Me

Me

środa, 3 kwietnia 2013

Beneath 1


Dla tych wszystkich, dla których chciałabym mieć więcej czasu…


A true friend sees the first tear,

Catches the second

And stops the third.




Wszystko mnie boli. Otwieram oczy. Jest ciemno. Nie mam pojęcia gdzie jestem. Nie widzę nawet zarysu pomieszczenia. Próbuję sobie przypomnieć wydarzenia ostatniego dnia, albo kilku, ale nie mogę. W mojej głowie jest pustka. Powoli się do tego przyzwyczajam. Za zwyczaj, kiedy dzieje się coś, co nie koniecznie chcę pamiętać, mój umysł odfiltrowuje te wspomnienia i chowa gdzieś głęboko, żebym nie mogła do nich od razu dotrzeć. Zastanawiam się o co chodzi tym razem.
Próbuję się podnieść. Nie wiem gdzie trafiłam. Jestem bezbronna. Ktoś mnie tu przyniósł. Nie pamiętam tego pomieszczenia. Nie wiem dlaczego, ale muszę uciekać. Nie wiem czy nie zrobią mi krzywdy. Opieram się na lewej ręce i czuję przeszywający ból w barku. Opadam z powrotem na plecy i oddycham głęboko próbując uspokoić przyspieszające serce. Podnoszę rękę do góry i przyglądam się jej. Krzywię się z bólu przy każdym ruchu, ale nie krzyczę, bo nie mogę. Krzyk zaalarmowałby tych, którzy mnie tu przynieśli i którzy mnie  tu przetrzymują, a ja nie wiem jakie są ich intencje. Nie wiem czego ode mnie chcą. Może chcą mnie skrzywdzić?
Powoli wracają do mnie obrazy, które widziałam tuż przed utratą świadomości. Pamiętam korytarz w podziemiach, nigdy nie biegłam tak szybko i tak daleko. Przypominam sobie odgłosy strzałów. Wiem dlaczego boli mnie ramię. Z początku policjanci chybiali, ale w końcu jeden z nich mnie postrzelił. Wracają wcześniejsze wspomnienia. Siedzę w schronie. Słyszę głos Robina. Wiem, że go biją. Chcę mu pomóc. Chcę, żeby to się skończyło, ale nie mogę się wydostać. Prześladuje mnie głos Jacka, mówi, że będzie torturował Robina, żeby ten powiedział gdzie jestem. Zalewa mnie fala rozpaczy. Jestem pewna, że Jack każe go katować aż go zabije. Łzy ciekną mi po policzkach. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Przed oczami staje mi Blake. Jego zielone oczy są wpatrzone we mnie. Wydaje się prawdziwy, ale wiem, że to tylko wspomnienie. Mówi, ze kocham Robina i że musze to zrozumieć zanim będzie za późno. Właśnie zrozumiałam i właśnie jest za późno. Robina nie ma przy mnie. Prawdopodobnie już nigdy go nie zobaczę. Dał się złapać, bo chciał wrócić po mnie. Dał się złapać przeze mnie. Wnętrzności skręcają mi się z żalu. Obracam się na bok i płaczę w poduszkę. Ogarnia mnie pustka. Zasypiam.
Budzi mnie rozmowa. Pamiętam ten głos. To on zdecydował, że powinni mnie wziąć i się mną zająć. Potem ktoś podniósł mnie z ziemi. Nie wiem kto. Próbuję otworzyć oczy. Udaje mi się. Światło jest zapalone. Jestem w jakimś małym pomieszczeniu. Obok mnie stoi łóżko, a na nim leży jakiś mężczyzna. Ma zdarte do krwi ramię. To musi boleć. Odwracam się od niego, bo nie jestem w stanie znieśc widoku krwi.
- Budzi się. – zauważa ten sam męski głos, który pamiętam z wczoraj.
- Jak się czujesz? – tego głosu nie poznaję. Należy do kobiety. Nie widzę rysów jej twarzy. Mam nieostry wzrok. Wiem tylko, że jest ubrana w coś szarego, albo czarnego. W każdym razie, ciemnego.
Kobieta pochyla się i dotyka mojego czoła. Odtrącam jej rękę. Nie chcę, żeby mnie dotykała. Nie wiem kim jest i czego chce.  Marszczę brwi, próbując zmusić oczy do wyostrzenia obrazu. Udaje mi się to po dłuższej chwili.
Jakaś kobieta pochyla się nade mną. W niebieskawym świetle lamp jej twarz wygląda blado. Jest bardzo chuda. Ma wystające kości policzkowe i obojczyki. Ściąga brwi i przygląda mi się z zaciekawieniem, a potem wyciąga rękę do mojego lewego ramienia.
- Nie dotykaj mnie. - warczę.
Kobieta wzrusza ramionami i odsuwa się. Podchodzi do stojącego przy drzwiach chłopaka. Mówi przyciszonym głosem, ale i  tak ją słyszę. 
- Nie powinieneś jej tu przynosić. Nie mamy możliwości, jedzenia… Nie możemy jej pomóc.
Chłopak wzrusza ramionami i otwiera drzwi. Kobieta wychodzi. Mam nadzieję, że on zrobi to samo. Nie chcę z nim rozmawiać. Powinnam być mu wdzięczna, bo prawdopodobnie tylko dzięki niemu żyję. Problem w tym, że ja nie wiem czy chcę żyć. Jedyna osoba, którą kochałam została w Underground i albo już umarła, albo zaraz umrze. Mój świat przestał istnieć, a ja nie mam teraz ani siły ani ochoty na budowanie nowego. Właściwie to nie wiem czy kiedykolwiek będę chciała zbudować nowy świat, w tamtym było mi całkiem dobrze...
Chłopak podchodzi do mojego łóżka i odchrząkuje. Pociera ręką czoło. Ma brudne dłonie. Całe umazane czymś czarnym. Teraz na jego twarzy też są ciemne smugi. Przyglądam mu się. Nie jest przystojny. Ma za duży, garbaty nos i małe usta. Jego twarz jest pełna sprzeczności. Oczy są duże, wygląda na zdziwionego. Ma długie, brudne włosy, pozlepiane w jakieś dziwne strąki. Ciężko mi określić ich kolor, mam wrażenie, że nie mył ich od miesiąca. Jasnoniebieskie oczy przypominają mi tylko jedną osobę i powodują, że ucisk w mojej piersi jest co raz większy i bardziej przejmujący. Przed oczami miga mi twarz Robina, łzy cisną mi się do oczu, ale mrugam szybko, żeby je wygonić. Nie mogę pokazać słabości przed obcym facetem. Nie wiem kim on jest. Budowę ciała ma trochę podobną do mojego taty. Ma bardzo szerokie ramiona i mocno nabudowane mięśnie ramion. Wygląda jak wszyscy robotnicy, którzy pracują przy kopaniu tuneli. Przez chwilę zastanawiam się czy w Beneath też kopią. Nie wiem tego. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Chłopak robi kolejny krok w moją stronę. Porusza się powoli, ostrożnie, jakby się bał, że coś mu zrobię, jakby nie wiedział jak zareaguję. I dobrze. Sama nie wiem co mam robić, jak się zachowywać. Pewnie powinnam mu podziękować, ale to nie wydaje się właściwe. Nie teraz…
- Cześć – wyciąga do mnie rękę.
Nie ruszam się. Nie odpowiadam ani na jego gest ani na jego słowa. Nie wiem czy mogę mu zaufać. Do tej pory raczej nie szło mi dobrze z wyborem przyjaciół. No, może poza Jill. Na myśl o niej ściska mnie w dołku. Nie wiem co się z nią stało. Robin krzyczał, ze uciekła, że jej się udało, ale nie wiem gdzie jest i dopóki się nie dowiem, nie mogę się cieszyć. Wiem, że uciekała do tego samego przejścia, w którym kiedyś pobito Robina. Nie mogę być pewna, że jej się nic nie stało.
Chłopak odchrząkuje i opuszcza rękę. Nie wiem jak długo trzymał ją wyciągniętą, ale chyba za długo. Jego twarz się zmienia.
- Słuchaj, jak chcesz grać niedostępną to spoko, ja nie mam z tym problemu, ale wiedz, że wtedy nikt się nie będzie tobą opiekował, a potrzebujesz naszej pomocy. Jesteś ranna.
Odwraca się i odchodzi w kierunku drzwi. Przez chwilę się waham, ale dochodzę do wniosku, ze on nie jest niczemu winien. Chciał dobrze.
- Poczekaj – chrypię, oczyszczam gardło. – Przepraszam… Możemy zacząć jeszcze raz?
Zatrzymuje się i powoli odwraca w moją stronę. Próbuję się uśmiechnąć, ale nie wiem czy mi to wychodzi. Jego błękitne oczy wpatrują się we mnie w taki sposób, że przez chwilę mam wrażenie, że to Robin, ale w innym ciele. Chcę się podnieść, chcę do niego podejść, chcę się do niego przytulić i chcę, żebyśmy już zawsze byli razem. Nie interesuje mnie jego wygląd. Przyjęłabym go pod dowolną postacią. Unoszę się odrobinę na prawym łokciu, ale jestem za słaba. Opadam z powrotem na łóżko.
- Tak? – odzywa się. Czar pryska. To nie Robin. To nie ten głos, nie ta intonacja. To nie on. Tylko te oczy są mylące… Wzdycham.
- Dziękuję, że mnie tu przyniosłeś. – mówię to szczerze, choć nie wiem dlaczego. Jeszcze chwilę temu chciałam umrzeć, teraz gdzieś z tyłu głowy kołacze mi myśl, że może Robin żyje, może uda mi się go jakoś wydostać z rąk Jacka. Może oni mi w tym pomogą…
- To nie ja – odwraca się na chwilę, a potem znowu wpatruje się we mnie.
Nie wiem dlaczego kłamie, ale mam zamiar się dowiedzieć. Jestem pewna, że to on. Pamiętam ten głos. Nie widziałam jego twarzy, ale dokładnie pamiętam jak mówił, że jestem ranna i trzeba mi pomóc. Zaraz potem ktoś wziął mnie na ręce. Idę o zakład, że to był on. Pamiętam twarde jak skała mięśnie i szerokie ramiona. Znacznie szersze niż te, które nosiły mnie wcześniej. Pamiętam dziwny zapach, który mnie wtedy otoczył. Coś jakby węgiel. Chyba… Miałam z nim styczność tylko kilka razy, ale mam wrażenie, że tym właśnie pachniał mój wybawca.
No i druga sprawa. Kobieta, która niedawno wyszła też mówiła, ze to on. To nie może być zbieg okoliczności.
- To byłeś ty. Pamiętam twój głos. TY mnie znalazłeś. TY mnie tu przyniosłeś. – odpowiadam. Staram się być spokojna, ale mój głos drży, bo chłopak zbliża się do mnie co raz bardziej. – Dlaczego zaprzeczasz?
- Nie lubię jak ktoś czuje wobec mnie dług. – ściąga brwi. – Wtedy zachowuje się fałszywie, a ja tego nie lubię.
Patrzę na niego zdumiona. Ma trochę racji. Nie wiem skąd u niego ta dojrzałość. Nie wygląda na dużo starszego ode mnie. Mimo, że jego dłonie są zniszczone i  brudne a twarz umazana czymś czarnym, widzę, że ma około dwudziestu lat.
- Rozumiem. Więc nie dziękuję, że się mną nie przejąłeś.
Uśmiecha się. Wygląda wtedy o wiele lepiej niż ze swoją standardową, chyba, zafrasowaną miną. Jakby wiecznie czekał aż ktoś mu sprzeda kopa.
- Gdzie jestem? – pytam.
- Jak to gdzie? W Beneath, a czego się spodziewałaś?
Kręcę głową. To niemożliwe. Całe życie wpajano mi, że Beneath to miejsce gdzie nie da się żyć. Miejsce pełne dzikich, niebezpiecznych stworów. Miejsce od którego należy się trzymać z daleka.
- Skąd się tu wzięliście.
- Ja się tu urodziłem – wypina dumnie pierś. – Reszta to uciekinierzy z Underground. Oskarżeni, skazani… Różnie.
Coś mi tu nie pasuje.
- Jak to się urodziłeś? – pytam.
- Normalnie – wzrusza ramionami. – Mój ojciec zakochał się w mojej matce i vice versa. Przespali się ze sobą i po dziewięciu miesiącach pojawiłem się ja. –jego głos jest beznamiętny. Nie wiem jak można się tak wypowiadać o własnych rodzicach. Jak można do nich nic nie czuć?
- gdzie są twoi rodzice?
- Uciekli. Zostawili mnie i uciekli. Ta kobieta, którą widziałaś jest dla mnie jak matka. To ona mnie wychowała.  
- Przykro mi… - zaczynam, ale przerywa mi machnięciem ręki.
- Wiesz kim byli twoi rodzice? – pytam.
Kręci głową i wzrusza ramionami.
- Nie obchodzi mnie to.
- Byli uciekinierami z Underground?
- Pewnie tak – patrzy na mnie z ukosa – Ale co to ma za znaczenie?
- Nie wiem. – odpowiadam.
Kłamię. Nie pasuje mi tu coś. Znowu. Jakim cudem jego ojciec mógł mieć dzieci? Przecież mężczyźni w Underground są bezpłodni. Czy to możliwe, że to kolejne kłamstwo, którym nas karmili? Za dużo tego. Kręcę głową. Chłopak przygląda mi się dziwnie, ale nic nie mówi. Nie rozumiem o co mu chodzi. Zamykam na chwilę oczy, a kiedy je otwieram on jest tuż przy mnie. Wyciąga rękę do mojego barku. Patrze na niego przerażona. Ma brudne ręce. Jego dłonie są wielki i niezgrabne. Nie chcę, żeby mnie dotykał. Odsuwam się odrobinę i staram się zapaść jak najgłębiej w materac.
- Muszę zobaczyć jak to się goi.
Nie odzywam się, tylko z obrzydzeniem przyglądam się jego rękom. Podnosi je do góry i ogląda przez chwilę, po czym wyciera w spodnie. Niewiele to pomaga, bo jego całe ubranie pokryte jest taką samą czarną substancją jak ręce. Pochyla się nade mną i łapie za brzeg bandaża odchylając go do góry. Zamieram i wstrzymuję oddech. Przygotowuję się na szorstki dotyk. Przygotowuję się na ból, ale nic takiego nie następuje. Nie mogę uwierzyć w to jaki jest delikatny i ostrożny. Nie mogę zrozumieć jak może taki być mając tak duże, zniszczone ciężką pracą dłonie. Przez chwilę przygląda się mojej ranie, ale chyba satysfakcjonuje go to, co widzi bo prostuje się i uśmiecha.
- Wygląda nieźle, ale miałaś dużo szczęścia.
Patrzę na niego pytająco.
- Centymetr w górę i miałabyś strzaskany obojczyk. Nie wiem czy moglibyśmy ci wtedy pomóc. – wzdycha – Kilka centymetrów w dół i poszłoby w serce. Wtedy… - urywa i odwraca wzrok.
- Wiem. – mówię cicho – Wtedy nie byłoby czego zbierać. Nie dotarłabym nawet za drzwi…
Zapada niezręczna cisza. Patrzymy na siebie, ale żadne z nas nie wie co powiedzieć. Zaczynam rozumieć jak niewiele dzieliło mnie od niechybnej śmierci albo trwałego kalectwa. Nie wiem tylko ciągle czy takie rozwiązanie nie byłoby dla mnie lepsze. Wzdycham.
- Jak  masz na imię? – pytam w końcu, mając nadzieję na przerwanie tego milczącego impasu.
- Scott. – odpowiada krótko. – A ty?
- Jolie. – chrypię. Nie wiem dlaczego.

Scott cofa się kilka kroków i łapie się za głowę po czym wybiega z pokoju powtarzając w kółko moje imię. Nic nie rozumiem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!