Me

Me

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Beneath 17

Próbuję jakoś wymazać wspomnienie klątwy i tego, że środa to dzień w którym będziemy musieli się rozstać. Godzinę po ślubie, o ile na niego pójdę, bo poważnie zastanawiam się czy nie uciec do Iana wcześniej. Po prostu nie podjęłam jeszcze decyzji. Nie wiem czy zostanę jego żoną czy nie. Chcę tego. Bardzo. Wiem, że to jest on, ten jedyny, wymarzony, ukochany. Wiem to i czuję, ale zwazywszy na okoliczności, nie mam pojęcia co zrobić. Nie wiem. Wzdycham ciężko.
- Co się dzieje? – jego głos jest pełen niepokoju.
Marszczę brwi, bo nie wiem czy chcę mu to mówić. Mam ogromny problem z tym wszystkim. Nie pomaga mi to jak on reaguje na jakiekolwiek sygnały, że cos między nami może się nie udać. Boję się tego. Nie chce być przyczyną jego załamania po raz kolejny. Kiedy go poznawałam wydawał się taki silny, myślałam, ż nic nie jest w stanie go złamać, był typem wojownika. Nigdy nie był przesadnie pewien siebie, miał kompleks Iana i pewnie nadal go ma, ale wiedział doskonale czego chce i był gotowy na poświęcenia. Zaczął rewolucję, która nas rozdzieliła, a kiedy ja zrobiłam coś co mogło się skończyć kolejną rozłąką, załamał się. To do niego niepodobne. Nie jest i nigdy nie będzie Blake’em, który doskonale wie ile jest wart i nie rozmienia się na drobne, ale nie o to mi chodzi...
 Jak na zawołanie Blake przeszedł koło nas obejmując ramieniem jakąś ładną blondynkę zasłuchaną w jego opowieści i udając, że nie ma pojęcia kim jesteśmy. Obejrzałam się za nim, ale Robin położył mi rękę na policzku i zmusił do patrzenia na siebie.
- Zmieniłeś się… - zaczynam. Cofam się o krok, żeby móc go obserwować. Nie wiem jak mu powiedzieć, że męczy mnie to jak bardzo zmiękł.
- Jak?
Wzdycham. Nie powinnam mu chyba robić o to wyrzutów, ale nie daje mi to spokoju.
- Kiedyś myślałam, że jesteś twardszy… - urywam i patrzę na niego. Nie odzywa się tylko ściąga brwi – Dlaczego tak się rozkleiłeś nad wodospadem? – wyrzucam te słowa jednym tchem. Nie wiem czy nie brzmią jak oskarżenie. Właściwie sama siebie nie słucham. Jestem zdenerwowana. Nie chcę mu robić wyrzutów, ale za dużo mam przed nim tajemnic i tej kolejnej nie mogę utrzymać.
- Bo cię naprawdę kocham, Jolie. – przyciąga mnie do siebie – Bardzo mocno. – wzdycha – I kiedy wydawało mi się, że ty nie chcesz tego co ja… - urywa. Chyba czeka na moją reakcję, ale ja się nie odzywam. Nie wiem co mam mu teraz powiedzieć. – To bolało, bardzo bolało. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek cokolwiek aż tak nam nie wpłynie. – odgarnia moje włosy i całuje mnie w szyję - Poza tym byłem jeszcze trochę pod wpływem chemii Iana. Normalnie nie wyrażam emocji w tak oczywisty sposób. Nie lubię kiedy ludzie patrzą jak cierpię…
Serce mnie boli kiedy mówi o cierpieniu. Obejmuje go mocno  pasie i wtulam się policzkiem w jego ciało.
- Nie chciałem, żebyś to widziała – ciągnie – Nie powinnaś mnie oglądać takim stanie. Powinienem być dla ciebie oparciem, a nie ciężarem… - wzdycha – Ale to nie zmienia faktu, że wtedy zobaczyłaś dokładnie jak się czułem. Chemia pozbawiła mnie tego co normalnie robię, zmusiła mnie do całkowitego otworzenia się i pokazania emocji. – Przyciska mnie mocno do swojej piersi, jakby się bał, że zaraz odlecę.
Zaczynam rozumieć jak bardzo go zraniłam wtedy, choć to nie była prawda tylko jego domysły, jego wyobrażenie o tym, że może mi na nim nie zależeć. Mam łzy w oczach. Nie wiem jak teraz mam w ogóle myśleć o zostawieniu go, o tym, że będę musiała go porzucić dla Iana…
Robin ociera kciukiem moje łzy.
- Nie płacz, Jolie. – prosi – jesteś ze mną. To wszystko nie ma już znaczenia i nie ma szans się powtórzyć dopóki jesteśmy razem. – przełyka głośno ślinę – A jeśli kiedyś stwierdzisz, że nie chcesz już ze mną być, obiecuję, że nie będziesz musiała mnie oglądać w tym stanie, dobrze?
Cały on! To właśnie jest Robin. Nie ważne co on czuje, ważne jest tylko to, żeby mi nie zaszkodzić, nie ważne co on czuje. Nie ważne, że mogę go zranić. Myśli tylko o mnie. Tak jest od początku naszej znajomości… Wieczne pytanie o to czego ja chcę, zapominanie o jego potrzebach i o jego uczuciach. Potrząsam głową, chcę go zapewnić, że go nie zostawię, ale wiem, że będę musiała, choć mnie zaboli to tak samo jak jego. On myśli tylko o mnie, może ja powinnam pomyśleć o nim i powiedzieć mu to wszystko, wyjaśnić jak niewiele czasu mamy dla siebie…. Nie, nie mogę. Nie jestem nim. On taki jest z natury, ja nie, muszę to jakoś przeżyć.
Zaciskam powieki i skupiam się na jego ostatnich słowach. „Dobrze?”
Nie, do cholery, nie dobrze! W głowie mówię do niego wszystko, ale tylko w głowie. Nigdy nie wypowiadam tych słów na głos. Nie dobrze… To znaczy dobrze, a właściwie to wszystko jedno,  bo i tak nie będę cię oglądać, bo mnie nie będzie, będę z Ianem, parę metrów wyżej, pewnie będzie mnie całował, kiedy ty się zorientujesz, że już nie wrócę… Może Blake w końcu powie ci prawdę, może nie. Nie wiem, nie mam na to wpływu.
Podnoszę na niego wzrok. Wciąż płaczę, choć staram się stłumić szloch.
- Znowu myślisz tylko o mnie… - chrypię.
Kręci głową.
- Nie, Jolie. Ja nie okazuję takich emocji, nigdy. Możesz to nazwać moją wadą, ale tak mam. To był jedyny moment, kiedy płakałem naprawdę. Jedyny, który miałaś okazję oglądać. I więcej ich nie będzie. Nie ze względu na ciebie, tylko na mnie. To nie jestem ja… - urywa.
Milczę. Nie mam pojęcia co mam teraz zrobić.
- Powiedz coś… - prosi pocierając moje ramiona.
- Chodźmy stąd.
Ściąga brwi. Jest zdenerwowany.
- Jolie, musisz mi w końcu powiedzieć o co chodzi. – chrypi – Zachowujesz się jak nie ty. Nie wyglądasz jakbyś się cieszyła, że jesteśmy razem, choć chwilami, kiedy jesteś blisko, czuję, że tego chcesz… -wzdycha – Przeskakujesz z zachwytu w przerażenie. Nie ogarniam tego…
- Chodźmy do domu – ignoruję jego uwagę – jestem zmęczona.
Ruszam w stronę domu Scotta. Robin przez chwilę mi się przygląda ale w końcu dogania mnie i obejmuje ramieniem.
- Jolie, jeśli coś cię martwi, chyba powinienem o tym wiedzieć, nie uważasz? – całuje mnie lekko w czoło – Chcę ci pomóc.
- Nie możesz… - zaczynam. Nie wiem dlaczego to powiedziałam. Nie powinnam zaczynać tego tematu. – Nikt nie może mi pomóc…
Z trudem hamuję łzy.
- Jolie… - zaczyna błagalnie, ale łapię go mocno za ramię i zatrzymuję.
- Zapomnijmy o tym, dobrze! – krzyczę – I postarajmy się cieszyć tym, co mamy teraz!
Wszystkie twarze dookoła patrzą teraz na mnie. Robin łapie mnie za łokieć i prowadzi do naszej sypialni.
- Porozmawiamy później – cedzi przez zęby wlokąc mnie za sobą.
Wszyscy się na nas patrzą, ale on się tym nie przejmuje. Widzę, że jest zdenerwowany. Bardzo. Trzyma mnie o wiele za mocno i puszcza dopiero przed kotarą oddzielającą jaskinię Scotta. Wchodzimy. Nasze posłanie zajmuje Blake z jakąś blondynką. Jestem prawie pewna, że to nie ta sama, z którą go widzieliśmy jakiś czas temu. Kotłują się pod kocem. Sądząc po odgłosach są bardzo skupieni na sobie. Odwracam wzrok i natrafiam na  Scotta i Jill. Oni też raczej nie nadają się ani do podglądania ani do rozmowy. Czuję, że się czerwienię. Odwracam się, żeby wyjść, ale wpadam prosto na Robina, który chyba zapomniał, że jeszcze przed chwilą był na mnie zły, bo tylko mnie obejmuje i przyciąga do siebie.
- Przepraszam… - szepcze.
Opieram głowę na jego piersi i wsłuchuję się w rytm jego serca, a on obejmuje mnie ciasno ramionami odgradzając mnie od całego świata i od wszystkich problemów. Czuję tylko jego ciepło i zapach, miarowe bicie jego serca uspokaja mnie. Przestaję się bać. Tu, w jego objęciach czuję się bezpiecznie. TO chyba jedyne takie miejsce na ziemi. Wiem, że on nigdy nie pozwoli mnie skrzywdzić. Prawie zasypiam na stojąco. Robin bierze mnie na ręce i zanosi na jedyne wolne posłanie i kładzie na nim. Na pewno jest za wąskie na dwie osoby. Patrzę na niego pytająco, ale on siada tuż przy mojej głowie opierając się plecami o kamienną ścianę i uśmiecha się do mnie.
- Śpij – mówi – Ja nie muszę…
Podnoszę się na łokciu. Widzę, ze jest strasznie zmęczony. Przesuwam się do ściany i robię mu tyle miejsca ile mogę. Podnoszę koc i patrzę mu w oczy czekając aż się koło mnie położy. Jego wzrok prześlizguje się po moim ciele. Jego koszula zsuwa mi się z ramienia i odsłania cały bark. Podsunęła się też trochę do góry więc nogi mam całe gołe. Nie przejmuję się tym. Kocham go i wiem, że on mnie kocha. Gdyby okoliczności były inne właśnie spędzalibyśmy razem noc poślubną. Uśmiecham się zachęcająco. Jego wzrok robi się gorący i rozchyla lekko wargi. Kręci głową.
- Nie wygłupiaj się – mówię cicho i ciągnę go za rękę.
W końcu daje się przekonać i wślizguje się pod koc tuż obok mnie. Zdenerwowanie buzuje we mnie.
- Ale nie oczekuj, że cię nie dotknę. – jego niski zmysłowy głos sprawia, że zapominam o wszystkim dookoła.
Uśmiecham się szeroko i przesuwam palcem po jego piersi. Nie wiem skąd wiem co powinnam robić. Chyba jest tak, jak przewidywał Blake. TO wszystko przychodzi naturalnie. Opieram dłoń na biodrze Robina, a on przymyka oczy i lekko mnie całuje. Przyciągam go mocno do siebie.
- Naprawdę myślisz, że nie chcę, żebyś mnie dotykał? – szepczę prosto do jego ucha.
Więcej mu nie potrzeba. Jego dłoń wędruje po moim ciele pod koszulą. Wszędzie gdzie mnie dotknie moja skóra rozgrzewa się do tego stopnia, że boję się czy się za chwilę nie stopi. Jego ręce wędrują do guzików koszuli. Rozpina je powoli, jeden po drugim, a kiedy dochodzi do ostatniego delikatnie zsuwa mi koszulę z ramienia i zostawia pocałunek przy pocałunku od szyi aż do ramienia. Przy każdym z nich powtarza, że mnie kocha. Jego słowa i jego dotyk powodują, że w moim podbrzuszu wszystko szaleje. Podejrzewam, że to jest znak o którym mówił Blake, znak, że jestem gotowa na więcej, ale ja nie potrzebuję wskazówek. Doskonale wiem, że nie chcę, żeby to się skończyło, czymkolwiek to jest. Nigdy w życiu nie było mi tak dobrze i nigdy nie czułam się tak na miejscu jak teraz. Robin ściąga mi koszulę z drugiego ramienia i odsuwa się odrobinę, żeby mi się przyjrzeć, choć podejrzewam, że niewiele widzi w prawie całkowitym mroku, to uśmiecha się szeroko i całuje mnie mocno.
- Jolie, jesteś przepiękna – szepcze mi do ucha.
- Ładniejsza od niej? – nie mogę się powstrzymać. Jego twarz się napina i patrzy na mnie zdziwiony.
- O kim ty mówisz? – przekrzywia głowę. – Nie było innej „niej”, jesteś tylko ty.
Kręcę głową.
- A ta, którą stworzyłeś?
Robin kręci głową.
- Jolie, zapomnij o tym. Ona nie istnieje, a ty tak. Jesteś wspaniała. – całuje mnie lekko, a potem mocniej. – To ciebie kocham, nie ją. Ciebie, razem z twoim idiotycznym uporem i tajemnicami… - szepcze – Nic tego nie zmieni.
Rozluźniam się, ale nie mam odwagi na niego spojrzeć. Nie wiem po co zaczynałam ten temat. Całe napięcie, które było między nami nagle zniknęło i nie wiem czy uda się je odbudować, a czuję, ze mogło dojść do czegoś wspaniałego.
- Hej! – trąca mnie nosem w brodę. – Możemy kontynuować?
Podnoszę wzrok. Robin patrzy na mnie takim samym wzrokiem jak kilka minut temu. Tak, jakby tej rozmowy w ogóle nie było. Uśmiecha się w taki sposób, że moje serce się topi i też się uśmiecham. Nie umiem inaczej. Całuje mnie mocno i od razu czuję jak robi mi się gorąco, jakby dookoła mnie tańczył ogień, z tym, że ogniem jest on. Całujemy się dłuższą chwilę. Kiedy on próbuje przerwać, ja naciskam mocniej na jego wargi. On robi to samo, kiedy ja chcę zaczerpnąć powietrza. Leżymy na bokach, naprzeciwko siebie. Jesteśmy bardzo blisko, ale cos mi nie pasuje.
Podnoszę się na łokciu i kładę mu dłoń na ramieniu i naciskam mocno. Opada na plecy. Nie wiem dlaczego to robię, ale siadam na nim okrakiem. Jestem całkowicie naga. Obok mnie na łóżkach lezy jeszcze dwóch facetów i nie jestem pewna czy chcę, żeby mnie oglądali nago, ale nie wiem dlaczego w ogóle się tym nie przejmuję. Wyraz twarzy Robina, kiedy na niego patrzę jest nie do opisania. Miesza się na niej zachwyt i uwielbienie i chyba jeszcze z tysiąc innych emocji, ale wszystkie są tak pozytywne i tak przyjemnie dla mnie, że nie mogę inaczej. Pochylam się nad nim, żeby go pocałować. Robin przymyka oczy . Moje włosy opadają na jego twarz. Wkurza mnie to, więc się prostuję i łapię kawałek sznurka, który wystaje z jego spodni. Zawiązał go na kokardę, żeby spodnie trzymały się mu na biodrach. Niewiele myśląc rozwiązuję go i wyciągam jednym płynnym ruchem. Robin otwiera oczy. Widzę, że jest zszokowany. Jego oczy są ogromne i okrągłe. Podnoszę ręce do góry i związuję z tyłu włosy. Widzę, że Robin w tym czasie oblizuje usta i kładzie mi ręce na talii. Kiedy upuszczam ręce w dół przyciąga mnie mocno do siebie i zaciąga koc aż do moich barków.
- Nie pokazuj się tak innym – mruczy – Chcę cię mieć dla siebie.
Nie wiem dlaczego, ale od tych słów przyspiesza mi serce. Jego ręka zsuwa się po moich plecach aż do pośladków i uda. Drżę, ale nie z zimna. Obezwładnia mnie uczucie, którego do tej pory nie znałam. Gdzieś z tyłu głowy słyszę głos Blake’a „pokażę ci co się robi z dziewczynami i jak”. Sądząc po tym jak reaguję na dotyk Robina, słuchał uważnie. Słuchał, albo po prostu skądś wie. Blake twierdzi, że nikt go tego nie uczył, ale jakoś radzi sobie nieźle sądząc po tym, że blondynka właśnie zasypia w jego ramionach najprawdopodobniej wiedząc, ze z rana wszystko będzie tak jak było zanim go poznała.
Cały ten tok myślenia zajął mi może sekundę. Nie mogę się skupić na niczym konkretnym, bo moje myśli krążą tylko wokół jednego. Chodzi mi po głowie słowo, którego w Underground prawie się nie używało, bo ponoć ludzie tego nie robili, bo to nie miało sensu. Wiem już, ze to nie prawda. Wiem, że moi rodzice w jakimś celu zasłaniali na noc kamerę i nie chodziło tylko o pocałunki. Zastanawiam się czy to jest właśnie to? Jest prawie doskonale. Prawie… Czegoś mi jeszcze brakuje.
Robin delikatnie przetacza mnie na plecy i kładzie się obok mnie wsparty na łokciu. Ledwo mieścimy się na posłaniu w tej konfiguracji, mimo, że ja jestem bardzo drobna, a i on nie jest taki wielki jak Scott.
Zimno mi w brzuch. Jeszcze przed chwilą ogrzewało go jego ciało, chcę, żeby tak było dalej. Kładę mu dłoń na pasie i przyciągam go do siebie. Czuję, że jego spodnie zsunęły się w dół, ale nic mnie to nie obchodzi. Robin rozchyla lekko usta.
- Jolie – chrypi. – Jesteś pewna co robisz?
Kręcę głową. Znowu to samo.
- Nie mam pojęcia. – odpowiadam. – A ty?
Przenosi swoje ciało tak, że znajduje się nade mną. Opiera się na kolanach i na łokciach. Jego twarz jest kilka centymetrów od mojej.
- Od kiedy tylko cię poznałem… - szepcze – Od kiedy pierwszy raz cię dotknąłem, wyobrażam sobie ten moment ale… - patrzy na mnie i urywa. Chyba wie, że znowu zaczyna mnie wkurzać tym swoim zamartwianiem się o mnie. – Chrzanić to!
Uśmiecham się. Ostatnio kiedy to powiedział odważył się mnie pocałować mimo, ze go o to nie prosiłam. Ciekawa jestem co wymyśli tym razem…
Nie musze długo czekać. Uśmiecha się swoim najcudowniejszym uśmiechem i powoli opuszcza swoje ciało tak, że zaczyna się stykać z moim. W ogóle nie czuję jego ciężaru, jakby nic nie ważył. Nie wiem czy między nami jest jakaś przestrzeń, ale ja nie jestem w stanie stwierdzić gdzie zaczyna się on a kończę ja. Uwielbiam dotyk jego miękkiej, gorącej skóry. Teraz po raz pierwszy dotykamy się tak naprawdę, bez krępujących nas ubrań czy niepotrzebnych kamer powstrzymujących nas przed bliskością. Pierwszy raz jesteśmy naprawdę razem i to jest wspaniałe. Obezwładnia mnie tak cudowne uczucie, że zapominam gdzie jestem i poddaję się mu w całości. Moje ręce same błądzą po jego ciele. Nie boję się. Dotykam go wszędzie gdzie chcę, a on nie protestuje tylko całuje chyba każdy możliwy centymetr mojego ciała. Po jakimś czasie przesuwa się odrobinę do góry. Przeszywa mnie wspaniały dreszcz. I tracę kontakt z rzeczywistością. Nie wiem co się dzieje przez kolejnych kilka minut. Pamiętam tylko, że nigdy nie czułam się tak cudownie. Jakby jakaś bomba szczęścia wybuchła we mnie. Odzyskuję przytomność, kiedy Robin dyszy ciężko przy moim uchy. Ja też mam przyspieszony oddech. Bolą mnie mięśnie, ale nie tak, jak po długim biegu, tylko jakoś inaczej. To jest tak przyjemne zmęczenie, że w ogóle nie zwracam na nie uwagi. Robin opada na plecy a ja oplatam go nogą w pasie i kładę mu głowę na piersi. Przyciąga mnie jeszcze bliżej tak, że praktycznie leżę na nim. Tylko moja jedna noga leży na posłaniu. Przymykam oczy i wciągam głęboko powietrze. Pachnie nami. Nie nim, nami, jakbyśmy stali się jednością.
Robin przeczesuje palcami moje włosy i całuje mnie w czubek głowy.
- To jest jeszcze lepsze niż myślałem… - mówi jakby do siebie – Jolie, jesteś… - podnoszę się na łokciu i czekam aż skończy. Przygląda mi się chwilę i dodaje - niesamowita.
Uśmiecham się szeroko, bo doskonale wiem o czym mówi. Ja też nigdy się tak nie czułam.
- Miałeś rację. – całuję go w czubek nosa. – Choć nie do końca. – Kładę mu głowę na piersi.
- Z czym nie do końca? – czuję zdenerwowanie w jego głosie.
Uśmiecham się i przyciskam usta do zagłębienia tuż pod jego szyją.
- To jest lepiej niż przyjemne.
Robin obejmuje mnie i mocno przyciska do siebie. Rozluźnia się. Zamykam oczy, kiedy szepcze „kocham cię”.
Jestem w niebie, choć pewnie nikt by się ze mną nie zgodził. Widocznie nie każdy postrzega niebo tak samo… Widocznie moje niebo jest  tam gdzie inni widzą piekło - głęboko pod ziemią, z daleka od domu, na wygnaniu, z ciążącą nade mną klątwą…
- Ja ciebie też kocham. – bardziej niż myślałam…
Moje niebo jest wszędzie tam gdzie jest on. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!