Mark stał twarzą do okna. Miał założone ręce. Udawał
obrażonego, ale Eve widziała jego odbicie w szybie. Jego twarz promieniała.
Uśmiechał się. Cieszył się, że za nim pobiegła. Mogli mieć chwilę dla siebie.
Tamta trójka pewnie jeszcze zszokowana sterczała na górze, a Kathy i Karen jak
zwykle poszły na zakupy albo coś gotują.
Eve chciała tego spróbować już od jakiegoś czasu. Sprawdzić,
jak Mark na to zareaguje. W końcu tak ją wychwalał, mówił, że jest najlepszą
iluzjonistką na świecie… Chciała wiedzieć, czy na niego jej iluzje też
zadziałają tak jak na innych. Poza tym, chciała spełnić jego fantazje, które
dopiero co odczytała.
− Ani mi się waż! – Mark odwrócił się, jego twarz nie
przypominała już odbicia w szybie. Wyglądał na zagniewanego. – Żadnych iluzji!
Eve zapomniała o postawieniu zasłony. Teraz Mark wiedział,
jakie obrazy chciała mu pokazać. Wiedział, że będzie nimi zachwycony, a jednak
tego nie chciał. Nie chciał jej nadprzyrodzonych mocy. Chciał jej, choć wiedział,
że będzie to dla niej ogromnie trudne. Chciał ją mieć tylko dla siebie.
Prawdziwą, zwyczajną dziewczynę, zwykłą kobietę. Nie potrzebował całej tej
cudownej otoczki. Chciał być po prostu z kimś, na kim mu zależało. Chciał być z
nią naprawdę.
Eve cofnęła się o krok, opierając się o zamknięte drzwi,
przestraszona tak gwałtowną reakcją Marka, która wyzwoliła w niej najgorsze
wspomnienia z dzieciństwa. Wykrzywiona z gniewu i wysiłku twarz ojca. Świst
bata i grzechot łańcucha. To zobaczyła oczami wyobraźni. Sugestia była tak
realistyczna, że aż poczuła ból w plecach.
− Nie potrzebuję iluzji, nie chcę. Mam ciebie. Nie chcę
jakiejś żałosnej namiastki! – mówił podniesionym głosem, krzyczał na nią. −
Widziałem, co umiesz robić z umysłami ludzi. Podejrzewam, że ze mną poszłoby ci
równie łatwo, ale proszę cię, nie rób mi tego. – Jego głos się załamywał. −
Mamy mnóstwo czasu. Nie musimy się z niczym spieszyć – Mark powoli szedł w jej
stronę. Eve wiedziała, o czym myśli. – Poczekam. – To było ewidentne kłamstwo,
nie chciał czekać. Eve chciała się jeszcze cofnąć, ale drzwi nie ustępowały.
Mark uparcie szedł w jej stronę, aż oparł się rękoma o drzwi i zbliżył twarz do
jej twarzy.
− Nie! – krzyknęła przerażona. Schyliwszy się, uciekła z
jego objęć.
Mark wiedział, że wszystko poszło nie po jego myśli. Nie
lubił przegrywać. Wziął głęboki oddech, wiedział, że musi to jakoś naprawić.
„Gdybym tylko
umiał cofnąć czas…” − pomyślał.
Zegar wybił jedenastą.
Błysk srebrzystego jak poświata księżyca światła rozświetlił
cały pokój.
Mark stał twarzą do okna. Miał założone ręce. Udawał
obrażonego, ale Eve widziała jego odbicie w szybie. Jego twarz promieniała.
Uśmiechał się. Cieszył się, że za nim pobiegła. Mogli mieć chwilę dla siebie.
Tamta trójka pewnie jeszcze zszokowana sterczała na górze, a Kathy i Karen jak
zwykle poszły na zakupy albo coś gotują.
Eve chciała tego spróbować już od jakiegoś czasu. Sprawdzić,
jak Mark na to zareaguje. W końcu tak ją wychwalał, mówił, że jest najlepszą
iluzjonistką na świecie… Chciała wiedzieć, czy na niego jej iluzje też
zadziałają tak jak na innych. Poza tym, chciała spełnić jego fantazje, które
dopiero co odczytała.
− Nie wątpię, że byłoby to niezwykle przyjemne, ale… wolałbym mieć prawdziwą ciebie. Nie chcę
iluzji… − Eve czuła, że to prawda. Nie potrzebował tego. – Nie chcę iluzji
− powtórzył. Spuścił głowę i
szepnął: Już raz mnie zgubiła.
Eve zrozumiała, że mówił o Kristen. Była zła na siebie, że o
tym nie pomyślała. Jak mogła chcieć próbować tego akurat na nim. Na osobie,
którą iluzja skrzywdziła, prawie zabiła. Czuła, że Mark chce tylko jej
obecności, że chce tylko jej. Naprawdę, realnie, a nie na niby.
Uśmiechnęła się i podeszła do niego. Mark obrócił się i
położył jej dłoń na twarzy, gładząc kciukiem po policzku, szeptał jej do ucha:
− Jesteś piękna, niesamowita. A ja mam całą wieczność.
Poczekam – skłamał. Znała jego myśli. Mówiły, że nie chce czekać. Nie chciał,
ale może był gotów poczekać? Dla niej?
„Czyżby był gotów poczekać dla mnie?” – pomyślała Eve.
− Tylko ty się teraz dla mnie liczysz. Nic więcej. Mamy
czas. Poczekam, aż będziesz gotowa. Aż oboje będziemy. – Mark starał się ją
uspokoić, choć wiedział, że to, co mówi, nie jest do końca prawdą. Nie chciał
czekać. Chciał, żeby to wszystko stało się jak najszybciej. Nie rozumiał,
dlaczego Eve zareagowała przerażeniem na próbę pocałunku. Nie chciał nawet
wiedzieć. Nie akceptował tego. Oczywiste przecież było, że jeśli jej na nim
zależy, to nie powinna bronić się przed pocałunkiem.
„ NIE! Nie może
tego robić” – myślał.
Chciał mieć ją całą,
tylko dla siebie. Jak najszybciej. Znał jej przeszłość. Domyślał się, że to
będzie dla niej trudne, ale przecież on nie był żadnym „chętnym”, był sobą. Był
Markiem. Jej Markiem. Jej lazurowym kamieniem. Był gotów oddać za nią wszystko.
Nie chciał zaakceptować faktu, że być może będzie musiał poczekać, aż Eve upora
się z koszmarami dzieciństwa.
Zegar wybił jedenastą.
Do pokoju wpadł Evan, kopniakiem otwierając drzwi. Za nim
wbiegli Alice i Klive.
− Mark, czy ty wiesz, co właśnie zrobiłeś? Czy ty zdajesz
sobie z tego sprawę?
− T… tak… wiem, co
zrobiłem. – Uśmiechnął się patrząc na nich. Z jego postawy biła niezachwiana
pewność siebie.
Eve stała jak wryta, nie wiedziała, o co chodzi.
− Mark! Nareszcie! Wiedziałem, że będziesz wielki! Mówiłem
ci! – Evan wyglądał na podekscytowanego. Aż podskakiwał. Jego twarz rozjaśniła
się, a oczy przybrały kolor dojrzałych malin. Uśmiechał się szeroko i patrzył z
podziwem na Marka.
− Mark to doprawdy
niesamowite – powiedziała Kathy, która nagle zmaterializowała się obok.
Reszta z aprobatą
kiwała głowami. Eve nie wiedziała nawet, kiedy wszyscy się tu znaleźli. W
pokoju Marka była teraz cała rodzina i wszyscy wpatrywali się w niego z
nieskrywaną fascynacją i podziwem.
− Czy ktoś może mi powiedzieć, o co chodzi? – wtrąciła się
po dłuższej chwili.
− Co się stało według ciebie? Od momentu, kiedy otworzyłaś
drzwi do tego pokoju. Nie musisz mówić, wystarczy, że sobie przypomnisz. – Evan
zaczął przeszukiwać myśli Eveline. Zobaczył błysk, po czym pojawiła się scena z
szeptaniem do ucha. Jedynym śladem po pierwszym podejściu Marka był jasny
błysk. Nie mogła sobie przypomnieć, skąd się wziął.
− Doprawdy, Mark, jesteś jeszcze lepszy, niż mi się
wydawało. – Evan pokiwał głową z aprobatą. – Nie dość, że potrafisz cofnąć
czas, to jeszcze możesz wymazać wspomnienie z konkretnego momentu. Niesamowite!
− w głosie Evana słychać było nutkę zazdrości, ale w obliczu ogólnego
podekscytowania wszyscy ją zignorowali.
Eveline rozglądała się zdezorientowana po pokoju. Wciąż nie
wiedziała, o czym mówią, ale twarze wszystkich bez wyjątku wyrażały podziw i
zdumienie. Miała też wrażenie, jakby w samym pokoju coś się zmieniło. Ściany
stały się jakby bardziej niebieskie, nie wiadomo, skąd pojawiło się nagle
więcej światła. Spojrzała w stronę Evana, gdy ten zaczął mówić.
− Eveline, Mark przed chwilą przetestował dwie alternatywne
wersje waszej rozmowy po twoim wejściu do pokoju. Efektem pierwszej było twoje
przerażenie i niemal ucieczka, więc cofnął czas i wymazał ci to wydarzenie z
pamięci. Zapomniał tylko o wymazaniu tego z naszej pamięci. Trochę się
zdziwiliśmy, gdy nagle znaleźliśmy się tam, gdzie byliśmy kilka minut
wcześniej. I kiedy zegar po raz drugi wybił jedenastą. Niesamowite – powtarzał
wciąż Evan.
Mark stał na środku pokoju z rękoma założonymi na piersi,
uśmiechając się triumfalnie. Nareszcie wiedział, co potrafi. Nareszcie
wiedział, ile jest wart. Przestał być bezużyteczny. Teraz mógł wszystko! Poczuł
się lżejszy. Nareszcie poczuł, że zasługuje na to, żeby być szczęśliwym. Odnalazł
brakującą część własnego ja. I w końcu wiedział, kim naprawdę jest.
„Władca czasu, to brzmi dumnie” – pomyślał i uśmiechnął się
triumfalnie.
− Mark, nie przesadzaj z zabawą, igranie z czasem może być
niebezpieczne – powiedział z bardzo poważną miną Evan. − Niemniej myślę, że twój dar może się przydać
Eve. Jeśli tylko będzie chciała…
− Nie – odpowiedziała szybko Eve. – To, co przeżyłam,
sprawia, że jestem tym, kim jestem. Nie chcę niczego wymazywać z pamięci.
− Doprawdy, Eve, twoja intuicja jest niesamowita.
− Tym razem to nie intuicja. Widziałam twoje myśli, Evan.
− Jak to? Bez szkolenia? – Niedowierzanie malowało się na
twarzy Evana. – To, że zobaczyłaś dziś myśli Marka, mnie nie dziwi. Nie miał
postawionej zasłony. Ale mnie rzadko komu udaje się przejrzeć.
− Karen powiedziała mi, że wystarczy się skupić. To się
skupiłam i zobaczyłam, o czym myślisz – skłamała Eve.
− No, no… Trafiła nam się niezwykła para. Władca czasu i
niezwykle utalentowana iluzjonistka. – Położył nacisk na słowo niezwykłe i dodał:
− Kurczę, ciężko będzie was przebić.
Evan był szczerze zaskoczony tym, że umysł Eveline tak
szybko zaakceptował rewelacje, którymi karmili ją przez ostatnie dwie doby.
Większości z nich uświadomienie zajmowało dość dużo czasu. Zazwyczaj było to
kilka miesięcy, nawet kilka lat. Z tym liczyli się u Eveline. Z drugiej strony,
już w tej chwili Eve doskonale władała swoją mocą. Była w stanie wytworzyć
niezwykle rzeczywiste iluzje i jej dar działał na wszystkich, bez wyjątku. To
świadczyło o niezwykłych, nawet jak na Zwierciadło, zdolnościach.
Evan cały czas patrzył jej prosto w oczy i usilnie walczył o
utrzymanie swoich myśli dla siebie. Bardzo niewiele brakowało, żeby poległ. Eve
nie podobała się ta walka. Nie wiedziała, czemu Evan stara się bronić jej dostępu
do własnych myśli, ale czuła, że co raz mniej go lubi. Spokoju nie dawał jej
tylko wyraz jego oczu, które mówiły zupełnie co innego niż to, co widziała w
migających czasami wspomnieniach. Jakby w jego ciele siedziały dwie różne
osoby. Jedna dobra, podobna do tej z opisów Marka, a druga zła, która
ewidentnie z jakiegoś powodu jej nie lubiła.
Gwar w pokoju nie ustawał, wszyscy tłoczyli się wokół Marka,
gratulując mu i poklepując po ramieniu.
Eveline poczuła nagle, że musi wyjść na chwilę. Na zewnątrz.
Odpocząć. W powietrzu wisiało dziwne napięcie. Wytworzyło się między nią a
Evanem podczas walki o dostęp do myśli. Żadne z nich nie miało pomysłu, jak
rozrzedzić atmosferę. W końcu Mark zorientował się, że coś jest nie tak.
− Eveline, mieliśmy iść dziś do Central Parku, pamiętasz? –
powiedział, nie dając po sobie nic poznać. Wiedział, że Eve zrozumie jego
niepokój. Nigdy nie zwracał się do niej pełnym imieniem.
− Tak. – Ożywiła się na tę propozycję. – Chodźmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!