Jill patrzy na mnie z ukosa. Widzę, że jest trochę zła, że
nie powiedziałam jej nic na temat Scotta. Widzę, że ją to męczy, a jednak
obiecałam mu, że nic jej nie zdradzę i chcę tej obietnicy dotrzymać…
Mnie z kolei ciekawi co wymyślił Blake. Dlaczego nie uciekł
na górę tak, jak zamierzał. Nie uwierzę, że to dlatego, że nie wiedział którędy,
bo to zawsze można jakoś przeskoczyć, coś wymyślić, poszukać wyjścia. Jakieś
musi być. Chociażby kanałami wentylacyjnymi. Przecież skądś bierzemy powietrze
do oddychania pod ziemią. Pewnie ciężko będzie się przebić przez te różne
filtry, która musimy tam mieć, żeby skażenie się nie przedostało, ale na pewno
wszystko jest do zrobienia i zależy tylko od odpowiedniej determinacji. Tak mi
się wydaje.
- Co z Blake’em? – pytam po dłuższej chwili. Nie rozumiem
tego człowieka. Co on właściwie wyprawia?
Gdzie on właściwie jest i co robi? Czy on próbuje sobie coś udowodnić? Czy
nam? Nie wiem…
Jill wzrusza ramionami i dalej udaje obrażoną.
- Nie powiem ci nic więcej o Scottcie jeśli nie opowiesz mi
o Blake’u do cholery! – warczę. Mój głos jest ostry. Nie żartuję. Chcę wiedzieć
co i jak zanim zajmę się czymkolwiek innym.
Patrzy na mnie przez chwilę, jakby nie wierzyła, że potrafię
się tak zachowywać. Jakbym zawsze była grzeczna i delikatna, jakbym nigdy nie
przeklinała… W końcu potrząsa głową i podnosi na mnie wzrok.
- Został w Underground.
– mówi krótko. Mam nadzieję, że powie coś więcej, wyjaśni, rozwinie
myśl, ale ona milczy.
- Jill! – jestem co
raz bardziej wkurzona i to widać, zarówno po moim zachowaniu, jak i po głosie.
- Co? – ma nieprzytomny wzrok. Chyba się nad czymś zamyśliła.
Jasna cholera, czy ona się nie może skupić na jednym?
- Blake! Pamiętasz? – nie mogę powstrzymać nerwowości – Co z
nim?
Jill patrzy na mnie zaskoczona.
- Został.
- Dlaczego?!
- Nie wrzeszcz na mnie bo nic ci nie powiem. – zakłada ręce
na piersi i wydyma usta.
Oszaleję! Nie wiem jak mam się teraz uspokoić. Próbuję sobie
przypomnieć co robiła moja mama, ale nie udaje mi się. Widzę tylko Robina
przykładającego palce do skroni i biorącego kilka głębokich wdechów. Robię to
samo, co on za każdym razem, kiedy wystawiałam jego cierpliwość na próbę.
Przypominam sobie ile razy do tej pory mi się to zdarzyło i nie mogę uwierzyć, że
nigdy na mnie nie warknął. Ja nie jestem tak spokojna, nie umiem. Jak tylko coś
mnie wyprowadzi z równowagi to się zapętlam i jest co raz gorzej… Wzdycham
ciężko. Próbuję się skupić na czymś dobrym. Jedyne co przychodzi mi na myśl to
te krótkie chwile spędzone z Robinem, kiedy się nie kłóciliśmy chwilowo.
Przypominam sobie, jak goniłam go po łóżku u siebie w pokoju. Moje mięśnie się
rozluźniają, a palce lżej naciskają na skroń. Przypominam sobie jego uśmiech,
jego radość, kiedy zgodziłam się zostać jego dziewczyną. Moje usta rozciągają
się w uśmiechu. Mam wrażenie, że spada mi ciśnienie krwi. To dobrze.
Przypominam sobie nasz pierwszy pocałunek. Ogarnia mnie błogie, cudowne
uczucie. Nie jestem w tej chwili zdolna do denerwowania się.
Podnoszę wzrok i patrzę na Jill. Jestem spokojna, naprawdę.
- Przepraszam Jill, już nie będę…
Uśmiecha się.
- Tak lepiej.
- Więc… - przeciągam
to słowo. Tym razem nie ma we mnie nerwowości. Jest tylko zaciekawienie.
Przekrzywiam głowę na bok i czekam.
Twarz Jill się rozjaśnia. Podejrzewam, że lubi, kiedy jest w
centrum uwagi, kiedy to, co ona ma do powiedzenia jest najciekawsze, choćby
tylko dla jednej osoby.
- Blake uratował mnie przed policjantami chowając się ze mną
w tym schronie. Tylko dzięki niemu uciekłam.
Kiwam głową i kręcę kółka palcem, żeby mówiła dalej.
- Siedzieliśmy tam ponad dobę chyba, więc mieliśmy czas,
żeby porozmawiać. – uśmiecha się – Pytał głównie o ciebie. Czy byłaś bardzo zła
i w ogóle.
Kręcę głową. Nie byłam na niego zła. Jestem w stanie pojąć
jego motywy. Mogę zrozumieć, że chciał uciec, że chciał wrócić na górę do
Overhead, do świata który znał i pamiętał, zwłaszcza, że sam mówił, że jego
zdaniem da się tam już mieszkać. Naprawdę myślę, że mogłabym to pojąć zwłaszcza
po tym, co opowiedział mi o Mary i o swoim świecie, zwłaszcza kiedy widziałam
jak kompletnie nie pasuje mu zycie tutaj. Nie mogę jednak zrozumieć dlaczego
zamiast w górę zszedł w dół. Nie pojmuję… Wracam myślami do rozmowy z Jill.
- Czemu się zastanawiał co ze mną? – pytam.
- Chyba cię polubił i
czuje się w jakiś sposób odpowiedzialny za to co się stało…
- Czyli za co? – pocieram z zainteresowaniem brodę.
- Opowiedziałam mu, że złapali Robina, że ty musiałaś
uciekać, ale się rozdzieliłyśmy i nie wiem gdzie jesteś…
Jill opowiada mi całą ich rozmowę. Blake czuł się winny.
Uważał, że przez to, że uprawiał seks z Jeleną ja zostałam rozdzielona z
Robinem. Nie wiem czy faktycznie tak było. Nie umiem go też potępić za to, co
zrobił. On tak po prostu ma i koniec. Albo się przyzwyczaję, albo mogę o nim
zapomnieć. Nie wiem co takiego widzi w seksie, ale najwyraźniej nie był się w
stanie temu oprzeć. Jeśli przez dwieście
lat nie mógł się doczekać tylko tego jednego, a Jelena pojawiła się jak na zawołanie,
to czemu miał nie skorzystać. Twierdził przecież, że jest podobna do jego Mary.
Blake ponoć uważa, że nie powinno się rozdzielać mnie z
Robinem. Powiedział, że nasza miłość i oddanie jest tak oczywiste, że jest to
po prostu zbrodnią. Umówił się z Jill, że spotkają się za miesiąc przy tym
samym włazie i wymienią doświadczeniami. On będzie szukał Robina i spróbuje go
wydostać z łap Jacka, a Jill spróbuje
odnaleźć mnie. I spróbują doprowadzić do tego, żebyśmy znowu byli razem.
Uśmiecham się szeroko i ogarnia mnie wyłącznie wdzięczność.
Nie mogę nie być wdzięczna. Mam dwie osoby, które chcą mi pomóc odzyskać
Robina, które zrobią niemal wszystko, żebyśmy mogli znowu być razem. To
niesamowite jak bezinteresowni potrafią być niektórzy ludzie…
- Dlaczego chcecie to zrobić? – pytam w końcu.
- Bo tak nie powinno być – Jill ściąga brwi – Nie powinno
się rozdzielać ludzi, którzy się kochają i już! Powinniście być razem. Tak musi
być i koniec!
Uśmiecham się i zarzucam jej ręce na szyję. Bark piecze mnie
od nagłego ruchu, ale nie zwracam na to uwagi. Zalewam się łzami, których nijak
nie mogę powstrzymać. Nie są to łzy smutku, ale radości. Cieszę się, że nie
jestem w tym wszystkim sama. Cieszę się, ze za miesiąc być może spotkam Robina.
Nie mogę się doczekać. Już się cieszę na samo spotkanie.
Jill poklepuje mnie chwilę po ramieniu, a potem odsuwa od
siebie.
- Pokrwawisz mnie zaraz! – wrzeszczy.
Patrzę z niepokojem na swoje ramię, ale nie widze krwi. Jill
wybucha śmiechem. Ja też zaczynam się śmiać.
- A teraz do rzeczy. – mówi po chwili – Co ze Scottem?
Uśmiecham się. Wiedziałam, ze nie odpuści. Wiedziałam, że
będzie chciała się dowiedzieć czegoś więcej. Wiedziałam, że nie wytrzyma.
Patrze na nią i czekam. Chcę zobaczyć jak zareaguje. Zaczyna się wiercić.
- Jolie!
- No już dobrze, dobrze. – mówię w końcu – Scott to fajny
facet. Pasowalibyście do siebie.
Jill przygląda mi się jakby czekała na więcej.
- To wszystko? Nic więcej mi nie powiesz? Chyba sobie
żartujesz!
Wpada mi do głowy szatański pomysł. Jestem pewna, że Scott
nie odszedł daleko od drzwi. Nie wiem dlaczego, ale jestem o tym w stu procentach
przekonana. Nabieram powietrza w płuca. Widzę, że Jill odsuwa się ode mnie. Ma
przerażoną minę.
- Scott! – wrzeszczę na całe gardło, jakby ktoś mnie
obdzierał ze skóry.
Nie mija sekunda, drzwi się otwierają. Wiedziałam. Siadam
wygodnie na łóżku i uśmiecham się. Jill przerażona patrzy w stronę wejścia,
Scott stoi w drzwiach na lekko ugiętych nogach. Wciąż trzyma jedną rękę na
klamce. Rozgląda się, zamyka za sobą drzwi i podchodzi do mnie. Widzę, że
ukradkiem patrzy na Jill, ale podchodzi do mnie. Udaje, że jej nie ma. Widzę
jak Jill szepcze niesłyszalnie coś w rodzaju „a nie mówiłam…” i wiem, że uważa,
że Scott jej w ogóle nie widzi. Ja wiem, że jest inaczej. Macham na nią
dyskretnie reką. Cofa się odrobinę na łóżku, żeby być dalej od niego. Nie pojmuję
tego. Wcześniej była nawet zbyt odważna. Z Ianem, potem z Robinem, kiedy poszła
porozmawiać o mnie. Potem z Jeleną, a wreszcie z rewolucją i z ucieczką.
- Co się stało? – pyta Scott przyglądając mi się uważnie –
Krzyczałaś jakby działo się z Toba coś złego…
- Tak? – pytam. Staram się zrobić niewinną minę, ale wiem,
że w kącikach ust igra mi uśmiech, którego nie mogę odkleić od twarzy.
- Po co mnie wołałaś? – dłonią pociera nerwowo kark. Widzę,
że chce spojrzeć na Jill, bo jego oczy uciekają w tamtym kierunku, ale głowę
trzyma sztywno, w moim kierunku.
- Wiesz… - zaczynam. Nie przemyślałam tego .Nie wiem co mam
powiedzieć. Po co mogłam go wołać? Mam! – Kiedy będę mogła wyjść stąd? – pytam.
Jestem dumna z tego jak genialnie to wymyśliłam.
- Właściwie już możesz. Nie krwawisz, masz zabezpieczoną
ranę, leki przeciwbólowe przestały działać a ty nie wrzeszczysz z bólu. –
wzrusza ramionami – możesz już iść jak dla mnie, ale poczekaj, zapytam
pielęgniarki.
Wychodzi na chwilę. Kiedy drzwi się za nim zamykają, Jill
przysuwa się do mnie.
- Co ty robisz? – pyta półgłosem. – On mnie kompletnie
ignoruje. To mi chciałaś pokazać.
Przykłądam palec do ust i kręcę przecząco głową.
- Nie może się powstrzymać, żeby co chwilę na ciebie nie
zerkać. Uspokój się. Podobasz mu się.
Jill odsuwa się, jakby nie wierzyła w to co mówię.
- Przyjrzyj się jak będzie wchodził teraz.
Jak na zawołanie, drzwi się otwierają. Staje w nich Scott z
jakąś kobietą w pobrudzonym kitlu. Jill wpatruje się w niego, a on co chwila na
nią spogląda, odwracając wzrok, kiedy tylko ich spojrzenia się krzyżują. Boże…
Czemuż on musi być taki niedomyślny? Czy naprawdę jest aż tak nieśmiały? Nie
wygląda. Jest wielki jak mój tato. Nie powinien być nieśmiały. Jill uśmiecha
się lekko. Scott czerwienieje. Chce mi się śmiać, ale kobieta podchodzi do mnie
i zaczyna mi wykręcać ramię na wszystkie strony. Boli jak nie wiem co, ale nie
krzyczę, tylko lekko się krzywię. Uśmiecha się do mnie na koniec zaglądając pod
opatrunek.
- Nic ci nie jest. – mówi – możesz opuścić szpital. Scott
pokaże wam gdzie będziecie spały.
Kobieta odwraca się i wychodzi. Scott stoi nieco zszokowany
na środku pokoju, jakby nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Jill pomaga mi wstać
i razem podchodzimy do niego.
- Pokażesz nam Beneath? – pytam i biorę go pod rękę. – Nie
mamy pojęcia jak się tu poruszać…
- J-Jasne – jąka się.
- Macie tu łazienkę? – Jill przystępuje do ataku – obmyłabym
się…
- Ja też! – chyba przesadziłam z entuzjazmem, bo Scott
patrzy na mnie jak na wariatkę. Nie ważne. Mnie może uważać za walniętą, byle z
Jill było wszystko w porządku. Nie zaponę jej tego, jak próbowała mi
wytłumaczyć zachowanie Robina, jak poszłą do niego, żeby się dowiedzieć czego
właściwie ode mnie chce. Nie zapomnę, że troszczyła się o mnie jak o rodzoną
siostrę. Jestem jej coś winna. Prawdopodobnie po części dzięki niej udało mi
się zostać dziewczyną Robina, prawdopodobnie dzięki niej wiem czym jest miłość
i wiem co on dla mnie znaczy. Gdyby nie ona, mogłabym go zostawić. Nie byłam w
stanie go zrozumieć, a ona mi to wtedy tak dokładnie wytłumaczyła. Teraz ja
musze pomóc jej. Muszę pomóc Jill w zdobyciu serca Scotta. Choć jak teraz na
niego patrzę, to nie wiem czy moja pomoc będzie potrzebna. Ściskam rękę Jill i kiwam
na nią głową. Załapuje w lot.
- To jak? – pyta uśmiechając się do Scotta i biorąc go pod
drugą rękę. – Idziemy.
Scott nieznacznie kiwa głową. Widzę, że Jill go peszy, więc
pokazuję jej ,żeby trochę przystopowała. Uśmiecha się i kiwa głową.
-Dam sobie radę -
mówi cicho za plecami Scotta.
Razem wychodzimy na korytarz i wtedy ogarnia mnie
przerażenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!