Mark nie miał pojęcia gdzie jest i co się z nim dzieje.
Wiedział, że nie powinien żyć. Nic nie czuł. Ani zimna, ani gorąca ani bólu.
Pamiętał, że walczył z Marcusem do utraty tchu. Udało mu się go na chwilę
zawiesić w czasie. Wytrzymał tak długo, jak było potrzebne, aby Eve mogła
uciec. Wiedział, że wydostała się z zamku, bo słyszał jak otwierała drzwi.
Chwilę po tym wszystko dookoła niego się zatrzęsło. Dalej nie pamiętał już nic.
W jego głowie kłębiły się tysiące myśli. Przez moment
przepełniała go tylko nadzieja, że Eve udało się uciec, ale kiedy zaczął się
nad tym zastanawiać, coś mu nie pasowało. Był pewien, że Marcus nie darowałby
mu życia, gdyby przez niego uciekła. Martwił się. Wiedział, że Eve jest na
skraju załamania. Nie była już tak silna jak na początku, kiedy ją poznał.
Potrzebowała go. Potrzebowała czyjegoś wsparcia. Musiał się obudzić. Wiedział,
że musi. Próbował otworzyć oczy, ale nie miał siły. Był wściekły na samego
siebie za własną słabość. Spróbował jeszcze raz.
…...
Eve siedziała na podłodze obok Marka, którego ciało
nadludzkim wysiłkiem udało jej się przeciągnąć na posłanie w rogu celi. Okryła
go kocem. I co jakiś czas sprawdzała czy jeszcze oddycha, czy żyje. Leżał
nieruchomo do długiego czasu. Nie wiedziała ile dni minęło od kiedy próbował
jej pomóc uciec. Od kiedy stoczył heroiczny bój z Marcusem, który tak go
wyczerpał, że prawie stracił życie. Wiedziała jedno. Pełnia zbliżała się.
Każdego wieczoru patrzyła na księżyc przez wyrwę w murze. Był już prawie
okrągły. Następnej nocy miała scalić lustro. Musiała już spędzić w celi prawie
miesiąc. Czuła się okropnie. Nie myła się przez cały ten czas. Marcus nie
pozwalał jej na takie luksusy.
Jedyny pozytywny aspekt siedzenia w celi z nieprzytomnym
Markiem u boki był taki, że w końcu nauczyła się bezbłędnie scalać wszystkie
możliwe przedmioty. To dawało jej ogromne pole manewru. Wiedziała, że może to
wykorzystać przeciwko Marcusowi. Wiedziała, że dzięki temu może zapewnić sobie
i Markowi bezpieczne opuszczenie zamku.
Cichy jęk wyrwał ją z rozmyślań. Spojrzała na Marka.
Otwierał oczy. Uklęknęła koło niego i przyłożyła mu dłoń do twarzy gładząc
kciukiem po policzku i szepcząc kojące słowa. Spojrzał na nią. Jego twarz nie
wyrażała zachwytu, ani szczęścia. Był zawiedziony. Eve poczuła nieprzyjemne
ukłucie w piersi. Nie cieszył się na jej widok. Nie chciał jej widzieć. Dlaczego?
- Nie uciekłaś. – wymamrotał cicho. Nie pytał. Stwierdzał
fakt. Widział, że siedzi przy nim. Gdyby uciekła nie byłoby jej tu, a jego nie
ogarniałoby przejmujące zimno piwnicy. Nie czułby wilgoci, która towarzyszyła
nieustannie pobytowi w celi zamku. Nie czułby nic. Nie byłoby go.
- Nie… - zabrała rękę.
- Dlaczego? – zapytał.
- Zapomniałam o Jeremym, nie objęłam go iluzją. Złapał
mnie…. –urwała – …a zaraz po tym usłyszałam twój krzyk. Nie mogłam cię
zostawić. – ukryła twarz w dłoniach. – Nie po tym co dla mnie zrobiłeś.
- Eve - próbował się
uśmiechnąć – Ja to zrobiłem tylko po to, żebyś uciekła.
- Nie mogłam cię przecież porzucić. – powiedziała – Co ja
bym bez ciebie zrobiła?
- Pokochałabyś kogoś innego. – wyciągnął rękę i dotknął jej
policzka.
Eve zatrzęsła się. Mark powtórzył prawie dokładnie słowa z
obrazu. Otrząsnęła się. Nie chciała uwierzyć w ich prawdziwość.
- Muszę ci coś powiedzieć – zaczął Mark przełykając głośno
ślinę. Usiadł. Wracały mu siły – Nie będziesz tym zachwycona…
Eve usiadła naprzeciwko niego i usiłowała spojrzeć mu w
oczy, ale odwracał wzrok.
- Na lotnisku, w samolocie… – zaczął Mark wzdychając ciężko
– …a potem w domu, kiedy byliśmy razem… - urwał. Eve patrzyła na niego
wyczekująco. – Nie kochałaś mnie. – spuścił wzrok.
- Kochałam. – powiedziała spokojnie – Nadal cię kocham. –
chciała dotknąć jego twarzy, ale złapał jej rękę i położył jej na kolanie.
- Nie, Eve.
Poprosiłem Karen, żeby wykorzystała swoje zdolności… - zamilkł czekając
na jej odpowiedź. Eve przez chwilę nie wiedziała, o czym mówi, ale po chwili
skojarzyła fakty.
- Kazałeś jej manipulować moimi emocjami?! – zerwała się na
nogi. Była oburzona – To znaczy, że wszystko co czułam było kłamstwem?!
- Być może wszystko, co nadal czujesz jest kłamstwem. –
zwiesił głowę. – Nie wiem jak daleko sięga jej dar.
Eve sięgnęła pamięcią wstecz. Przypomniała sobie, że Karen
pojawiła się, kiedy rozmawiała z Markiem koło lotniska przed odlotem, że
szeptała coś pod nosem, kiedy Mark umierał przy drzewie w Central Parku pod
wpływem iluzji Kristen…
- Jak mogłeś?! – krzyknęła zrywając się na nogi.
- Eve… - wstał, chciał do niej podejść, wyciągnął rękę, ale
cofnęła się, kręcąc przecząco głową.
- Jak mogłeś?! – zapytała – Cały ten czas? Nawet kiedy
wyznawałam ci miłość nie powstrzymałeś mnie, nie powiedziałeś jej, żeby przestała
mnie oszukiwać, żeby to wyłączyła!? – czuła się oszukana. Oszukana i zdradzona.
- Eve… - zaczął.
Dławiło go poczucie winy. – Potrzebowałem cię. Potrzebowałem twojej miłości.
Nadal jej potrzebuję.
- Ufałam ci. – powiedziała to cicho, za cicho. – Byłam
gotowa oddać za ciebie życie. Działałeś na mnie jak magnes. Teraz chcesz mi
powiedzieć, że to wszystko było kłamstwem?
- Nie wiem, Eve, nie wiem. – spuścił wzrok – Ale moje
uczucia do ciebie były zawsze prawdziwe. Od początku do końca.
Podszedł do niej i przytulił ją mocno całując w czubek
głowy. Wyrwała się z jego objęć
uderzając otwartą dłonią w twarz.
- Nie podchodź do mnie. – ostrzegła.
- Jesteś na mnie zła. – powiedział
- A jaka mam być, do cholery!? Zachwycona?! – krzyczała
przez łzy – Okłamałeś mnie. Byłeś jedyną osobą na tym świecie, której
bezgranicznie ufałam! Byłeś moim słońcem, moim wszystkim! Kochałam cię! A teraz
mówisz mi, że to wszystko było kłamstwem i że kazałeś Karen zmienić moje
uczucia….
Zerwała z szyi łańcuszek z symbolem nieskończoności, który
kiedyś jej dał i bez słowa cisnęła mu go pod nogi.
- Przepraszam… - wydukał podnosząc ozdobę.
- Przepraszam nie załatwi spawy! – krzyknęła – Nie wiem
nawet kim teraz jestem…
Zapadła cisza. Eve stała pod ścianą ciężko dysząc i usiłując
pozbierać myśli. Mark na środku celi klęczał przed nią błagając o wybaczenie.
- Kamień też mi podrzuciliście? – spojrzała na niego z
wrzutem.
- Tak. – powiedział tak cicho, jakby chciał ukryć prawdę.
- Jak mogliście?! Jasna cholera! – była wściekła. Cała się
trzęsła.
- Eve. – Mark podniósł się z kolan – Wiem, że cię
skrzywdziłem i nie wiem czy kiedyś mi wybaczysz, ale jest jedna rzecz, którą
chciałem zrobić, żeby naprawić swój błąd…
- Wątpię, czy ci się uda. – spojrzała na niego z odrazą.
- Chcę ci oddać twoją duszę. – spuścił głowę. – Nie
zasługuję na nią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!