Me

Me

wtorek, 16 kwietnia 2013

Beneath 18

W nocy męczą mnie koszmary. Budzę się parę razy z krzykiem. Śni mi się, że zostawiam Robina, a on załamuje się i popełnia samobójstwo. Potem wydaje mi się, że Ian schodzi do Beneath i go zabija, żebym więcej o nim nie myślała. Takich scenariuszy przewija się przez moją głowę kilka. Wszystkie kończą się tragicznie. Mam wrażenie jakby mój wewnętrzny głos mówił mi, że tak nie może być, że musimy być razem bez względu na to co obiecałam kiedyś Ianowi. Po raz pierwszy zaczynam rozważać opcję, że nie zostawię Robina, tylko zostanę z nim a Ian niech robi co chce. Wtedy nawiedza mnie kolejny koszmar. Nie idę na górę. Ian jest wściekły, Jack też. Napadają na Beneath i wybijają wszystkich… do nogi. Ludzie, których znam i ci których nie widziałam, ludzie bez twarzy…  Kałuże krwi… wszędzie…
Znowu budzę się z krzykiem. Wszystkie mięśnie mam napięte. Serce wali mi jak młotem, z trudem łapię powietrze. Przez chwilę nie wiem gdzie jestem. Ktoś łapie mnie za ramiona i mocno przyciąga do siebie. Nie wiem kto to, więc go odpycham. Dopiero jego głos mnie uspokaja.
- Jolie, cicho, jestem przy tobie… - szepcze zaspanym głosem – Nikt cię nie skrzywdzi… 
Nie wiem czy to on czy tylko moje wyobrażenie, ale nie obchodzi mnie to. Poddaję się temu i  wtulam nos w jego szyję.
- Znowu koszmary? – odzywa się inny głos z boku, to chyba Blake, ale nie jestem pewna.
- Tak… - odpowiada mu Robin. – idźcie spać. Zajmę się nią.
- No ja myślę! – odpowiada z przekąsem Blake. Słyszę, że kładzie się na swoim posłaniu.
Robin wplata palce w moje włosy i całuje mnie lekko w szyję. Jeszcze drżę przerażona swoimi własnymi wizjami, a on sadza mnie sobie na kolanach i obejmuje mocno, otula nas oboje kocem i zaczyna mnie lekko kołysać. Boję się ruszyć. Boję się, że tylko sobie to wszystko wyobrażam, boję się, że to co widziałam przed chwilą jest prawdą, a to co czuję teraz tylko wyobrażeniem. Milczymy bardzo długo. Robin mocno mnie trzyma i kołysze. Nic nie mówi. Powoli rozluźniam się i przestaję się trząść. Robin całuje mnie lekko, a ja chcę, żeby zrobił to jeszcze raz, bo kiedy jesteśmy ze sobą, nic innego się nie liczy, nic innego nie istnieje i nie boję się wtedy niczego…
W końcu rozluźnia uchwyt.
- Nie puszczaj mnie – proszę, ale on nie słucha. Łapie mnie za ramiona i odsuwa od siebie tak, żebym widziała jego twarz. Jest zly. Ma ściągnięte brwi, a jego oczy przybrały postać wąziutkich szparek. Co ja znowu zrobiłam?
- Jolie! – warczy - Masz mi natychmiast powiedzieć co się dzieje!
Kręcę głową. Robin zsuwa mnie ze swoich kolan, rozwiązuje mi włosy i sznurkiem związuje spodnie, zakłada koszulę i wstaje. Nie mam pojęcia o co mu chodzi, ale zaczynam się denerwować. Rzuca mi przygotowane dla mnie przez Adele ubranie.
- Jak się namyślisz i zechcesz porozmawiać, to będę przy wodospadzie. Znajdziesz mnie… - mówi i wychodzi. Zostaję sama, a przynajmniej tak się czuję do czasu aż Blake podchodzi i siada obok mnie. Owijam się ciaśniej kocem. Kładzie mi rękę na ramieniu.
- Powinnaś mu powiedzieć. – mówi.
- Nie mogę… - chrypię
- Musisz. – warczy
- Blake, to jego nie dotyczy…
Blake łapie mnie mocno za ramię i ściska.
- Oczywiście, że go to dotyczy! – kręci głową. – Czy ty masz pojęcie ile dla niego znaczysz? Wiesz gdzie go znalazłem po tym jak się rozstaliście pod wodospadem?
- nie – mówię cicho
- - Przy wyjściu do Underground. Chciał pójść samotnie do Underground i zabić Iana. Winił go za to jak się zachowywałaś. I, jak się okazuje, słusznie. – marszczy brwi. -  Nie zastanawiał się jak to zrobi i nie miał żadnego planu. Nic go nie obchodziło, Jolie.
Nie miałam pojęcia, ze było aż tak źle.  Łzy spływają mi po policzkach.
- Robin to twardy facet, ale ma swoje czułe punkty, a jego najczulszym punktem jesteś ty. – marszczy czoło – Zrobiłby głupotę pod wpływem impulsu i już nigdy byś go nie zobaczyła.
Blake podaje mi ubranie.
- Lepiej idź z nim porozmawiaj, razem coś wymyślicie. – wzdycha – Jesteś mu to winna. Jesteś mu winna szczerość. Idź i mu o wszystkim powiedz. – popycha mnie lekko.
– Jeśli to zrobię, będzie próbował mnie powstrzymać… - chrypię
- I słusznie! Kochasz Robina, więc odejście do Iana to głupota! – jego zielone oczy świecą w ciemności.
Kręcę głową.
- Jeśli tam nie pójdę, on was wszystkich pozabija. – próbuję powstrzymać łzy.
- tak… i myślisz, że my tak po prostu damy się pozabijać, tak? – uśmiecha się ironicznie.
- Nie, ale on nie jest sam… ma policję… - zaczynam
- Policję, z której połowa uczestniczyła w rewolucji Robina. – uśmiecha się szeroko – Wiesz ile razy mnie złapali, jak ty byłaś tutaj, a ja tam? Chyba ze dwadzieścia. I jakoś za każdym razem mnie wypuszczali.
Patrzę na niego zdziwiona. Nie miałam o tym pojęcia.
-  Ian nie ma aż takiej władzy jak ci się wydaje. Ludzie w Underground mają własne rozumy i nie koniecznie będą chcieli atakować Beneath, bo i po co?
Nie mogę mu odmówić logiki, ale dalej się boję.
Blake wstaje i odwraca Siudo mnie plecami.
- Ubieraj się – mówi tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Szybko robię to, o co prosi, a on łapie mnie za nadgarstek i prowadzi nad wodospad. Zostawia mnie przed wejściem i odwraca się na pięcie.
-Jeśli nie chcesz , żeby zrobił coś głupiego jak odejdziesz, to musisz mu wszystko powiedzieć - rzuca przez ramię i odchodzi.
Ręce mi opadają. To, co powiedział było brutalne. Brutalne, ale najwyraźniej prawdziwe. Chyba nie doceniam siły uczuć Robina. Nie wyobrażam sobie, że można kogoś aż tak kochać, żeby nie zastanawiać się zupełnie nad swoim bezpieczeństwem i ryzykować własne życie tylko po to, żeby… ehhhh, sama nie wiem po co…
Zaciskam mocno powieki. Nogi mi się trzęsą. Nie chcę mu o tym wszystkim mówić. Boję się jego reakcji. Zmuszam się i przesuwam jedną nogę do przodu, potem drugą. Moje stopy dalej przesuwają się same, a ja zastanawiam się co powinnam mu powiedzieć, bo dalej nie wiem. Nie mam pojęcia od czego zacząć. Zamyślam się. Nagle coś do mnie dociera. Rozglądam się, ale nigdzie go nie widzę. Nie ma go koło wodospadu. Już chcę biec do Blake’a, żeby pomógł mi go znaleźć, kiedy zauważam jakiś ruch za załomem skalnym, za którym siedzieliśmy, kiedy zgodziłam się zostać jego żoną.
- Jolie? – głos mu drży.
Nie zastanawiam się co robię, tylko biegnę prosto do niego i zarzucam mu ręce na szyję i oplatam go nogami w pasie. Siła impetu z jaką na niego wskakuję rzuca go plecami na skalną ścianę z tyłu. Obijam sobie kolana, a on pewnie łopatki, ale żadne z nas nie narzeka. Robin obejmuje mnie i przyciąga mocno do siebie. Wtula twarz w moje włosy i mocno wciąga powietrze.
- Robin… - zaczynam i od razu urywam bo właściwie to nie wiem co mam powiedzieć i od czego zacząć.
Stawia mnie delikatnie na ziemi i bez słowa prowadzi za znany nam obojgu załom. Siada na podłodze a ja kucam koło niego niepewna co mam zrobić. Podnosi na mnie wzrok i klepie się po udach. Siadam mu na kolanach. Milczę i bawię się własnymi włosami, bo nie mam co zrobić z rękami. Jestem zdenerwowana. Robin przygląda mi się dłuższą chwilę, czeka aż coś powiem, ale ja wciąż nie wiem od czego mam zacząć.
- Powiesz mi w końcu co ukrywasz? – pyta. Chyba nie może znieść milczenia.
Wbijam wzrok we własne palce. Dalej nie wiem jak mu to wszystko przekazać. Robin zamyka moje dłonie w swoich . Podnoszę wzrok i patrzę w lodowato-niebieskie oczy. Ma ściągnięte brwi, ale już się nie gniewa, jego spojrzenie jest ciepłe. Trochę się rozluźniam. Ciepło jego rąk rozgrzewa mnie.
- Co ci się śniło? – pyta.
Czuję okropny ból w klatce piersiowej na samo wspomnienie tego, co jeszcze niedawno mi się śniło. Zaczynam się trząść. Robin obejmuje mnie i przyciąga do siebie tak, że opieram mu głowę na ramieniu.
- śniło mi się, że nie żyjesz – łzy kapią na jego koszulę.
Zaczyna pocierać moje ramię. Rozgrzewa mnie, ale w ogóle mnie to nie pociesza. Podnosze na niego wzrok.
- Obiecaj mi, że nie umrzesz… - proszę go, choć wiem, jak głupio to brzmi.
Ociera kciukiem moje łzy i uśmiecha się lekko.
- Postaram się, Jolie – szepcze – Wierz mi, że nigdzie się nie wybieram.
Ściskam jego rękę.
- Dlaczego chciałeś pójść do Underground, kiedy… - urywam.
Robin odwraca wzrok.
- Nie o tym mieliśmy rozmawiać. – rzuca – Nie byłem sobą, ale nawet wtedy nie chciałem się zabić. Chciałem dać mu w zęby, tylko nie za bardzo przemyślałem strategię. – Patrzy na mnie. – Dlaczego miałaś takie koszmary?
Krzywię się. Miałam nadzieję, że nie wrócimy do tego tak szybko. Milczę trochę za długo i Robin chrząka zniecierpliwiony.
- Nie wiem od czego mam zacząć… - jąkam się.
- Od początku proponuję.
- To się chyba zaczęło, kiedy po ciebie poszłam. – ściskam jego dłoń – Bałam się o ciebie, więc nie chciałam czekać tak, jak mi sugerował Scott i Jill.
Kręci z powątpiewaniem głową.
- Oj, Jolie… ty i twój idiotyczny upór.
- Daj mi skończyć, proszę. TO nie jest łatwe…
Kiwa głową i gestem pokazuje, żebym kontynuowała.
- Bałam się, że możesz nie wytrzymać kolejnego dnia i uciekłam im… - biorę głęboki oddech – poszłam sama do Underground. Tam spotkałam Blake’a i on trochę mnie spowolnił i sprawił, że pomyślałam co dalej. – serce zaczyna mi walić jak młotem – Potem poszliśmy po ciebie i mnie znaleźli, miałam nadzieję, że chociaż on ucieknie, ale złapali i jego i Jill i Scotta. Przeze mnie – szlocham – przeze mnie ich zycie było w niebezpieczeństwie.
Robin ściaga brwi i patrzy na mnie. Widzę, że chce, żebym kontynuowała. Wzdycham.
- Wiedziałam ,ze nie mamy szans… - urywam bo doszłam do najtrudniejszego momentu. – Byliśmy wszyscy na łasce Iana i Jacka. – przełykam gulę, która rośnie mi w gardle – Wiedziałam, że u Jacka nic nie wskóram, więc został mi Ian. Musiałam z nim pójść na układ, żeby nas wypuścił, żeby dał ci antidotum, żeby zatamował krwotok Scotta… - głos mi się załamuje.
Robin patrzy na mnie uważnie, czuję, ze jego ręce zaczynają drżeć.
- Co mu obiecałaś w zamian?
Odwracam wzrok, ale on łapie mnie za brodę i zmusza do spojrzenia na siebie. Robi to brutalnie, nie tak jak zwykle.
- Co mu obiecałaś? – cedzi przez zęby.
- Siebie – mój głos jest jak szum wody w kranie, cichy.
- Jak to? – kręci głową.
- W środę mam do niego wrócić i zostać – spuszczam głowę.
- W środę?! – krzycy- O której?
- w południe… - podnoszę wzrok i kłądę mu rękę na ramieniu.
- I masz zamiar to zrobić? – słyszę, że jest wściekły – Kiedy chciałaś mi o tym powiedzieć? Kiedy miałaś zamiar mi oznajmić, że zaraz po ślubie odejdziesz do niego, co?!
Krzywię się i kulę. Nienawidzę, kiedy na mnie krzyczy.
- A może w ogóle nie miałaś zamiaru mi nic mówić? Może chciałaś mnie po prostu zostawić, co?
Kiwam głową. Muszę. Taka jest prawda, a ja postanowiłam go nie okłamywać.
Zsuwa mnie ze swoich kolan i wstaje wściekły. Krzyczy na całe gardło, nic specjalnego, tylko przeciągłe „aaaa!”. Łapię jego rękę, ale się wyrywa.
- Robin, zrozum… - błagam. – Właśnie tego chciałam uniknąć, nie lubię cię widzieć w takim stanie…
- Więc  to teraz moja wina?! – wrzeszczy – Nie chciałaś mi powiedzieć… - urywa i macha ręką.
Wstaję i podchodzę do niego. Obejmuję go w pasie i przytulam policzek do jego piersi.
- Uważałam, że to mój problem, a nie twój… - zaczynam, ale on mi przerywa.
- Ale nie zastanawiałaś się jak się będę czuł, kiedy mnie zostawisz, kiedy będę myślał, że ci na mnie nie zależy… - głos mu się załamuje i opadają mu ręce, ale po chwili się prostuje i kładzie mi rękę na policzku – Nie zniósłbym tego, Jolie… Nigdy…
Obejmuję go mocno.
- Przepraszam… - szlocham.
Łapie mnie za ramiona i odsuwa od siebie.
- Od dziś masz mi mówić wszystko, rozumiesz?! – jego głos jest szorstki i ostry. Wiem, że nie żartuje. Przytakuję, a on obejmuje mnie mocno i całuje w czubek głowy.
- Jak mogłaś pomyśleć, że to nie mój problem? – szepcze – Wszystko, co dotyczy ciebie, dotyczy także mnie. Kiedy w końcu zrozumiesz, że cię kocham i że chcę spędzić z tobą resztę życia? – zmusza mnie do spojrzenia na siebie i wpatruje się prosto w moje oczy. - Z tobą. Każdą minutę, nie ważne jak dużo ich będzie...
Opieram się o niego całym ciężarem ciała. Czuję się dużo lżejsza, kiedy już nie mam tych wszystkich tajemnic. Oddycham spokojniej i już nie muszę się cały czas pilnować.
Jego uścisk ani odrobinę nie zelżał choć stoimy tak już dłuższy czas. W końcu to ja się odzywam.
- Nie zapytasz czy do niego pójdę?
Odsuwa mnie na odległość ramienia. Nic nie mówi. Patrzę mu w oczy.
- Nie zapytam, bo nigdzie nie pójdziesz. – odpowiada – Zapomnij o tym.
Chcę zaprzeczyć, ale on pochyla się i całuje mnie mocno.
- Nie odzyskałam cię po to, żeby za chwilę cię stracić, rozumiesz?
- Ale… - zaczynam.
- żadnego ale – uśmiecha się – Coś wymyślimy. Uciekniemy do Overhead tak, jak chciałaś…
Marszczę brwi.
- Dlaczego nagle chcesz tam uciekać?
- Bo przypomniałem sobie parę rzeczy i teoria Blake’a wydaje się trzymać kupy – mówi i delikatnie bierze mnie na ręce – Ale to nie teraz. Porozmawiamy o tym z rana z nimi wszystkimi. Teraz chcę się przespać z moją przyszłą żoną – uśmiecha się tak, że nie mogę się mu oprzeć. Obejmuję go mocno i całuję w policzek.
- Skąd ty zawsze wiesz, co powiedzieć i co zrobić – mówię bardziej do siebie niż do niego.
Przesuwa nosem po mojej szyi od ramienia do ucha a potem kontynuuje wzdłuż linii szczęki, kończy całując mnie w kącik ust. Robi mi się gorąco i znowu wszystko we mnie buzuje.
- O tym mówisz? – pyta cichym zmysłowym głosem.
Nie mogę wydusić z siebie słowa, więc tylko mruczę w odpowiedzi.
Robin zanosi mnie na posłanie. Blake podnosi się, kiedy wchodzimy, ale Robin kiwa do niego głową, Blake też kiwa. Chyba przeszli na porozumiewanie się kiwnięciami, bo obaj się uśmiechają i Blake kładzie się z powrotem. Robin opuszcza mnie delikatnie na posłanie, ściąga przez głowę koszulę i wślizguje się pod koc obok mnie.
- Na czym stanęliśmy? – pyta.
Nie wiem co mną kieruje, ale nie mogę się powstrzymać. Opieram się o jego bark, a ona opada na plecy. Siadam na nim okrakiem i pochylam się do przodu. Robin łapie moje włosy i zaczesuje je do tyłu, żeby nam nie przeszkadzały. Całuję go mocno i znowu wszystko przestaje istnieć. Jego dłonie znów błądzą po moim ciele, przyciska mnie co raz mocniej do siebie, nasze pocałunki stają się co raz bardziej namiętne, aż w końcu Robin kłądzie dłoń na moim policzku i pociera go kciukiem.
- Uciekniemy gdzieś – szepcze – Znadziemy miejsce, które będziemy nazywać domem i w którym nie będziemy się musieli bać, że cokolwiek nas rozdzieli…
Kładę mu głowę na ramieniu i całuję w szyję, tuż za uchem.
- Tu jest mój dom… - mruczę.
- Ale tu nie jest bezpiecznie…
Kręcę głową i podnoszę się, żeby spojrzeć mu w oczy. Łapię jego ręce, zmuszając go, żeby zacisnął je mocniej na mojej talii.
- Tu – mówię i kładę mu dłoń na piersi i poklepuję ją w rytm bicia jego serca. – Tu jest mój dom.
Jego usta rozciągają się w najcudowniejszym uśmiechu jaki znam i przyciąga mnie do siebie.
- Och, Jolie…
Całuję go mocno, ale krótko i kładę mu głowę na piersi.
- Tylko mnie nie puszczaj…   - szepczę.
- Nigdy… - mruczy.
Wciągam mocno powietrze, bo znów pachnie nami, a nie nim czy mną. Znów stajemy się jednością. Wszystko dookoła przestaje się liczyć kiedy jesteśmy razem, jakby świat zaczynał się i kończył na nim, na nas… Teraz wierzę, że wszystko może się dobrze skończyć. Teraz wierzę, że możemy być razem i że możemy być szczęśliwi. Teraz wiem, że jedyne co się liczy, to to, żebyśmy byli razem już zawsze. Teraz, kiedy nie ma między nami tajemnic i razem mamy stawić czoła wszelkim przeciwnościom, czuję się bezpieczna. Teraz mogę zasnąć spokojnie wsłuchując się w  rytm jego serca. Wiem, że do rana nie obudzą mnie koszmary.

Moja głowa unosi się i opada z każdym jego oddechem kołysząc mnie do snu. Zasypiam w ciasnym uścisku jego ramion. To jest mój dom, mój azyl, jedyne miejsce w którym czuję się bezpieczna. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!