Me

Me

wtorek, 29 stycznia 2013

Zwierciadła 18 - Jak Kristen

Eve zapukała do pokoju, ale Mark nie odpowiadał. Otworzyła drzwi. Było całkowicie ciemno. Nieśmiało wsunęła nogę za drzwi i czekała, aż jej wzrok przyzwyczai się do ciemności. Skanowała pomieszczenie, szukając śladu Marka. Nagle zobaczyła ciemny kształt na leżance. Zmrużyła oczy, żeby lepiej widzieć. Mark podniósł głowę i spojrzał w jej kierunku.  
− Wyjdź. Nie chcę cię więcej widzieć − powiedział ostro. − Idź stąd. Nie chcę cię oglądać.
− Ale… − zaczęła Eve.
− Nie obchodzi mnie, co masz do powiedzenia. WON! − ryknął na cały regulator, na jego policzkach lśniły łzy.
Eve podskoczyła. Mark nigdy na nią nie krzyczał. Nie tak. Odwróciła się i pozwoliła, żeby drzwi się za nią zamknęły. Oparła się ramieniem o ścianę. Nagle poczuła, że robi się bardzo ciężka. Dopadło ją zmęczenie dwóch miesięcy siedzenia przy łóżku Ryana, praktycznie w jednej pozycji. Bez jedzenia, bez kąpieli, bez ruchu. Jej mięśnie ledwo reagowały na wydawane komendy. Czuła, jakby poruszała się w gęstej smole. Wszystkie zmysły miała przytępione. Gapiła się pustym wzrokiem w drzwi przed sobą, które nagle otworzyły się. Stała w nich Alice.
− Słyszałaś to? − zapytała Eve.
Alice skinęła głową i gestem zaprosiła roztrzęsioną Eve do pokoju.
Kiedy Eve weszła, Alice rzuciła porozumiewawcze spojrzenie Klivowi, a ten natychmiast wstał i wyszedł z pokoju, mamrocząc pod nosem coś o jakimś meczu w telewizji.
Eve rozejrzała się. Nie było wątpliwości, do kogo należy pokój. Krwistoczerwone ściany po jednej, ciemnobrązowe po drugiej stronie − doskonałe odwzorowanie kolorów oczu Alice i Kliva. Światło wpadające przez na wpół przysłonięte żaluzje rzucało pasiaste cienie na wszystko, co znajdowało się w pokoju. Ciężkie, czarne meble zajmowały niewiele miejsca. Na środku podłogi leżał gęsty, biały dywan. Na ścianie naprzeciwko wejścia wisiał ogromny telewizor plazmowy, a regały uginały się pod ciężarem katalogów samochodowych. Wysoko, pod sufitem wisiały modele samolotów. Jedyne łóżko stało pod brązową ścianą i było zrobione z kutego żelaza. Eve zauważyła dzwonki powietrzne przyczepione do ciężkiego, kutego baldachimu łóżka. Była pewna, że większą część wystroju wnętrza wybierał Klive. Tylko dywan i dzwonki wyglądały na wybrane przez kobietę.
Alice pchnęła Eve i posadziła ją na łóżku. Sama bez słowa podeszła do lodówki obok i po chwili podała jej talerz z jedzeniem i szklankę soku pomarańczowego. Po chwili wzięła krzesło, postawiła je przed nią i usiadła.
− Eve, nie znamy się jeszcze prawie wcale, ale ja znam Marka. Przejdzie mu. Musisz tylko dać mu czas.
− Zraniłam go… - wydukała Eve.
− Mówiąc dosłowniej, prawie go zabiłaś − mówiła rzeczowym, beznamiętnym głosem:  − Od tygodni nie jadł i nie pił. Prawie go nie widujemy. Siedzi u siebie i gapi się w ścianę.
Eve zaczęła szlochać.
− Eveline! − ostry ton Alice otrzeźwił ją. − Skrzywdziłaś go jak cholera i teraz musisz to naprawić! Tylko kompletnie nie wiem jak. – Zamyśliła się przez chwilę. − Ale myślę, że coś da się wymyśleć. Idziemy za chwilę na zakupy, tylko najpierw muszę cię doprowadzić do porządku.
Złapała Eve za rękę i zaprowadziła ją do swojej łazienki.
− Umyj się, wyglądasz jak straszydło po kilku tygodniach siedzenia przy łóżku Ryana. Dasz radę? – Spojrzała na nią surowo. Wygląd Alice wskazywał na to, że zatrzymała się na jakichś siedemnastu latach w kategorii ludzkiej. Natomiast jej zachowanie kojarzyło się Eve wyłącznie z podstarzałą matematyczką z liceum. Ten sam ton, te same polecenia.
− Mam dwadzieścia cztery lata − jeśli cię to interesuje.. Choć w tym momencie nie powinno – powiedziała rzeczowo Alice. – To jak, umyjesz się sama, czy mam ci pomóc?
− Dam radę.
− Ok, wracam za dwadzieścia minut z ciuchami. Masz być wykąpana i uczesana. − Wyszła.
Eve powoli zaczęła się rozbierać. Jej ruchy były otępiałe. Nie rozumiała reakcji Marka. Jeśli dobrze go zrozumiała, zakochał się w niej już pierwszego dnia, gdy tu była, a może nawet wcześniej, kiedy był jej nauczycielem… A teraz nie chciał jej widzieć. To prawda, że nie widywali się praktycznie przez kilka tygodni, ale czym jest kilka tygodni wobec wieczności, którą mieli ze sobą spędzić. Czy Mark był aż tak zaborczy, że nie chciał jej spuścić z oka nawet na minutę?
Weszła pod prysznic. Ciepła woda zawsze pomagała jej myśleć. Machinalnie myła ręce, twarz, ciało i włosy. I nagle ją olśniło. Zrozumiała… Mark poczuł się odrzucony. Poczuł się jak po tym, kiedy Kristen go zostawiła. Więc Eve była taka sama jak ona. Jeszcze wieczorem przed wizją Ryana mówiła mu, że zawsze chce być z nim, a potem przez kilka tygodni odrzucała jego obecność. Wyganiała go z pokoju, kiedy siedziała z Ryanem. Poświęciła Marka dla... Właściwie to dla czego konkretnie poświęciła swoją miłość? Nie dla brata. Dla siedzenia przy jego łóżku i głaskania po ręce, kiedy był nieprzytomny.
− Jak mogłam być tak głupia!? − krzyknęła, przypominając sobie wszystkie konwersacje z Markiem z tamtego okresu. To, jak za każdym razem go odrzucała. Poczuła nieprzyjemne ukłucie w piersi. Była zrozpaczona.
Wyszła spod prysznica, wytarła się i owinęła w ręcznik. Zaczęła rozczesywać włosy.
W tym momencie do łazienki weszła Alice.
− Byłam u was w pokoju. Z Markiem jest gorzej, niż myślałam. Musimy działać szybko  − powiedziała z powagą. − Masz, załóż to. Znalazłam w twojej szafie. Masz pięć minut.
Rzuciła na krzesło bieliznę, dżinsy i koszulkę, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła.
Eve szybko wskoczyła w ubranie, podsuszyła trochę włosy i wyszła do pokoju. Alice siedziała na łóżku. Gdy tylko zobaczyła Eveline, wstała i ruchem głowy pokazała drzwi.
Wyszły na korytarz. Poszły prosto do windy. Zarzuciły na siebie kurtki, wsunęły nogi w buty i weszły do windy. Alice przeprowadziła ją przez hall w przeciwną stronę niż wyjście. Znalazły się na parkingu na tyłach budynku. Wyjęła kluczyki i otworzyła srebrną corvette.
− Miałam nadzieję, że pojedziemy moim − wskazała ruchem głowy wielkiego Pick-upa Forda − ale zależy nam na czasie, więc wzięłam kluczyki od Kliva. Nie masz nic przeciwko, prawda?
− Nie − wydukała Eve.
− To wsiadaj.
Zanim Eve wgramoliła się do samochodu, Alice zdążyła uruchomić silnik. Kiedy tylko zamknęły się drzwi pasażera, corvette ruszyła z piskiem opon.
− Gdzie jedziemy?
− Do centrum handlowego. Musisz wyglądać jak człowiek, żeby Mark się odczarował. Jak mu szczęka nie opadnie na twój widok po tym, jak z tobą skończę, to nie nazywam się Alice!  − powiedziała i pokazała wszystkie zęby w uśmiechu.
− Zaczynam się bać… − Eve uśmiechnęła się lekko, patrząc niepewnie na Alice.
 − I słusznie, bo zakupy będę robić ja, a ty będziesz siedzieć w salonie piękności i robić się na bóstwo. Musimy ci obciąć włosy, wydepilować nogi, zrobić porządny makijaż i wyregulować brwi. Strasznie zarosłaś przez to siedzenie u Ryana. − Alice sprawiała wrażenie, jakby w ogóle nie patrzyła na drogę. Eve zdenerwowała się. – Mam podzielną uwagę − odparowała na jej myśli Alice.
− Zauważyłam − powiedziała Eve, biorąc głęboki wdech i wpijając palce jeszcze mocniej w poduszkę fotela.
− A tak w ogóle − po co siedziałaś cały czas przy łóżku nieprzytomnego brata? − zapytała, jak gdyby nigdy nic Alice. − Przecież nic mu z tego nie przyszło, a ty zniszczyłaś Marka.
− Nie wiem. Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło. − Eve zwiesiła głowę. − To było idiotyczne. Wiem o tym…
− Taaaa… − przytaknęła od niechcenia Alice. − Słuchaj, Mark nie jest miłością mojego życia. Prawdę mówiąc, nie lubimy się za bardzo, ale… − głos jej spoważniał − chcę, czy nie, jest moim bratem, więc jeśli jeszcze raz doprowadzisz go do takiego stanu, przysięgam, że znajdę sposób, żeby cię zabić. − Alice spojrzała na nią wymownie, po czym zatrzymała auto i wesoło dodała: − Jesteśmy.
Alice wparowała do salonu piękności jak burza. Wyciągnęła za swoich pleców Eveline i powiedziała.
− Ja idę na zakupy, a wy…. − zmierzyła Eve od góry do dołu i pomachała jej ręką przed nosem − doprowadźcie ją do porządku. – Odwróciła się i przez ramię dodała: − Macie dwie godziny.
Dziewczyny z salonu piękności natychmiast zajęły się Eve. Zaprowadziły ją do sali, gdzie rozebrały ją, zostawiając w samej bieliźnie. Posadziły ją na kozetce. Jedna zaczęła się zajmować jej paznokciami, druga depilacją, trzecia umyła i obcięła włosy, a czwarta wyregulowała brwi. Kiedy skończyły, przyszła kolejna, która zrobiła dyskretny makijaż. Tylko po to, żeby podkreślić jej urodę. Nie po to, żeby ją przyćmić. Eve cały czas była w bieliźnie.
Do sali wpadła Alice. W rękach miała ze trzydzieści toreb z zakupami z różnych sklepów.  
− Wstań − powiedziała beznamiętnie.
Eve wstała posłusznie.
− Świetnie − skwitowała Alice, mierząc ją spojrzeniem od góry do dołu. − Nareszcie wyglądasz jak człowiek. Dobra robota dziewczyny… −  powiedziała i bez pytania o cenę podała im swoją kartę kredytową, po czym zaczęła przerzucać postawione na ziemi torby. Gdy znalazła tę właściwą, wyciągnęła z niej przepiękną sukienkę do kolana w kolorze oczu Eve. − Załóż to.
Eve posłusznie włożyła sukienkę, a Alice pomogła jej zapiąć zamek na plecach. Po chwili rzuciła jej jeszcze kolorystycznie dopasowane buty na obcasie. Eve szybko wsunęła w nie stopy, a Alice wzięła ją za rękę i bez słowa zaciągnęła do wyjścia, po drodze łapiąc w locie swoją kartę kredytową. Wsiadły do samochodu w milczeniu. Alice odpaliła silnik i ruszyła.
− Eve, przygotuj się na to, że to, co zobaczysz w waszym pokoju, nie jest fajne. Mark był… jest przekonany, że już go nie chcesz i kompletnie się załamał − zaczęła. − Nie jadł od kilku tygodni. Nie mył się i nie przebierał. Wygląda koszmarnie. To cień człowieka. Nie wiem, czy jest w nim jeszcze jakaś wola życia…
− Dlaczego mi to mówisz? − zapytała Eve zbolałym głosem. – Wiem, że go skrzywdziłam.
− Dlatego, że chcę, żeby wam się ułożyło. Dlatego, że jeśli cię nie uprzedzę, to padniesz w wejściu, jak tylko go zobaczysz. Dlatego, że… nie masz pojęcia, jak bardzo go skrzywdziłaś. A ja chcę, żebyś to zrozumiała. Miej świadomość tego, że wszystko, co zobaczysz, jest wyłącznie twoją winą. Twoją i twojego idiotycznego samozaparcia, że będziesz dwa miesiące siedzieć przykuta do łóżka jakiegoś nieprzytomnego kolesia!
− Nie jakiegoś kolesia, tylko mojego brata! − zdenerwowała się Eve.
− To nie ma znaczenia! − odparowała jej natychmiast Alice. − Mało nie zabiłaś przez to kogoś, kto cię bezgranicznie kocha! − krzyknęła, a potem jej głos złagodniał. − Mam nadzieję, że nie jest za późno i że Mark jeszcze jarzy, co się dzieje. Jeśli tak, wszystko powinno się udać. Pozostałe ciuchy wrzucę do twojej garderoby i podpiszę, co kiedy i jak masz założyć, i co macie wtedy robić. Zaufaj mi. Znam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, jak go podejść i przekonać do powrotu do żywych. 
Alice zatrzymała samochód. W milczeniu wysiadły z auta, przeszły przez hall i weszły do windy.
Kiedy wysiadły w mieszkaniu, trafiły na Evana. Przez chwilę, przypadkiem Eve spojrzała mu w oczy.
…..
Jaskinia. Kobieta i mężczyzna. Kilka osób kręci się z tyłu, ale nie przysłuchują się rozmowie. Mężczyznę trudno zauważyć. Widać tylko, że ma czerwone oczy. Jest Zwierciadłem. Kobieta jest obserwatorem, jej twarz odbija się w jego źrenicach to…
− Kristen, kiedy zbudujemy armię, znacznie łatwiej będzie nam pokonać garstkę nowojorczyków. Nie będziemy musieli przejmować się Evanem i jego bandą.
− Marcus, jak zwykle nic nie rozumiesz. W tej BANDZIE jest ktoś, na kim mi zależy. Ktoś, kogo kiedyś miałam, ktoś, kto kiedyś dał mi duszę. I ja chcę ją odzyskać, bo wiem, że może mi się przydać.
− Rób, co chcesz, ja zajmuję się werbowaniem ludzi do walki. Stworzymy najwspanialszą armię na świecie, a wtedy wszystko będzie nasze. Wszystko, czego tylko zechcemy. Będziemy mieli WŁADZĘ. Zrobimy z nimi wszystkimi to, co tylko będziesz chciała.
− Jasne. – Sarkazm w głosie Kristen był wyraźnie słyszalny. − I masz zamiar całą ludzkość poddać iluzji, żeby ci służyli.
− Tak.
− Nie masz pojęcia, jaka moc jest do tego potrzebna. To nas zabije.
− I właśnie dlatego chcę ją mieć!  − Głos Marcusa był wyraźny, groźny. − Właśnie dlatego, nie wolno ci jej tknąć. Pamiętaj!
− Ale ona… − zająknęła się Kristen.
− Ona jest mi potrzebna… Z chłoptasiem rób sobie, co chcesz, ale jej masz nie ruszać! Nie wolno ci! − Jego głos nie znosił sprzeciwu. Stanowczo dodał: − Pamiętaj, jeśli chcesz go ocalić. − Jego głos brzmiał, jakby należał do kogoś innego, a jego oczy zrobiły się na chwilę brązowe.
…..
Evan przerwał kontakt wzrokowy i patrzył się na Eve zdezorientowany, ale ona nie miała czasu na wyjaśnienia. Alice pociągnęła ją za rękę i postawiła przed drzwiami pokoju Marka.
− Powodzenia − szepnęła. − W garderobie będziesz miała za chwilę podpowiedź, co robić dalej. Idź!
Eve trzęsły się ręce.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!