Me

Me

piątek, 1 lutego 2013

Lustro 3 - Pomóż mi

Gardłowy krzyk przerażenia wyrwał się z piersi Marka, kiedy Eve zniknęła razem z Marcusem. Widział tylko jak Jeremy wciąga ich do portalu teleportacyjnego, a po chwili wszelki ślad po niej zaginął. Osunął się na kolana i zacisnął powieki.
- Rozpłaczesz się? – zapytał ze złośliwym uśmieszkiem Caleb.
Mark nie odpowiedział i nie poruszył się. Walczył ze łzami. W jego piersi wzbierała wściekłość. Nigdy do nikogo nie czuł takiej nienawiści. Chciał zabić tego kurdupla, który stał przed nim z założonymi rękami i się z niego nabijał. Chciał zrobić mu krzywdę, choć nie leżało to w jego naturze. Nigdy nikogo nie skrzywdził. Tym razem nie był pewien, czy da radę się powstrzymać.
- Może i jesteś wysoki i przystojny, ale straszna z ciebie beksa. – nabijał się dalej Caleb. – Żadna panienka nie jest warta, żeby taki facet jak ty za nią płakał. Możesz mieć każdą…
Ból i gniew wzbierały w piersi Marka. Wiedział, że za chwilę wybuchnie. Nie mógł tego powstrzymać. Właściwie to wcale nie chciał. Podniósł głowę, rzucił się na Caleba i przygwoździł go do ziemi ciężarem swojego ciała. Spojrzał mu w oczy.
- NIGDY WIĘCEJ! – cedził przez zaciśnięte zęby – NIE WAŻ  SIĘ JEJ NAZWAĆ PANIENKĄ! – zamachnął się i już miał go uderzyć, ale  Kristen podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu. Strącił ją. Wymierzył Calebowi cios prosto w szczękę. Potem drugi i trzeci i kolejne. Zacisnął powieki i uderzał na oślep. Po pewnym czasie oczy jego ofiary nie stały się nieobecne, ale on tego nie widział i bił dalej. W końcu przestał. Spojrzał w dół na to, co właśnie zrobił. Twarz Caleba przypominała pole bitwy. Był cały posiniaczony. Z rozciętego łuku brwiowego sączyła się krew. Mark podniósł się i stanął nad nim ciężko dysząc. Po chwili Caleb zaczął się ruszać. Otworzył oczy, a kiedy zobaczył nad sobą przekrwione z wściekłości oczy Marka, zakrył twarz rękami i skulił się błagając o litość.
W tym samym momencie Jeremy pojawił się ponownie, złapał Kristen i Marka i zabrał ich w miejsce, które pokazała mu w myślach Kristen. Twarde lądowanie sprawiło, że Mark znalazł się na kolanach. Był jeszcze bardziej wściekły i pewnie uderzyłby Jeremy’ego, gdyby nie fakt, że już go nie było.
– „Piesek wrócił do swojego pana”- pomyślał Mark.
Kristen ukucnęła przy nim, położyła mu dłoń na ramieniu. Drugą ręką chwyciła go pod brodę i zmusiła do spojrzenia na siebie.
- Witaj ponownie, Mark. – powiedziała cicho patrząc na niego w sposób, którego nie mógł zrozumieć.
- Odczep się ode mnie. – warknął i strącił jej rękę. Nie chciał żeby go dotykała. Nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Oszukała go i prawie przez to zginął. Nie mógł jej tego wybaczyć, nie potrafił. Jego serce biło jak oszalałe.
- Wysłuchaj mnie... – jej głos był delikatny, kojący.
- Nie mam zamiaru. – Mark otrzepał się i wstał – Nie chcę cię słuchać! – rozejrzał się po pomieszczeniu i zamarł.
Doskonale pamiętał to mieszkanie. Nic się w nim nie zmieniło od czasu kiedy był to po raz ostatni. Od momentu, kiedy o mało nie umarł. Od momentu, kiedy myślał, że jego życie się skończyło, że stracił ukochaną.
Ta sama dębowa podłoga. Ta sama leżanka obita materiałem w róże. Ta, na której wyznał jej miłość. Pamiętał tamten dzień. Nie mógł go zapomnieć, choćby nie wiem jak bardzo się starał. To wspomnienie miało być na zawsze wyryte w jego pamięci. Był wtedy przekonany, że ona czuje to samo. Nie czuła. Dziś to wiedział. I dziś już go to nie obchodziło.
Rozglądał się uważnie, mimo, że przez to wracały bolesne wspomnienia.
Te same zasłony w paski, które kupili razem w sklepie na rogu. Ten sam stół i krzesła, które oddali do renowacji swojemu ówczesnemu przyjacielowi, zwykłemu śmiertelnikowi lubującemu się w odnawianiu starych mebli. Na stoliku stały jeszcze kieliszki, z których pili wino ostatniego wieczoru, kiedy tu był.
Wszystko było dokładnie takie, jak zapamiętał. Wszystko, poza warstwą kurzu sięgającą kilkunastu centymetrów. Kristen nie wracała do tego mieszkania od czasu kiedy się rozstali. Nie zajrzała tu ani razu.
Otrząsnął się z osłupienia.
- Masz niezły tupet, żeby mnie tu zabierać. – powiedział z wściekłością patrząc jej w oczy.
- A gdzie miałam cię zabrać? – rozłożyła bezradnie ręce – Nie mam innego miejsca. – westchnęła – Posłuchaj mnie, Mark.
Odwrócił się od niej i założył ręce.
- Po raz kolejny niszczysz mi życie? – zapytał mrugając mocno, żeby powstrzymać łzy. Coś bliżej nieokreślonego ściskało go w sercu.
Wzruszyła ramionami i mówiła do jego pleców.
- Myślisz, że chcę tego? – zapytała – Ja chcę ocalić swoje życie.
- Moim kosztem.
- Nie tym razem. – podeszła do niego i spojrzała mu w oczy – Możemy pomóc sobie nawzajem.
 - Ciekawe jak?
- Ja wiem czego chce Marcus, mam z nim stały kontakt. Będę musiała do niego podróżować od czasu do czasu. Mogę sprawdzać co u Eve i informować cię o jego dalszych planach. Jeśli Eve będzie w niebezpieczeństwie, obiecuję ci pomóc. – położyła rękę na sercu a na jej twarzy na chwilę zagościł smutek. Mark mrugnął, a kiedy ponownie na nią spojrzał miała neutralną minę.
- A co konkretnie sprawia, że niby jesteś godna zaufania? – ironizował – To, że do tej pory ufanie ci wychodziło mi na zdrowie? – zaśmiał się.
- To, że jestem w tej chwili twoją jedyną opcją. – powiedziała.
- Pamiętaj, że to ja jestem wyżej w hierarchii, więc mogę blokować twoje działanie. – odparł szybko licząc na to, że zrobi na niej choć najmniejsze wrażenie.
- A ty pamiętaj, że Marcus jest jeszcze wyżej i że jeśli się dowie, że uciekłeś, to zabije Eve. – skrzyżowała ręce na piersi – A dowie się szybciej niż zdążysz mrugnąć. Zapewniam.
Zapadła cisza.
- Chcesz odzyskać Eve? – zapytała w końcu Kristen.
- Wiesz, że tak. – spuścił głowę.
- A ja chcę wrócić do Marcusa. – powiedziała kładąc mu rękę na ramieniu. – Tylko razem możemy coś zdziałać. Pamiętaj też, że mam niejaki wpływ na Damena. Oddał mi kiedyś swoją duszę i, z tego co wiem, nadal mnie kocha. Na swój pokrętny sposób, którego nigdy nie byłam w stanie zrozumieć wprawdzie, ale kocha. Naprawdę.  
Mark przez chwilę rozważał w myślach swoje opcje, ale nie miał ich za wiele. Kristen miała rację. Jakakolwiek próba ucieczki skończyłaby się niechybną śmiercią Eve, a to była ostatnia rzecz, której chciał.
- Co mam zrobić? – zapytał.
Kristen milczała przez chwilę patrząc przez okno na skąpane w popołudniowym słońcu ulice Chicago. W oddali widziała budynek Sears Tower. Czarna elewacja wydała się lśnić srebrzystą poświatą. Dwie srebrne iglice sięgały do nieba, jakby o coś prosiły. W pobliżu widziała ludzi spacerujących po ulicy. Komuś uciekł pies i o mało nie potrącił go samochód. Taksówkarz trąbił na kogoś, kto zaspał na zielonym świetle. Wszystko było takie normalne, takie spokojne, takie nieświadome tragedii, które rozgrywają się na co dzień.
- Muszę zacząć od początku. – powiedziała – Wiesz dlaczego wybrałam cię wtedy?
- Nie bardzo.- pokręcił głową - Wiem, że myślałaś, że ci się do czegoś przydam, ale nie bardzo wiem o co chodziło.
- Znałam się wtedy dobrze z Augustusem. Byłam jego uczennicą. Pamiętam, jak opowiadał mi z przejęciem o tobie. O tym jak Evan cię odkrył i uświadomił. Byli bardzo podekscytowani. Obaj. Evan wiedział, że jesteś niezwykle potężny. – spojrzała na niego i przełknęła głośno ślinę powtarzając sobie w myślach, żeby nie dodać „i niezwykle przystojny” – Wyczuł też twój talent, jak to zwykle robił. – westchnęła – Już wtedy Marcus był pod silnym wpływem Damena, nie był sobą, nie poznawałam go. Bardzo mnie to bolało. – dotknęła serca - Więc kiedy usłyszałam, że masz moc cofania czasu, byłam zachwycona. Niestety zaraz potem dowiedziałam się, że nie…
- Że nie mogę odkryć i opanować swojej mocy, tak?- wszedł jej w słowo Mark.
- Tak. – powiedziała – Augustus i Evan długo zastanawiali się jak ci pomóc. W końcu Kathy zobaczyła w tobie ogromną potrzebę miłości. Tak głęboko zakorzenioną, że doszła do wniosku, że być może twoja moc ujawni się dopiero przy kimś kogo szczerze pokochasz.
- I wtedy postanowiłaś mnie opętać iluzją, tak? – skrzyżował ręce na piersi – I zmienić moje emocje tak, żebym cię pokochał, tak?
- Tak. – spuściła wzrok – To był jedyny sposób w jaki mogłam ponownie naprawdę zbliżyć się do Marcusa. Chciałam cię zmusić, żebyś cofnął mnie w czasie do momentu, kiedy Marcus przechodził przez lustro. Byłam pewna… – zawahała się – Nadal jestem pewna, że mogę go powstrzymać.
- Pomyślałaś w ogóle co się stanie ze mną, kiedy znikniesz, kiedy odnajdziesz Marcusa i mnie zostawisz? – jego usta same wypluły te słowa. Przez chwilę czuł w ustach gorzki smak, jakby ich brzmienie paliło go w język.
- Nie. – spuściła wzrok – Nic dla mnie nie znaczyłeś. To jego chciałam uratować, nie ciebie. – odwróciła od niego wzrok.
Mark zastanawiał się czy nie kłamie, ale to, co mówiła było zbyt logiczne.
- Byłeś tylko narzędziem.- ciągnęła co jakiś czas przełykając ze zdenerwowaniem ślinę - Dlatego później zaryzykowałam twoją śmierć. Kiedy widziałam już, że iluzja nie pozwoli ci się odblokować, odrzuciłam cię. Domyśliłam się, że tylko nieposkromiona miłość może ci pomóc. Od tamtego czasu czekałam cierpliwie, aż w końcu poczujesz to, co ja czułam. – spojrzała na niego oczami pełnymi nadziei, ale nie zauważył tego - Miałam nadzieję, że wtedy mnie zrozumiesz i mi pomożesz.
Mark patrzył na nią przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć i rozważając w myślach jej słowa. Czy rozumiał to, co zrobiła? Czy był w stanie jej przebaczyć i zawrzeć z nią pakt? Czy mógł zapomnieć to, że prawie go zabiła? Nie był pewien. Nie wiedział co ma zrobić. Wtedy poczuł ciepło przy sercu i przed oczami stanęła mu twarz Eve. Przypomniał sobie ostatnie chwile jakie z nią spędził i już wiedział, że oddałby wszystko, zrobiłby wszystko, żeby znów być koło niej i czuć tę magiczną aurę, która otaczała go tylko w jej obecności. Skinął głową.
- Przepraszam. – powiedziała cicho.
- Nie powiem, że nie masz za co, ale rozumiem dlaczego to zrobiłaś. – wyznał– Teraz rozumiem. – położył jej rękę na ramieniu – Czy dobrze rozumiem, że chcesz, żebym cofnął cię do czasu, kiedy mnie jeszcze nie było? I żebym zmienił wspomnienia Marcusa tak, żeby wpływ Damena na niego był mniejszy?
- Tak.
 -Hmmm – zamyślił się. Wiedział, że jeśli zmieni decyzję Marcusa i ten nie przejdzie przez lustro, to Eve znajdzie się w celi z prawdziwym Marcusem, który zdaniem Adama jest względnie niegroźny. Będzie mogła uciec. Damena pochłonie czas, bo nie ma dla niego miejsca w obecnym świecie. To był doskonały plan. Ryzykowny, ale doskonały.  
– Nie mogę tego zrobić w tradycyjny sposób. Nie mogę cofnąć całego czasu, dla wszystkich, bo mnie wtedy nie było. Będę musiał przenieść ciebie samą, a potem zabrać cię z powrotem. – Przerwał na chwilę upewniając się, że Kristen go słucha. – Przez takie działanie będzie was dwie w tym samym czasie. Musisz bardzo uważać, żeby dawna Kristen nie zobaczyła cię, bo to będzie twój koniec. Jako intruz, zostaniesz zawieszona w czasie. Na zawsze. Nigdy się nie uwolnisz.
- Rozumiem. – skinęła głową.
- To bardzo daleka podróż w czasie.- patrzył na nią tak, jakby chciał się upewnić, że zrozumiała, ale miała wyraz twarzy człowieka, który gotów jest na wszystko -  Będziemy musieli ostro wziąć się za ćwiczenia. Wiesz o tym?
- Wiem. – przytaknęła.
- Będę potrzebował ochotnika do ćwiczeń. – rozejrzał się i pokręcił głową, jakby chciał pokazać, że nikogo chętnego nie widzi - Muszę kogoś przenosić.
 - Masz mnie. – rozłożyła ręce pokazując swoją sylwetkę – Muszę ci wystarczyć. – powiedziała z taką determinacją w głosie, że mogłaby przekonać psa, że jest kotem.
- I będziesz w stanie mi zaufać na tyle, żeby wiedzieć, że sprowadzę cię z powrotem, żebyś mogła ćwiczyć dalej? – uśmiechnął się ironicznie.
- Nie mam wyjścia. – powiedziała zaciskając zęby.
- Wiesz, że to ogromne niebezpieczeństwo? – opuścił rękę – Nie dla mnie, a dla ciebie. Nie powinienem igrać z czasem tak głęboko. Przy przenoszeniu pojedynczego obiektu na taką odległość można zniszczyć przenoszony obiekt. Możesz tego nie przeżyć.
- Wiem. – spuściła głowę – Nie mam innej opcji.
 - Zaryzykujesz życiem? – patrzył na nią podejrzliwie przez chwilę.
- Po to, żeby odzyskać tego, kogo kocham? – po policzku ściekała jej łza – Dla tego zgodzę się na wszystko. Zaryzykuję wszystkim, co mam. – podniosła wzrok i otarła łzę wierzchem dłoni. – Pomóż mi…

- Pomogę – położył jej rękę na ramieniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!