Nie chcę płakać, nie chcę mu pokazywać, że się boję i że nie
mam już siły na walkę, ale łzy same lecą mi po policzkach. Jego ręce na moim
ciele są jak rozżarzone pręty. Jego dotyk mnie pali. Jest zbyt brutalny i zbyt
nachalny, nie podoba mi się. Jego dłonie wciąż są wilgotne, zastanawiam się czy
nie używa chemii, ale jestem prawie pewna, że nie. Czuję wyłącznie odrazę, a
przy chemii to by było raczej niemożliwe…
- Jolie, nie bój się… - Ian ociera łzy z moich policzków.
Jak mam się nie bać? Próbuje mnie zmusić do czegoś czego nie
chcę, mimo, że wyraźnie daję mu do zrozumienia, że nie powinien. Grzmocenie
pięściami i wrzaski nie wystarczyły. Kręcę energicznie głową, żeby odwiązał
koszulę z moich ust. Przygląda mi się przez chwilę i spełnia moją prośbę.
- Nie rób tego – proszę spokojnie. – Nie chcę… - przełykam
łzy.
Uśmiecha się tak, jak to robił, kiedy przechodziłam przez
symulacje niebieskich. Przez chwilę widzę dawnego jego, mojego przyjaciela,
kogoś komu kiedyś ufałam, słusznie czy nie…
ale zaraz znowu zaczyna mnie dotykać i czar pryska. Jestem wściekła i
walę go po łapach.
- Nie! – wrzeszczę – rozumiesz?!
Uśmiecha się i zbliża do mnie. Zatyka mi usta dłonią i
całuje w szyję. Spinam się cała, bo to jest miejsce, które jest dla mnie
szczególnie znaczące. Nie wiem dlaczego, ale uwielbiam, kiedy Robin dotyka
mojej szyi. Nie ma znaczenia czy tylko muska ją dłonią, czy całuje, zawsze
przechodzą mnie niesamowicie przyjemne dreszcze. Teraz to jest tak koszmarnie
sztuczne i okropne, że nie mogę tego znieść i znów łzy płyną mi po policzkach.
Odpycham go, ale jest dużo silniejszy i nie daję rady. Przypominam sobie, jak
Robin się ze mnie śmiał, kiedy mówiłam mu, ze dam sobie radę z Ianem. Miał
rację. Nie mam żadnych szans. Ian przyciska biodra do moich. Odwracam głowę w
bok.
- Jolie… - szepcze mi prosto do ucha.
Zaciskam zęby i zamykam oczy. Nie, nie chcę tego, nigdy nie
chciałam. Nienawidzę go co raz bardziej z każdą minutą. Nienawidzę!
- Przestań – proszę, kiedy dobiera się do mojego stanika.
Nie słucha. Majstruje przy zapięciu i zdejmuje mi go. Moje
ręce automatycznie wędrują do góry, zasłaniam się, ale on łapie mnie za
nadgarstki i przyciska mi ręce do ściany za moimi plecami. Szarpię się i
rzucam, ale biodrem dociska mnie do zimnego kamienia i już nie mam żadnego
ruchu.
- Nie… - cicha prośba wyrywa się z moich ust.
Ian uśmiecha się. Jego usta wędrują od mojego ucha, przez
szyję i obojczyk aż do piersi. Wzdrygam się, ale nie mam możliwości ruchu. Jego
ciało blokuje moje. Jestem na skraju rozpaczy, bo wiem, że za chwilę zmusi mnie
do czegoś czego nie chcę. Doskonale wiem o co mu chodzi i to mnie przeraża.
Znów zaciskam powieki, żeby chociaż go nie widzieć. Może uda mi się wyobrazić
sobie, że to Robin… może… Nie! To niemożliwe. On mnie tak nie dotyka. Wszystko
jest nieodpowiednie, niedelikatne, nie takie, jak powinno być.
- Robin… - płaczę – pomóż mi…
Wzywam go, choć wiem, że nie usłyszy. Wiem, że został w
Beneath i pewnie właśnie szaleje z rozpaczy, bo nie wie co się ze mną dzieje.
Możliwe, że robi coś głupiego, bo myśli, że go zostawiałam. Liczę na Blake’a i jego
rozsądek…
Ian schyla się do moich majtek, ale drzwi otwierają się
nagle i uderzają go w tył głowy. Ktoś musiał mieć klucz. Nie wiem kto, nie
interesuje mnie to. Ian upada. Ja łapię swoje ubrania i szybko wypadam na
korytarz nie oglądając sięga siebie. Słyszę, że Ian jęczy i mamrocze coś, żeby
mnie zatrzymali, ale ja biegnę. Nie mam zamiaru się zatrzymywać dopóki nie
dotrę do Beneath. Kiedy dopadam do schodów do zejścia słyszę za sobą Iana.
- Stój Jolie, jeśli nie chcesz, żebym ją zabił!
Zatrzymuję się. Jestem pewna, że ma Jill. Odwracam się i
widzę dziewczynę, ale to nie Jill. Nie spodziewałam się tego. Dwóch mężczyzn
bierze mnie pod ramiona. To policja. W jednym z nich rozpoznaję Ethana, ale się
nie odzywam. Widzę, że stara się na mnie nie patrzyć, żeby zapewnić mi choć
odrobinę prywatności i żeby mnie nie krępować. On się stara. Jego towarzysz
nie. Jego ręka co chwilę ląduje na moim pośladku, albo przypadkiem muska moje
piersi. Wzdrygam się i kopię go w kostkę. Krzywi się z bólu i wymierza mi policzek.
Twarz już mnie piecze. Jestem pewna, że jutro będę miała sine ślady pod okiem,
ale to mnie nie obchodzi.
- Po cholerę przylazłaś – cedzi Ian. Nie mówi do mnie tylko
do niej.
Zmieniła się od czasu kiedy ostatnio ją widziałam. Jej rude
włosy wypłowiały, a oczy są jakby przygaszone, ale kiedy spogląda na niego jej
twarz się rozjaśnia. Nic z tego nie rozumiem i dopiero, kiedy jej spojrzenie
przenosi się na mnie dociera do mnie, że ona go kocha. Po prostu.
Policjanci popychają mnie i upadam na kolana przed Ianem. Ubrania wypadają mi z rąk i rozsypują się po
podłodze. Łapie mnie mocno za ramię i stawia do pionu. Nie patrzę na niego,
tylko na nią.
- cześć – mówię i ściskam jej dłoń.
Wyrywa się z mojego uścisku.
- Nie dotykaj mnie! – krzyczy. – Chcesz mi go odebrać!
Patrzę na nią szeroko otwartymi oczami.
- Tak, jak odebrałaś mi Robina, teraz chcesz mi odebrać
Iana. Oni nie należą do ciebie, Jolie!
Potrząsam głową. Nie mogę się na nią złościć. Nie wiem co on
jej zrobił, ale wiem, że ma jakieś urojenia. Znowu łapię jej dłoń i ściskam
lekko.
- Jelena, Ian jest twój. – uśmiecham się do niej.
Przez chwilę widzę w jej twarzy cień zrozumienia, ale potem
on szepcze jej coś do ucha i po chwili dostaję od Jeleny w ucho. Boli, piecze i
dzwoni. Nie wiem jak to zrobiła, ale jej uderzenie bolało o wiele bardziej niż
którekolwiek z wcześniejszych.
Ian prowadzi nas z powrotem do gabinetu. Tym razem nie ma
wolnej ręki wiec nie zamyka drzwi na klucz, ale wiem, że zaraz po drugiej
stronie stoi dwóch policjantów, bo skinieniem głowy kazał im tam czekać.
- Jolie… - mówi niskim głosem. – Nie rób tak więcej – kiwa
mi palcem przed nosem. – Łamiesz mi serce…
To już przesada.
- Chętnie złamałabym ci cokolwiek innego! – odparowuję.
Jelena przygląda mi się badawczo.
- Nie mówisz poważnie – Ian znów gładzi mnie po twarzy i
przyciąga mnie do siebie, żeby mnie pocałować. Naciska mocno na moje wargi.
Krzywię się i odwracam bokiem. Uderza nosem w mój policzek. Trzęsę się w
ściekłości.
- Zostaw mnie! – cedzę przez zęby. – Ona cię kocha. Z nią
się baw! – warczę
Jelena otwiera szeroko usta.
- Bawię się – Ian przyciąga ją do siebie i całuje krótko.
Widzę rozanielenie na jej twarzy, którego kompletnie nie
rozumiem, bo Ian to drań, ale jeśli jej jest z nim dobrze, to jej sprawa. Wiem,
że on może jej zrobić krzywdę, ale mnie to nie obchodzi. Przestało mi zależeć
na jej bezpieczeństwie po tym jak doprowadziła do tego, że musiałam uciekać i
porzucić Robina.
Czuję jak ktoś łapie mnie za dłoń. Spoglądam w dół. To
Jelena. Ian całuje jej szyję, a ona przyciska go do siebie i kiwa głową w
stronę drzwi. Jestem jej za to wdzięczna. Czekam jeszcze chwilę, bo wiem, że
musie mieć jakiś plan. Popycha go mocno, a on cofa się aż siada na biurku i
przyciąga ją do siebie. Stoję przez chwile i mu się przyglądam z rozchylonymi
ustami, bo wiem, że on tez na mnie patrzy, ale po chwili Jelena się nim zajmuje
i mam wolną drogę. Nie mam ubrań, ale
się tym nie przejmuję. Wybiegam na korytarz.
- Zatrzymajcie ją! – wrzeszczy Ian, ale Jelena skutecznie go
powstrzymuje przed ruszeniem w pogoń za mną.
Ethan stoi i udaje, że mnie nie zauważył. Widzę jego broń w
kaburze. Nie zapiął jej. Myślę, że zrobił to specjalnie. Przez chwilę
zastanawiam się co powinnam zrobić, ale pistolet kusi. Muszę jakoś pozbyć się
drugiego policjanta. Wyciągam broń i strzelam mu w nogę, żeby nie mógł mnie
gonić. Puszczam się pędem przed siebie. Uciekam. Biegnę prosto do schodów.
Ethan pędzi za mną, ale udaje, że kuleje, żeby mnie nie dogonić. Dopiero na
schodach dopada mnie.
- Tu nie ma kamer – sapie i ściąga bluzę, żebym miała się
czym okryć.
- Dziękuję. – uśmiecham się do niego.
- Nie idź do wejścia Robina. – mówi – jest spalone. Wiem, że
do niego jest bliżej, ale nie możesz.
Kiwam głową.
- Pójdę do tego, którym weszłam za pierwszym razem.
Ethan uśmiecha się.
- Dlaczego nie uciekniesz ze mną? – pytam.
- Nie zostawię rodziny – kładzie mi rękę na ramieniu.
Rozumiem go, więc kiwam głową.
- Jeszcze raz dziękuję – uśmiecham się.
- Zawsze do usług – odpowiada i uśmiecha się do mnie
szeroko. – Wracaj do niego. pokazuje mi wyjście na poziomie Beneath.
Uśmiecham się szeroko.
- Jaki dziś dzień? – wciąż nie wiem ile czasu spałam, więc
nie wiem czy jest poniedziałek czy wtorek…
- Środa – odpowiada Ethan.
- O matko! – zegarek na ścianie gabinetu Iana wskazywał
jedenastą. Ślub. Cholera. Zrywam się do biegu. Wypadam na korytarz i biegnę do
wejścia, które było oznaczone na mapie mojego taty. Pamiętam dokładnie trasę.
Skręcam co chwila w inną stronę. Pędzę, jakby gonił mnie tabun policjantów, ale
tu nikogo nie ma. Za piątym z kolei zakrętem wpadam na kogoś. Cholera, nie
sprawdziłam. Zaraz zaprowadzą mnie z powrotem do Iana. Jakieś ręce zaciskają
się na moich ramionach. Czuję czyjś oddech na szyi. Jest ciemno, nie mam
pojęcia kto mnie trzyma, więc szarpię się. Chcę się wydostać. Może uda mi się
dopaść włazu do Beneath zanim ten ktoś mnie dogoni. Walę go pięściami. Mocno.
- Jolie… - szepcze mi do ucha.
Sztywnieję chyba znam ten głos, ale jestem tak zdenerwowana,
że nie umiem go przypisać do twarzy.
- Jolie, uspokój się, to ja… - przyciska mnie mocno do
siebie, a ja czuję jak otacza mnie znajome ciepło i powoli się rozluźniam.
- Robin… - szepczę. – przyszedłeś po mnie…
Śmieje się lekko, odgarnia włosy z mojej szyi i całuje mnie
delikatnie.
- Zawsze po ciebie przyjdę. – szepcze, a jego wargi
przesuwają się w górę mojej szyi i po szczęce, żeby w końcu odnaleźć moje usta.
Taaaaak. Tego mi było trzeba. On wie jak mnie dotykać, żeby
było mi dobrze. Zaciskam dłonie na jego koszuli i przyciągam go mocniej do
siebie. Przez chwilę zapominamy gdzie jesteśmy. Nie możemy się nacieszyć sobą,
aż w końcu on bierze mnie na ręce i niesie do włazu.
- Co ci zajęło tyle czasu? – pytam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!