Wpatrywali się w sufit. Alice poruszała się niespokojnie.
Nie mogła sobie tego ułożyć w głowie. Wiedziała, że Adam żyje, czuła przy sobie
jego duszę. Jednocześnie wiedziała o Marcusie tyle, że była pewna, że nie
ocalił Adama bez powodu. Musiał zażądać czegoś w zamian, a jeśli Adam mu to
dał, to czyniło go zdrajcą, przeciwnikiem. Nie mogła w to uwierzyć. Każdy z tu
obecnych zdradziłby prędzej niż on. Był chyba najuczciwszą osobą w całek
koalicji ponad trzystu Zwierciadeł. Westchnęła głęboko. Bała się tego, czego
może się za chwilę dowiedzieć. Zaczęła się trząść. Po chwili poczuła kojący
dotyk czyichś rąk. Odwróciła się. Darren pochylił się w jej stronę.
- Nie bój się, nie pozwolę Marcusowi cię skrzywdzić… -
wyszeptał.
- Nie boję się Marcusa… - powiedziała – Boję się czego mogę
się dowiedzieć o Adamie.
Darren westchnął odsuwając się nieco od niej.
- No tak… - wychrypiał – Kochasz go…
- Nie wiem czy go kocham – odpowiedziała – Nic już nie wiem.
Jeśli go kocham, to dlaczego nie kazałam Marcusowi zabić tamtej dziewczyny? Nie
wiem co się ze mną dzieje. Byłam przekonana, że to on jest mi pisany, ale…
Darren przez chwilę
zastanawiał się co powinien zrobić. Nie był pewien czy powinien ją pocieszać
czy zaprzeczyć wszystkiemu co mówi. Wiedział, że nie chce, żeby kochała Adama.
Chciał, żeby pokochała jego. Kiedy tylko się do niej zbliżał, czuł nieodparte
przyciąganie i miał nadzieję, że ona kiedyś poczuje to samo. Nie wierzył, że
nie jest zdolna do miłości. Uważał, że po prostu jeszcze jej nie spotkała.
Objął ją mocno i przyciągnął do siebie.
- Może po prostu jeszcze nie znalazłaś miłości? – powiedział
cicho.
Alice odwróciła się i spojrzała na niego. Niebieskie oczy
wpatrywały się w nią, jakby chciały jej coś powiedzieć. Darren przesunął dłonią
po jej plecach. Uśmiech pojawił się na jej twarzy. Nie mogła go powstrzymać.
Nie rozumiała tego. Poczuła, że ktoś ją odwraca, spojrzała na niego z wyrzutem,
ale Mark skinął głową w stronę przeciwległej ściany pod którą rysowały się
powoli trzy sylwetki. Alice strąciła ręce Darrena ze swoich bioder i podeszła
krok do przodu.
Adam stał po prawej ręce Marcusa. Nie patrzył na nią, ale
widziała, że jego oczy są szare. Nie mogła rozgryźć wyrazu jego twarzy.
Podeszłą krok bliżej. Adam spojrzał na nią, jakby chciał ją ostrzec, ale po
chwili odwrócił wzrok. Nie rozumiała czemu nie chce na nią spojrzeć. Chciała
coś powiedzieć, ale nie zdążyła się odezwać.
- Kristen! – krzyknął Mark i rzucił się w kierunku
ukochanej.
- Nie! – Kristen próbowała się wyrwać z objęć Marcusa.
Chciała chronić Marka, wiedziała, że Marcus będzie chciał go zabić. Była tego
pewna. Mark dobiegł do niej i wziął ją w objęcia nie zważając na to, że Marcus
stoi tuż obok i wciąż trzyma ją za rękę. Pocałował ją mocno. Kristen opierała
się przez chwilę, ale bliskość Marka i uczucie, jakie od niego biło szybko
sprawiły, że całe jej samozaparcie gdzieś zniknęło. Wplotła palce wolnej ręki w
jego włosy i zapomniała o całym świecie, kiedy muskała wargami jego usta. Byłą tak szczęśliwa, że mogła latać. Nagle coś
przerwało jej szczęście. Otworzyła oczy. Marcus trzymał jedną rękę na gardle
Marka, drugą wciąż odciągał ją od niego.
- Jeszcze jeden raz położysz łapy na mojej Kristen… -
wysyczał przez zęby Marcus.
- Nic co mu zrobisz nie będzie dla niego większą karą niż
odebranie mu Kristen – powiedział spokojnie Tobias, widząc, że Mark nie może
oddychać i nie wykrztusi z siebie słowa. Eve przysunęła się do niego bliżej.
- Dlaczego uważacie, że nie mogę go zabić? – zapytał.
Kristen stała obok niego i łkała głośno.
- Nie zabijaj go! – krzyczała przez łzy - Będę twoja!
- Nie! – wychrypiał Mark – Nie możesz, to będzie gorsze niż
śmierć…
- Jakież to romantyczne…
- mruknął Marcus.
Eve poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Zrobiło jej się
cieplej. Spojrzała w bok i zobaczyła, że dłoń nie należy do Tobiasa. Spodziewała
się tego, pamiętając ostatnią wizję, ale zdziwiło ją, że tym razem poczuła to
inaczej. Uczucie, które ją ogarnęło było podobne do tego, które nawiedzało ją
teraz w obecności Marka. Znacznie bardziej przyjacielskie niż we śnie. Nie
wiedziała dlaczego tak się stało, ale podejrzewała, że za pierwszym razem po
prostu miała nadzieję, że ta ręką należy do Tobiasa i jej ciało zareagowało
zgodnie z oczekiwaniami.
- „Lustro tu jest”
– powiedział wprost do jej myśli Darren ściskając ją lekko za ramię.
- „Skąd wiesz?” –
zapytała.
- „Domyśliłem się w
końcu co może oznaczać tak ogromna koncentracja ciemnych mocy w jednym miejscu.
Ma je przy sobie. Zawsze.”
Eve rozejrzała się.
-„ Nie widzę” –
powiedziała.
- „Może ciemne moce
sprawiają, ze jest niewidzialne” – wyszeptał Darren.
Eve skinęła. Wiedziała, że siły ciemności pozwalają niemal
na wszystko. Nic nie wydawało się już nieprawdopodobne.
- „Jesteś pewien, że
lustro tu jest?” – zapytała spoglądając na niego.
Darren przytaknął.
Eve przez chwilę zastanawiała się jak zmusić Marcusa do
ujawnienia lustra. Wiedziała, że bez tego nie uda im się go zniszczyć.
Potrzebowała pomocy. Pomocy kogoś, kto ma wpływ na duchy, na ciemne moce.
Zamknęła oczy.
- „Ryan!” –
powiedziała w myślach starając się odnaleźć gdzieś w pustce energię brata. Nikt
jej nie odpowiedział, ale mówiła dalej. – „Spróbuj
zmusić duchy, żeby ujawniły lustro.”
Przez chwilę nasłuchiwała odpowiedzi, ale jej nie otrzymała.
Westchnęła cicho.
- „Ryan, to bardzo
ważne.” – powiedziała – „Wiem, że
masz nad nimi władzę. Wiem, że Marcus też ją ma, ale chwilowo jest rozproszony
i masz szansę. Pomóż nam, proszę… ”
Otworzyła oczy. Darren wciąż stał tuż obok niej i wpatrywał
się w nią pytająco.
- Co ty robiłaś? –
zapytał – wyglądałaś jakbyś miała odlecieć za chwilę.
Eve uśmiechnęła się lekko, wiedząc, że prawdopodobnie udało
jej się skontaktować z Ryanem, a przynajmniej zostawić mu wiadomość. Chciała
odpowiedzieć Darrenowi, ale zakręciło jej się w głowie. Darren złapał ją i
uchronił przed upadkiem. Tobias natychmiast odbiegł od nich.
- Zabieraj od niej
łapy! – warknął biorąc Eve na ręce. – Co jej zrobiłeś?
- Ja ją tylko złapałem.
– powiedział.
- Dlaczego zemdlała? – zapytał zdenerwowany Tobias. Ręce mu
się trzęsły.
- Nie wiem. Gadała coś do Ryana w myślach. – Darren wzruszył
ramionami.
Tobias przez chwilę zastanawiał się jak Eve mogła się
kontaktować z Ryanem, skoro ten był w świecie duchów, ale po krótkich
rozważaniach doszedł do wniosku, że musiała mieć z nim jakąś łączność, skoro
byli rodzeństwem.
- Czy ty zawsze musisz wpychać łapy w nieswoje sprawy? –
warknął na Darrena.
- O co ci chodzi? – zapytał Darren – To ty zawsze odbierałeś
mi przyjemności. Wystarczyło, że się pojawiłeś, a wszystkie dziewczyny leciały
do ciebie. Nie miałem z tobą szans…
- Żartujesz? – zdziwił się Tobias. – Przecież wszystkie
dziewczyny zawsze pociągała wyłącznie twoja buzia… Ja się nie liczyłem…
- Dopóki się nie odezwałeś. – warknął Darren.
- Nie panowałem nad tym! – powiedział – Gdybym mógł,
wyłączyłbym to. Dobrze wiesz, że nigdy nie zależało mi na dziewczynach.
Chciałem tylko odnaleźć ją – wskazał ruchem głowy Eve – Tylko na tym mi
zależało. Na jej jedynej, która pokocha mnie takiego, jakim jestem i nie będzie
chciała mnie zmieniać.
Darren westchnął. Znał pragnienia Tobiasa dobrze. Znali się
od wielu lat i razem przechodzili przez nauki u Adama. Byli przyjaciółmi, mieli
podobne poczucie humoru. Lubili się, mimo, że rywalizowali czasem o dziewczyny
i dla zabawy próbowali je sobie odbijać, on używając wyłącznie swoich cech fizycznych,
a Tobias przy użyciu swoich nadprzyrodzonych zdolności. Zawsze wygrywał Tobias,
mimo, że obaj dobrze wiedzieli, że Darren jest zarówno przystojniejszy, jak i
lepiej zbudowany. Głos Tobiasa hipnotyzował każdą kobietę.
- Darren, zawsze byłeś dla kobiet atrakcyjniejszy ode mnie –
powiedział – Do tej pory boję się, że kiedyś mogę z tobą przegrać… Zwłaszcza
teraz, kiedy oddałem swoje moce.
- Oddałeś moce? – zdziwił się Darren.
- Tak. Dla niej. – przycisnął na chwilę usta do czoła Eve -
Dlatego bardzo cię proszę, zostaw mi Eve. Nie próbuj mi jej odebrać…
Darren spojrzał na niego zszokowany. Nigdy nie przypuszczał,
że Tobias może mieć kompleksy na jego punkcie. Nigdy nie podejrzewał, że miał
go za godnego rywala. Zawsze myślał, że się z niego nabija. Spojrzał na niego.
- Tobias, nigdy bym ci tego nie zrobił. – westchnął –
Myślałem, że znasz mnie na tyle.
Tobias przytaknął lekko, ale wciąż nie wyglądał na
przekonanego.
- Czy ty kiedyś widziałeś jak ona na ciebie patrzy? –
zapytał Darren – Nawet gdybym nie wiem jak starał się ją odbić, nie zwróciłaby
na mnie uwagi. Zrozum wreszcie, że ona cię kocha. Wcale nie mniej niż ty ją. –
Uśmiechnął się.
Tobias spojrzał niepewnie na Eve a potem znów na Darrena.
- Kocha cię. Dwa razy przeżyła twoją śmierć i dwa razy
wyciągała cię z zaświatów, żeby z tobą być. – powiedział – Nie wiem jak możesz
jeszcze mieć wątpliwości.
Tobias uśmiechnął się lekko i skinął głową.
- Ja też nie wiem… - powiedział.
- W życiu bym nie przypuszczał, że ta cała twoja pewność
siebie rozsypie się przy jednej dziewczynie. – roześmiał się.
- Tu nie chodzi o pewność siebie – odparł cicho Tobias – Ja
nie zasługuję na nią. Nie zasługuję na jej miłość.
- Żartujesz, prawda? – zapytał – Na miłość nie można
zasługiwać albo nie. Ona po prostu jest. Nie kocha się nikogo dlatego, że coś
zrobił. Kocha się go, bo po prostu jest.
Tobias kręcił głową.
- Przecież Eve pokochała cię nie mając pojęcia o tobie. Nie
wiedziała o tobie nic poza tym jak się nazywasz, a już coś ją do ciebie
ciągnęło.
- Skąd wiesz? – zapytał Tobias.
- Ma opuszczoną zasłonę myśli – powiedział Darren
uśmiechając się lekko. – Radzę, żebyś z tego skorzystał i powspominał trochę
patrząc na to wszystko z innej perspektywy. Możesz się dużo dowiedzieć o sobie
i o tym jak od samego początku na nią działałeś. – rozszerzył uśmiech widząc
jak Tobias zaczyna się łamać – Połóż ją na łóżku i zajmij się powoli jej
leczeniem. Pozwól, że ja wrócę do Marcusa – powiedział i odwrócił się do niego
plecami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!