Me

Me

czwartek, 7 lutego 2013

Lustro 24 - Uzdrowiciel

Tobias lubił bawić się iluzjami. Miał dar, więc go wykorzystywał. Co pewien czas przenosił się z obskurnej fabryki w jakieś magiczne miejsce. Teraz siedział na plaży wpatrując się w migoczące na niebie gwiazdy. Na kolanach trzymał gitarę i co chwila coś brzdąkał nucąc przy tym cicho. Fale delikatnie obmywały jego stopy ciepłą wodą. Zapach soli zmieszany z aromatem gorącego piasku unosił się dookoła niego. Delikatny szum morza działał na niego kojąco, uspokajając trochę myśli kłębiące się w jego głowie i ułatwiając ich uporządkowanie. A może tylko mu się tak wydawało?
Spuścił wzrok.  Obok niego na posłaniu leżała nieprzytomna Eve. Spoglądał na nią co jakiś czas, nie mogąc rozszyfrować źródła tego dziwnego przyciągania, które czuł. Targały nim sprzeczne uczucia. Coś, co prześladowało go od czasu, kiedy Kris go zostawił, kazało mu odejść jak najdalej. Pamięć tego, jak działał na niego kobiecy dotyk powstrzymywała go przed bliskością tak długo, że sam już nie pamiętał czym jest bliskość. Z drugiej strony coś ciągnęło go do niej. Coś niepowstrzymanego. Te sprzeczne uczucia leżały jakby na szali, która raz przechylała się w jedną, raz w drugą stronę. Czasem miał ochotę uciec od niej i nigdy nie wracać, żeby za chwilę zapragnąć ją przytulić i pocałować.
Wszystko to było nielogiczne. Bał się bliskości. Od kilku dekad  unikał jej jak ognia. Przez pierwsze pięćdziesiąt lat po uświadomieniu miał jej aż nadto. Potem trzymał się z daleka od kobiet. Nie pozwalał sobie na więcej niż dotknięcie dłoni. Dotyk budził w nim najgorsze wspomnienia. Wracało do niego koszmarne uczucie utraty kontroli nad własnym ciałem. Krzywda, którą wyrządzał tym wszystkim kobietom wykorzystując je i porzucając. Każde dotknięcie powodowało napływ wspomnień.
Nie wiedział dlaczego tym razem reaguje inaczej. Kiedy podczas uzdrawiania głaskał ją po twarzy i ramionach jego ciało trawił ogień, ale to uczucie nie było nieprzyjemne. Gwałtowne ciepło rozchodziło się po całym ciele i zatrzymywało w okolicach serca.   
Eve zadrżała. Co chwilę wstrząsały nią dreszcze. Nie wiedział co ma z tym zrobić. Przykrył ją trzema kocami. Nie mogło jej być zimno. Zaczął szukać w pamięci jakichś wskazówek. Wciąż wracało do niego jedno zdanie, które od dłuższego czasu uparcie odganiał ze wzglądu na własną przeszłość. Powinien ją odgrzać ciepłem własnego ciała. Bał się tego. Bał się bliższego kontaktu, ale teraz zaczął myśleć, że nie ma innego wyboru i jeśli chce jej pomóc, musi przezwyciężyć fobię. Wiedział, że uzdrowiciele najskuteczniej przekazują kojące prądy, kiedy stykają się z leczonym jak największą powierzchnią ciała.
Westchnął, wstał i jednym ruchem zdjął koszulkę. Jego umięśnione ciało lśniło intrygującym blaskiem w srebrzystym świetle księżyca. Na plecach miał wytatuowanego ogromnego anioła o połamanych skrzydłach, które unosiły się i opadały lekko przy każdym oddechu. Upadły anioł, który dopiero co został strącony z nieba siedział obejmując ramionami kolana. Po lewym policzku spływała mu pojedyncza łza. Zniszczone i nastroszone pióra rozsypywały się dookoła niego sięgając na żebra i biodra Tobiasa. Smutna twarz na tym obrazie była dziwnie znajoma i mimo, że większą jej część zasłaniały rozczochrane włosy, nie można było nie zauważyć, że Tobias kazał narysować samego siebie. Jego przeszłość była prawie tak samo tragiczna jak historia upadłych aniołów. Zaraz po uzyskaniu dostępu do niezwykłych,  nadprzyrodzonych mocy, zostały mu one odebrane w brutalny sposób. Zabrano mu nawet to, co dla wszystkich było oczywiste – wolną wolę. Skazano go na wieczną udrękę. Na wieczne rozpamiętywanie tego, czego nie da się cofnąć.
Schylił się i położył koszulkę na ziemi. Podszedł do Eve i uklęknął przy jej posłaniu. Serce biło mu mocniej niż zwykle, a ręce się trzęsły, ale wiedział, że musi jej pomóc. Wiedział, że musi się dowiedzieć dlaczego tak na niego oddziałuje. Wsunął się obok niej pod koce. Wszystkie mięśnie miał napięte. Kiedy ich ciała się zetknęły, przeszył go silny dreszcz. Z początku chciał się cofnąć, ale powstrzymał ten odruch i przylgnął do niej bliżej. Po chwili ogarnęło go niezwykłe ciepło, które koncentrowało się w okolicy serca. Wyciągnął rękę i zaczął delikatnie pocierać jej ramię. Rozluźniał się w miarę jak co raz bardziej otaczało go przyjemne uczucie. Słodkie, kojące, jakby  ktoś polewał  go gęstym, ciepłym miodem …
Kusiło go, żeby zajrzeć do jej umysłu, żeby zobaczyć co się tam teraz dzieje. Chciał o niej wiedzieć wszystko. Chciał być częścią jej świata. Coś jakby namawiało go, żeby zaczął grzebać w jej myślach. Wiedział, że będzie bezbronna. Była za słaba, żeby postawić zasłonę. Zastanawiał się nad tym przez chwilę, ale doszedł do wniosku, że nie powinien naruszać jej prywatności. Nie mógł zaczynać znajomości od włamania się do jej umysłu. Nie mógł jej oszukiwać. Chciał, żeby sama mu o sobie opowiedziała.
Eve westchnęła cicho. Zesztywniał. Zatrzymał rękę w połowie drogi do jej twarzy, z której chciał odgarnąć włosy. Eve przekręciła się na bok. Przywarł plecami do ziemi z jedną ręką leżącą nad jej głową, a drugą wyciągniętą w górę jakby w odruchu obronnym. Eve poruszyła się niespokojnie, przetaczając się na bok. Położyła głowę w zagłębieniu jego ramienia, jednocześnie kładąc dłoń na jego lewej piersi. Wtuliła się w niego wzdychając lekko. Wstrzymał oddech. Nie wiedział co ma zrobić. Czuł, że serce za chwilę wyskoczy mu z piersi. Nie ze strachu. Z radości.   
……
Nie wiedziała gdzie jest. Pamiętała wszystko jak przez mgłę. Złota rama, lustro, Mark trzymający ją, żeby nie upadła. Potem wykrzywiona z wściekłości twarz Marcusa. Jakieś czerwone chmury. Ciemność, lekkie kołysanie. Dotyk czyjegoś ciała, zamazany obraz lecącego ptaka i rozbłyski światła towarzyszące teleportacji. Nie umiała tego poskładać w logiczną całość.
Nie wiedziała ile czasu upłynęło. Nie mogła się ruszać, nie mogła otworzyć oczu, ale docierały do niej bodźce zewnętrzne. Raz słyszała szelest liści na wietrze, innym razem koniki polne na łące. Musiała mieć urojenia, ale było coś co było prawdziwe. Gitara i ładny, męski głos nucący coś pod nosem. Co jakiś czas ktoś delikatnie muskał ją dłonią po twarzy i ramionach. Lekki dotyk powodował, że po całym jej ciele rozchodziło się nieznane, przyjemne ciepło. Jej skóra topniała pod wpływem tego kontaktu, a w jej wnętrzu szalał ogień. Chciała więcej i więcej, ale subtelne pieszczoty kończyły się za zwyczaj zanim zdążyła się nacieszyć tym wyjątkowym uczuciem. 
Teraz zaczęło jej się wydawać, że słyszy szum morza. Znów poczuła ten cudowny dotyk. Tym razem mocniej, więcej. Cały bok mrowił ją i delikatnie ciągnął. Zabrała całą siłę woli, obróciła się i przysunęła się jak najbliżej źródła tych odczuć. Nie otwierała oczu. Nie chciała. Usłyszała przyspieszone bicie serca i nierówny oddech. Ktoś ją objął. Ktoś odgarnął jej z twarzy włosy, niby przypadkiem muskając kciukiem jej usta. Było jej niesamowicie dobrze. Zasnęła.
……..
Nad ranem Tobias delikatnie wyślizgnął się z objęć Eve. Jego skóra wciąż przyjemnie paliła w miejscu, gdzie ich ciała się stykały. Dotknął jej. Był pewien, że zmieniła się pod wpływem jej dotyku, ale nic takiego się nie stało. Zarzucił na siebie koszulkę, wcisnął czapkę na głowę  i poszedł się umyć. Zostawił ją samą. Po drodze spotkał Ryana.
- Idź do niej, co? – powiedział kładąc mu rękę na ramieniu. – Może się w każdej chwili obudzić.
- Naprawdę? – rozpromienił się.
Tobias przytaknął, naciągnął czapkę głębiej na oczy licząc na to, że Ryan nie zauważy zmian, które musiały zajść w jego wyrazie twarzy. Odwrócił się i odszedł.
Ryan natychmiast pobiegł do Eve i przeszedł przez zasłonę iluzji. Rozgwieżdżone niebo i plaża, którą Tobias stworzył poprzedniej nocy zniknęły. Eve leżała na posłaniu w fabryce. Właśnie otwierała oczy. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się.
- Cześć. – powiedziała siadając.
- Witaj wśród żywych. – puścił do niej oko. – Poczekaj, przyniosę ci ubranie, widzę, że uzdrowiciel nieźle się tobą zajął. – położył nacisk na słowo „uzdrowiciel”, ale nie było w tym pretensji ani złości. To było coś innego, ale Eve nie mogła odgadnąć co to, więc tylko skinęła głową z radością zauważając, ze ktoś ją obmył i rozebrał z brudnych ciuchów.
Przez chwilę siedziała i próbowała sobie przypomnieć ostatnią noc. Pamiętała tylko, że czuła się lekka, szczęśliwa. Ryan wrzucił jej ubranie za zasłonę. Założyła je, wstała i powoli wyszła. Wziął ją za rękę.
- Jest ktoś, kogo musisz poznać. – skinął głową w lewo.
- Jasne. – uśmiechnęła się radośnie, podskoczyła i ruszyła zamaszystym krokiem w kierunku wskazanym przez brata. Prawie natychmiast na kogoś wpadła. Powoli podnosiła wzrok. Czarne, wojskowe buty, krótkie czarne bojówki i, dla odmiany, czarna koszulka. Spod czapki widać było jedynie usta wygięte w idiotycznym półuśmiechu. Za kogo ten koleś się uważał? Już wiedziała, że ją irytuje. Przyglądała mu się badawczo. Tylko jedna rzecz nie dawała jej spokoju. Tatuaż z boku szyi. Czuła, jakby go już gdzieś widziała i to uczucie było połączone z czymś przyjemnym. Odrzuciła je. Wkurzał ją i już.
- Cześć. – powiedział miękkim, aksamitnym głosem uśmiechając się szeroko.
Miała wrażenie, że z ust dziewczyn stojących obok niej usłyszała cichy jęk zachwytu. Nie rozumiała dlaczego.
- Co się tak szczerzysz? – zapytała zaplatając ręce na piersiach.
Tobias zamarł. Była odporna. Pierwszy raz się z tym spotkał i nie wiedział co ma zrobić. Stał i gapił się w podłogę. Nie był w stanie się odezwać.
Ryan stał za Eve i krztusił się ze śmiechu na widok jego zdziwionej miny.
- „Nie działa, co? Pamiętasz swoją obietnicę?” – zapytał  go w myślach.
- „Że spróbuję ją poderwać?” – rozluźnił się, rozmawiał z przyjacielem, który o dziwo nie był na niego wściekły na myśl, że może chcieć się związać z jego siostrą.  
- „Powodzenia. Nie będzie łatwo. Eve to trudny przypadek. ” – uśmiechnął się lekko.
- „Naprawdę?”
– „Tak, ale pocieszę cię, Mark oszukał ją. Oddał jej duszę. Jest wolna.
Tobias rozpromienił się.
- Ryan, kto to jest? – zapytała ściągając Tobiasowi czapkę i podnosząc na niego wzrok. Zamurowało ją. Było coś niepokojąco pociągającego w jego granatowych, ciemnych oczach. Było w nim coś tajemniczego. Nie mogła go rozgryźć. Był pierwszą osobą, której wspomnień nie widziała od razu po spojrzeniu w oczy. Coś było z nim nie tak. Powinna się bać, ale z jakiegoś powodu miała ochotę się do niego zbliżyć. Oddała mu czapkę.
- Eve, to jest twój uzdrowiciel. – Ryan wskazał na chłopaka.
- „Chyba sobie żartujesz?” – odpowiedziała mu myślach – „Ten koleś? Ten z dredami i tatuażem, w glanach i czarnych ciuchach? On?
Ryan skinął głową.
- Jestem Tobias. – wyciągnął do niej rękę uśmiechając się. Miał dołeczki w policzkach. Zakręciło jej się w głowie. Złapała się pierwszej rzeczy, którą znalazła. Nawiedziło ją to samo uczucie, które znała ze snów, kiedy była nieprzytomna. Spojrzała w dół. Trzymała jego dłoń. Złapał ją drugą ręką za ramię, żeby ją podtrzymać. Przeszył ją przyjemny dreszcz, a coś w jej wnętrzu stanęło w płomieniach. Rozpalał ją lekkim dotknięciem. Nie wierzyła w to co czuje. To nie mogła być prawda, nie...

- To byłeś ty? – wyjąkała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!