− Kto ma segregator Marcusa? − zawołała głośno Eve.
− Ja! − krzyknął Klive. − Ale nic tu nie ma. Jego imię i
nazwisko. Data urodzenia. Trochę wyrwanych kartek. − Rozłożył ręce. − I informacja o tym, że jest prawdopodobnie
najpotężniejszy ze wszystkich i że każdego może zabić.
− Jak Marcus się nazywał?
− Krzysztof Sokół, urodzony w Polsce. Jest też zdjęcie z
jakimś podstarzałym gościem.
Eve podeszła do Kliva, trzymając w dłoni segregator
Augustusa i zdjęcie z Marcusem.
− To zdjęcie?
− To samo! Skąd je masz?
− Znalazłam w danych Augustusa. Ale twoje jest jakieś
pomięte. − Eve wyjęła zdjęcie z rąk Kliva i przyjrzała się mu. Wyglądało, jakby
ktoś po nim pisał. Odwróciła je. Evan nabazgrał coś na nim małym druczkiem. Eve
usiadła koło Kliva.
− Musimy to odczytać. Nie będzie łatwo. Evan bazgrał jak
kura pazurem, a litery są małe. Ale musimy dać radę...
Klive wyciągąnął rękę.
− Daj. Nie tylko władam żywiołami. − Wziął zdjęcie i
przyglądał mu się uważnie przez dłuższą chwilę. Potem wstał, wziął kartkę i
długopis z biurka, i zaczął pisać, co jakiś czas zerkając z powrotem na
zdjęcie. Dopiero po chwili Eve zorientowała się, że Klive przepisywał tekst
Evana. Powoli podeszła do niego. Kiedy Klive skończył, podał jej kartkę.
− I co? − spytała Eve
− Nie wiem. Nie czytam. Kopiuję. Nie mam pojęcia, co
napisałem. Sama zobacz.
Eve zagłębiła się w lekturze.
Dowiedziała się, że Marcus został obdarowany przez Kristen. Dała mu duszę, co znaczyło, że już nigdy go nie zostawi, bo nie może. Nawet, jeśli chce. Augustus był dziadkiem Marcusa i to on go uświadomił. Kiedyś Marcus był dobry, ale spotkał Damena i przeszedł za nim na drugą stronę lustra.
Dowiedziała się, że Marcus został obdarowany przez Kristen. Dała mu duszę, co znaczyło, że już nigdy go nie zostawi, bo nie może. Nawet, jeśli chce. Augustus był dziadkiem Marcusa i to on go uświadomił. Kiedyś Marcus był dobry, ale spotkał Damena i przeszedł za nim na drugą stronę lustra.
Eve nie miała pojęci,a co o tym myśleć.
„Na drugą stronę jakiego lustra?”− myślała. Po chwili
przypomniała sobie. − „Mark mówił, że Evan przynosił do domu stare potłuczone
lustro i że zaniósł je tutaj. Ale go tu nie ma. Niemożliwe, żeby Evan wpuścił
tu Kristen. Był na wpół przytomny pod jej iluzją. Zresztą, gdyby Kristen tu
trafiła, z całą pewnością zniszczyłaby akta swoje i Marcusa. Mark słyszał
krzyki Kathy z tego piętra. Ten pokój nie jest wielkości całego mieszkania na
dole. Gdzieś musi być drugie pomieszczenie na tym piętrze. Gdzieś jest
odpowiedź!”.
Eve odwróciła się i wyszła z gabinetu. Odprowadziło ją
zdziwione spojrzenie Kliva.
Schody na dół wydawały się dwa razy dłuższe niż te na górę.
Eve szybkim krokiem przemierzyła mieszkanie. Przeszła przez salon i weszła do
jedynego pokoju za salonem. Była to sypialnia Kathy i Evana. Rozejrzała się.
Nie zauważyła żadnych schodów ani dodatkowych drzwi. Cofnęła się do korytarza i
nagle sobie coś przypomniała. Na dachu, na którym siedziała z Markiem, widziała
drugi właz. Po przeciwnej stronie budynku. Wiedziała, że po drodze jest jeszcze
sala treningowa, ale pamiętała bardzo szeroki słup, gdzieś z boku. Jego
lokalizacja mniej więcej pokrywała się z umiejscowieniem włazu. Słup był na
tyle duży, że spokojnie w środku mógł się zmieścić człowiek i drabina. To
musiało być tam. Klasnęła w dłonie zadowolona z siebie.
Pobiegła w stronę drzwi na klatkę. Wyszła z mieszkania.
Poszła prosto do kotłowni. Starała się odtworzyć trasę Marka przez plątaninę
rur i urządzeń, ale parę razy trafiła na ślepe zaułki. W końcu udało jej się
znaleźć wyjście. Spojrzała w górę. Zakręciło się jej w głowie. Serce biło jak
oszalałe. Nie mogła oddychać, ale wiedziała, że musi tam wejść. Zacisnęła zęby,
złapała drabinkę i postawiła prawą nogę na pierwszym szczeblu. Przeniosła na
nią ciężar ciała, podnosząc do góry lewą nogę i postawiała ją na drugim
szczebelku. Weszła tak do połowy wysokości. Nagle strach ją sparaliżował. Nie
mogła się ruszyć ani do góry, ani w dół. Droga w obie strony wydawała się nie
do przejścia. Serce jej waliło. Tkwiła tak przyciśnięta do drabinki przez
dłuższy czas.
„Co ja właściwie robię? Czemu przyszłam sama?” − pytała się w myślach, walcząc z lękiem
wysokości.
Usłyszała, że drzwi do kotłowni otwierają się. Było słychać
pospieszne kroki. Ktoś szedł w jej stronę. Nie miała pojęcia, kto. Strach
wzmagał się. Zebrała się na odwagę i
weszła do końca po drabince, otworzyła klapę i wyszła na dach, zamykając właz
za sobą.
Stała przez chwilę przy nim, zgięła się i oparła dłonie na
kolanach. Wzięła głęboki wdech, po czym wolno wypuściła powietrze. Puls się
uspokoił. Oddech też. Wyprostowała się.
Pewnym krokiem przeszła na drugi koniec dachu. Drugi właz był
zamknięty. Kłódka z kodem. Jedyna liczba, która kojarzyła się jej z Evanem, to
118. Spróbowała. Zadziałało. Kłódka się otworzyła. Eve zajrzała w dół, ale
zobaczyła tylko drabinkę i długi tunel. Tak jak się spodziewała, to był słup w
sali ćwiczeń. W środku było ciemno. Nikłe światło przeświecało przez zasunięte
zasłony. Wychyliła się, żeby się lepiej rozejrzeć. Nagle straciła równowagę...
Wpadła do
pomieszczenia głową w dół. Po drodze udało jej się zaczepić o coś ręką i
obróciła się. Wylądowała na boku. Bolało ją biodro i dłoń, na którą upadła.
Powoli wstała i rozejrzała się. W ciemności zauważyła zarys starej ramy
potłuczonego lustra.
Za plecami usłyszała szmery, odwróciła się. Wtedy nagle
zapaliło się światło, które oślepiło ją całkowicie. Zauważyła tylko dwa
poruszające się szybko cienie. Ktoś złapał ją za ręce, założył jej kaptur na
głowę i związał ją tak, że nie mogła się ruszać. Ktoś ją popchnął. Potknęła
się, walnęła ramieniem w biurko i zrzuciła z niego wszystko na podłogę. Potem
jej głowa uderzyła bezwładnie w ścianę. Eve poczuła przeszywający ból. Ogarnął
ją strach. Straciła przytomność...
….
− Gdzie Eve? − Mark rozglądał się nerwowo po gabinecie.
Rozmawiał z Alice na temat tego, co znalazła w segregatorze Kristen i nie
zauważył, że Eve zniknęła.
− Wyszła. − Klive wyciągnął przed siebie kartkę z
przepisanym tekstem ze zdjęcia. − Powiedziała coś o drugim pokoju i o tym, że
ten jest za mały i poleciała do drzwi. Nie zdążyłem jej nawet zapytać, o co
chodzi.
Mark poczuł nieprzyjemne ukłucie w piersi. Znowu go
zostawiła. Wziął kartę i przeczytał szybko tekst. Rozejrzał się. Ocenił
wielkość pomieszczenia i porównał do powierzchni mieszkania oraz sali
treningowej. Nic się nie zgadzało. Gabinet mógł zajmować nieco więcej niż
połowę kondygnacji.
− Kiedy wyszła? − zapytał, zastanawiając się jednocześnie,
dlaczego nie podzieliła się z nikim swoimi przemyśleniami.
− Bo ja wiem… − Klive wzruszył ramionami i zerknął na
zegarek. − Z godzinę temu.
− Miała rację! Na tym piętrze jest drugi pokój. Musi być.
Wejście jest albo z domu, albo na tamtej ścianie. − Głos miał nerwowy. −
Szukajcie! Musimy ją znaleźć! Za długo
jej nie ma. Coś się musiało stać...
− Idę szukać drzwi w mieszkaniu. − Ryan poderwał się z
miejsca i cisnął segregator z imieniem Damen w kąt.
− Chodźmy! − ruszyli w stronę drzwi. Kiedy zeszli do
mieszkania, poszli w stronę sypialni Evana, ale nic tam nie znaleźli. Wrócili
więc na górę, ale tam też nie odkryli żadnych drzwi. Być może gdzieś były, ale
nie byli w stanie ich znaleźć za regałami pełnymi książek. Na podłodze nie było
śladów takich jak te, które naprowadziły ich do wejścia do gabinetu.
− Musi gdzieś być! − Mark chodził w tę i z powrotem po
pokoju, szepcząc coś do siebie samego. Nagle stanął i stuknął się otwartą
dłonią w czoło. − Dach! − wysapał i wybiegł z pokoju.
Pozostali ruszyli pędem za nim. Kiedy zdyszani stanęli na
dachu, Mark już dopadł drugiego włazu i wskoczył do środka. Podbiegł do ściany
i włączył światło. Po chwili do pomieszczenia wpadł Ryan, a zaraz za nim Klive
i Alice z Karen. Rozejrzeli się. Ślady krwi na dywanie prowadziły do zerwanej
zasłony, która ewidentnie coś przykrywała. Coś, czego nie powinni widzieć.
Karen podeszła do niej i zdjęła ją szybkim ruchem. Alice wydała z siebie
zduszony krzyk. Kathy patrzyła na nich pustymi, czarnymi oczami. Karen cofnęła
się przerażona, przyciskając ręce do ust, żeby nie krzyczeć. Mark uklęknął przy
Kathy i zamknął jej powieki, po czym przykrył ciało. Wiedział, że tym będą się
musieli zająć później. Teraz ważniejsza była Eve. Odwrócił się. Zobaczył
pobojowisko na podłodze. Stłuczona lampa, porozrzucane papiery, kolejne ślady
krwi. Podszedł do biurka. Leżała na nim jedna kartka.
„Spóźniliście się. Eveline idzie z nami. Nic tego nie
zmieni.
Dostarczcie mi Ryana i Marka albo ją zabijemy.
Jesteśmy pewni, że nas znajdziecie.
Macie tydzień.
Kristen i Marcus”
Kartka wypadła mu z rąk, osunął się na podłogę i ukrył twarz
w dłoniach. Poczuł, jak ogarnia go bezsilność. Wtedy przypomniał sobie, kim
jest, co odkrył dzięki Eve. Mógł to wszystko cofnąć. Zerwał się na równe nogi.
Karen natychmiast złapała go za ramiona i potrząsnęła.
− Nie! Nie możesz tego zrobić!
− Czemu nie? Cofnę czas i wszystko będzie w porządku.
− Nie będzie. Cholera wie, jaką moc ma Marcus oprócz tego,
że jest medium. Napisał, że nic nie zmieni tego, że Eve idzie z nim.
Podejrzewam, że wie o tobie i przewidział, co będziesz chciał zrobić. − Mark
zwiesił głowę. − Musimy go znaleźć! − Karen zmusiła Marka, żeby na nią
spojrzał. Jego oczy były ciemnoszare. Znów tracił nadzieję. − Nie bój się,
odzyskamy ją!
− Mamy czas i wiemy, gdzie szukać − powiedział Klive,
wymachując zdjęciem Marcusa i Augustusa. − Kristen musi być z Marcusem. Po tym,
jak ją ocalił, nie może odejść nigdzie indziej. Podejrzewam, że to on stoi za
tym wszystkim…
Wrócili do gabinetu Evana i znaleźli teczkę Augustusa, którą
wcześniej czytała Eve.
− Numer telefonu? − głos Ryana wyrażał zdziwienie.
− A co? Myślałeś, że Zwierciadła nie używają telefonów? −
Karen dała mu kuksańca w bok. Zaśmiali się.
Mark spojrzał na nich ponuro.
− Pobawicie się później − warknął.
Alice wyciągnęła telefon i wykręciła numer.
− Haloooo − przeciągły, zachrypnięty głos odezwał się w
słuchawce.
− Augustus?
− Tak, to ja.
− Jesteśmy podopiecznymi Evana i Kathy. Potrzebujemy twojej
pomocy.
− A gdzie Evan? − zapytał smętnie Augustus.
− Nie żyje. Kathy też.
− Cholera! − jego głos się ożywił. − Zaczęło się! Gdzie
jesteście?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!