− W Nowym Jorku jest nas sześcioro. Na świecie jest znacznie
więcej Zwierciadeł. Nie ze wszystkimi mamy kontakt… − ciągnął Mark zdumiony
tym, jak łatwo mu poszło. − Z naszej grupy najdłużej Zwierciadłem jest Evan, to
on ma największą wiedzę i pomaga nam odkrywać nasze zdolności, opanować nasze
moce. Jest naszym przewodnikiem, nauczycielem. Sami jeszcze nie do końca wiemy,
co tak naprawdę potrafimy. Czego możemy dokonać. Cały czas się uczymy. Evan
jest w stałym kontakcie z najstarszymi Zwierciadłami. Wymieniają się
doświadczeniami. − Spojrzał na Eve, która pochylała się ku niemu z
zaciekawieniem, więc kontynuował.
− Evan ma czerwone oczy. Możesz się tylko domyślać, z kim
utożsamiali go ludzie. Wampiry, wilkołaki, a nawet sam diabeł. Nie miał łatwego
życia. Karen, która siedzi przed nami, też jest Zwierciadłem. − W szczelinie
pomiędzy oparciami foteli z przodu pojawiła się drobna dłoń, ewidentnie
machając na powitanie. − Ja, jak się pewnie domyślasz, też jestem Zwierciadłem.
Resztę poznasz później, na miejscu. Tam też wyjaśnimy ci to, co będziesz
chciała wiedzieć, i zaczniesz odkrywać swoją moc pod okiem Evana. Nie wiemy tak
naprawdę, czego się po tobie spodziewać. Evan uważa, że kolor oczu determinuje
niektóre zdolności Zwierciadeł. Zielonych jest niewiele, a z tego, co wiemy,
potrafią mieć kilka bardzo potężnych mocy. Będziesz dla niego interesującym
obiektem.
Eve nie słuchała go już od pewnego czasu. Zszokowana
rozważała wszystko ostrożnie w myślach. Zastanawiała się, czy siedząca przed
nią Karen i Mark są parą. Z jakiegoś niewiadomego powodu bardzo ją to
interesowało.
− Nie − powiedział szybko Mark. − Karen nie jest moją
dziewczyną. Mówiłem ci, że jest dla mnie jak siostra.
„Powiedziałam to na głos?” − pomyślała Eveline.
Karen odwróciła się i uśmiechnęła się promiennie. Jej
piękne, duże brązowe oczy były spokojne. Była drobną dziewczyną. Miała
ciemnobrązowe włosy do ramion i krótką grzywkę. Jej malutki, zadarty nos ginął
niemal w otoczeniu ogromnych, ciepłych, bursztynowych oczu. Malutkie usta
idealnie pasowały do trójkątnego kształtu twarzy. Wyglądała bardzo przyjaźnie.
COŚ mówił Eve, że Karen będzie jej dobrą przyjaciółką.
Karen spojrzała na Marka i odezwała się niskim, głębokim
głosem, który zupełnie nie pasował do jej postaci.
− Evan miał rację. Tylko TY mogłeś to zrobić Mark. I nie rób
takiej zdziwionej miny – przewróciła oczami. −
A jeśli nie wiesz, to znaczy, że jesteś głuchy. Mimo że na Zwierciadła
nie działa ta sama siła, która przyciąga do nas śmiertelników, to oboje aż
krzyczycie. To jest tak oczywiste, że nawet przeciętnie inteligentny szympans
by się zorientował − Uśmiechnęła się ironicznie. − Ale poczekam, aż sami do
tego dojdziecie. Nie chcę wam psuć zabawy – po czym zwróciła się do Eveline: −
Nie wiesz, jak długo na was czekaliśmy. Zwierciadła rodzą się rzadko. Bardzo
rzadko. A tu, dwoje na raz. Za rok dołączy do nas Ryan.
− Mój brat? Skąd wiecie, jak go nazywam? To nie jest jego
prawdziwe imię! − wyjąkała Eveline, nie wiedząc, co o tym myśleć. Wprawdzie od
początku tej historii chciała zapytać o Ryana, bo wiedziała, że jest taki sam,
jak ona. Rozumieli się bez słów i jego oczy też zmieniały kolory od bardzo
ciemnoszarego aż do jaskrawozielonego.
− Wiemy o was wiele. Obserwowaliśmy was od pewnego czasu.
Wyłapujemy Zwierciadła, zanim jeszcze odkryją swoje prawdziwe moce,
przynajmniej zanim odkryją wszystkie moce. Nieuświadomione Zwierciadła są
niebezpieczne. Mogą zrobić krzywdę ludziom i sobie − powiedział spokojnie Mark.
−Tak, od jakiegoś czasu miałam wrażenie, że nieustannie ktoś
mnie obserwuje − odparła Eveline, zastanawiając się, czemu Ryan nie może
dołączyć do nich już teraz.
− Bo nie jest pełnoletni
− przerwała jej rozmyślania Karen. − Zazwyczaj niepełnoletni nie są
gotowi, żeby usłyszeć prawdę. I po jej usłyszeniu nieco… wariują. W dniu
osiemnastych urodzin dokonuje się w nas przemiana i nasz umysł jest gotów
zaakceptować prawdę o nas samych. Niestety, do tego doszliśmy dopiero po jakimś
czasie. Dlatego straciliśmy kilka Zwierciadeł, które nie były gotowe na to,
żeby usłyszeć prawdę. Jak od każdej reguły i od tej istnieją wyjątki. Mnie
uświadomiono wcześniej i nie zwariowałam. Nie wiem, może dlatego, że moje dary
nie pozwalają mi narobić prawdziwych szkód.
− Przecież nic nie powiedziałam na głos! Skąd wiesz, o czym
myślę? − Tym razem Eve była pewna, że się nie odezwała.
− Widzisz, to jedna z cech Zwierciadeł. Możemy się nauczyć
czytać w myślach innych. Wymaga to nieco skupienia i treningu. − Zaśmiała się
Karen. − Ale pocieszę cię, po dobrym
szkoleniu będziesz w stanie całkowicie zamknąć swój umysł przed innymi
Zwierciadłami. Wszystko zależy od motywacji i zdolności skupienia.
„Ciekawe, czy Mark też czyta w myślach” − pomyślała w duchu
Eve.
Karen nie odpowiedziała, ale pokiwała znacząco głową,
patrząc Eve w oczy, a kąciki ust Marka uniosły się nieznacznie w uśmiechu.
− Prześpij się − powiedział i popatrzył wymownie na Karen,
która natychmiast spojrzała na Eve spod półprzymkniętych powiek − jutro czeka
cię dzień pełen wrażeń. Na pewno masz mnóstwo pytań. Przyjdzie na to czas. Dziś
musisz się przespać. To może być ostatnia okazja na spokojny sen.
Eve nie miała już siły zapytać Marka, dlaczego jest to
ostatnia okazja na spokojny sen. Nagle jej powieki stały się ciężkie. Jej głowa
bezwiednie opadła na ramię Marka, który aż podskoczył. Nie był gotowy na taki
gest. Podświadomie pragnął kontaktu z nią od dnia, kiedy pierwszy raz ją
zobaczył, ale bał się. Bał się znowu komuś zaufać, bał się zaangażować. Jednak
kiedy głowa Eve oparła się na jego ramieniu, kiedy poczuł jej oddech na piersi,
jego serce przyspieszyło na chwilę. Siedząca z przodu Karen uśmiechnęła się od
ucha do ucha. Nikt poza nią nie zauważył jego reakcji.
− Zrozumiałeś już,
dlaczego to MUSIAŁEŚ być ty? − zapytała. − Evan miał rację. A ty, od kiedy
tylko ją zobaczyłeś, reagujesz tak samo. Te kilka tygodni poza szkołą sprawiły,
że trochę się uspokoiłeś, ale pamiętam, że zawsze twoje oczy były lazurowe − położyła nacisk na słowo
„lazurowe” − kiedy tylko widziałeś ją w szkole.
Mark spojrzał na Eve, a potem przeniósł wzrok na Karen.
- Dziękuję - wyszeptał.
Karen uśmiechnęła się.
- Moim zdaniem obyłoby się bez tego… - odparła.
Mark wzruszył ramionami. Eve poruszyła się i wtuliła się
bardziej w niego, a jego oczy zabłysnęły pięknym lazurowym odcieniem. Znów
tylko Karen to zauważyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!