Me

Me

czwartek, 25 kwietnia 2013

Beneath 26

Stawia mnie na ziemi dopiero kiedy właz do Beneath zamyka się za nami. Ja wciąż kurczowo trzymam się jego koszulki i wtulam twarz w jego szyję chłonąc jego ciepło i zapach. Boję się go puścić, bo przeraża mnie myśl, że znowu coś nas rozdzieli. Nie chcę tego. Cała się trzęsę, choć nie jest mi zimno. Jestem przerażona tym, co mogło się stać. Robin obejmuje mnie mocno i całuje. Pociera moje ramiona, żeby mnie rozgrzać, a w końcu odsuwa mnie nieco od siebie. Nie puszczam jego koszuli. Palce mnie już bolą od kurczowego zaciskania, ale nic mnie to nie obchodzi. Nie puszczę i już. Omiata mnie wzrokiem.
- Co on ci zrobił? – pyta. Jego głos jest pusty.
- Nic – głos mi się trzęsie. – Nie zdążył. Jelena mi pomogła… - urywam – I Ethan.
Robin kręci głową.
- Jelena? Dlaczego?! – dziwi się. W sumie powinien, też się tego po niej nie spodziewałam…
- Chyba widziała w tym szansę dla siebie… - zaczynam – Kocha go…
Robin kiwa głową.
- Czy on próbował cię… - urywa. Twarz ma napiętą i patrzy na mnie badawczo.
W gardle rośnie mi gula na wspomnienie tego jak mnie dotykał i jak bardzo tego nie chciałam. Nie mogę nic powiedzieć, więc tylko kiwam głową.
Robin zaciska pięści. Widzę, że jest wściekły i patrzy na właz.
- Nie – mówię.
Patrzy na mnie, ale jakby mnie nie widział. Rusza w stronę włazu. Zapieram się z całej siły, żeby go powstrzymać, ale on wyrywa się mojego uścisku i z wściekłością otwiera właz. Jest już jedną nogą po drugiej stronie, kiedy udaje mi się przełknąć gulę i wydusić z siebie jakieś słowa.
- Nie zostawiaj mnie – to błagalna prośba. Sama słyszę ból i żal w swoim głosie. I tęsknotę, o tak, tęsknotę. Zostań. Potrzebuję, żebyś teraz był przy mnie... Nie mówię mu tego. Licze, że się domyśli. Musi.
Zatrzymuje się i ogląda przez ramię. Wiem, ze wyglądam okropnie. Opadłam na kolana i patrzę na niego błagalnie. Ręce mam skrzyżowane na piersiach i cała się trzęsę. Po policzkach ciekną mi ogromne łzy. Potrzebuję go teraz, bardzo. Ian mnie skrzywdził, nawet jeśli do niczego fizycznie nie doszło, to moja psychika jest w rozsypce. Potrzebuję oparcia…
- Proszę, zostań ze mną… - chrypię.
Widzę, że się waha, ale w końcu wściekły zamyka właz i zapiera pręt o przeciwległą ścianę, żeby nie dało się go otworzyć. Przez chwilę mi się przygląda. Jego twarz łagodnieje. Podchodzi do mnie i klęka obok. Przyciąga mnie do siebie. Z piersi wyrywa mi się westchnienie ulgi.
- Nie chcę cię stracić – mówię przyciągając go do siebie i znów wczepiając palce w jego koszulę. – Nie mogę…
Przesiada się tak, że opiera się plecami o ścianę. Nic nie mówi, tylko patrzy na mnie. Siadam na jego kolanach i opieram głowę na jego ramieniu. Potrzebuję bliskości, potrzebuję go teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Obiecaj mi, że już nigdy… - urywam. Wiem, że nie może mi tego obiecać, bo to nie zależy od nas. Nie podnoszę głowy i nie widzę jego twarzy, ale wiem, że cały się napiął. Zawsze tak jest kiedy proszę go o coś, czego nie może mi obiecać.
- On chciał cię zabić… - mówię. – Przypadkiem wstrzyknął to mi…
- Och, Jolie, czemu mnie nie obudziłaś? – wtula twarz w moją szyję. – Co ja bym zrobił, gdybyś wtedy umarła? Znaleźliśmy tę strzykawkę… - ręce mu się trzęsą. – To cię mogło łatwo zabić i tylko w Underground mogli cię uratować, dlatego nie poszedłem po ciebie od razu. Musiałem im dać czas… - urywa i patrzy na mnie. Widzę, że jest na siebie wściekły. – Teraz myśle, że powinienem pójść wcześniej… - zaciska pięści.
Całuję go lekko.
- Nie… - mówię – ledwo odzyskałam kontrole nad własnym ciałem. Gdybyś zabrał mnie wcześniej, mogłabym nie przeżyć.
Kiwa głową.
- Ale jak sobie pomyślę co on chciał zrobić… - głos mu się łamie. – Jolie, przepraszam…
Obejmuję go i przyciągam do siebie.
- To nic… - mówię i uśmiecham się szeroko. – Dzięki temu uświadomiłam sobie jedną rzecz.
Podnosi na mnie wzrok.
- Dzięki czemu?
Biorę głęboki oddech. Musze mu powiedzieć.
- Ian mnie dotykał. – głos mi drży, a jego twarz tężeje. – To było okropne… - mówię urywanym zdaniami. – Chciał mnie zmusić do… Rozbierał mnie… Gdyby nie Ethan, przybiegłabym tu nago… Robin, on mnie całował i to było takie okropne… Próbowałam sobie wyobrażać, że to ty, ale nie mogłam, bo wszystko było nie takie… Koszmar.
Obejmuje mnie mocno i przyciąga do siebie.
- Przysięgam, że jeśli tylko dostanie się w moje ręce, zabiję go. – cedzi przez zęby. – Przepraszam, że musiałaś przez to przechodzić… - dodaje pocierając kciukiem mój policzek.
Wtulam się w jego dłoń i przez chwilę się nie ruszam. On też. Siedzimy razem i jest nam dobrze. Wtedy sobie coś przypominam i zrywam się na równe nogi. Łapię go za rękę. Patrzy na mnie zdziwiony.
- Ślub! – krzyczę.
Podnosi się powoli i kładzie mi ręce na ramionach.
- Jolie, wiem, że nie byłaś tego pewna… - urywa i przygląda mi się uważnie, ale ja się tylko uśmiecham. – ja naciskałem, bo chciałem cię zatrzymać przy sobie, mimo, że wiedziałem, że nie powinienem…
- Masz rację. – odpowiadam – Nie byłam, ale już jestem… - chcę iść, ale on zatrzymuje mnie w miejscu.
Kręci głową. O co mu znowu chodzi?
- Dlaczego? – ściąga brwi i pojawia się charakterystyczne V, które świadczy o tym, że jest zdenerwowany i niepewny siebie.
- Co dlaczego? – nie rozumiem pytania.
- Dlaczego teraz jesteś pewna…
O matko! Bo tak!
- Dlatego, że tylko myśl o tobie pozwoliła mi tam nie zwariować – ruchem głowy wskazuję właz do Underground – Dlatego, że tylko ty mnie nie okłamujesz… - kładę mu dłoń na policzku – Dlatego, że jesteś dla mnie jedynym oparciem, kiedy cały mój światopogląd sie rozleciał, kiedy wszystko okazało się być kłamstwem… - pocieram go kciukiem – Dlatego, że tylko ty dajesz mi poczucie bezpieczeństwa… - widzę, że lekko się rozluźnia, uśmiecham się – Dlatego, że wiem, że mnie kochasz, bo czuję to w każdym twoim dotyku – głos mi się łamie – Dlatego, że tylko ty zawsze wiesz doskonale co zrobić, żebym poczuła się wspaniale. Uświadomiłam to sobie w Underground, kiedy Ian próbował zająć twoje miejsce. – Patrzę mu w oczy – Wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, że cię kocham, naprawdę kocham i nie potrafię bez ciebie żyć…
- Och Jolie… - przyciąga mnie do siebie i całuje mocno. – Ja bez ciebie… - urywa. – Nie wiem co bym zrobił gdyby cos ci się stało… - głos mu się łamie – Tak bardzo cię kocham!
Ma łzy w oczach, ale uśmiecha się szeroko. Ocieram je kciukiem. Pozwolił sobie na pokazanie emocji i płacze ze szczęścia. Bardzo mnie to cieszy, bo lubię, kiedy jest sobą, kiedy otwiera się przede mną. Wtedy czuję, że mi ufa, że chce, żebym znała go całego, ze wszystkimi jego emocjami. Ja też tego chcę.
Wyciągam rękę, ale on obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie. Tak schodzimy do Beneath.
- Dlaczego mówiłeś, że mnie nie znałeś wcześniej? – pytam.
Spina się. Zdenerwowałam go.
- Widziałam filmy, które pokazywała ci Abby. – pocieram kciukiem jego dłoń, żeby wiedział, że nie chcę kolejnej kłótni. Nie pytam go o to, żeby mu robić wyrzuty.
Rozluźnia się.
 - To nie Abby. Ona tylko pokazała mi ciebie, powiedziała, że to jest jej wariacja na temat mojego ideału. A filmy sam tworzyłem, Jolie. Zakochałem się w tobie dużo wcześniej niż powinienem, byłaś jeszcze dzieckiem, ale tak niesamowicie pogodnym i troskliwym… Zawsze stawiałaś czyjeś potrzeby na pierwszym miejscu i to mnie tak urzekło, że nie mogłem oderwać od ciebie wzroku. Nie obchodziło mnie, że jedyne co masz wspólnego z moim ideałem to kolor włosów...
Uśmiecham się i kiwam głową.
- Przepraszam, ze ci wcześniej nie powiedziałem… - urywa. – Nie chciałem cię wystraszyć. Uznałem, że lepiej będzie, jeśli nie dowiesz się wszystkiego od razu, bo możesz uznać, że mam nieczyste intencje, a ja cię po prostu kochałem od momentu stworzenia… Dlatego odrzucałem wszystkie propozycje, bo wiedziałem, że w końcu pojawisz się ty i że może dasz mi szansę, mimo, że jestem już starym kawalerem...
Wybucham śmiechem.
- Tak staruszku, dam ci szansę. – zatrzymuję się i całuję go – Nie obchodzi mnie jak powstałam i dlaczego.  Nie obchodzi mnie już teraz nic. – mówię – Do niczego mnie nie zmuszałeś… Nie miałam zakodowane, że mam się w tobie zakochać, tak po prostu się stało.
Uśmiecha się moim ulubionym uśmiechem. Cała jego twarz się rozjaśnia.
- Chodź, pójdziemy cię ubrać – mówi
- A co ze ślubem? – denerwuję się.
- Pastor poczeka. – kładzie mi dłoń na plecach i popycha mnie lekko do przodu – reszta też.
Wchodzimy w milczeniu do domu Scotta. Jill rzuca mi się na szyję, kiedy tylko wyłaniam się zza kotary. Scott podnosi się z ziemi podchodzi powoli, a Blake stoi jak zwykle na drugim końcu i opiera się niedbale o ścianę. Uśmiecha się szeroko.
- Za godzinę? - Scott wyciąga na powitanie rękę, a Robin ściska ją mocno.
- Tak. Zawiadomisz wszystkich? – pyta.
Scott kiwa głową i wychodzi.
Łapię Jill za ramiona, bo jej uścisk krępuje moje ruchy.
- Jestem – mówię – wszystko w porządku.
Jill odsuwa się i uśmiecha.
- Tak się cieszę. – patrzy na mnie podejrzliwie – pójdę po ubranie – mówi i wychodzi.
- Dobrze się czujesz? – Blake odpycha się od ściany i podchodzi do mnie.
Podchodzę do niego. Obejmuje mnie i przyciąga do siebie. Jest dla mnie jak ojciec, który się o mnie troszczy i robi wszystko, żeby moje zycie było idealne. Wtulam się w niego i chłonę jego ciepło.
- Co on ci zrobił? – pyta – Robin mówił, ze możesz umrzeć, bo coś ci wstrzyknął… - urywa.
Kiwam głową.
- Mogłam, ale nie umarłam. Nic mi nie jest…
- Czy on… - zaczyna, ale odpycham go i kręcę głową.
- Dotykał mnie, do niczego więcej nie doszło. – mówię – chcę o tym zapomnieć…
Kiwa głową i całuje mnie lekko w policzek.
- Cieszę się, że nic ci nie jest…
Uśmiecham się i odwracam. Robin przebiera siew elegancki uniform. Czarny. Nigdy go w takim nie widziałam więc przyglądam się z zaciekawieniem, ale Blake odwraca mnie tyłem do niego.
- Nie możesz go oglądać w dniu ślubu. – mówi – Nie w ślubnym garniturze.
- Czemu? – pytam.
- Bo to przynosi pecha…  Tak kiedyś mówiło się w Overhead.
Wybucham śmiechem.
- A to co było do tej pory to było szczęście, tak?
Blake też się śmieje.
- Jeśli tak, to chyba nie chcesz ryzykować pecha, nie?
Kręcę głową i staję z założonymi rekami tyłem do Robina. Po chwili wraca Jill i ciągnie mnie w przeciwległy kąt. Podaje mi bieliznę. Biały stanik i majtki. Wyciąga z worka białą suknię taką, jak widziałam kiedyś na uroczystościach zaślubin w Underground. Jest prosta, z odsłoniętymi ramionami i rozkloszowanym dołem. Słyszę jak Blake wyprowadza Robina na korytarz.
- poczekajcie – proszę.
- Dołączymy do nich później – uśmiecha się Jill i pomaga mi założyć suknię, potem zapina zamek na plecach. Czuję mrowienie  w brzuchu. Jestem zdenerwowana. Ręce mi się trzęsą. Patrzę na nią, ale ona odwraca mnie tyłem do siebie i zaczyna upinać moje włosy. Na koniec smaruje mi usta błyszczykiem.
 - Zabrałaś go ze sobą? – pytam.
- Pewnie, to jedyne  co warto było wziąć.
Wybucham śmiechem. Pewnie ma rację.
Jill pociąga jeszcze moje oczy czarną kredką i przygląda mi się przez chwilę.

- Wyglądasz bosko! – uśmiecha się. – Gotowa na ślub? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!