Me

Me

wtorek, 29 stycznia 2013

Zwierciadła 14 - Niebezpiecznie blisko

W drodze do domu prawie zapomnieli o tym, co odkryli przed chwilą, i rozmyślali o sobie nawzajem. Była jedna rzecz, która nie dawała Markowi spokoju…
Kiedy zbliżyli się do budynku, Mark nagle stanął, odwrócił Eveline przodem do siebie i spojrzał jej w oczy.
− Eve, kiedy bawiłem się czasem… cofnąłem czas, bo uciekłaś ode mnie. Nie rozumiem dlaczego. − Jego głos drżał. − Wiem, że wybuchłem i to przywołało twoje koszmary z dzieciństwa, ale mam wrażenie, że nie dlatego uciekłaś.
− Co takiego? Co chciałeś wtedy zrobić?
− Chciałem… − szeptał tak cicho, że Eve ledwie słyszała − Chciałem cię pocałować…
− Nie Mark, to nie był dobry pomysł… Nie wtedy. Nie wiedzieliśmy, co nam grozi. Widzisz, wiedziałam, że będziesz chciał to zrobić, ale wiem też, czym to się może skończyć. I ty, i ja jesteśmy zbyt potężni, możemy sobie nawzajem zrobić krzywdę, jeśli się zatracimy, a raczej wątpię, żebyśmy się nie zatracili. − Eve oblała się rumieńcem. − Tobie czas wymknie się spod kontroli i możemy się cofnąć do momentu, kiedy żadne z nas jeszcze nie istniało, a to, jak się pewnie domyślasz, jest średnio bezpieczne. Nie będziemy w stanie wrócić, bo nas tam nie będzie, nie będziemy w stanie nic zrobić. Będziemy zawieszeni w czasie bez możliwości powrotu. Dopóki ktoś nas stamtąd nie uwolni…
− A ty? − spojrzał na nią pytająco.
− A ja… ja mogę stworzyć iluzję tak silną, że oboje nie będziemy wiedzieli, że to iluzja i stracimy całkowicie kontakt z rzeczywistością. Zamkną nas wtedy w domach bez klamek w oddzielnych pokojach I już na zawsze będziemy rozłączeni. To chyba też średni scenariusz, nie? Wtedy nie wiedziałam jeszcze o twoich zdolnościach, ale mój scenariusz mi się nie podobał.
− Ale przecież sama chciałaś się bawić w iluzję…
− Tak, ale mając pełną władzę nas własnymi emocjami i umysłem. Nie mogę stracić kontroli, nie mogę się zapomnieć. Boję się, że pocałunek skończy się kompletnym zatraceniem. Bardzo tego chcę… − Zaczerwieniła się, kiedy uświadomiła sobie, do czego właśnie się przyznała. − Zbyt silne emocje…
− Kurczę, a tym razem miało być łatwiej − powiedział Mark na wpół rozbawiony własną konkluzją. − Co możemy zrobić? Nie wiem, czy długo wytrzymam… Za bardzo tego pragnę. − Położył dłoń na jej policzku i przesunął kciukiem po jej ustach. −  Chcę być z tobą w każdy możliwy sposób. Chcę móc ci pokazać, że mi na tobie zależy. − Tym razem jego głos był przepełniony goryczą. Miał żal do świata, że jest tym, kim jest. Gdyby był zwykłym człowiekiem, byłoby znacznie łatwiej. Po prostu podszedłby do niej i ją pocałował. I nie byłoby żadnych przeszkód. Z drugiej strony, gdyby był człowiekiem, zmarłby jakieś sześćdziesiąt lat temu i nigdy by jej nie poznał. Odrzucił tę myśl jako zbyt przerażającą.
− Mark, ja nie mówię, że mamy się izolować od siebie. Sama bym tego nie zniosła. − Eve wydawała się rozbawiona. − Musimy próbować coraz większej bliskości, ale zachowując jednocześnie czujność. Nie możemy się koncentrować na sobie nawzajem, bo to się bardzo źle skończy. − Spojrzała na niego w sposób, który mógł oznaczać tylko przyzwolenie.
Mark objął ją jedną ręką w pasie, drugą rękę wplótł w jej włosy, musnął kciukiem jej usta, zbliżył swoją twarz do jej twarzy. Patrząc jej prosto w oczy, musnął ustami jej wargi. Spojrzał na nią. Prawie niezauważalnie skinęła głową. Pochylił się i pocałował ją najdelikatniej jak potrafił.
Nad horyzontem pojawiła się na ułamek sekundy purpurowa łuna.
Nie wiedzieli, kiedy znaleźli się w pokoju Marka, na jego łóżku. Całowali się namiętnie, łapczywie, jakby się bali, że za chwilę znikną. Mark przyciągnął Eve do siebie, żeby być jeszcze bliżej.  Przesuwał ręce pod jej bluzką, gładząc plecy. Usiadł na chwilę, nie przestając muskać jej ustami. Ściągnął koszulkę. Oddech Eve na chwilę uwiązł w gardle. Nie mogła się na niego napatrzyć. Nie mogła uwierzyć, że taki ktoś może jej pragnąć. Mark pochylił się i znów zaczął ją całować. Eve oprzytomniała, spojrzała mu w oczy i przewróciła go na plecy, chichocząc cicho. Spojrzał na nią zaskoczony. Eve przez chwilę muskała palcami jego nagą skórę, aż w końcu spojrzała mu w oczy i przytuliła się do niego i złączyła ich usta. Nagle zatracili się w pocałunku.
− NIE! − głos Eveline brzmiał, jakby nie był z  tego świata.
− Eve?!
Nad horyzontem pojawiła się na ułamek sekundy purpurowa łuna.
Znów stali na ulicy przed domem. Eve wyrwała się z jego objęć, lekko dysząc. Cała się trzęsła.
− Cholera! − zaklęła i tupnęła nogą. − Nie spodziewałam się, że to będzie aż tak trudne. Przecież ledwo mnie dotknąłeś…
Mark był zdezorientowany, nie wiedział, co się dzieje. Nagle zrozumiał.
− To byłaś ty? − zapytał z podziwem.
Eve stała zgięta w pół, ciężko dysząc.
− Tak… To ja. − Eve oblała się rumieńcem.
− No, muszę przyznać, że jesteś niezła! − Zawahał się chwilę, a potem uśmiech rozjaśnił jego twarz. − Możemy to powtórzyć?
− Mark… − spojrzała na niego karcąco.
− Żartowałem. − Mark puścił do niej oko. − Ale teraz zaczynam rozumieć, dlaczego jesteś najlepszą iluzjonistką świata. To było w stu procentach realistyczne i… − urwał na chwilę i ściszył głos − dokładnie takie jak sobie wymarzyłem.
− Wiem. − Uśmiechnęła się triumfalnie Eveline, ale w jej głosie było słychać nutkę żalu.
− Ale skąd wiedziałaś?
− Czytam w myślach, pamiętasz? − zaśmiała się. − Poza tym mam wprawę. Matka wiele razy przysyłała tego typu „chętnych”. − Odrazę w jej głosie łatwo dawało się wyczuć.
− Przepraszam, nie pomyślałem… − zaczął niepewnie Mark.
− Nie przejmuj się. Tworzenie tej konkretnej iluzji było akurat bardzo przyjemne. − Uśmiechnęła się i cmoknęła go w policzek, po czym szybko odwróciła się w stronę drzwi, jakby bała się do niego zbliżać na dłużej.  − Idziemy? – wyciągnęła do niego dłoń.
Mark skinął głową, złapał ją za rękę i przytrzymał chwilę. Jego twarz była poważna.
− Eve, wiesz co robić, jeśli będą chcieli z nami porozmawiać? Pamiętaj, że przez Evana patrzy Kristen. To ona, tylko w innej skórze. Widzi wszystko, co on widzi. A ty widziałaś jej wspomnienia, nie jego. To ona cię nienawidzi, pamiętaj o tym, dobrze?
− Wiem, Nie martw się o mnie. Jestem doskonałą aktorką. − Uścisnęła jego dłoń w geście zapewnienia, że da sobie radę.

Mark skinął. Weszli do holu i poszli prosto do windy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!