Wysiedli z windy trzymając się za ręce. Evan i Kathy
siedzieli w salonie na sofie. Karen skubała coś w jadalni. Kliva i Alice nie
było widać. Światło było przygaszone, a
z głośników Bang&Olufsena słychać było delikatny głos Michaela Buble.
Pozornie spokojną atmosferę, zakłócało tylko sztuczne zachowanie Kathy i Evana.
Co chwilę nerwowo spoglądali to na siebie, to na Eve i Marka. Siedzieli
sztywno. Widać było, że nie czują się swobodnie i że za chwilę będą musieli
zrobić coś, czego w zasadzie nie chcą robić.
- Tego się spodziewałem…. – Mark mruknął do Eve robiąc minę
zbuntowanego nastolatka, który ma dostać reprymendę od rodziców za to, że
wrócił do domu 5 godzin po czasie, a do tego śmierdzi alkoholem i papierosami.
- Chodźcie tu na chwilę. – zaczęła Kathy – Musimy
porozmawiać.
Eve i Mark niechętnie powlekli się i usiedli na sąsiedniej
sofie.
- Tak? – zapytał Mark z miną niewiniątka.
- Przed waszym wyjściem wyczułam coś bardzo niepokojącego. –
powiedziała spokojnie Kathy po czym zwróciła się do Eve – Eveline miałam
wrażenie, że nie czujesz się wśród nas komfortowo, że jedno z nas ci
przeszkadzał. Nie jestem jednak w stanie stwierdzić kto to był. Za dużo nas
było wtedy w pokoju. Możesz mi wyjaśnić o co chodzi.
Eve ukradkiem zerknęła na Evana. Jego twarz nie zdradzała
żadnych emocji.
- To nic Kathy, już wszystko jest w porządku. Mark mnie
uspokoił. – Eve przeciągała wypowiedź szukając w umyśle jakiejkolwiek sensownej
wymówki. - Widzisz, zdenerwowałam się na was wszystkich…
- Ale co cię tak zdenerwowało?
- To, że… - jąkała się Eve, a Evan zaczął się złośliwie
uśmiechać. Udawała, że tego nie widzi. Wzięła głęboki wdech. – Kathy, od mojego przyjazdu wszyscy zajmowaliście
się praktycznie tylko mną. Byłam najbardziej interesującym obiektem w całym
domu, a tu nagle Mark wyskoczył z… z tym władaniem czasem i z tym wymazywaniem
pamięci. I wszyscy zajęliście się nim. Ja stałam z boku i już nikogo nie
obchodziłam. – Eve cieszyła się z konkluzji, która miała być skutkiem tego
monologu – Poczułam się jak w domu, z którego uciekłam. Wszyscy byli zajęci kimś
innym. –teatralnie spuściła głowę, wbiła wzrok w podłogę i zaczęła szlochać.
Mark natychmiast wszedł w rolę pocieszyciela. Objął ją ramieniem, złapał pod brodę
i podniósł jej głowę do góry. Kciukiem otarł jej łzy z policzków i uśmiechnął
się szeroko.
- Dla mnie zawsze TY będziesz centrum świata. – powiedział z
przesadną troską w głosie.
Eve uśmiechnęła się nieśmiało, starając się nie triumfować
zbytnio. Mina Evana wyrażała głęboki szok i zdumienie. Nie wierzył w to, co
słyszy. Chyba był pewien, że Eve nie wytłumaczy tego zachowania w sensowny
sposób.
- Och Eve, tak mi przykro… - mruknęła Karen, która
przysłuchiwała się rozmowie z jadalni.
- Byliśmy przekonani, że nie lubisz być w centrum uwagi i że
to cię speszy. – Powiedziała Kathy głosem pełnym skruchy, jakby popełniła
najgorszą zbrodnię.
- Sama tak myślałam, ale okazało się, że jest inaczej. Z
początku nie rozumiałam co mnie tak wyprowadziło z równowagi. Dopiero w parku,
po długiej rozmowie z Markiem udało nam się dojść do tego, co właściwie mnie
zdenerwowało… - Eve perfekcyjnie grała rolę zagubionej egocentryczki. Mark był
przekonany, że Eve dodaje do tych wydarzeń coś od siebie, trochę swojej iluzji,
mimo, że nie było żadnych znaków, które mogłyby o tym świadczyć.
- Eve, tak mi przykro. Mam nadzieję, że nie masz do nas już
żalu… - Karen bardzo polubiła Eve i było jej szczerze przykro.
- Kathy, czy mam jeszcze do was o coś żal? – Eve zmieniła
ton na zdecydowanie bardziej pewny siebie.
- Nie, nic takiego nie wyczuwam. Jesteś wręcz niespotykanie
spokojna. – Kathy uśmiechnęła się. – Między wami wszystko ok? – spojrzała z
troską na Marka.
- Oczywiście! – odpowiedział i cmoknął Eve w policzek –
Prawda?
Eve uśmiechnęła się szeroko, pokazując chyba wszystkie zęby
włącznie z ósemkami.
- Spróbujcie na przyszłość nie reagować tak gwałtownie.
Wyjaśniajmy sobie nieporozumienia od razu. Męczy mnie taka atmosfera.
Postaracie się?
- Kathy, bardzo nam przykro, ale sama rozumiesz.. Musiałem
jakoś uspokoić Eveline. Sam nie wiedziałem co się dzieje, a za bardzo mi na
niej zależy, żeby pozwolić jej odejść. Bałem się, że odejdzie, jeśli wszystko
się nie wyjaśni… – Mark do perfekcji opanował to przemówienie ćwicząc je wielokrotnie
podczas tej rozmowy.
- Tak, Mark, rozumiem. Wiem, że byłoby to dla ciebie
niezwykle trudne… - Kathy zrobiła dość długą przerwę po czym spojrzała na
Evana. - Mamy im jeszcze coś do
powiedzenia?
Evan wahał się przez chwilę wodząc wzrokiem po całym
pomieszczeniu, jakby szukał inspiracji, ale tylko westchnął i pokręcił
przecząco głową.
- Nie, to chyba wszystko. – powiedział patrząc prosto na
Eveline. Jego oczy ziały krwistą czerwienią. Nie było w nich krzty spokoju z
pierwszego dnia.
Krótkie milczenie przerwał Mark.
- Mamy do was jedno pytanie.
Eve spojrzała na niego pytająco.
- Czy nasze pokoje da się połączyć tak samo jak pokoje Kliva
i Alice?
- Pewnie, przecież wiesz, że ściana pomiędzy nimi jest
specjalnie tak zrobiona, żeby w trzech ruchach dało się ją zdjąć. – powiedział
Evan – będziecie potrzebowali pomocy?
- Nie, poradzimy sobie. – powiedział Mark, złapał Eve za
rękę i pociągnął ją w stronę korytarza.
Evan wstał nagle jakby czegoś zapomniał i pobiegł za nimi.
- Czy jeszcze o czymś chciałeś porozmawiać? – zapytała Eve
odwracając się.
- Nie, nie – Evan był wyraźnie roztargniony - tylko zostawiłem coś na górze. – powiedział
i popędził w stronę wiktoriańskich drzwi na końcu korytarza.
- To my już pójdziemy. – Mark pociągnął Eve za rękę w kierunku
korytarza prowadzącego do ich pokoi.
Weszli do pokoju Eve.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!