Tobias lubił bawić się
iluzjami. Miał dar, więc go wykorzystywał. Co pewien czas przenosił się z
obskurnej fabryki w jakieś magiczne miejsce. Teraz siedział na plaży wpatrując
się w migoczące na niebie gwiazdy. Na kolanach trzymał gitarę i co chwila coś
brzdąkał nucąc przy tym cicho. Fale delikatnie obmywały jego stopy ciepłą wodą.
Zapach soli zmieszany z aromatem gorącego piasku unosił się dookoła niego.
Delikatny szum morza działał na niego kojąco, uspokajając trochę myśli kłębiące
się w jego głowie i ułatwiając ich uporządkowanie. A może tylko mu się tak
wydawało?
Spuścił wzrok. Obok niego na posłaniu leżała nieprzytomna
Eve. Spoglądał na nią co jakiś czas, nie mogąc rozszyfrować źródła tego
dziwnego przyciągania, które czuł. Targały nim sprzeczne uczucia. Coś, co
prześladowało go od czasu, kiedy Kris go zostawił, kazało mu odejść jak
najdalej. Pamięć tego, jak działał na niego kobiecy dotyk powstrzymywała go
przed bliskością tak długo, że sam już nie pamiętał czym jest bliskość. Z
drugiej strony coś ciągnęło go do niej. Coś niepowstrzymanego. Te sprzeczne
uczucia leżały jakby na szali, która raz przechylała się w jedną, raz w drugą
stronę. Czasem miał ochotę uciec od niej i nigdy nie wracać, żeby za chwilę
zapragnąć ją przytulić i pocałować.
Wszystko to było
nielogiczne. Bał się bliskości. Od kilku dekad
unikał jej jak ognia. Przez pierwsze pięćdziesiąt lat po uświadomieniu
miał jej aż nadto. Potem trzymał się z daleka od kobiet. Nie pozwalał sobie na
więcej niż dotknięcie dłoni. Dotyk budził w nim najgorsze wspomnienia. Wracało
do niego koszmarne uczucie utraty kontroli nad własnym ciałem. Krzywda, którą
wyrządzał tym wszystkim kobietom wykorzystując je i porzucając. Każde
dotknięcie powodowało napływ wspomnień.
Nie wiedział dlaczego
tym razem reaguje inaczej. Kiedy podczas uzdrawiania głaskał ją po twarzy i
ramionach jego ciało trawił ogień, ale to uczucie nie było nieprzyjemne. Gwałtowne
ciepło rozchodziło się po całym ciele i zatrzymywało w okolicach serca.
Eve zadrżała. Co
chwilę wstrząsały nią dreszcze. Nie wiedział co ma z tym zrobić. Przykrył ją
trzema kocami. Nie mogło jej być zimno. Zaczął szukać w pamięci jakichś
wskazówek. Wciąż wracało do niego jedno zdanie, które od dłuższego czasu
uparcie odganiał ze wzglądu na własną przeszłość. Powinien ją odgrzać ciepłem
własnego ciała. Bał się tego. Bał się bliższego kontaktu, ale teraz zaczął
myśleć, że nie ma innego wyboru i jeśli chce jej pomóc, musi przezwyciężyć
fobię. Wiedział, że uzdrowiciele najskuteczniej przekazują kojące prądy, kiedy
stykają się z leczonym jak największą powierzchnią ciała.
Westchnął, wstał i jednym ruchem zdjął koszulkę. Jego umięśnione ciało lśniło intrygującym
blaskiem w srebrzystym świetle księżyca. Na plecach miał wytatuowanego
ogromnego anioła o połamanych skrzydłach, które unosiły się i opadały lekko przy
każdym oddechu. Upadły anioł, który dopiero co został strącony z nieba siedział
obejmując ramionami kolana. Po lewym policzku spływała mu pojedyncza łza. Zniszczone
i nastroszone pióra rozsypywały się dookoła niego sięgając na żebra i biodra
Tobiasa. Smutna twarz na tym obrazie była dziwnie znajoma i mimo, że większą
jej część zasłaniały rozczochrane włosy, nie można było nie zauważyć, że Tobias
kazał narysować samego siebie. Jego przeszłość była prawie tak samo tragiczna
jak historia upadłych aniołów. Zaraz po uzyskaniu dostępu do niezwykłych, nadprzyrodzonych mocy, zostały mu one odebrane
w brutalny sposób. Zabrano mu nawet to, co dla wszystkich było oczywiste –
wolną wolę. Skazano go na wieczną udrękę. Na wieczne rozpamiętywanie tego,
czego nie da się cofnąć.
Schylił się i położył
koszulkę na ziemi. Podszedł do Eve i uklęknął przy jej posłaniu. Serce biło mu
mocniej niż zwykle, a ręce się trzęsły, ale wiedział, że musi jej pomóc.
Wiedział, że musi się dowiedzieć dlaczego tak na niego oddziałuje. Wsunął się
obok niej pod koce. Wszystkie mięśnie miał napięte. Kiedy ich ciała się
zetknęły, przeszył go silny dreszcz. Z początku chciał się cofnąć, ale
powstrzymał ten odruch i przylgnął do niej bliżej. Po chwili ogarnęło go
niezwykłe ciepło, które koncentrowało się w okolicy serca. Wyciągnął rękę i
zaczął delikatnie pocierać jej ramię. Rozluźniał się w miarę jak co raz
bardziej otaczało go przyjemne uczucie. Słodkie, kojące, jakby ktoś polewał go gęstym, ciepłym miodem …
Kusiło go, żeby
zajrzeć do jej umysłu, żeby zobaczyć co się tam teraz dzieje. Chciał o niej
wiedzieć wszystko. Chciał być częścią jej świata. Coś jakby namawiało go, żeby
zaczął grzebać w jej myślach. Wiedział, że będzie bezbronna. Była za słaba,
żeby postawić zasłonę. Zastanawiał się nad tym przez chwilę, ale doszedł do
wniosku, że nie powinien naruszać jej prywatności. Nie mógł zaczynać znajomości
od włamania się do jej umysłu. Nie mógł jej oszukiwać. Chciał, żeby sama mu o
sobie opowiedziała.
Eve westchnęła cicho.
Zesztywniał. Zatrzymał rękę w połowie drogi do jej twarzy, z której chciał
odgarnąć włosy. Eve przekręciła się na bok. Przywarł plecami do ziemi z jedną
ręką leżącą nad jej głową, a drugą wyciągniętą w górę jakby w odruchu obronnym.
Eve poruszyła się niespokojnie, przetaczając się na bok. Położyła głowę w
zagłębieniu jego ramienia, jednocześnie kładąc dłoń na jego lewej piersi. Wtuliła
się w niego wzdychając lekko. Wstrzymał oddech. Nie wiedział co ma zrobić.
Czuł, że serce za chwilę wyskoczy mu z piersi. Nie ze strachu. Z radości.
……
Nie wiedziała gdzie
jest. Pamiętała wszystko jak przez mgłę. Złota rama, lustro, Mark trzymający
ją, żeby nie upadła. Potem wykrzywiona z wściekłości twarz Marcusa. Jakieś
czerwone chmury. Ciemność, lekkie kołysanie. Dotyk czyjegoś ciała, zamazany
obraz lecącego ptaka i rozbłyski światła towarzyszące teleportacji. Nie umiała
tego poskładać w logiczną całość.
Nie wiedziała ile
czasu upłynęło. Nie mogła się ruszać, nie mogła otworzyć oczu, ale docierały do
niej bodźce zewnętrzne. Raz słyszała szelest liści na wietrze, innym razem
koniki polne na łące. Musiała mieć urojenia, ale było coś co było prawdziwe.
Gitara i ładny, męski głos nucący coś pod nosem. Co jakiś czas ktoś delikatnie
muskał ją dłonią po twarzy i ramionach. Lekki dotyk powodował, że po całym jej
ciele rozchodziło się nieznane, przyjemne ciepło. Jej skóra topniała pod
wpływem tego kontaktu, a w jej wnętrzu szalał ogień. Chciała więcej i więcej,
ale subtelne pieszczoty kończyły się za zwyczaj zanim zdążyła się nacieszyć tym
wyjątkowym uczuciem.
Teraz zaczęło jej się
wydawać, że słyszy szum morza. Znów poczuła ten cudowny dotyk. Tym razem
mocniej, więcej. Cały bok mrowił ją i delikatnie ciągnął. Zabrała całą siłę
woli, obróciła się i przysunęła się jak najbliżej źródła tych odczuć. Nie
otwierała oczu. Nie chciała. Usłyszała przyspieszone bicie serca i nierówny
oddech. Ktoś ją objął. Ktoś odgarnął jej z twarzy włosy, niby przypadkiem
muskając kciukiem jej usta. Było jej niesamowicie dobrze. Zasnęła.
……..
Nad ranem Tobias
delikatnie wyślizgnął się z objęć Eve. Jego skóra wciąż przyjemnie paliła w
miejscu, gdzie ich ciała się stykały. Dotknął jej. Był pewien, że zmieniła się
pod wpływem jej dotyku, ale nic takiego się nie stało. Zarzucił na siebie
koszulkę, wcisnął czapkę na głowę i
poszedł się umyć. Zostawił ją samą. Po drodze spotkał Ryana.
- Idź do niej, co? –
powiedział kładąc mu rękę na ramieniu. – Może się w każdej chwili obudzić.
- Naprawdę? –
rozpromienił się.
Tobias przytaknął,
naciągnął czapkę głębiej na oczy licząc na to, że Ryan nie zauważy zmian, które
musiały zajść w jego wyrazie twarzy. Odwrócił się i odszedł.
Ryan natychmiast
pobiegł do Eve i przeszedł przez zasłonę iluzji. Rozgwieżdżone niebo i plaża,
którą Tobias stworzył poprzedniej nocy zniknęły. Eve leżała na posłaniu w fabryce.
Właśnie otwierała oczy. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się.
- Cześć. – powiedziała
siadając.
- Witaj wśród żywych.
– puścił do niej oko. – Poczekaj, przyniosę ci ubranie, widzę, że uzdrowiciel
nieźle się tobą zajął. – położył nacisk na słowo „uzdrowiciel”, ale nie było w
tym pretensji ani złości. To było coś innego, ale Eve nie mogła odgadnąć co to,
więc tylko skinęła głową z radością zauważając, ze ktoś ją obmył i rozebrał z
brudnych ciuchów.
Przez chwilę siedziała
i próbowała sobie przypomnieć ostatnią noc. Pamiętała tylko, że czuła się
lekka, szczęśliwa. Ryan wrzucił jej ubranie za zasłonę. Założyła je, wstała i
powoli wyszła. Wziął ją za rękę.
- Jest ktoś, kogo
musisz poznać. – skinął głową w lewo.
- Jasne. – uśmiechnęła
się radośnie, podskoczyła i ruszyła zamaszystym krokiem w kierunku wskazanym
przez brata. Prawie natychmiast na kogoś wpadła. Powoli podnosiła wzrok.
Czarne, wojskowe buty, krótkie czarne bojówki i, dla odmiany, czarna koszulka.
Spod czapki widać było jedynie usta wygięte w idiotycznym półuśmiechu. Za kogo
ten koleś się uważał? Już wiedziała, że ją irytuje. Przyglądała mu się
badawczo. Tylko jedna rzecz nie dawała jej spokoju. Tatuaż z boku szyi. Czuła,
jakby go już gdzieś widziała i to uczucie było połączone z czymś przyjemnym.
Odrzuciła je. Wkurzał ją i już.
- Cześć. – powiedział
miękkim, aksamitnym głosem uśmiechając się szeroko.
Miała wrażenie, że z
ust dziewczyn stojących obok niej usłyszała cichy jęk zachwytu. Nie rozumiała
dlaczego.
- Co się tak
szczerzysz? – zapytała zaplatając ręce na piersiach.
Tobias zamarł. Była
odporna. Pierwszy raz się z tym spotkał i nie wiedział co ma zrobić. Stał i
gapił się w podłogę. Nie był w stanie się odezwać.
Ryan stał za Eve i
krztusił się ze śmiechu na widok jego zdziwionej miny.
- „Nie działa, co? Pamiętasz swoją obietnicę?”
– zapytał go w myślach.
- „Że spróbuję ją poderwać?” – rozluźnił
się, rozmawiał z przyjacielem, który o dziwo nie był na niego wściekły na myśl,
że może chcieć się związać z jego siostrą.
- „Powodzenia. Nie będzie łatwo. Eve to trudny
przypadek. ” – uśmiechnął się lekko.
- „Naprawdę?”
– „Tak, ale pocieszę cię, Mark oszukał ją.
Oddał jej duszę. Jest wolna.”
Tobias rozpromienił
się.
- Ryan, kto to jest? –
zapytała ściągając Tobiasowi czapkę i podnosząc na niego wzrok. Zamurowało ją.
Było coś niepokojąco pociągającego w jego granatowych, ciemnych oczach. Było w
nim coś tajemniczego. Nie mogła go rozgryźć. Był pierwszą osobą, której
wspomnień nie widziała od razu po spojrzeniu w oczy. Coś było z nim nie tak.
Powinna się bać, ale z jakiegoś powodu miała ochotę się do niego zbliżyć. Oddała
mu czapkę.
- Eve, to jest twój
uzdrowiciel. – Ryan wskazał na chłopaka.
- „Chyba sobie żartujesz?” – odpowiedziała
mu myślach – „Ten koleś? Ten z dredami i
tatuażem, w glanach i czarnych ciuchach? On?”
Ryan skinął głową.
- Jestem Tobias. –
wyciągnął do niej rękę uśmiechając się. Miał dołeczki w policzkach. Zakręciło
jej się w głowie. Złapała się pierwszej rzeczy, którą znalazła. Nawiedziło ją
to samo uczucie, które znała ze snów, kiedy była nieprzytomna. Spojrzała w dół.
Trzymała jego dłoń. Złapał ją drugą ręką za ramię, żeby ją podtrzymać. Przeszył
ją przyjemny dreszcz, a coś w jej wnętrzu stanęło w płomieniach. Rozpalał ją
lekkim dotknięciem. Nie wierzyła w to co czuje. To nie mogła być prawda, nie...
- To byłeś ty? –
wyjąkała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!