Robin podchodzi do mnie. Stoję tam gdzie stałam. Nie
ruszyłam się. Widzę w jego oczach, że jest o coś zły, ale nie wiem co zrobiłam
nie tak. Staje przede mną, ale się nie odzywa. Nie dotyka mnie. Nie wiem co o
tym myśleć. Nie mam pojęcia co z tym zrobić. Wolałabym, żeby na mnie
nakrzyczał, żeby mi powiedział o co chodzi. Wyciągam rękę ale ignoruje mnie i
odsuwa się o krok. Patrzę na swoje dłonie, a potem na niego. Usta ma
zaciśnięte, brwi ściągnięte, oczy robią się co raz mniejsze. Jest bardziej zły
niż myślałam.
- Jolie, co to było? – pyta w końcu.
Potrząsam głową. Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia o czym
on mówi.
- Co?
Załamuje ręce i podchodzi do mnie.
- Czy on ci się podoba – kiwa głową w stronę drzwi, za
którymi jest Blake.
Głośno wciągam powietrze. Co mam mu powiedzieć? Tak, podoba
mi się. Fizycznie. Jest przystojny, ładnie umięśniony, nieco nieokrzesany…
Podoba mi się. Poza tym współczuję mu, a ja mam tak, że jak komuś współczuję,
to chcę mu pomóc. Wkurza mnie to, że nie wiem jak. To mnie do niego zbliża.
Chcę się wszystkiego dowiedzieć, żeby znaleźć jakiś sposób, ale nie wiem czy to
jest możliwe. Jak można komuś pomóc odnaleźć się w świecie, który jest tyle
razy gorszy od tego, do którego się przyzwyczaił? Jak pomóc mu zrozumieć, że tu
też może być szczęśliwy tak, jak my jesteśmy?
Z drugiej strony nie podoba mi się to, że zachowuje się,
jakby był królem wszystkiego. Jakbym ja była jego własnością. Jest za bardzo
pewny siebie. Nie lubię tego w nim.
- Jolie! – ostry głos Robina wyrywa mnie z zamyślenia.
- Co mam ci powiedzieć? – pytam załamana. – Cokolwiek nie zrobię, będzie to kłamstwo.
Patrzy na mnie przez chwilę.
- Powiedz mi wszystko. Powiedz mi co czujesz, co czułaś,
kiedy cię całował, co czułaś trzymając go za rękę. Czemu to zrobiłaś?
- Co? – pytam. Znowu nie rozumiem.
- Czemu wzięłaś go za rękę? – jest poirytowany.
Słucham? Przesłyszałam się, prawda? Musiałam się
przesłyszeć! Czy on się wścieka o to, że próbowałam sprawić, żeby Blake poczuł
się odrobinę bardziej u siebie? Czy naprawdę będzie mi robił wyrzuty za to, że
nie chciałam kłopotów na start?
- Powiedz mi, że właśnie o to nie zapytałeś! – warczę - Czego
ty oczekujesz? Że nikogo nie będę dotykać?
Nic nie mówi. Zaciska mocniej szczęki i patrzy na mnie.
- Sam mnie ostrzegałeś, że będzie próbował uciekać! –
krzyczę – Nie chciałam kłopotów na sam początek. Wydawało mi się, e to dobry
pomysł. Właściwie, to to było jedyne co mi wtedy przyszło na myśl!
Dyszę z wściekłości. Nie wiem jak… ehhhh… nawet nie umiem
tego ubrać w słowa. On mnie doprowadzi do szału kiedyś. Jest dobrze przez
chwilę, potem ja robię coś co dla mnie jest naturalne i nad czym nawet się nie
zastanawiam, a on się o to wścieka. Tak było z Ianem…
Tylko, że on miał wtedy rację… Teraz też ma rację? Czy
naprawdę nie powinnam w ogóle pozwalać Blake’owi na dotykanie się?
- Jolie, znowu robisz to samo, co już raz przerabiałaś.
Zachęcasz go, a później się dziwisz, że próbuje cię pocałować… - nadal jest
zły.
Najgorsze jest to, że znowu ma rację. Tak jak Ian, Blake też
od razu chciał czegoś więcej. Od razu uznał, że ma pozwolenie na wszystko.
Cholera! Czy on nie może się kiedyś pomylić?
Nie wiem co mam powiedzieć. Robię krok do przodu, ale Robin
cofa się i podnosi ręce w obronnym geście.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Ściągam brwi i próbuję sobie przypomnieć jak ono brzmiało,
ale nie mogę. Wzruszam ramionami.
- Podoba ci się? – warczy.
- Tak – mówię cicho.
To prawda. Podoba mi się. Nic na to nie poradzę…
Robin odwraca się i idzie w stronę drzwi do swojej sypialni.
Biegnę za nim i łapię go za ramię. Wyrywa mi się i zatrzaskuje za sobą drzwi. Prawie
dostaję nimi w nos, zatrzymuję się w ostatniej chwili. Przez moment stoję, bo
nie wiem co mam ze sobą zrobić.
To koniec? Tak po prostu?
Łzy napływają mi do oczu. Nie wiedziałam, nie
przypuszczałam, że tak będę to przeżywać. Nie mogę tego tak zostawić. Nie
pozwolę mu na to. Nie!
Nie pukam. Wchodzę. Robin siedzi na łóżku z twarzą ukrytą w
dłoniach. Nie podnosi głowy, kiedy podchodzę. Siadam obok niego i kładę mu
dłonie na ramionach. Sztywnieje, ale nie odsuwa się ode mnie.
- Po co przyszłaś? – pyta. – Chcesz mi powiedzieć, że się
myliłem? Że sen się sprawdził? – podnosi wzrok.
Ma przekrwione oczy. Wygląda jakby płakał. Nie, to
niemożliwe. On nie płacze. Nie Robin, nie on.
- Nie – szepczę. Opieram głowę na jego ramieniu. – Nie
spełnił się. Nie cały…
Cisza jest nie do zniesienia. Słyszę tylko swój oddech i
serce.
Robin chyba nie oddycha. Jego klatka piersiowa się nie
porusza. Zaczynam się niepokoić. Podnoszę głowę. Patrzy na mnie i czeka.
- Blake mi się podoba fizycznie. Jest taki jak we śnie… -
zaczynam.
Robin kręci głową i spuszcza wzrok. Klękam na podłodze przed
nim, żeby patrzył na mnie. Podnoszę wzrok. Nasze oczy się spotykają.
– Nie czuję przy nim tego, co przy tobie. Nie podoba mi się
w tym sensie. – kładę nacisk na słowo „tym”.
Robin kręci głową.
- Co mam zrobić, żebyś zrozumiał, że nie zakochałam się w
nim tak, jak się spodziewałam? – pytam. – Jak mam ci to udowodnić?
Znów kręci głową. Zaczynam się irytować.
- Słuchaj. Zależy mi na tobie i na tym, żeby to się nie
skończyło. – wzdycham - Dlatego weszłam do tego pokoju za tobą. Gdyby mi było
wszystko jedno, nie zobaczyłbyś mnie tutaj.
Znowu kręci głową. Nie wiem czemu mi nie wierzy. Podnoszę
się na kolanach i przysuwam bliżej do niego. Wsuwam się w przestrzeń między
jego nogami a splecionymi rękoma i obejmuję go w pasie. Przytulam się mocno do
jego piersi. Słyszę jak wypuszcza powietrze, zaczyna znowu oddychać. Uśmiecham
się do siebie. Robin podnosi odrobinę głowę.
Odsuwam się od jego piersi i nie czekam na żadne pozwolenia.
Nie muszę i nie chcę. Całuję go mocno. Z początku nie reaguje, ale po chwili
przyciąga mnie mocno do siebie, podnosi mnie z ziemi i sadza sobie na kolanach.
- Przepraszam... – mruczę, kiedy w końcu udaje mi się złapać
oddech i trochę swobody.
- To ja powinienem cię przeprosić. Nie dałem ci skończyć.
Nie… - urywa.
- Uwierzyłeś w sen, tak jak ja z początku…
Kiwa głową. Całuję go delikatnie w policzek.
- Jest milion rzeczy, które mogą nas rozdzielić. Zwłaszcza
teraz, kiedy zacząłeś rewolucję, ale Blake nie stanie nam na drodze. – mówię to z taką stanowczością, że sama
siebie zaskakuję.
Chyba wierzę w to bardziej niż sama się przyznaję przed
sobą…
Robin podrywa się z miejsca. Ja ląduję na podłodze. Chyba
zapomniał o tym, że siedzę na jego kolanach. Boli mnie kość ogonowa. Schyla się
i podnosi mnie z łatwością sadzając z powrotem na łóżku.
- Przepraszam, ale przypomniałaś mi o jednej ważnej rzeczy.
Teraz nie będzie tak wesoło. Musisz bardzo uważać. – mówi chaotycznie jak nigdy
- Będziemy unieszkodliwiać kamery. Część już jest nieaktywna, bo musieliśmy się
gdzieś spotykać, ale inne wciąż niektóre są aktywne. Jack zorientował się, że
coś się będzie działo i bez mojej wiedzy montuje kolejne…
Patrzę na niego zaniepokojona.
- Co będzie z rewolucjonistami, jeśli ich złapią?
- Postawią ich pod sąd. Będę się starał ich ułaskawiać, ale
nie mogę przeginać, bo Jack zauważy, że cos jest nie tak.
- Robin, całowałeś mnie w windzie, a potem łaziłeś po całym
Underground obejmując mnie. Jeśli Jack nie zauważył jeszcze, że coś jest nie
tak, to jest idiotą!
Robin kiwa głową, ale zaraz zaczyna mi coś wyjaśniać. Znają
się z Jackiem długo i przez długi czas rozmawiali o wspólnej zmianie prawa.
Potem jednak Abby porzuciła go dla Aarona i Jack się zmienił. Z początku tylko
trochę, z czasem co raz bardziej. Pozostała jednak jedna rzecz. Zżyli się ze
sobą przez te kilka lat wspólnych dywagacji na temat prawa. Robin wielokrotnie
chodził z nim na ten temat rozmawiać, potem został sędzią i razem ustalili, że
nie będą karać tak surowo za dotyk.
- Jesteśmy dla siebie jak bracia – mówi – Jack nie zrobi mi
krzywdy …
- Nie byłabym tego taka pewna… - odpowiadam.
Boję się o niego. Za bardzo otwarcie kreuje się na lidera
tej całej rewolucji. Wiem, że ona jest niezbędna, ale naprawdę uważam, że kto
inny może się narażać… Boję się, że Jack jednak nie odpuści i że będzie
próbował dorwać Robina.
Przytulam się do niego. Chcę być jak najbliżej, jak
najdłużej, chcę się nacieszyć jego obecnością póki jeszcze jest przy mnie.
Czuję gdzieś w środku, że to może nie potrwać tak długo, jak bym chciała.
Przeraża mnie to. Zamykam oczy i odpływam. Rozkoszuję się ciepłem jego ciała i
delikatnym dotykiem jego dłoni na moim ramieniu, twarzy i włosach. Jest mi
niesamowicie dobrze i najchętniej nigdzie bym się stąd nie ruszała.
Chyba zasnęłam. Budzi mnie pukanie do drzwi. Blake stoi w
wejściu. Obciął włosy i ogolił się. Wygląda lepiej. Jeszcze lepiej niż poprzednio.
Usta rozchylają mi się same z siebie. Nie mogę tego powstrzymać. Blake uśmiecha
się. Podejrzewam, że zauważył moją reakcję.
Zamykam szybko usta i prostuję się. Niechętnie odsuwam się od Robina.
Tam gdzie jego ciało stykało się z moim nagle robi mi się zimno. Pojawia się
gęsia skórka. Musieliśmy długo tak siedzieć.
- Jestem gotów na wszelkie nowiny. Co muszę wiedzieć o
Underground?
Podnoszę się z łóżka. I wychodzę do salonu. Robin idzie za
mną. Trzyma dłoń na moich plecach, na wysokości talii. Bluzka wyślizgnęła mi
się ze spodni więc dotyka mojego nagiego
ciała. Przeszywa mnie dreszcz. Biorę głęboki oddech, żeby uspokoić
przyspieszające tętno. Blake siada na kanapie. Robin krząta się po kuchni
przygotowując herbatę, a ja siadam po turecku na podłodze naprzeciwko kanapy.
Lubię siedzieć na podłodze. Zawsze lubiłam.
- Co chcesz wiedzieć? – pytam patrząc w zielone oczy.
- Wszystko…
- Nie jemy. – mówię.
Na widok miny chce mi się śmiać. Robin stoi za mną i krztusi
się ze śmiechu.
- Jak to?
- Nie mamy jedzenia. Nie ma tu roślin i zwierząt. Posilamy
się tabletkami, które dostajemy trzy razy dziennie.
- Czy naprawdę nie ocalało nic, co warto było ocalić? Zawsze
lubiłem jeść… - mówi.
Słyszę jak głos mu się załamuje. Robi mi się go żal.
Podnoszę się na kolanach. Chcę go przytulić i pocieszyć. To jest dla mnie
naturalne. To jest odruch, ale powstrzymuję go, bo przypominam sobie, że Robin
niebyły tym zachwycony. Siadam z powrotem. Chcę mu chociaż coś powiedzieć, ale
nie wiem co można powiedzieć człowiekowi, który nagle budzi się w świecie, w
którym nie ma nic z tego, co kochał. A nawet jeśli jest, to jest zakazane.
Widzę łzy w kącikach jego oczu i robi mi się go jeszcze
bardziej żal. Mruga mocno i ociera twarz dłonią. Nie chce pokazywać słabości,
nie przy Robinie. Chyba uważa go za swojego wroga albo rywala. Nie wiem czemu.
- W święta jest normalne jedzenie… - zaczynam, ale Blake
kręci głową i macha ręką. Nie chce tego słuchać.
Milknę. Patrzę pytająco na Robina, ale on wzrusza ramionami
i kuca przy mnie.
- Musi sobie sam z tym poradzić. Nic co mu teraz powiesz nie
pomoże. – szepcze.
Słyszę pukanie do drzwi. Robin wstaje i otwiera. Nie wiem o
czym rozmawia, ale po chwili podchodzi do nas.
- Muszę was zostawić. Jack wzywa mnie w trybie
natychmiastowym. Zamknę was w boksie, dobrze? - patrzy na mnie pytająco.
Jestem na wpół przerażona, a na wpół się cieszę. Chcę
porozmawiać z Blake’em, bo widzę, że mam szansę na zbliżenie się do niego. Może
źle go oceniłam na początku. Może nie jest tak płytki jak mi się wydawało. Może
byłam zaślepiona obrazem ze snu? Może on tez nie był sobą, po dwustu latach
zamrożenia mógł nie panować nad emocjami i pragnieniami.
Teraz widzę, że pod całym tym nastawieniem, które
prezentował jest po prostu tęsknota za życiem, które zna.
Kiwam głową.
- Idź, poradzę sobie.
- Jesteś pewna? – kładzie mi rękę na ramieniu. – Możesz
pójść ze mną…
Kręcę głową.
- Chcę mu pomóc…
- Jasne. – odpowiada i wychodzi. – Wrócę jak najszybciej
będę mógł – dodaje zanim zamknie drzwi.
Słyszę jak zamek w drzwiach chrzęści, kiedy Robin nas
zamyka.
Odwracam się do Blake’a. Jego zielone oczy patrzą na mnie
badawczo. Nie widzę tego głodu, który widziałam w jego wzroku na początku. Nie
patrzy jakby chciał mnie zjeść… Nie wiem czego chce, ale czuję, że zaraz mi
powie.
- Kochasz go?
Tego się nie spodziewałam. Otwieram szeroko usta, jakbym nie
mogła złapać powietrza. Patrzę na niego zaskoczona.
- Skąd to pytanie?
- Chcę się czegoś o tobie dowiedzieć – mówi.
– Chcę cię poznać bliżej… Chcę się czegoś o tobie
dowiedzieć, bo chyba będziemy spędzać razem dużo czasu… - mówi.
Kiwam głową. Teraz Blake zachowuje się zupełnie inaczej niż
w obecności Robina.
- I zaczynasz od pytania czy kocham Robina?
Kiwa głową i uśmiecha się smutno.
- Nie wiem – wzruszam ramionami – Nie wiem co to znaczy
kochać kogoś… - urywam.
Patrzę w zielone oczy Blake’a, które zachodzą mgłą.
- A ty wiesz?
Przez chwilę milczy. Nic nie mówi, tylko głęboko oddycha. Ja
tak robię, kiedy muszę się uspokoić. Widzę, że trzęsą mu się ręce. Podchodzę do
niego i zamykam jego dłonie w swoich. Ma miękką skórę. Jego dotyk nie robi na
mnie żadnego wrażenia. Zupełnie jakbym dotykała Jill. Nic.
Podnoszę wzrok i patrzę na jego twarz. Mam wrażenie, że w
ciągu minuty przewija się przez nią milion emocji. Nie mogę rozszyfrować połowy
z nich, drugiej połowy nawet nie próbuję.
- Tak. – to słowo jest tak ciche, że zastanawiam się czy on
to powiedział czy to moja wyobraźnia.
- Powiesz mi?
Kiwa głową i przełyka głośno ślinę.
- Miała na imię Mary. Była zwykłą dziewczyną, ponoć niezbyt
piękną. Tak mówili wszyscy, ale mi wydawała się najpiękniejsza na świecie.
Miała rude włosy i orzechowe oczy. Była trochę wyższa od ciebie, ale też drobna…
- urywa i znowu zaczyna się trząść.
Nie odzywam się. Czekam. Pocieram kciukiem jego dłonie.
- Kiedy doszło do wybuchu byliśmy przy kapsułach. Osłoniłem
ją własnym ciałem, dostałem w głowę odłamkiem skały. – podnosi grzywkę do góry.
Nad lewym okiem widzę jasną bliznę w kształcie litery V. – Krwawiłem i byłem na
wpół przytomny. Zaciągnęła mnie do kapsuły i zamknęła w niej. Obiecywała, że
wsiądzie do następnej, ale kiedy spuszczała moją w dół widziałem, że osuwa się
na ziemię. Nie wytrzymała. Dostała za dużą dawkę promieniowania. Ja od razu
zostałem naświetlony. Tak działały kapsuły. Nie tylko zamrażały, ale leczyły.
Ona nie zdążyła – głos mu się załamuje. – Uratowała mnie, a sama zginęła…
Czuję wielką gulę w gardle. Chce mi się płakać. Nie pocieszę
go. Nie umiem. Nie mogę. Nie wiem jak on znajduje siłę, żeby chodzić po czymś
takim. Milczymy bardzo długo. Nie ruszam się. On też. W końcu Blake podnosi
głowę i patrzy na mnie.
- Dlaczego na początku jak cię poznałam byłeś taki? – pytam.
– Kiedyś też taki byłeś?
- Jaki?
- Pewny siebie, jakby nie obchodziło cię zdanie innych.
- Z początku tak. – mówi. – Miałem wiele dziewczyn. W
zasadzie na żadnej mi nie zależało. Byłem z nimi, całowałem je, uprawiałem z
nimi seks. Jestem przystojny, więc im się podobałem. Wykorzystywałem je
wszystkie, aż poznałem ją. Wtedy wszystko się zmieniło. Zapragnąłem się do niej
zbliżyć, ale ona mnie nie chciała. Po raz pierwszy musiałem się wysilić, żeby
dziewczyna zechciała na mnie spojrzeć…
Opowiada mi całą historię jak się poznali, jak Mary z
początku nie pozwalała mu się nawet zbliżyć. Mówi, że to przez jego
wcześniejszą reputację. Przez to, że miał wiele dziewczyn i ona nie wierzyła,
że z nią zostanie na dłużej, na zawsze. Kiedy o niej opowiada ma rozmarzony
wzrok. Pamięta każdy szczegół jej wyglądu, każde odczucie. Opowiada mi o
pierwszym pocałunku.
- Czułem wtedy jakbym nigdy wcześniej się nie całował… To
było coś niesamowitego. Całe moje ciało pragnęło być bliżej niej. Każda jedna
komórka.
Kończy opowieść na tym jak Mary w końcu zgodziła się zostać
jego dziewczyną. To było w dniu wybuchu. Przez chwilę widzę łzy w jego oczach,
ale zaraz mruga mocno i nie ma po nich śladu.
- Dlaczego teraz znowu jesteś taki jak kiedyś? Dlaczego
wróciłeś do tego, co było przed Mary?
Wzrusza ramionami i bierze głęboki oddech.
- Przez dwieście lat próbowałem o niej zapomnieć. Takie
zachowanie towarzyszyło mi prawie całe życie. Teraz wydaje mi się być
najlepszym scenariuszem.
- A czemu mnie pocałowałeś?
Prycha.
- Chciałem zobaczyć czy poczuję to samo co z nią.
- Nie poczułeś, prawda?
Kręci głową i uśmiecha się.
- To było raczej niemożliwe…
- Czemu?
- Bo przypominałaś mi kogoś, kogo kiedyś znałem… - wyznaje – Ale nie byłem pewien kogo…
Dopiero jak cię pocałowałem, zorientowałem się o kim pomyślałem widząc cię po
raz pierwszy.
Czekam na więcej i przyglądam mu się badawczo.
- Wyglądasz jak moja młodsza siostra.
Uśmiecham się.
- Fuj! – krzyczę – Całowałeś siostrę? Dwieście lat w
mrożonce chyba ci nie pomogło.
Uśmiecha się.
- Odchodzimy od tematu. Kochasz go?
Znowu to samo.
- Jestem w nim zakochana. Podoba mi się to jak mnie
traktuje, jak wygląda…
- Czyli… - Blake patrzy na mnie z ukosa.
- Nie wiem czy go kocham. Co to znaczy kochać? – pytam.
Podnosi wzrok. Nie patrzy na mnie tylko na ścianę
naprzeciwko, ponad moją głową. Twarz ma napiętą. Mięśnie ramion też. Mocno
zaciska dłonie.
- To jest tak: kiedy jej nie ma, myślisz tylko o niej. Kiedy
jest, masz nadzieję, że już zawsze tak będzie. Kiedy cię dotyka, nie chcesz,
żeby kiedykolwiek przestała, czujesz, że tak właśnie powinno być. Kiedy cię
całuje, cały świat przestaje istnieć, a kiedy jej zabraknie wiesz, że twój
świat już nie istnieje. Nie żyjesz, wegetujesz, egzystujesz…
Przez chwilę patrzę na niego zafascynowana, a potem wbijam
wzrok w podłogę. Puszczam jego dłonie i kładę je sobie na kolanach.
Czy to wszystko czuję przy Robinie? Nie wiem. Nie umiem
teraz uporządkować swoich uczuć. Czuję na sobie jego wzrok.
- Kochasz go. – mówi cicho.
Nie intonuje tego jak pytania. On mi to mówi. Poprawiam
niespokojnie pozycję. Nie jestem tego pewna.
Kręcę głową. Blake zaczyna się śmiać.
- Ja też zaprzeczałem. Dopiero jak ją straciłem,
zrozumiałem, że mój świat zaczynał się i kończył na niej.
Podnoszę się i obejmuję go. Pochyla głowę i wtula się w moją
szyję.
- Tak mi przykro… - szepczę. Nie potrafię wymyślić nic
innego.
Blake odsuwa się ode mnie i wstaje z kanapy.
- Takie życie – wzrusza ramionami.
Drzwi do boksu otwierają się. Wchodzi Robin. Blake pochyla
się nade mną.
- To on. Uświadom to sobie zanim będzie za późno jak ze mną.
– mówi cicho i wychodzi do swojej sypialni. Zamyka za sobą drzwi.
Zostaję sam na sam z Robinem. Denerwuję się bardziej niż
powinnam, bardziej niż zwykle. Blake ma rację? Nie, to nie możliwe. Za szybko.
Zdecydowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!