Mój świat się rozpada. Chemia… Robin używał chemii… Na mnie…
A potępiał za to Iana. Nie mogę w to uwierzyć!
Patrzę na Iana. Kiwa
lekko głową i uśmiecha się. Patrzę na swoje odbicie w jego oczach, wyglądam na
przerażoną i wcale się temu nie dziwię. Fundamenty mojego życia legły w gruzach
już jakiś czas temu. Nie jestem tym, za kogo się uważałam, nie mam takich opcji
jak myślałam, nie mieszkam tam, gdzie miałam mieszkać, małżeństwo moich
rodziców było kłamstwem... Wszystko jest nie tak, a ja kompletnie nie wiem co
się dzieje ze mną i ze wszystkim dookoła. Desperacko potrzebuję jakiejś
stabilizacji, jakiegoś oparcia dla siebie, bo tracę grunt pod nogami i nie wiem
już komu mogę ufać.
Ian przewija film, żebym jeszcze raz zobaczyła co się na nim
dzieje. Robin wyciąga ręce z kieszeni, ewidentnie są różowe, potem mnie dotyka.
Oglądam to kilka razy pod rząd. Czuję na sobie wzrok Iana i wiem, że czeka na
moją reakcję.
Kręcę głową, bo nie mogę w to uwierzyć, kolejna rzecz,
której byłam pewna właśnie się sypie. Mój świat znowu się wali, bo jedyna
osoba, której ufałam, jedyna osoba, co do której byłam pewna, ze nigdy mnie nie
okłamała i nie okłamie, właśnie okazuje się być największym kłamcą. Po raz
kolejny mam wrażenie, że kompletnie nie wiem kim jestem i co czuję. Nie
zostałam stworzona jak inni, bo zrobiono mnie z czyjejś krwi, jestem więc inna
niż reszta mojej serii. To poważny problem, bo używanie czyjejś krwi jako bazy
zostało zakazane jakiś czas temu i jeśli ktoś się o tym dowie, mogę mieć
poważne problemy. Wygląda na to, że zostałam stworzona wyłącznie dla Robina,
żeby zostać jego żoną. Nie mogę w to uwierzyć, że nie było dla mnie żadnego
cepu poza zapełnieniem pustki w jego życiu. Byłam tylko ideałem, który on miał
dostać w prezencie. I jeszcze okazuje się, że on mnie oszukiwał i traktował
chemią zmieniającą zachowanie. Mówił też, że nie miał pojęcia o moim istnieniu
do dnia, kiedy się spotkaliśmy na symulacjach, a może to ja tak mówiłam, nie
pamiętam… Robię szybką analizę wszystkiego co mam w głowie. Nie jest to łatwe,
bo panuje tam koszmarny chaos. Analizuję wszystko po kolei, a przede wszystkim
próbuję znaleźć coś na czym mogłabym się oprzeć, coś albo kogoś. Nie wierzę
Aaronowi, bo zabił moją mamę. Nie wierzę Jackowi, bo nie, bo nie mam powodów,
żeby mu wierzyć. Scotta i Blake’a nie znam wystarczająco dobrze, poza tym nie
jesteśmy ze soba na tyle blisko, żeby mogła się na nich opierać. Zostaje mi
jedna osoba. Tylko tu mogę postawić kreskę. Tylko na nim mogę się oprzeć, na
Robinie, a w obliczu tego, co własnie widziałam nie będzie to łatwe… Rozmyślam
przez chwilę i dochodzę do wniosku, że do tej pory nie ufałam nikomu, nawet
jemu, mimo, że nie zrobił nic co mogłoby świadczyć o tym, że kłamie. Wyjaśniał
mi wszystko, o co go poprosiłam, choć czasem moje żądania były irracjonalne. Wmawiałam
sobie, że mu ufam, ale tak nie było i to było widać. Non stop wymyślałam jakieś
preteksty, żeby nie zostać jego żoną, choć tak naprawdę głęboko w sercu czuję,
że tego właśnie chcę. Odpychałam go na różne sposoby, żeby zaraz szukać jego
bliskości. Nie wiem jakim cudem on przy mnie nie zwariował. Nie wiem jakim
cudem to wszystko wytrzymał… Nie wiem dlaczego nie mogę zmusić siebie, żeby
słuchać serca. Babcia kiedyś mówiła, że serce nigdy nie kłamie i że należy go
słuchać, ale całe życie wmawiano mi, że nie powinnam tego robić, że ważniejszy
jest rozsądek i to, co podpowiada logika. Tak stworzony był Underground. Tak
stworzony był mój świat. Uczucia nie miały tu nic do powiedzenia. Małżeństwa
najczęściej zawierało się z rozsądku, a nie z miłości. Podejrzewam, że połowa
mieszkańców Underground nie miała pojęcia co to miłość… Mama mówiła, że między
innymi dlatego zrezygnowali z tworzenia nowych serii na bazie czyjejś krwi.
Ponoć ci tworzeni z krwi mieli większe kłopoty z przystosowaniem się do
schematycznego myślenia Underground, za dużo analizowali, nawet jeśli byli
zrobieni z krwi tych, którzy powstali w laboratorium. Za bardzo słuchali serca,
za bardzo kierowali się uczuciami, nie potrafili tego wyłączyć. Mieszkańcy
stworzeni w tradycyjny sposób, jako mieszanka genów bez specjalnej bazy jakoś
łatwiej tłumili głos serca. Nie wiem z czego to wynikało, ale widzę po sobie,
że ja mam z tym problem. Co jakiś czas uczucia przejmują nade mną kontrolę. To
oznacza, że mnie powinno być trudno się przystosować i tak jest. Nie mogę się
zdecydować czy słuchać tego, co podpowiada mi serce, czy tego, co mówią mi
zmysły i logika. Byłoby znacznie prościej, gdyby wszystko szło ze sobą w parze,
ale nie idzie, więc się miotam co chwila od dłuższego czasu tak, jak teraz. Z
jednej strony wiem, że Ian mnie okłamał i że nie powinnam mu wierzyć, z drugiej
widzę dokładnie to, co widzę na filmie. Pojawia się też moje serce, które
wyraźnie sygnalizuje mi, że coś jest nie tak, że to, co widzą moje oczy nie
jest prawdą... Nie wiem co myśleć, głupieję po raz kolejny.
Marszczę czoło i biorę głęboki oddech. Znowu patrzę na ekran
i coś mi tu nie pasuje. Przyglądam się Ianowi, kiedy go obserwuje.
Nie, nie, nie! To
niemożliwe. Robin nie mógł mnie traktować chemią. Nie on, nie zrobiłby mi
czegoś takiego. Nie czułam nic takiego przy Robinie. To nie było jak pod
wpływem jakiejś obcej siły. Znów kręcę głową. Muszę sobie to wszystko
poukładać. Nie wierzę Ianowi. W nic mu nie wierzę. Podejrzewam, że zmanipulował
film, ale nie będę mu tego mówić. Udam, że mu uwierzyłam.
- Niemożliwe! – krzyczę.
- A jednak… - odpowiada.
Patrzę mu w oczy. Widzę zimno, wręcz lód. To prawie
niemożliwe jak ciepły kolor czekolady może powodować tak zimne dreszcze, a
lodowy błękit Robina rozgrzewać. Jedna wielka sprzeczność. Jedna wielka
niezgodność, jak całe może życie. Nic się nie zgadza. Nic do momentu, kiedy
poznałam Robina. Wtedy wszystko zaczęło się wyjaśniać. Dalej mam wątpliwości
czy to powinno być tak, że jestem z nim, mimo, ze stworzył mnie niemal na
zamówienie, ale… im dłużej o tym myślę, tym mniej mnie to obchodzi. Nie jestem
taka, jak chciał, jestem inna i wiem o tym, bo widziałam porównanie na karcie
mojego stworzenia. Jeśli mimo to mnie kocha, to chyba powinnam zapomnieć o
wszelkich problemach. Jest jak jest. Świat nie jest taki jak mi się wydawało i
cały czas tracę grunt pod nogami, bo ciągle wierzę nie w to, co powinnam. Potrzebuje
zaczepienia, potrzebuję czegoś, na czym mogę się oprzeć. Próbuję znaleźć jakąś
ostoję, coś pewnego w moim życiu i jedyne, co przychodzi mi na myśl to on, jego
miłość do mnie. Jakkolwiek idiotyczne nie było jego pragnienie stworzenia
ideału i czekania na niego kilka lat, cieszę się, że tak się stało. Cieszę się,
że na mnie czekał, bo dzięki temu mam oparcie, jakiego potrzebuje. Musze zaufać
własnym uczuciom, bo widzę, że ufanie rozsądkowi do niczego nie prowadzi. Serce
podpowiada mi, że Robinowi mogę ufać, a Ianowi nie. Jestem pewna, że ten film
Iana można jakoś wyjaśnić. Jestem pewna, że Robin będzie miał na to odpowiedź,
musze tylko się z nim spotkać.
- I co teraz, Jolie? – Ian patrzy na mnie z uśmiechem. Mimo,
że tego nie widzę, wiem, że kryje się za tym złośliwość. Wiem i już!
- Nie wiem… - staram się, żeby się wydawało, że jestem
zrozpaczona, choć tak naprawdę nie jestem. Jestem bardziej pewna siebie niż
kiedykolwiek wcześniej. To niesamowite, jak chwila refleksji może zmienić
postrzeganie świata. Jest parę rzeczy, które chciałabym wyjaśnić z Robinem, ale
to nie jest najważniejsze. On jest człowiekiem tak, jak ja i tak jak ja popełniał
błędy i pewnie trochę ich popełni. Jednym z jego błędów było naciskanie na to,
żebym powstała, żeby Abby stworzyła dla niego dziewczynę idealną. Nie mogę go
za to dyskwalifikować, nie mogę go nawet winić, bo widzę, że gdyby nie on, w
ogóle by mnie nie było. Zresztą, po co ja to w ogóle rozważam. Kocham go i jest
to w tej chwili chyba jedyna rzecz na tym świecie ,której jestem całkowicie
pewna.
- Jolie... – Ian wyrywa mnie z otępienia.
- Tak?
- Co teraz zrobisz?
Marszczę czoło i zastanawiam się co chciałby usłyszeć. Musze
uważać. Nie chcę z nim zostać, chcę wrócić do Robina, chcę być przy nim, bo
tylko tam czuję się bezpiecznie. Uświadamiam sobie, że to jest kolejna rzecz,
której jestem pewna i kolejna przyczyna dla której powinnam mu wierzyć i ufać.
- Wyjaśnię to wszystko! – mówię. Wiem, że nie mogę udawać,
że mu w stu procentach wierzę, bo to by było podejrzane. – zacznę od ciebie.
Majstrowałeś przy filmie? – pytam.
- Przypomnij sobie czy jego dłonie były mokre i będziesz
miała odpowiedź.
Nie chcę tego robić, ale wspomnienie pojawia się samo, jak
na zawołanie. Jego dłonie były miękkie i suche. Pamiętam, bo to mnie zdziwiło
po tym jak Ian dotykał mnie wiecznie wilgotnymi rękoma.
- Po prostu odpowiedz na pytanie – warczę.
- Nie – odwraca wzrok. Wiem, że kłamie. Bezczelnie mnie
oszukuje po raz kolejny.
- Kłamiesz! – mówię to zanim zdążę się powstrzymać.
Odsuwa się i łapie mnie za ramiona, żeby mnie ustabilizować.
Patrzy mi w oczy.
- Jolie… - zaczyna.
Kręcę głową. Nie chcę słuchać kolejnych przeprosin.
Właściwie to mam w nosie co on ma mi do powiedzenia. Interesuje mnie tylko to,
żeby wrócić do Beneath do Robina. Nie chcę tu spędzić ani minuty dłużej.
- Nie wiem jak mam cię przekonać do siebie… - ciągnie.
- Na pewno nie kłamstwem! – warczę – To raczej średni
pomysł. Jak mam ci ufać, jeśli od samego początku tylko mnie okłamujesz? –
pytam.
Wzdycha ciężko i marszczy brwi.
- Nie wiem co innego mogę zrobić…
- Zapomnij o mnie. – zmieniam strategię. Będę z nim szczera.
Wodzenie go za nos nie ma sensu – Nigdy nie będę twoja.
Podnosi się z łóżka i staje obok przyglądając mi się.
- I myslisz, że tak po prostu odpuszczę?
Kiwam głową.
- Jeśli jesteś realistą, to powinieneś. Nie kocham cię i
nigdy nie kochałam. Kocham jego. – iim częściej to powtarzam tym bardziej
oczywiste mi się to wydaje. – Jemu ufam, bo mnie nie okłamał, tobie nie
potrafię zaufać.
- Ale przecież… - zaczyna znowu.
- Co przecież? Że zostałam stworzona na jego zamówienie? Bo
to wynika z twojego filmu?
Kiwa głową.
- Wiedziałam o tym dużo wcześniej. Wiem o tym od dawna i tak
szczerze, to w ogóle mi to nie przeszkadza. Nie zmienię tego kim jestem i jak
powstałam i nie mam zamiaru pozwolić, żeby mnie to ograniczało.
- Ale przecież to jest… - urywa, chyba szuka właściwego
słowa. - obrzydliwe...
Rozważam to przez chwilę, ale w ogóle nie widzę w tym nic
obrzydliwego. Jestem ja, jest Robin. Ja podobam się jemu, on podoba się mnie.
Ja ciągle go testuję i wystawiam na próby, on toleruje wszelkie moje wyskoki i
trwa przy mnie. Ja przymykam oko na to, że powstałam tylko dla niego. Nie
interesuje mnie to, bo wiem, że on mnie do niczego nie zmuszał. Nie miałam
zaprogramowanego zakochania się w nim, a jednak tak się stało. Nie musiał mi
się w ogóle spodobać i z początku nawet go nie lubiłam. Prawda jest taka, że
miał znacznie trudniejsze zadanie niż Ian, bo z początku oceniałam go po
pozorach. Mój obraz jego jako człowieka opierał się na tym co widziałam na
apelach, a widziałam chłodny dystans i zero uczucia, żadnych skrupułów. Dopiero
teraz rozumiem, że musiał tak się zachowywać. Był sędzią i musiał podejmować
trudne decyzje. Jednego wieczoru opowiedział mi o tym. Wtedy zrozumiałam jakie
brzemię dźwiga. Wielokrotnie posyłał na śmierć ludzi, którzy w świetle prawa
Underground popełnili przestępstwo, ale tak naprawdę nie zrobili nic złego, nie
zabili nikogo ani nie skrzywdzili. Podejrzewam, że to skłoniło go do
zaplanowania rewolucji. Wzdycham i uśmiecham się do siebie przypominając sobie
jak strasznie się go bałam na początku. Dopiero jego zachowanie i to jak się o
mnie troszczył i mną opiekował pozwoliło mi zobaczyć w nim zupełnie inną osobę
niż ta, która pojawiała się na apelach. Poznałam Robina, a nie głównego
sędziego Underground. Ci dwaj mężczyźni nie są do siebie w ogóle podobni i
cieszę się, że tego drugiego się pozbyliśmy.
- Jolie, nie możesz się z nim związać! – krzyczy wyrywając
mnie ponownie z zamyślenia.
- Dlaczego? – pytam – On nie kłamie.
- Tak myślisz? – coś w jego głosie mówi mi, że może
mieć informacje, które nie będę mi się podobały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!