Me

Me

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Zwierciadła 12 - Deja vu

Mark stał twarzą do okna. Miał założone ręce. Udawał obrażonego, ale Eve widziała jego odbicie w szybie. Jego twarz promieniała. Uśmiechał się. Cieszył się, że za nim pobiegła. Mogli mieć chwilę dla siebie. Tamta trójka pewnie jeszcze zszokowana sterczała na górze, a Kathy i Karen jak zwykle poszły na zakupy albo coś gotują.
Eve chciała tego spróbować już od jakiegoś czasu. Sprawdzić, jak Mark na to zareaguje. W końcu tak ją wychwalał, mówił, że jest najlepszą iluzjonistką na świecie… Chciała wiedzieć, czy na niego jej iluzje też zadziałają tak jak na innych. Poza tym, chciała spełnić jego fantazje, które dopiero co odczytała.
− Ani mi się waż! – Mark odwrócił się, jego twarz nie przypominała już odbicia w szybie. Wyglądał na zagniewanego. – Żadnych iluzji!
Eve zapomniała o postawieniu zasłony. Teraz Mark wiedział, jakie obrazy chciała mu pokazać. Wiedział, że będzie nimi zachwycony, a jednak tego nie chciał. Nie chciał jej nadprzyrodzonych mocy. Chciał jej, choć wiedział, że będzie to dla niej ogromnie trudne. Chciał ją mieć tylko dla siebie. Prawdziwą, zwyczajną dziewczynę, zwykłą kobietę. Nie potrzebował całej tej cudownej otoczki. Chciał być po prostu z kimś, na kim mu zależało. Chciał być z nią naprawdę. 
Eve cofnęła się o krok, opierając się o zamknięte drzwi, przestraszona tak gwałtowną reakcją Marka, która wyzwoliła w niej najgorsze wspomnienia z dzieciństwa. Wykrzywiona z gniewu i wysiłku twarz ojca. Świst bata i grzechot łańcucha. To zobaczyła oczami wyobraźni. Sugestia była tak realistyczna, że aż poczuła ból w plecach.
− Nie potrzebuję iluzji, nie chcę. Mam ciebie. Nie chcę jakiejś żałosnej namiastki! – mówił podniesionym głosem, krzyczał na nią. − Widziałem, co umiesz robić z umysłami ludzi. Podejrzewam, że ze mną poszłoby ci równie łatwo, ale proszę cię, nie rób mi tego. – Jego głos się załamywał. − Mamy mnóstwo czasu. Nie musimy się z niczym spieszyć – Mark powoli szedł w jej stronę. Eve wiedziała, o czym myśli. – Poczekam. – To było ewidentne kłamstwo, nie chciał czekać. Eve chciała się jeszcze cofnąć, ale drzwi nie ustępowały. Mark uparcie szedł w jej stronę, aż oparł się rękoma o drzwi i zbliżył twarz do jej twarzy.
− Nie! – krzyknęła przerażona. Schyliwszy się, uciekła z jego objęć.
Mark wiedział, że wszystko poszło nie po jego myśli. Nie lubił przegrywać. Wziął głęboki oddech, wiedział, że musi to jakoś naprawić.
Gdybym tylko umiał cofnąć czas…” − pomyślał.
Zegar wybił jedenastą.
Błysk srebrzystego jak poświata księżyca światła rozświetlił cały pokój.
Mark stał twarzą do okna. Miał założone ręce. Udawał obrażonego, ale Eve widziała jego odbicie w szybie. Jego twarz promieniała. Uśmiechał się. Cieszył się, że za nim pobiegła. Mogli mieć chwilę dla siebie. Tamta trójka pewnie jeszcze zszokowana sterczała na górze, a Kathy i Karen jak zwykle poszły na zakupy albo coś gotują.
Eve chciała tego spróbować już od jakiegoś czasu. Sprawdzić, jak Mark na to zareaguje. W końcu tak ją wychwalał, mówił, że jest najlepszą iluzjonistką na świecie… Chciała wiedzieć, czy na niego jej iluzje też zadziałają tak jak na innych. Poza tym, chciała spełnić jego fantazje, które dopiero co odczytała. 
− Nie wątpię, że byłoby to niezwykle przyjemne, ale…  wolałbym mieć prawdziwą ciebie. Nie chcę iluzji… − Eve czuła, że to prawda. Nie potrzebował tego. – Nie chcę iluzji −  powtórzył. Spuścił głowę i szepnął:  Już raz mnie zgubiła.
Eve zrozumiała, że mówił o Kristen. Była zła na siebie, że o tym nie pomyślała. Jak mogła chcieć próbować tego akurat na nim. Na osobie, którą iluzja skrzywdziła, prawie zabiła. Czuła, że Mark chce tylko jej obecności, że chce tylko jej. Naprawdę, realnie, a nie na niby. 
Uśmiechnęła się i podeszła do niego. Mark obrócił się i położył jej dłoń na twarzy, gładząc kciukiem po policzku, szeptał jej do ucha:
− Jesteś piękna, niesamowita. A ja mam całą wieczność. Poczekam – skłamał. Znała jego myśli. Mówiły, że nie chce czekać. Nie chciał, ale może był gotów poczekać? Dla niej?
„Czyżby był gotów poczekać dla mnie?” – pomyślała Eve.
− Tylko ty się teraz dla mnie liczysz. Nic więcej. Mamy czas. Poczekam, aż będziesz gotowa. Aż oboje będziemy. – Mark starał się ją uspokoić, choć wiedział, że to, co mówi, nie jest do końca prawdą. Nie chciał czekać. Chciał, żeby to wszystko stało się jak najszybciej. Nie rozumiał, dlaczego Eve zareagowała przerażeniem na próbę pocałunku. Nie chciał nawet wiedzieć. Nie akceptował tego. Oczywiste przecież było, że jeśli jej na nim zależy, to nie powinna bronić się przed pocałunkiem.
NIE! Nie może tego robić” – myślał.
 Chciał mieć ją całą, tylko dla siebie. Jak najszybciej. Znał jej przeszłość. Domyślał się, że to będzie dla niej trudne, ale przecież on nie był żadnym „chętnym”, był sobą. Był Markiem. Jej Markiem. Jej lazurowym kamieniem. Był gotów oddać za nią wszystko. Nie chciał zaakceptować faktu, że być może będzie musiał poczekać, aż Eve upora się z koszmarami dzieciństwa.
Zegar wybił jedenastą.
Do pokoju wpadł Evan, kopniakiem otwierając drzwi. Za nim wbiegli Alice i Klive.
− Mark, czy ty wiesz, co właśnie zrobiłeś? Czy ty zdajesz sobie z tego sprawę?
 − T… tak… wiem, co zrobiłem. – Uśmiechnął się patrząc na nich. Z jego postawy biła niezachwiana pewność siebie.
Eve stała jak wryta, nie wiedziała, o co chodzi.
− Mark! Nareszcie! Wiedziałem, że będziesz wielki! Mówiłem ci! – Evan wyglądał na podekscytowanego. Aż podskakiwał. Jego twarz rozjaśniła się, a oczy przybrały kolor dojrzałych malin. Uśmiechał się szeroko i patrzył z podziwem na Marka. 
−  Mark to doprawdy niesamowite – powiedziała Kathy, która nagle zmaterializowała się obok.
 Reszta z aprobatą kiwała głowami. Eve nie wiedziała nawet, kiedy wszyscy się tu znaleźli. W pokoju Marka była teraz cała rodzina i wszyscy wpatrywali się w niego z nieskrywaną fascynacją i podziwem.
− Czy ktoś może mi powiedzieć, o co chodzi? – wtrąciła się po dłuższej chwili.
− Co się stało według ciebie? Od momentu, kiedy otworzyłaś drzwi do tego pokoju. Nie musisz mówić, wystarczy, że sobie przypomnisz. – Evan zaczął przeszukiwać myśli Eveline. Zobaczył błysk, po czym pojawiła się scena z szeptaniem do ucha. Jedynym śladem po pierwszym podejściu Marka był jasny błysk. Nie mogła sobie przypomnieć, skąd się wziął.
− Doprawdy, Mark, jesteś jeszcze lepszy, niż mi się wydawało. – Evan pokiwał głową z aprobatą. – Nie dość, że potrafisz cofnąć czas, to jeszcze możesz wymazać wspomnienie z konkretnego momentu. Niesamowite! − w głosie Evana słychać było nutkę zazdrości, ale w obliczu ogólnego podekscytowania wszyscy ją zignorowali.
Eveline rozglądała się zdezorientowana po pokoju. Wciąż nie wiedziała, o czym mówią, ale twarze wszystkich bez wyjątku wyrażały podziw i zdumienie. Miała też wrażenie, jakby w samym pokoju coś się zmieniło. Ściany stały się jakby bardziej niebieskie, nie wiadomo, skąd pojawiło się nagle więcej światła. Spojrzała w stronę Evana, gdy ten zaczął mówić.
− Eveline, Mark przed chwilą przetestował dwie alternatywne wersje waszej rozmowy po twoim wejściu do pokoju. Efektem pierwszej było twoje przerażenie i niemal ucieczka, więc cofnął czas i wymazał ci to wydarzenie z pamięci. Zapomniał tylko o wymazaniu tego z naszej pamięci. Trochę się zdziwiliśmy, gdy nagle znaleźliśmy się tam, gdzie byliśmy kilka minut wcześniej. I kiedy zegar po raz drugi wybił jedenastą. Niesamowite – powtarzał wciąż Evan.
Mark stał na środku pokoju z rękoma założonymi na piersi, uśmiechając się triumfalnie. Nareszcie wiedział, co potrafi. Nareszcie wiedział, ile jest wart. Przestał być bezużyteczny. Teraz mógł wszystko! Poczuł się lżejszy. Nareszcie poczuł, że zasługuje na to, żeby być szczęśliwym. Odnalazł brakującą część własnego ja. I w końcu wiedział, kim naprawdę jest.
„Władca czasu, to brzmi dumnie” – pomyślał i uśmiechnął się triumfalnie.
− Mark, nie przesadzaj z zabawą, igranie z czasem może być niebezpieczne – powiedział z bardzo poważną miną Evan. −  Niemniej myślę, że twój dar może się przydać Eve. Jeśli tylko będzie chciała…
− Nie – odpowiedziała szybko Eve. – To, co przeżyłam, sprawia, że jestem tym, kim jestem. Nie chcę niczego wymazywać z pamięci.
− Doprawdy, Eve, twoja intuicja jest niesamowita.
− Tym razem to nie intuicja. Widziałam twoje myśli, Evan.
− Jak to? Bez szkolenia? – Niedowierzanie malowało się na twarzy Evana. – To, że zobaczyłaś dziś myśli Marka, mnie nie dziwi. Nie miał postawionej zasłony. Ale mnie rzadko komu udaje się przejrzeć.
− Karen powiedziała mi, że wystarczy się skupić. To się skupiłam i zobaczyłam, o czym myślisz – skłamała Eve.
− No, no… Trafiła nam się niezwykła para. Władca czasu i niezwykle utalentowana iluzjonistka. – Położył nacisk na słowo niezwykłe i dodał: − Kurczę, ciężko będzie was przebić.
Evan był szczerze zaskoczony tym, że umysł Eveline tak szybko zaakceptował rewelacje, którymi karmili ją przez ostatnie dwie doby. Większości z nich uświadomienie zajmowało dość dużo czasu. Zazwyczaj było to kilka miesięcy, nawet kilka lat. Z tym liczyli się u Eveline. Z drugiej strony, już w tej chwili Eve doskonale władała swoją mocą. Była w stanie wytworzyć niezwykle rzeczywiste iluzje i jej dar działał na wszystkich, bez wyjątku. To świadczyło o niezwykłych, nawet jak na Zwierciadło, zdolnościach.
Evan cały czas patrzył jej prosto w oczy i usilnie walczył o utrzymanie swoich myśli dla siebie. Bardzo niewiele brakowało, żeby poległ. Eve nie podobała się ta walka. Nie wiedziała, czemu Evan stara się bronić jej dostępu do własnych myśli, ale czuła, że co raz mniej go lubi. Spokoju nie dawał jej tylko wyraz jego oczu, które mówiły zupełnie co innego niż to, co widziała w migających czasami wspomnieniach. Jakby w jego ciele siedziały dwie różne osoby. Jedna dobra, podobna do tej z opisów Marka, a druga zła, która ewidentnie z jakiegoś powodu jej nie lubiła.    
Gwar w pokoju nie ustawał, wszyscy tłoczyli się wokół Marka, gratulując mu i poklepując po ramieniu.
Eveline poczuła nagle, że musi wyjść na chwilę. Na zewnątrz. Odpocząć. W powietrzu wisiało dziwne napięcie. Wytworzyło się między nią a Evanem podczas walki o dostęp do myśli. Żadne z nich nie miało pomysłu, jak rozrzedzić atmosferę. W końcu Mark zorientował się, że coś jest nie tak.
− Eveline, mieliśmy iść dziś do Central Parku, pamiętasz? – powiedział, nie dając po sobie nic poznać. Wiedział, że Eve zrozumie jego niepokój. Nigdy nie zwracał się do niej pełnym imieniem.

− Tak. – Ożywiła się na tę propozycję. – Chodźmy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!