Me

Me

wtorek, 29 stycznia 2013

Zwierciadła 16 - Ściany

− O co chodzi z tymi ścianami, Mark?
Ale Mark właśnie demontował pierwszą część ściany. Wytężył się, kiedy zdjął panel, ustawił go pod oknem i zajął się zdejmowaniem pozostałych. Eve patrzyła na niego, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Mięśnie pleców i ramion miał napięte do granic możliwości, ale wyglądało na to, że spokojnie jest w stanie samodzielnie unieść ponadtrzymetrowy kawałek ściany szerokości około sześćdziesięciu centymetrów.
„ Jak mogłam nie zauważyć, że tu są jakieś panele?” − myślała. Nagle zauważyła, że na całej ścianie, w regularnych odstępach są pionowe rysy. Zbyt doskonałe, żeby mogły być dziełem przypadku.
Mark unosił po kolei każdy panel delikatnie do góry, trochę go przechylał i wtedy zapadki się luzowały i mógł go zdjąć. Kiedy miał w rękach ostatni fragment ściany, potknął się i przewrócił razem z nim, lądując tuż obok fortepianu. Eve aż podskoczyła. Podbiegła do niego przerażona, ale on się tylko śmiał. Nie rozumiała, patrzyła na niego zszokowana, ale Mark pociągnął ją delikatnie za rękę i upadła tuż koło niego, chichocząc. Mark oparł się na łokciu, spojrzał jej głęboko w oczy i delikatnie odgarnął jej włosy z twarzy. Musnął ustami jej szyję, Eve zadrżała, a on uśmiechnął się delikatnie i wstał.
− Później je wyniosę na strych − powiedział, podając jej rękę i pomagając wstać.
Eve spojrzała na jego łóżko na przeciwległej ścianie pokoju, a potem jej wzrok zatrzymał się na łazience. Właśnie sobie coś uświadomiła i była tym przerażona. Ich łazienka. Wspólna. Przypomniała sobie, gdzie czuła wcześniej zapach drzewa sandałowego i cytrusów − Mark. To jego pokój był za ścianą. To przecież też już wiedziała. Dlaczego wcześniej nie skojarzyła faktów? A teraz Mark połączył ich pokoje. Za szybko. Eve bała się bliskości. Bała się, że wszyscy są tacy sami… I że tak jak „chętni”, Mark będzie chciał ją zdradzić. W końcu nie była ani najpiękniejsza, ani najmądrzejsza, ani wcale jej dobrze nie znał. A ona nie znała jego, a teraz miała spać z nim w jednym pokoju…
− Co jest? − Mark podszedł do niej i złapał ją za rękę. − Coś nie tak?
− Mark… − Eve nie wiedziała, od czego zacząć.
− Eve, słyszałem twoje myśli. Nie wiem, czego się boisz… Nie namawiam cię na spanie w jednym łóżku, jeśli tego nie chcesz. − Uśmiechnął się półgębkiem i zniżył głos do szeptu. – Chociaż nie ukrywam, że bardzo bym się ucieszył, gdybyś jednak zechciała. − Odchrząknął i głośniej dodał: −  A jeśli sobie dobrze przypomnisz, to już raz zabroniłaś mi w nocy wychodzić z twojego pokoju. I jakoś cię nie skrzywdziłem, prawda?
− Mark, ja… boję się… − głos się jej łamał, a ręce się trzęsły.
− Mnie się boisz? − Mark wydawał się urażony.
− Nie. Boję się…  − Eve nie wiedziała, czy chce mu to mówić, ale słowa płynęły same, standardowa obawa nastolatki wiążącej się ze starszym chłopakiem. – Mark, jesteś ode mnie starszy. Nie wiem, czego oczekujesz po naszym… związku… − Spuściła głowę.
− Eve, nie chodzi mi o seks. Nie uważasz, że gdyby mi o to chodziło, to już dawno byłoby po sprawie? Myślisz, że jak byłem twoim nauczycielem, to nie czytałem ci w myślach? Wiem, że wtedy byłoby mi łatwo cię wykorzystać. Jeśli tylko bym chciał. − Złapał ją za głowę z obu stron i zmusił, żeby mu spojrzała w oczy. Jego szorstki wcześniej głos złagodniał: − Wiesz, czemu tego nie zrobiłem?
Eve pokręciła przecząco głową.
− Bo nie chcę cię w ten sposób. Chcę, żebyś mnie najpierw pokochała, żebyś miała do mnie całkowite zaufanie… Nie chcę cię wykorzystać, Eve. Zależy mi na tobie. Bardzo… − Jego głos się załamywał. − Proszę cię, nie rób ze mnie potwora. Nie jestem nim.
− Ale jesteś starszy…
− Tak, jakieś sto lat pewnie, a w ludzkiej nomenklaturze pięć. I co?
Eve wzruszyła ramionami.
− Eve, poza kilkoma iluzjami jestem kompletnym laikiem w tej dziedzinie, więc jak mogę tego chcieć tak bardzo, żeby cię skrzywdzić?
− Nie wiem, po prostu…
− Po prostu mi nie ufasz. Nie wiem czemu. Przed chwilą twierdziłaś, że jest inaczej. Że ufasz mi bezgranicznie. Coś się zmieniło? − Mark był wściekły, odwrócił się do niej plecami. Mówił: − Jesteś piękna Eve. Piękna, mądra i niezwykle utalentowana. I cholernie mi się podobasz i… chętnie bym to z tobą zrobił, ale kiedy ty będziesz gotowa.
− Mark…
− Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? − Mark odwrócił się do niej i ujął jej głowę rękoma. − Co?  − wyszeptał. − Powiedz mi!
Eve spuściła głowę.
− Eve, jeśli chcesz, powiem to. Wiesz, jakie są konsekwencje. Nie chciałem ci oddawać duszy w taki sposób, w takich okolicznościach i tak szybko, chciałem, żebyś zrozumiała najpierw, na co się piszesz. Że nigdy się ode mnie nie uwolnisz… − Jego głos był zbolały. Patrzył na nią, ale nie mógł nic wyczytać z jej twarzy. Westchnął. − Koch…
Eve położyła mu palec na ustach.
− Cicho. Nie musisz. Rozumiem. Dotarło do mnie w końcu. Też nie chcę, żeby to tak wyglądało. I nigdy nie chcę się od ciebie uwalniać…
− Więc o co ci chodzi? Czemu jesteś taka przerażona?
− Bo jeszcze niedawno prawie się nie znaliśmy, a teraz dzielimy mieszkanie, pokój i… − przełknęła − łóżko.
− Łóżko? − Makr był zaskoczony.
Eve podniosła wzrok.
− Jeśli chcesz. Ale znasz moje zdanie na temat pocałunków. I myślę, że najpierw musimy opanować pocałunki, zanim posuniemy się dalej. 
Mark uśmiechnął się i pokiwał głową. Eve podeszła do niego i wtuliła się w niego całym ciałem.
− Przy tobie czuję się bezpieczna. Nie mam koszmarów − szeptała, a Mark gładził ją po włosach. − Nie chcę być z daleka od ciebie. Nigdy! Nie chcę cię zostawiać! Już nigdy!
− Nie będziesz musiała − szepnął i pocałował ją w czoło.
Eve rozejrzała się po ich wspólnym pokoju. Zauważyła, że w jakiś magiczny sposób szmaragdowe ściany jej części płynnie przechodziły w lazur na ścianach Marka. Nie wiedziała, jak to możliwe.
Westchnęła i spojrzała w stronę fortepianu. Po wszystkich wrażeniach tego dnia miała ochotę się wyżyć. Usiadła na taborecie i całą złość oraz frustrację przelała na klawisze. Momentami Mark miał wrażenie, że za chwilę albo fortepian się rozpadnie, albo wylecą szyby z okien, ale się nie odzywał. Czekał. Melodia była zdecydowanie agresywniejsza niż ta, którą Eve zagrała rankiem. Nagle muzyka zmieniła się, teraz słychać w niej było ból i żal. W końcu Eve zaczęła już tylko odruchowo błądzić palcami po klawiszach, aż skończyła. Fortepian dźwięczał jeszcze przez chwilę ostatnią nutą, aż zamilkł.
Mark stanął za plecami Eve i położył jej rękę na ramieniu. Oparła o nią policzek, po czym wstała i odwróciła się do niego. Spojrzeli sobie w oczy. Mark wplótł obie ręce w jej włosy.  Eve, czując, co nastąpi za chwilę, odruchowo cofnęła się, ale Mark poszedł krok za nią. Eve nie przestawała iść, aż oparła się plecami o parapet okienny. Mark zbliżył się do niej i wyszeptał:
− Nie bój się. Dasz radę… − szeptał niecierpliwie. − Oboje damy radę.
Poddała się. Nie umiała mu odmówić.
Mark przylgnął do niej całym ciałem, pochylił głowę i pocałował ją w policzek. Eve zadrżała. Ich usta spotkały się. Delikatny jak płatek róży pocałunek spowodował, że Eve zakręciło się w głowie. Zamknęła oczy…   
………
Zobaczyła długi, ciemny korytarz. Wiedziała, gdzie znajdował się ten korytarz. Szło nim trzech mężczyzn. Jednego poznała – ta szczurza twarz nie dała się zapomnieć. Pozostali dwaj to pewnie jakieś przydrożne osiłki. Jej ojciec kopnął drzwi do pokoju Ryana i…
………
Eveline nagle zbladła i kolana się pod nią ugięły. Gdyby nie Mark, na pewno upadłaby na ziemię.
− Ryan! − krzyknęła z przerażeniem.
Coś trzasnęło. W drzwiach stał już Evan.
− Musimy tam wrócić. Natychmiast. Nie ma czasu do stracenia. Ryan nie przeżyje kolejnej nocy, jeśli mu nie pomożemy  – zakomenderował.
− Jak to?! Przecież jest Zwierciadłem!!! − Eve wpadała w panikę.
− Tak. Nieuświadomionym. Jest niezwykle odporny, ale wciąż śmiertelny − odparł chłodno Evan.
Mark stał zdezorientowany, patrząc to na Eve, to na Evana. Eve w myślach szybko wyjaśniła mu, o co chodzi.
− Na co jeszcze czekamy?! − krzyknął.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!