Me

Me

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Zwierciadła 10 - Kristen

Eve usiadła wygodnie na łóżku. Oparła się plecami o wezgłowie, nogi zaplotła po turecku przed sobą. Nie mogła się doczekać opowieści Marka. Chciała znać jego historię, jego przeszłość i chciała wiedzieć, o czym mówiła Kathy. Wiedziała, że to ważne. Czuła to. Wpatrywała się w niego wyczekująco.
Mark westchnął.
− Na pewno chcesz to usłyszeć? − zapytał pełnym bólu głosem. − To nic przyjemnego.
− Nic gorszego od mojej historii chyba cię nie spotkało? − Eve próbowała go zachęcić, uśmiechając się nieśmiało.
− Zobaczymy… − Jego oczy stały się niemal czarne.
Mark przez chwilę zastanawiał się, od czego zacząć. Usiadł na brzegu łóżka, wbił wzrok w podłogę i westchnął. Eve wpatrywała się badawczo w jego plecy. Jego zwieszone ramiona, opuszczona głowa i zbolały głos dawały jej do zrozumienia, że nie ma się co uśmiechać. Nie będzie to historia z happy endem.
− Muszę zacząć od początku. Od samego początku − mówił cicho Mark. − Tobie się wydaje, że mam dwadzieścia trzy lata, prawda? W rzeczywistości mam znacznie więcej. Mówiłem ci już w samolocie, że Zwierciadła nie da się zabić tak jak normalnego człowieka. Ciało Zwierciadła jest jak klatka dla jego duszy. Aby tę klatkę zniszczyć, trzeba znacznie więcej siły i umiejętności niż ma jakikolwiek człowiek. Zabicie Zwierciadła wymaga uczestnictwa innych Zwierciadeł, a tak naprawdę ich pewnych umiejętności. Niektórych Zwierciadeł... Z różnych względów z naszej rodziny kwalifikujecie się Karen i ty. Karen dlatego, że potrafi oddziaływać na dusze bezpośrednio, ty dlatego, że jesteś niezwykle utalentowaną iluzjonistką. – Mark mówił bez przerwy, jakby bał się, że pauza spowoduje, że już nic więcej nie będzie w stanie powiedzieć. – Poza tym Zwierciadło może zabić ukochana osoba. Dlatego dla nas bycie w prawdziwym związku to ogromne niebezpieczeństwo. Kiedy mówimy komuś, że go kochamy, nasza dusza zostaje podzielona i ta jedna część staje się jego własnością… a wtedy ta druga osoba może nas zabić… Rozumiesz? Zabijając tę część... Zwierciadło umiera, kiedy jego oczy robią się czarne. A wtedy dusza przez nie ucieka. To jest dla nas prawie pewny koniec.
− Dlaczego mówisz o końcu? Przecież po śmierci istnieje życie. Przynajmniej tak wierzą ludzie − przerwała mu Eve. 
− Z nami jest inaczej. Nie jesteśmy w końcu stuprocentowymi ludźmi. Czas zatrzymuje się dla nas w momencie, kiedy nasz umysł zaakceptuje fakt, że nie jesteśmy ludźmi. Wtedy stajemy się nieśmiertelni.  Jest jednak pewna cena, jaką płacimy za nieśmiertelność – Mark spokojnie kontynuował: − Odejście duszy to definitywny koniec naszego istnienia. Dla Zwierciadeł po ziemskim życiu nie ma nic. Jest pustka… Ludzie idą do nieba albo do piekła. My nie idziemy nigdzie. Nasze dusze rozpływają się w nicość. Tyle wiemy na dzień dzisiejszy…
− Mówiłeś, że może nam to zrobić ukochana osoba? − Eve była zszokowana tym, co usłyszała i bała się kontynuacji.
− Kristen miała zdolność manipulowania emocjami do tego stopnia, że potrafiła wmówić ci, że ją kochasz tak skutecznie, że faktycznie zaczynałaś ją kochać. Tak zrobiła ze mną. Byłem na każde jej skinienie, robiłem wszystko to, co chciała. Z miłości… Kochałem ją. A przynajmniej tak mi się wydawało. Pewnego dnia Kristen uznała, że nie jestem jej już potrzebny. − Oczy Marka wypełniły się łzami. − A ja, głupi byłem pewien, że ona mnie kocha, że będziemy zawsze razem. Niestety, myliłem się. Bardzo się myliłem… − głos mu się załamywał. Robił przerwy co chwilę… Widać było, że mówienie o tym jest dla niego trudne, ale ciągnął dalej: − Stałem się nieprzydatny, więc wyrzuciła mnie… Byłem zrozpaczony... Moje oczy stały się całkowicie czarne, bo część mojej duszy chciała zostać z tą, której powiedziałem, że ją kocham. Na granicy światów zatrzymała mnie Karen. − Westchnął, po czym dokończył: − Dalej nie wiem, jak udało mi się przeżyć. Zupełnie jakby Kristen nie zabiła tej cząstki mnie, którą jej dałem…
− Karen? − Eveline nie mogła powstrzymać okrzyku zdumienia.
− Tak, ta Karen, którą już poznałaś. Mówiłem ci, Karen potrafi też kontaktować się bezpośrednio z duszami. To bardzo rzadka umiejętność. Może namówić duszę zarówno do odejścia, jak i do pozostania w ciele. Karen zatrzymała moją duszę w ciele. Siłą. I tak z duszą błąkającą się na granicy światów, trafiłem tu. Kathy i Karen spędziły długie godziny, próbując mnie utrzymać po tej stronie, ale ból po odrzuceniu przez Kristen był tak silny, że dopiero kiedy Evan pokazał mi to, co zobaczył w mojej przyszłości, moja dusza przestała się szamotać i posłusznie wróciła do ciała. Żeby zostać... Evan dał mi nadzieję. Powiedział, że będę jeszcze raz kochał, że będę kochany, tym razem prawdziwą miłością… − urwał i spojrzał na Eveline.
− Jak Kristen była w stanie cię tak oszukać?
− Widzisz, Kristen była w pewnym sensie podobna do ciebie. − Westchnął, po czym ciągnął dalej: − Też miała zielone oczy. Była iluzjonistką. Choć mam wrażenie, że mniej utalentowaną niż ty. − Mark zakończył z lekkim uśmiechem na ustach.
− Nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobiła… − szepnęła Eveline.
− Wiem, dlatego powiedziałem, że była do ciebie podobna w pewnym sensie. Ty masz za czystą duszę, zbyt dobre intencje. Nie zrobiłabyś tego nikomu. Wiem o tym. Po prostu to wiem… − Mark wziął głęboki oddech. − Co nie zmienia faktu, że… trudno mi teraz uwierzyć w prawdziwą miłość. Dlatego z początku broniłem się przed tym, co teraz czuję. Dlatego bałem się ciebie dotknąć, zbliżyć się. Dlatego byłem tak ostrożny, kiedy byłem twoim nauczycielem i kiedy byliśmy w samolocie. Wiedziałem, że drugi raz nie przeżyję odrzucenia − głos mu się załamał, a w oczach pojawiły się łzy.
− Ale przecież nie do końca trzymałeś się ode mnie z daleka. − Eve puściła do niego oko.
− Bo… − Mark się zawahał, miał jej powiedzieć, jak bardzo mu na niej zależy − bo nie umiałem. Coś mnie do ciebie ciągnęło. To uczucie, kiedy cię dotykam, ten przyspieszony oddech i mocne bicie serca. To było uzależniające. Zaczęło się, kiedy po raz pierwszy przypadkiem się dotknęliśmy. − Mark zamknął oczy i dodał: − Z Kristen nic takiego nie czułem, a przynajmniej nie pamiętam... Nie rozumiałem, co się ze mną dzieje. I chyba dalej nie rozumiem.  − Spojrzał na nią i westchnął lekko. 
− Mark… gdybym mogła ci pomóc… − Eve zanurzyła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać. Chciała go przytulić, pocieszyć, ale nie wiedziała, jak pocieszyć kogoś, komu tak okrutnie złamano serce.
− Teraz już jest dobrze. Teraz jest bardzo dobrze. Chyba wreszcie będę mógł być szczęśliwy. − Jego głos był dużo pogodniejszy niż przedtem, pełen nadziei. Spokojnym głosem dodał: − Teraz przepowiednie Evana mogą się sprawdzić. Nareszcie moje krwawiące od lat serce może zostać opatrzone. Właściwie ta rana już powoli się goi. Myślałem, że to będzie dłużej trwało, a tym czasem… Chyba masz na mnie zbawienny wpływ.
Obrócił się przodem do niej i złapał ją za ręce, żeby zobaczyć jej twarz. Eve spojrzała na niego zapłakanymi oczyma.  
− To ciebie pokazał mi wtedy Evan w swoich wizjach. Ciebie, Eveline. Nawet nie wiesz, ile czasu minęło, ale warto było czekać! − Mark wplótł rękę w jej włosy i pogłaskał ją kciukiem po policzku.
Eveline poczuła, jak wypełnia ją fala szczęścia. Jej umysł ciągle bronił się przed tym, co Mark sugerował. Miały być Himalaje, ale bez przesady. Tak od razu? I dom, i rodzina, i szczęście, i… on? Zdusiła w sobie tę myśl i spojrzała na Marka.
− Mark, czy mogę cię o coś zapytać?
− Tak, oczywiście…
− Dlaczego nagle okazałeś się nieprzydatny?
− Kristen oczekiwała, że odnajdzie we mnie wielką moc, która jej się przyda. Niestety, nic takiego nie odkryła. Tak naprawdę do dziś nie wiem, jaka nadprzyrodzona moc we mnie drzemie. Nie wiem, dlaczego Evan jest przekonany, że Kristen miała rację. Że jeszcze sam siebie zaskoczę, że będę jednym z najpotężniejszych Zwierciadeł. Jakoś w to nie wierzę. Jestem tu tyle lat i nie potrafię jeszcze zamknąć swego umysłu. Nawet przed młodym Klivem… − Mark urwał, bo zobaczył, że Eve znów się zachwiała. Przestraszony zapytał: − Co się dzieje? Mam przestać?
− Nie, nie… chyba… chyba nic. Nic mi nie jest. Nadmiar wrażeń. Mów dalej.
− Kristen oczekiwała, że pomogę jej zawładnąć światem. Jej dar nie działał na wszystkich. Potrzebowała kogoś potężniejszego od siebie do pomocy.
− Czekaj, to jej dar nie działał na wszystkich?
− To zależy od potęgi mocy Zwierciadła. − Mark wzruszył ramionami.
− Nie wszyscy potrafią jednakowo oddziaływać. – ciągnął - Są ludzie i Zwierciadła, które są bardziej odporne na dary niektórych. Ale to powinnaś już wiedzieć. Przecież dar Ryana też nie działał na wszystkich, bo wasi rodzice byli odporni.
Tak, o tym Eveline nie pomyślała. Ona oddziaływała na wszystkich bez wyjątku, ale Ryan faktycznie miał ograniczone możliwości.
Zasmuciła ją myśl o Ryanie. Wiedziała, że nic mu nie grozi, wyczułaby zagrożenie. Jednak siedemnaście lat spędzonych razem, podczas których byli praktycznie nierozłączni, sprawiało, że to krótkie odosobnienie było bardzo trudne do zniesienia. I nawet obecność Marka nie mogła całkowicie wynagrodzić jej braku Ryana. Przytuliła się do Marka. Jej umysł ciągle się przed tym bronił, ale jej serce przeczuwało już, że Mark może być jej bratnią duszą, drugą połówką, jej przeznaczeniem.
Mark objął ją mocno i wtulił twarz w jej włosy. Uwielbiał ich dotyk na swojej twarzy. Uwielbiał ich zapach. Mógłby tak stać godzinami.
„Kathy ma rację. Zakochałam się. Nic na to nie poradzę. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że nie jest to jednostronne uczucie” – przekonywała samą siebie Eveline po raz kolejny, zapominając, że Mark słyszy jej myśli.
− Nie jest jednostronne − szepnął jej na ucho tak cicho, że Eveline zastanawiała się, czy naprawdę to usłyszała, czy tylko tak bardzo chciała to usłyszeć.  
Mark wstał, podszedł do okna i spojrzał w dal.
− Eve, czemu ty jeszcze tego nie widzisz? Myślisz, że byłbym tu teraz, że opowiedziałbym ci to wszystko, gdybym nic do ciebie nie czuł? − w głosie Marka dało się słyszeć zniecierpliwienie: − Co ci mówi twój wewnętrzny głos?
− Że…, że ci na mnie zależy… − szepnęła Eveline. Podeszła do niego, koncentrując wzrok na jakimś odległym punkcie za oknem.
− Czy kiedyś zdarzyło się, że twoja intuicja cię zawiodła – ciągnął Mark, ewidentnie starając się nie powiedzieć niczego wprost. Uważał, że w tym momencie jest na to za wcześnie, już raz się pospieszył z taką deklaracją.
− Nie, nigdy.
− Dlaczego więc teraz masz jeszcze wątpliwości? Twój wewnętrzny głos ma rację. – Spojrzał na nią z taką namiętnością, że serce jej na chwilę zamarło. Dodał: – Zaufaj mu… Zaufaj mi...
Przez chwilę stali, patrząc na siebie. Powstała niema umowa. Obiecali sobie nie nazywać tego uczucia, dopóki nie będzie to konieczne. Oboje się bali. Za bardzo im zależało na sobie, żeby ryzykować. Ich serca biły w tym samym rytmie, choć może nie zawsze to widzieli, nie zawsze byli w stanie to sobie uświadomić, ale wiedzieli, że nie mogą tego zniszczyć, czymkolwiek to jest. Nie mogli ryzykować.  
W końcu Eveline ziewnęła. Nie wiedziała, ile czasu tak stali ramię w ramię obok siebie, czując tę niesamowitą energię, która krążyła między nimi, i co chwilę ukradkiem na siebie spoglądając. Za oknem zrobiło się zupełnie ciemno. Paliły się latarnie. Drzewa w Central Parku rzucały zmiennokształtne cienie na chodniki. Wiało mocno. Na niebie widać było ciemne, burzowe chmury. W pewnej chwili pomiędzy chmurami pojawił się wąziutki sierp księżyca.
− Nów. Dziś wszystko zacznie się od nowa – szepnęła Eve.
Mark zbliżył twarz do jej ucha, po drodze niby niechcący muskając jej policzek wargami.
− Tak. Dziś zaczynamy nowe życie. Oboje. – Jego szept połaskotał ją w policzek.
Uśmiechnęła się nieśmiało. Chyba była szczęśliwa.  Chciała wyciągnąć do niego ręce, ale się zawahała.
„Czego się boisz?” – pomyślała, i objęła Marka w pasie. Odwzajemnił uścisk.
Za oknem rozszalała się burza. Od czasu do czasu niebo przeszywała błyskawica, a Central Park nagle oświetliło jej zimne światło. Cudowną właściwością tego parku było to, że za każdym razem wyglądał inaczej. Był jak żywy organizm. Z każdą sekundą się zmieniał. Eveline patrzyła na niego zafascynowana. Nie wiedziała, czy Central Park jej się spodoba, ale cieszyła się, że może na niego patrzeć. Ta zmienność bardzo ją odprężała.
Przez chwilę stali obok siebie, obejmując się i obserwując szalejącą burzę. Nie przypuszczali nawet, że jest to zapowiedź tego, co ma się wkrótce wydarzyć.
− Późno jest. Chcesz się położyć, odpocząć? – zapytał z troską Mark, wyrywając ją z letargu.
− Tak… chyba tak… − odpowiedziała, ale zaraz po tym zmieniła zdanie. Nie chciała, żeby Mark wychodził. Bała się, że to tylko sen, nie chciała, żeby się skończył. Prawie krzyknęła: – NIE!
− Jeśli chcesz, zostanę przy tobie całą noc. Nie zostawię cię samej, jeśli się boisz. – Spojrzał na nią. − Poczekaj chwilę – powiedział i zniknął. Chwilę później wrócił z fotelem i kocem. Postawił fotel obok łóżka.
− Już mam gdzie siedzieć. Będę czuwał przy tobie całą noc.
− Nie. Musisz się wyspać, odpocząć.
− Nie muszę. – Mark się zaśmiał.  – Nie muszę spać. Mogę, ale nie muszę. Nie jest mi to do niczego potrzebne. Pamiętasz? Zwierciadła nie mogą umrzeć z wycieńczenia. Nie ma takiej opcji. Nie pieką nas też oczy z niewyspania. Nie ziewamy. He! Wielu rzeczy nie robimy tak jak ludzie.
− To czemu ja ziewam? Przecież też jestem Zwierciadłem, tak?
− A czemu uważasz, że to wszystko to sen? Jak myślisz? Do twojego umysłu jeszcze nie dotarła prawda. – Naśmiewał się z niej, ewidentnie się z niej naśmiewał i jakimś dziwnym cudem w ogóle jej to nie przeszkadzało. Zrobiła naburmuszoną minę na pokaz.
− Bo to wszystko nie jest realne…. – Żachnęła się.
− A to, że ty tworzysz obrazy w cudzej głowie jest możliwe? To, że rozgniewany Ryan przestawia wszystkie meble w domu bez dotykania ich jest możliwe? To, że w samolocie zasnęłaś w ciągu sekundy, mimo że nie byłaś zmęczona, też pewnie jest możliwe, co? – Założył ręce, jakby ją prowokował, i czekał na jej odpowiedź. Do Eve powoli docierało, co jej powiedział.
− W samolocie? Przecież ty nie… − urwała.
− Ja nie. Masz absolutną rację. To nie ja. – Uśmiechnął się szelmowsko.
− Karen! – krzyknęła nagle, gdy ją olśniło. – Ale przecież ona ma inny dar…
− Ryan też ma kilka darów. I ty.
− No tak… Więc Karen…
− Karen potrafi sterować emocjami ludzi do tego stopnia, że potrafi ich w ciągu sekundy uśpić. Jest niezwykle potężna. Robi wrażenie.
− Hmmmm… Jak mogliście mnie tak potraktować?
− Chciałaś zadać zbyt dużo pytań. Musieliśmy cię jakoś wyłączyć. – Na twarzy Marka pojawił się zawadiacki uśmiech i miękkim głosem dodał: – A teraz idź spać. Jutro będzie na ciebie czekała niespodzianka.
Eveline położyła się na łóżku i natychmiast zasnęła. Mark okrył ją kocem, a sam usiadł w fotelu. Wpatrywał się w nią i rozmyślał.
Wiedział już, że Evan miał rację. Wiedział, że będzie mógł być szczęśliwy z Eve. Wiedział, że może jej powierzyć swoją duszę, że Eve nigdy go nie zdradzi. Nie mógł tylko pojąć, o jakich trudnościach mówiła Kathy. Przecież wszystko szło tak gładko. On − nic nieznaczące Zwierciadło, bez żadnych specjalnych mocy. I ona – piękna, wspaniała i jakże ważna. Obdarzona niespotykaną intuicją, świetna kandydatka na jasnowidza, a jednocześnie niezwykle utalentowana iluzjonistka, potrafiąca w każdym umyśle wytworzyć niespotykane wizje.

Spojrzał na Eve i z zadowoleniem obserwował jak jej pieś unosi się miarowo. Wiedział, że pierwszy raz od bardzo dawna śpi spokojnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!