam pojęcia.
- Ale jednak Jolie trzyma mnie a rękę, a ty ją całujesz jak
nikt nie patrzy. Tak się u was przestrzega prawa? – mówi na tyle głośno, że
przechodzący koło nas ludzie patrzą się zdziwieni. Zatrzymują wzrok na naszych
złączonych dłoniach. Chcę się wyrwać z jego uścisku, ale trzyma mnie mocno.
- To co ja robię to nie twój interes. – cedzi przez zęby
Robin.
- Nie mój? – uśmiecha się drwiąco – Ale ich już tak –
wskazuje na ludzi przechodzących koło nas.– Może im o tym powiemy, co? I
zapytamy co o tym sądzą.
Robin sztywnieje i zaczyna się rozglądać. Nie wiem co
zobaczył, ale wyraźnie go to uspokoiło. Wzrusza ramionami. Jedyne co ja widzę, jedyne co łączy tych
wszystkich ludzi to fakt, że wszyscy są z mojego przejścia alfabetu, sądząc po
wyglądzie.
- On całował tę dziewczynę! – drze się Blake pokazując
najpierw na mnie a potem na Robina.
Ludzie zatrzymują się i przyglądają nam uważnie, a potem
robią coś czego się nie spodziewałam. Zaczynają bić brawo. Szczęka opada mi na
podłogę. Blake cofa się o krok, ale nie puszcza mojej ręki. Robin kładzie mi
dłoń na policzku. Wtulam w nią twarz. Podchodzi i pochyla się delikatnie
całując mnie w czoło. Tłum gęstnieje i wiwatuje co raz bardziej. Zauważam, że
Robin ustawił nas tak, żeby nie było widać naszych twarzy w kamerze. Ludzie
znikają na chwilę, żeby zaraz pojawić się w jeszcze większej liczbie. Widzę
wszystkie kolory. Są niebiescy, fioletowi i zieloni, czerwoni a także czarni i
brązowi. Kiedyś była jeszcze sekcja żółta, ale ostatnio uznano, że można ją
wcielić do brązowej i zielonej. Nawet nie pamiętam czym żółci się zajmowali, to
teraz nie ważne. Zauważam, że twarze wszystkich są pomalowane na biało. Ktoś
podchodzi do mnie i wciska mi w rękę kawałek kredy. Smaruję nią twarz. Robin
robi to samo. Blake przygląda się nam zdziwiony, ale się nie odzywa. Widzę jak
mężczyźni i kobiety rzucają się sobie w ramiona, jak przytulają się i całują.
Patrzę zdumiona na Robina.
- Wczoraj był sygnał do rozpoczęcia rewolucji… - zaczyna i
patrzy się na mnie wyczekująco.
- To dlatego mnie pocałowałeś w windzie? – pytam.
Nie podoba mi się to. Miałam nadzieję, ze zrobił to, bo
chciał, a nie dlatego, że dawał jakiś idiotyczny sygnał.
- Zwariowałaś? – pyta. – Winda był wyłącznie dla ciebie, dla
nas… - uśmiecha się – Sygnałem było objęcie cię ramieniem, kiedy z niej wyszliśmy.
Cieszę się, że weszłaś wtedy w rolę.
Patrzę na niego zdumiona. Nie wiedziałam, że z tą rewolucją
mówi na serio. Musimy o tym porozmawiać. Czuję, że Blake puszcza moją dłoń.
Odwracam się. W oddali słychać gwizdki policyjne. Tłum powoli znika, wycierając
twarze z kredy. Wracają do swoich zajęć. Słyszę policję, są co raz bliżej.
Robin łapie Blake’a za ramiona tuż przed tym, jak ten wyrywa się z mojego
uścisku. Ściska go mocno i wprowadza go do windy. Wycieramy twarze. W ostatniej
chwili drzwi windy zamykają się za nami. Miga mi tylko policyjny gwizdek i
mundur. Śmieję się. Nie mogę się powstrzymać. Robin sięga za siebie i wyrywa
kabel z kamery nie patrząc w nią, żeby nikt nie wiedział, że to on to zrobił.
Wysiadamy na piętrze czerwonych i szybko idziemy do jego boksu.
- Nie próbuj tego więcej – mówi Robin zamykając za sobą
drzwi na klucz i chowając go do kieszeni spodni.
- Bo co? – Blake zakłada ręce i patrzy się na niego
wyzywająco – Bo mnie zamkniesz?
- Uważaj, bo akurat ja mam takie możliwości. Jestem
najwyższym sędzią w Underground.
Blake cofa się o krok.
- To co miała oznaczać ta demonstracja na korytarzu.
Powinieneś ich wszystkich aresztować…
Robin się uśmiecha i kiwa na mnie, żeby podeszła. Robię to o
co prosi i oplatam go rękami w pasie.
- Widzisz, nie tylko tobie nie podoba się prawo Underground.
Blake uśmiecha się lekko. Kolana mi miękną. Jego oczy świecą
jeszcze żywszą zielenią niż do tej pory. W policzkach pojawiają się dołeczki.
Zakłada włosy za ucho. Jest niesamowicie pociągający. Serce mi przyspiesza.
Czuję dłoń Robina na swojej talii. Przenoszę wzrok na niego i zapominam o
Blake’u. W zimno niebieskich oczach odnajduję spokój, którego mi zawsze
potrzeba.
- To świetnie. Kiedy mogę liczyć na zmianę? – pyta.
- Będziesz musiał uzbroić się w cierpliwość. Nie chcemy
doprowadzać do rozlewu krwi, więc rewolucja będzie raczej cicha. Mamy nadzieję
na zmianę świadomości mieszkańców. – mówi rzeczowo.
Uwielbiam go kiedy
taki jest. Wiem wtedy dokładnie dlaczego został tym, kim został. Wiem wtedy, że
wszystko co robi jest przemyślane i dokładnie zaplanowane. W jego działaniach
nie ma przypadku. Doskonale wie co i kiedy powinien zrobić i mam wrażenie, że
przeanalizował wszystkie możliwe scenariusze.
- Znaczy, że trochę to potrwa – krzywi się Blake.
Kiwam głową. Mnie się to nie podoba tak samo jak jemu, albo
i bardziej.
- Przez pierwszy tydzień możesz się tym nie przejmować.
Będziesz siedział z nami w boksie i nie będziesz się stąd ruszał. Musimy ci
wyjaśnić jak działa Underground, a ty musisz zacząć panować na nowo nad swoim
ciałem. Po dwustu latach w lodówce, możesz nie mieć najlepszej kontroli nad
sobą.
Blake milczy przez chwilę. Otwiera usta, jakby chciał coś
powiedzieć, ale zaraz je zamyka. Robi tak kilka razy. W końcu się odzywa. Ma
inny głos niż wcześniej. Nie jest tak pewny siebie. Jakby coś go dręczyło.
- Dlaczego wam na tym zależy? Dlaczego odkopujecie nas, żeby
zmuszać nas do życia w kanałach? Nie chcemy tego. – mówi cicho, powoli,
spokojnie. Zupełnie to do niego nie pasuje, a może pasuje do niego, a tylko nie
pasuje do mojego wyobrażenia o nim. Jego oczy są przygaszone.
- Nie chcecie żyć? – Robin patrzy na niego zdziwiony.
- W takim świecie? W zamknięciu? Nie. – jest szczery. Widzę
to w jego oczach. Naprawdę mówi to, o czym myśli.
Patrzę na niego i nie wiem co mam powiedzieć.
- Straciliśmy wszystko, co kochaliśmy. Ludzie, których
znaliśmy w większości nie żyją… - jego oczy robią się smutne, ale zaraz się
otrząsa i kontynuuje. – Całe nasze życie zostało na powierzchni. Nie umiemy żyć
pod ziemią jak wy…
- Dlaczego? – pytam.
Blake wzdycha.
- Gdybyś kiedyś widziała słońce i wiedziała jak piękny i
kolorowy był świat na górze, jak cudownie żyło się bez idiotycznych zakazów –
podchodzi do mnie i kładzie mi ręce na ramionach, a potem jedną z nich przenosi
na policzek. Kciukiem przejeżdża mi po ustach.
Zamieram. Rozchylam usta i oddycham szybko. Za szybko. Serce
mi przyspiesza. Zielone oczy wpatrują się we mnie. Nie czeka na pozwolenie. Nie
pyta. Pochyla się i przyciska usta do moich.
Najpierw paraliżuje mnie strach, ale zaraz odzyskuję
świadomość. Nie. Nie zakocham się w nim. Nigdy! Teraz rozumiem dlaczego Robin
czekał i pytał o pozwolenie. Nienawidzę kiedy ktoś robi to bez niego!
Nienawidzę i dlatego wkurzał mnie Ian i wkurza mnie Blake. Nie wolno im!
Odpycham go stanowczo. Nie wygląda na zdziwionego. Za to Robin jest wściekły.
Łapie go za ramiona i wpycha do sypialni, w której wcześniej spałam. Wchodzi
tam razem z nim i zamyka drzwi. Nie wiem o czym rozmawiają, ale nie ma ich
dłuższą chwilę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!