Me

Me

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Zwierciadła 4 - Dom

− Kuba! Wstawaj! − rozległ się czyjś zniecierpliwiony głos. −Anka! Podnoś się wreszcie!
Kuba przewrócił się w łóżku na drugi bok. Wiedział, że Anki już nie ma. Pewnie już była w samolocie. Pewnie już poznawała nowych ludzi. Jako Eveline. Jemu został jeszcze rok. To było jak wyrok. Gdyby teraz uciekł, ścigałaby go cała policja. Zresztą, nie miał za co uciec. Westchnął.
Jego oczy były grafitowo-szare. Miał wyrazistą, już męską twarz i bardzo dojrzałe spojrzenie. Jego ciało wyglądało jak wyrzeźbione z kości słoniowej. Piękna, jasna karnacja, lekko opalizująca skóra i jasne włosy rozczochrane po spaniu kontrastowały z ciemnymi, prawie czarnymi oczami. Przeciągnął się i usiadł na łóżku. Na podłodze pod drzwiami zobaczył kopertę. 
Nie musiał wstawać, żeby jej dosięgnąć. Pokoik był jeszcze mniejszy niż pokój Eve za ścianą. Wszystko w nim było za małe. W rogu pod sufitem był malutki lufcik, który udawał okno. Był otwarty na oścież, ale mimo to w pokoju było duszno. Ściany pokrywała staromodna tapeta w paski, która płatami odchodziła już od tynku i zwisała smętnie. Łóżko, na którym widać było ślady wielokrotnych napraw, było za krótkie dla wysokiego chłopaka. Musiał spać z podkurczonymi nogami. Ubrania Kuby leżały na półce powieszonej nad łóżkiem. W jego pokoju nie zmieścił się żaden mebel oprócz łóżka i biurka. Nawet drzwi do pokoju były za wąskie. Wyglądały jak drzwi do szafy. Być może kiedyś jego pokój był garderobą. 
Sięgnął do drzwi, nie podnosząc się z łóżka i podniósł kopertę. Na niej, w miejscu, gdzie powinien się znajdować adres, wykaligrafowano jedno słowo: „Ryan”. Bez zastanowienia otworzył ją jednym ruchem. Wiedział, że chodzi o niego i że na pewno zostawiła ją Eve. Zajrzał do środka. Znalazł złożoną na pół karteczkę.
„Dam ci znać.
Obiecuję, pomogę ci się stąd wyrwać.
Trzymaj za mnie kciuki.
Do zobaczenia za rok.
Eve
PS.  Wszystkiego najlepszego!”
Odetchnął z ulgą. Wiedział, że jeśli siostra mu coś obieca, na pewno dotrzyma obietnicy. Choćby miała stanąć na głowie. To była jedna z jej cech. Rzadko obiecywała cokolwiek, ale jej obietnica oznaczała, że można było mieć sto procent pewności, że zrobi to, do czego się zobowiązała.
Złożył kartkę na pół i położył na łóżku.
− KUBA! Do cholery! Ruszaj się! − wydarł się po raz kolejny ktoś, kto mienił się jego ojcem. Kuba westchnął.
− „Już niedługo” − pomyślał w duchu. − „Jeszcze tylko rok. Co to dla mnie. Eve wytrzymała osiemnaście lat, to i ja wytrzymam”.
− Tak, ojcze, już idę! − krzyknął za drzwi. Rozerwał kopertę. W środku była jeszcze jedna rzecz. Kamień. Ukochany, lazurowy kamień Eve. Twierdziła, że ją chroni, a teraz przekazała go jemu. Już nie był jej potrzebny. Musiała być o tym święcie przekonana. Inaczej zabrałaby go ze sobą.
Kuba otworzył dziennik i napisał: „364”. Jeszcze tyle mu zostało do osiemnastki. Wtedy miał ponownie się spotkać z ukochaną siostrą. Miał urodziny w tym samym dniu co Eve, choć urodził się rok później.
− JAKUB!!! − zniecierpliwiony krzyk ojca wyrwał go z rozmyślań.
Westchnął i otworzył drzwi do pokoju. W korytarzu było ciemno i pachniało stęchlizną. Zgarbiony, jakby bał się zahaczyć o sufit, powoli powlókł się do kuchni, gdzie spodziewał się zastać ojca. Nie pomylił się. Ojciec siedział przy stole, grzebiąc bezmyślnie w jajecznicy i machając szparagiem zupełnie nie w takt muzyki płynącej z głośników w salonie.
Każdy, kto widział ich razem, był pewien, że nie są spokrewnieni. Ojciec Kuby nie był do niego w ogóle podobny. Był to gruby, spocony mężczyzna o szczurzej twarzy i malutkich wodnisto-niebieskich oczkach. Włosy miał zaczesane do tyłu na żel, który skapywał mu na ramiona. Ubrany był, jak zwykle, elegancko – w połyskujący złoty garnitur, który doskonale pasował do trzech złotych zębów.
− To dla ciebie, gówniarzu − burknął ojciec, pokazując talerz owsianki, która wyglądała, jakby miała tydzień. − Jedz. Później jedziemy do pracy, mam dzisiaj bardzo ważnych kontrahentów. Musisz mi pomóc. Pamiętaj. Opór nic ci nie da, mam na ciebie sposoby, dobrze wiesz.
Pod stołem złowieszczo zagrzechotał ciężki łańcuch.
Kuba westchnął. Wiedział, z czym to się wiąże. Będzie musiał znów używać swych zdolności do oszukiwania ludzi. Nie lubił tego robić. Bardzo nie lubił.
− Anka! − dało się słyszeć piskliwy głos z drugiego końca domu. − Anka uciekła! − Do kuchni wpadła zdyszana koścista kobieta o pociągłej twarzy i zdecydowanie za dużych kościach policzkowych.
− Jak to uciekła?! − krzyknął ojciec, zrywając się na równe nogi.
− Nie wiem jak… Nie ma jej nigdzie. Szukałam w całym domu!
Udało się, brawo Eve − Kuba uśmiechnął się promiennie, a jego oczy na chwilę zrobiły się jasnozielone.
− To twoja sprawka! − Ojciec spojrzał na rozradowanego Kubę i wymierzył mu policzek, który Kuba przyjął z niezwykłą pokorą i spokojem. −TY! Ty na pewno coś wiesz. Zaraz sprawdzimy w twoim pokoju, czy nie ma tam jakiegoś liścika od niej. Wy zawsze coś razem kombinowaliście. Znajdziemy ją. Znajdziemy i przywleczemy tu z powrotem, a wtedy….!
− NIE SPRAWDZICIE NIC W MOIM POKOJU! − przerwał mu Kuba, a białka jego oczu stały się nagle czerwone. – NIE BĘDZIECIE JEJ SZUKAĆ. NIE WEJDZIECIE DO MOJEGO POKOJU! NIE WEJDZIECIE DO JEJ POKOJU − ciągnął takim tonem, jakby był władcą świata, a echo jego głosu odbijało się od ścian.
− Dobrze, uspokój się. Nic nie sprawdzimy. Uspokój się tylko – powiedziała matka, szarpiąc ojca za rękaw. W oczach rodziców pojawiło się nagle przerażenie, Kuba wyglądał bardzo groźnie. Wstał. Wypiął pierś i wyprostował się. Głową dotykał niemal do sufitu. Dopiero teraz było widać, że jest dwa razy wyższy od swoich rodziców. Każdy mięsień jego ciała drżał, a głos brzmiał jak gromy podczas burzy. Wyraz jego twarzy zmienił się nie do poznania. Każdy mięsień był napięty, przekrwione białka lśniły czerwienią na jasnej skórze. Teraz wyglądał jak ucieleśnienie najgorszego potwora z horrorów. Widać było, że nie żartuje, że lepiej go posłuchać. Jednak można było odnieść wrażenie, że rodzice wiedzą coś, czego na pozór nie widać, że nie boją się tylko jego wzrostu i tonu jego głosu. Bali się czegoś więcej.

− Eve… − zaczął Kuba, ale szybko się poprawił. − Anka miała prawo odejść. Jest pełnoletnia. Jeśli po takim traktowaniu się tego nie spodziewaliście, to jesteście głupi. – Pogarda w jego głosie była niemożliwa do przeoczenia. − Zdradzę wam, że za rok i ja odejdę. Mam tego dość. Dość! Teraz nie pójdę, bo nie mogę. Nie chcę mieć policji na karku jako niepełnoletni uciekinier. Wytrzymam jeszcze rok. Tak jak ona. Dam radę – powiedział znacznie spokojniejszym tonem. Jego oblicze z powrotem znów bardziej przypominało anioła niż człowieka. Rysy twarzy się wygładziły. Tak, Kuba był przystojny. Bardzo. Był obiektem westchnień wielu dziewczyn i jednocześnie najbardziej samotnym i najsmutniejszym człowiekiem na ziemi. Zwłaszcza teraz, kiedy zabrakło Eve. Kiedy Eve odeszła. Kiedy Eve udało się w końcu wyrwać z tego więzienia, został sam, zupełnie sam. Jedyne, co trzymało go przy życiu, to obietnica zapisana na kartce przez siostrę. Nadzieja, że już za rok się stąd wyrwie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!