− O co chodzi z tymi ścianami, Mark?
Ale Mark właśnie demontował pierwszą część ściany. Wytężył
się, kiedy zdjął panel, ustawił go pod oknem i zajął się zdejmowaniem
pozostałych. Eve patrzyła na niego, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Mięśnie
pleców i ramion miał napięte do granic możliwości, ale wyglądało na to, że
spokojnie jest w stanie samodzielnie unieść ponadtrzymetrowy kawałek ściany
szerokości około sześćdziesięciu centymetrów.
„ Jak mogłam nie zauważyć, że tu są jakieś panele?” −
myślała. Nagle zauważyła, że na całej ścianie, w regularnych odstępach są
pionowe rysy. Zbyt doskonałe, żeby mogły być dziełem przypadku.
Mark unosił po kolei każdy panel delikatnie do góry, trochę
go przechylał i wtedy zapadki się luzowały i mógł go zdjąć. Kiedy miał w rękach
ostatni fragment ściany, potknął się i przewrócił razem z nim, lądując tuż obok
fortepianu. Eve aż podskoczyła. Podbiegła do niego przerażona, ale on się tylko
śmiał. Nie rozumiała, patrzyła na niego zszokowana, ale Mark pociągnął ją
delikatnie za rękę i upadła tuż koło niego, chichocząc. Mark oparł się na
łokciu, spojrzał jej głęboko w oczy i delikatnie odgarnął jej włosy z twarzy.
Musnął ustami jej szyję, Eve zadrżała, a on uśmiechnął się delikatnie i wstał.
− Później je wyniosę na strych − powiedział, podając jej
rękę i pomagając wstać.
Eve spojrzała na jego łóżko na przeciwległej ścianie pokoju,
a potem jej wzrok zatrzymał się na łazience. Właśnie sobie coś uświadomiła i
była tym przerażona. Ich łazienka. Wspólna. Przypomniała sobie, gdzie czuła
wcześniej zapach drzewa sandałowego i cytrusów − Mark. To jego pokój był za
ścianą. To przecież też już wiedziała. Dlaczego wcześniej nie skojarzyła
faktów? A teraz Mark połączył ich pokoje. Za szybko. Eve bała się bliskości.
Bała się, że wszyscy są tacy sami… I że tak jak „chętni”, Mark będzie chciał ją
zdradzić. W końcu nie była ani najpiękniejsza, ani najmądrzejsza, ani wcale jej
dobrze nie znał. A ona nie znała jego, a teraz miała spać z nim w jednym
pokoju…
− Co jest? − Mark podszedł do niej i złapał ją za rękę. −
Coś nie tak?
− Mark… − Eve nie wiedziała, od czego zacząć.
− Eve, słyszałem twoje myśli. Nie wiem, czego się boisz… Nie
namawiam cię na spanie w jednym łóżku, jeśli tego nie chcesz. − Uśmiechnął się
półgębkiem i zniżył głos do szeptu. – Chociaż nie ukrywam, że bardzo bym się
ucieszył, gdybyś jednak zechciała. − Odchrząknął i głośniej dodał: − A jeśli sobie dobrze przypomnisz, to już raz
zabroniłaś mi w nocy wychodzić z twojego pokoju. I jakoś cię nie skrzywdziłem,
prawda?
− Mark, ja… boję się… − głos się jej łamał, a ręce się
trzęsły.
− Mnie się boisz? − Mark wydawał się urażony.
− Nie. Boję się… −
Eve nie wiedziała, czy chce mu to mówić, ale słowa płynęły same, standardowa
obawa nastolatki wiążącej się ze starszym chłopakiem. – Mark, jesteś ode mnie
starszy. Nie wiem, czego oczekujesz po naszym… związku… − Spuściła głowę.
− Eve, nie chodzi mi o seks. Nie uważasz, że gdyby mi o to
chodziło, to już dawno byłoby po sprawie? Myślisz, że jak byłem twoim
nauczycielem, to nie czytałem ci w myślach? Wiem, że wtedy byłoby mi łatwo cię
wykorzystać. Jeśli tylko bym chciał. − Złapał ją za głowę z obu stron i zmusił,
żeby mu spojrzała w oczy. Jego szorstki wcześniej głos złagodniał: − Wiesz,
czemu tego nie zrobiłem?
Eve pokręciła przecząco głową.
− Bo nie chcę cię w ten sposób. Chcę, żebyś mnie najpierw
pokochała, żebyś miała do mnie całkowite zaufanie… Nie chcę cię wykorzystać, Eve.
Zależy mi na tobie. Bardzo… − Jego głos się załamywał. − Proszę cię, nie rób ze
mnie potwora. Nie jestem nim.
− Ale jesteś starszy…
− Tak, jakieś sto lat pewnie, a w ludzkiej nomenklaturze
pięć. I co?
Eve wzruszyła ramionami.
− Eve, poza kilkoma iluzjami jestem kompletnym laikiem w tej
dziedzinie, więc jak mogę tego chcieć tak bardzo, żeby cię skrzywdzić?
− Nie wiem, po prostu…
− Po prostu mi nie ufasz. Nie wiem czemu. Przed chwilą
twierdziłaś, że jest inaczej. Że ufasz mi bezgranicznie. Coś się zmieniło? −
Mark był wściekły, odwrócił się do niej plecami. Mówił: − Jesteś piękna Eve.
Piękna, mądra i niezwykle utalentowana. I cholernie mi się podobasz i… chętnie
bym to z tobą zrobił, ale kiedy ty będziesz gotowa.
− Mark…
− Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? − Mark odwrócił się do
niej i ujął jej głowę rękoma. − Co? −
wyszeptał. − Powiedz mi!
Eve spuściła głowę.
− Eve, jeśli chcesz, powiem to. Wiesz, jakie są
konsekwencje. Nie chciałem ci oddawać duszy w taki sposób, w takich
okolicznościach i tak szybko, chciałem, żebyś zrozumiała najpierw, na co się
piszesz. Że nigdy się ode mnie nie uwolnisz… − Jego głos był zbolały. Patrzył
na nią, ale nie mógł nic wyczytać z jej twarzy. Westchnął. − Koch…
Eve położyła mu palec na ustach.
− Cicho. Nie musisz. Rozumiem. Dotarło do mnie w końcu. Też
nie chcę, żeby to tak wyglądało. I nigdy nie chcę się od ciebie uwalniać…
− Więc o co ci chodzi? Czemu jesteś taka przerażona?
− Bo jeszcze niedawno prawie się nie znaliśmy, a teraz
dzielimy mieszkanie, pokój i… − przełknęła − łóżko.
− Łóżko? − Makr był zaskoczony.
Eve podniosła wzrok.
− Jeśli chcesz. Ale znasz moje zdanie na temat pocałunków. I
myślę, że najpierw musimy opanować pocałunki, zanim posuniemy się dalej.
Mark uśmiechnął się i pokiwał głową. Eve podeszła do niego i
wtuliła się w niego całym ciałem.
− Przy tobie czuję się bezpieczna. Nie mam koszmarów −
szeptała, a Mark gładził ją po włosach. − Nie chcę być z daleka od ciebie.
Nigdy! Nie chcę cię zostawiać! Już nigdy!
− Nie będziesz musiała − szepnął i pocałował ją w czoło.
Eve rozejrzała się po ich wspólnym pokoju. Zauważyła, że w
jakiś magiczny sposób szmaragdowe ściany jej części płynnie przechodziły w
lazur na ścianach Marka. Nie wiedziała, jak to możliwe.
Westchnęła i spojrzała w stronę fortepianu. Po wszystkich
wrażeniach tego dnia miała ochotę się wyżyć. Usiadła na taborecie i całą złość
oraz frustrację przelała na klawisze. Momentami Mark miał wrażenie, że za
chwilę albo fortepian się rozpadnie, albo wylecą szyby z okien, ale się nie
odzywał. Czekał. Melodia była zdecydowanie agresywniejsza niż ta, którą Eve
zagrała rankiem. Nagle muzyka zmieniła się, teraz słychać w niej było ból i
żal. W końcu Eve zaczęła już tylko odruchowo błądzić palcami po klawiszach, aż
skończyła. Fortepian dźwięczał jeszcze przez chwilę ostatnią nutą, aż zamilkł.
Mark stanął za plecami Eve i położył jej rękę na ramieniu.
Oparła o nią policzek, po czym wstała i odwróciła się do niego. Spojrzeli sobie
w oczy. Mark wplótł obie ręce w jej włosy.
Eve, czując, co nastąpi za chwilę, odruchowo cofnęła się, ale Mark
poszedł krok za nią. Eve nie przestawała iść, aż oparła się plecami o parapet
okienny. Mark zbliżył się do niej i wyszeptał:
− Nie bój się. Dasz radę… − szeptał niecierpliwie. − Oboje
damy radę.
Poddała się. Nie umiała mu odmówić.
Mark przylgnął do niej całym ciałem, pochylił głowę i
pocałował ją w policzek. Eve zadrżała. Ich usta spotkały się. Delikatny jak
płatek róży pocałunek spowodował, że Eve zakręciło się w głowie. Zamknęła
oczy…
………
Zobaczyła długi, ciemny korytarz. Wiedziała, gdzie znajdował
się ten korytarz. Szło nim trzech mężczyzn. Jednego poznała – ta szczurza twarz
nie dała się zapomnieć. Pozostali dwaj to pewnie jakieś przydrożne osiłki. Jej
ojciec kopnął drzwi do pokoju Ryana i…
………
Eveline nagle zbladła i kolana się pod nią ugięły. Gdyby nie
Mark, na pewno upadłaby na ziemię.
− Ryan! − krzyknęła z przerażeniem.
Coś trzasnęło. W drzwiach stał już Evan.
− Musimy tam wrócić. Natychmiast. Nie ma czasu do stracenia.
Ryan nie przeżyje kolejnej nocy, jeśli mu nie pomożemy – zakomenderował.
− Jak to?! Przecież jest Zwierciadłem!!! − Eve wpadała w
panikę.
− Tak. Nieuświadomionym. Jest niezwykle odporny, ale wciąż
śmiertelny − odparł chłodno Evan.
Mark stał zdezorientowany, patrząc to na Eve, to na Evana. Eve
w myślach szybko wyjaśniła mu, o co chodzi.
− Na co jeszcze czekamy?! − krzyknął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!