Me

Me

środa, 20 lutego 2013

Odbicie 24 - Nieśmiertelny

Eve płakała. Nie mogła się powstrzymać .Wiedziała, że to nie zwróci Tobiasowi życia, ale rozebrała siebie i jego prawie do naga. Zostawiła tylko bieliznę. Przykryła go kołdrą po czym położyła się koło niego i wtuliła się w niego całym ciałem.
Nie mogła uwierzyć, że to ostatni raz, kiedy może go dotknąć, kiedy może posmakować jego ust. Pocałowała go mocno, jakby chciała wyryć w pamięci kształt i smak jego warg. Czuła tylko wodę. Pamiętała, że zawsze tak smakował. Zawsze pachniał piaskiem i morzem, mimo, że dawno nad nim nie był. Wciąż czuła ogień, gdy go dotykała, ale był co raz słabszy.
- Tobias – wychrypiała przez łzy – wróć do mnie. Nie umiem bez ciebie żyć.
Poczuła się pusta. Nic nie było w niej, ani dookoła. Żadnych uczuć. Nie było miłości, nie było nienawiści. Nie było światła ani cienia, nie było ciszy ani hałasu. Pustka. Ciemność. Zamknęła oczy i chciała się poddać. Chciała, żeby jej dusza dołączyła  do duszy Tobiasa.
- Kocham cię – wyszeptała do jego ucha. – Kocham i nigdy nie przestanę.
Przycisnęła usta do jego ust po raz ostatni. Poczuła coś dziwnego. Jakby się poruszył. Spojrzała na niego badawczo. Poczuła jego ręce na swojej talii. Przestraszyła się, ale po chwili zwaliła to na wyobraźnię. Dalej była gotowa oddać duszę. Chciała się zabić.
Położył jej rękę na sercu.
- Nie – wychrypiał.
Spojrzała na niego. Był blady, osłabiony, ledwo się ruszał, ale żył. Rzuciła się na niego i obsypała pocałunkami jego twarz i nagi tors. Nie mogła się powstrzymać.
- Jak? – zapytała.
- Później – wychrypiał.
Wiedziała, że nie jest w stanie teraz rozmawiać. Wiedziała, że jest za bardzo osłabiony. Przysunęła się bliżej do niego, żeby ogrzać go ciepłem własnego ciała. Uśmiechnął się lekko i zasnął.
Eve nie zmrużyła oka przez całą noc. Wciąż wpatrywała się w unoszącą się i opadającą klatkę piersiową Tobiasa. Wsłuchiwała się w bicie jego serca. Nie wierzyła, że wciąż jest przy niej. Myślała, że to sen, że to tylko jej wyobrażenie, ale efekt jego dotyku był tak piorunujący, że wątpiła czy mogła by bo sfabrykować we śnie.
Zasnęła dopiero nad ranem, znużona całonocnym czuwaniem nie mogła już utrzymać otwartych oczu. Po próbach utrzymania iluzji opuściły ją siły i potrzebowała odpoczynku. Nawiedził ją dziwny sen.
……
- Eve? – usłyszała głos, który na pewno znała, ale którego nie mogła słyszeć.
Rozejrzała się, ale nikogo nie zobaczyła.
- Eveline – powtórzył ten sam głos, tym razem mocniejszym, pewniejszym siebie głosem.
Ponownie się rozejrzała, ale nie widziała nic dookoła siebie. Tylko ciemność. Nagle przed nią pojawiła się jasnozielona plama.
- Eve to ja. – powiedziała plama.
Przez chwilę próbowała skojarzyć fakty. Głos i kolor przywodziły mu na myśl tylko jedną osobę.
- Anka do cholery, to naprawdę ja!
To imię znała tylko jedna osoba.
-Ryan? – zapytała. –Gdzie ja jestem?
- Śpisz – odpowiedział. – To jedyny sposób w jaki mogę się z tobą skontaktować… Sprowadzając cię we śnie do miejsca, w którym teraz mieszkam.
Eve ponownie próbowała się rozejrzeć, bo nie wiedziała gdzie się znajduje. Dusza Ryana przeleciała po podłodze i ścianach rzucając na nie wątłe światło. Podłoga z czaszek i ściany z kości przywodziły na myśli tylko świat duchów, który widziała kiedyś we wspomnieniach Marcusa.
- Co ty tu robisz? – zapytała.
- Mieszkam – odparł spokojnie.
- Myślałam, że umarłeś. – powiedziała – Duchy powinny cię zabić.
- Nie mogły.
Choć go nie widziała, wiedziała, że się śmieje. Dokładnie znała ten ton głosu. Wiedziała, że zaraz powie jej coś w co nie będzie mogła uwierzyć. Ryan milczał. Za długo. Uśmiechnęła się, bo wiedziała, że stosuje właśnie technikę, którą podpatrzył u Tobiasa – potrzymaj ją dłużej w niepewności, to rzuci się na to, co masz jej do zaoferowania z jeszcze większą desperacją.
 - Proszę mi tu nie udawać mojego faceta!
Zaśmiał się.
- Okazuje się, że mam jeszcze jeden dar. – powiedział i urwał czekając na jej reakcję.
- Jaki tym razem? – zapytała zaciekawiona.
- To jest związane z bycie medium. Moja dusza jest nieśmiertelna. – powiedział – Tak naprawdę nieśmiertelna. Wiec zostałem jednym z duchów.
- I teraz pożerasz cudze dusze? – zapytała przerażona.
- Nie  - zaśmiał się – Nie pożeram. Jestem jedynym duchem, który nie miał nic na sumieniu, więc nie potrzebuję energii do egzystencji. Wystarcza mi to, co zgromadziłem za życia.
Eve skinęła głową, ale dalej nie rozumiała jaka jest rola Ryana wśród duchów. Był jedynym, który nikogo nie zabił. Jedynym, który nie miał na koncie złych uczynków. Miał nieśmiertelna duszę, ale to wciąż nie tłumaczyło dlaczego Tobias po raz kolejny do niej wrócił.
- Jestem królem duchów – powiedział Ryan – Ich prawo mówi, że najczystszy z nich musi być przywódcą, więc nim jestem.
- Dlatego ocaliłeś Tobiasa?  - zapytała.
- Tym razem nie ja go ocaliłem. Nie mogę zabronić im tego, co jest ich naturą, czyli żywienia się na energii Zwierciadeł. – powiedział
- Więc jakim cudem Tobias wrócił? – zapytała zdezorientowana – Czułam, że mnie opuszcza.
– Ty to zrobiłaś.
- Ja? – nie mogła uwierzyć w to, co słyszy.
Ryan roześmiał się.
- Przecież Damen ci to kiedyś powiedział. Twoim darem jest miłość, która zwycięża wszystko. Tobias będzie żył tak długo, jak długo będziesz go kochać. To ty nie pozwoliłaś mu odejść choć tym razem on był na to gotowy i nie walczył.
- Chciał odejść? – zapytała zdziwiona.
- Był szczęśliwy. Nic nie trzymało go po tamtej stronie. Żadne niedokończone sprawy. – westchnął - ponoć nawet się z tobą pożegnał.
 Eve zamyśliła się. Nie rozumiała jak Tobias mógł się tak łatwo poddać. Nie dawało jej to spokoju.
…..
Obudziła się krzycząc jego imię. Otworzył oczy i spojrzał na nią.
- Cześć – wychrypiał.
Nie miała czasu na głupoty. Musiała się dowiedzieć dlaczego chciał ją zostawić samą. Dlaczego chciał odejść, kiedy ona miała być jeszcze tutaj. Dlaczego tak łatwo się poddał po tamtej stronie. Dlaczego nie walczył.
Spięła się, kiedy jej dotykał i odsunęła od niego.
- Co się dzieje? – zapytał.
- Chciałeś umrzeć – odparła patrząc na niego oskarżycielsko. – Ryan mówił, że nie walczyłeś tym razem. – łzy pociekły jej po policzkach, ale szybko otarł je wierzchem dłoni. - Nie chciałeś od mnie wrócić?
- Zwariowałaś?! – spojrzał na nią zszokowany – Jak mogłaś coś takiego pomyśleć?!
- Nie walczyłeś… - wychrypiała.
- Nie walczyłem, bo jestem predyktorem – powiedział spokojnie. – Wiedziałem, że jeśli mnie znajdziesz i powiesz te dwa słowa, żeby mnie przywołać z powrotem, to wrócę. – pogłaskał ją po policzku. – Wiedziałem, że mnie znajdziesz. Wiedziałem, że nie pozwolisz mi odejść.
Eve patrzyła na niego zdziwiona. Nic nie rozumiała.
- Dlaczego to nie zadziałało poprzednio? – zapytała.
- Z dwóch powodów. Po pierwsze, chyba nie byłaś tak pewna swoich uczuć – odparł spokojnie – Dopiero groźba utraty mnie utwierdziła cię w przekonaniu, że nie potrafisz żyć beze mnie. Dopiero, kiedy ból po mojej śmierci okazał się być nie do zniesienia, dopiero kiedy chciałaś się zabić, zrozumiałaś, że jesteśmy sobie przeznaczeni, że tak miało być, że miałaś mnie pokochać – uśmiechnął się i pocałował ja lekko – Nawet nie wiesz jak się zmieniłaś wtedy. Zobaczyłem zupełnie inną Eve kiedy wróciłem z zaświatów. Promieniałaś. Biła od ciebie czysta miłość. Nic więcej nie było widoczne. Tylko ona.
- Co?
- Wtedy zakochałem się w tobie na nowo. – powiedział całując jej obojczyk. – A teraz zakochuję się po raz trzeci i po raz trzeci pragnę być tylko twój, jeśli mi pozwolisz.
Skinęła lekko głową nie mogąc wydusić z siebie słowa.
- Kocham cię, Eve - powiedział i pocałował ją mocno.
- Ja ciebie też kocham. – wtulił twarz w jego szyję wdychając mocno jego zapach.
- Wiem… - wymruczał i znów zaczął ją całować. Jego ręce błądziły po jej ciele, a jej palce po raz kolejny zapamiętywały każdą krzywiznę na jego plecach.
- A drugi powód? – zapytała wracając myślami do ich rozmowy.
- Nawet gdybyś chciała, nie mogłaś mnie ocalić. Byłem pierwszą ofiarą nowonarodzonego medium. Ich nie można wyciągnąć z zaświatów, bo to definiuje czy medium pogodziło się ze swoim darem, czy nie.
- Nie rozumiem.
- Ryan dokonał wyboru. Mógł zostać na ziemi i żyć jako morderca, albo mógł oddać swoje życie, wykupując w zamian mnie. Mógł ocalić swoją pierwszą ofiarę tylko poświęcając swoje życie.
Eve ściągnęła brwi i milczała przez chwilę analizując to wszystko. Zrozumiała, że jaj brat nie miał wyboru. Wiedziała, że nie umiałby żyć jako morderca, wiedziała, że to by go prędzej czy później zabiło. Był zbyt delikatny, zbyt łagodny na taki dar.
Westchnęła i spojrzała na Tobiasa zapłakanymi oczyma.
- Nigdy więcej mi tego nie rób! – powiedziała w końcu.
- Dlaczego? – zapytał z szelmowskim uśmiechem. – I tak zawsze mnie uratujesz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!