Nagłe pojawienie się
półnagiego Tobiasa wywołało w fabryce falę głośnych pisków i omdleń, ale on nie
zwracał na to uwagi. Postawił Eve na ziemi i pochylił głowę, żeby szepnąć jej
coś na ucho.
- Musisz się
zastanowić gdzie będziesz spała. Jest prawie noc. – powiedział takim zmysłowym
głosem, że nogi się pod nią ugięły. Złapał ją w biodrach, żeby nie upadła. Uśmiechnął
się w duchu. Cieszył się, że tak na nią oddziałuje. Nie potrzebował dodatkowych
darów, żeby wywoływać u niej pożądane reakcje. Wystarczyło bycie sobą.
Poszedł do swojego
posłania i z niknął na chwilę pod iluzją. Kiedy wyszedł, był przebrany w
zwyczajowe czarne spodenki, glany i czarną koszulkę. Czapkę miał nasuniętą na
oczy.
- W nocy też w niej
śpisz? – zapytała chcąc go zbić z tropu.
- Będziesz musiała
sama sprawdzić. – pod czapką pojawił się typowy półuśmiech.
Opadła jej szczęka.
Załatwił ją. Tego się nie spodziewała. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Na
szczęście przed nimi pojawił się Ryan. Spojrzał na nią dziwnie. Miała
zaróżowione policzki i rozczochrane włosy. Do twarzy przykleił jej się uśmiech,
którego nie była w stanie zdjąć. Po prostu tam był. Jakby wrósł w nią i miał
zamiar zostać na stałe.
- Jak było? – zapytał
dla formalności.
- Musisz pytać? –
odpowiedział Tobias – Spójrz na nią.
Spłonęła rumieńcem i
złapała za daszek jego czapki naciągając mu ją głębiej na twarz.
- Z wami wszystko w
porządku? – Ryan patrzył się na nią podejrzliwie.
- Jasne. – odparł
Tobias wesoło, poprawiając czapkę. – Ona robi co chce, a ja się na to godzę.
Pozwoliłem się nawet pocałować. – wyszczerzył się.
Eve skamieniała. Nie
powinien tego mówić. Nie w ten sposób i nie przy jej bracie. Spojrzała na niego
z wyrzutem, ale wzruszył ramionami. Szturchnęła go łokciem w żebra. Czuła
gorąco na policzkach. Musiała być cała czerwona.
- Eve, on by się
domyślił nawet gdybym mu tego nie powiedział. – znów przesuwał palcem po jej
obojczyku. To było jego miejsce. Tylko jego.
- Nooo. – przytaknął
Ryan – Widziałaś siebie? W życiu nie widziałem cię takiej szczęśliwej. Nawet z
Markiem.
Tobias zesztywniał i
zacisnął szczęki na dźwięk imienia Marka. Objął ją i przyciągnął do siebie,
jakby się bał, że sam dźwięk tego imienia mu ją odbierze. Nie był pewien jej
uczuć. Wiedział, że fizycznie na nią działa. Przez pięćdziesiąt lat uczył się
od najlepszych. A w zasadzie od jednego najlepszego. Kris był draniem, ale nikt
nie potrafił podejść kobiety tak, jak on. Tego jednego się od niego nauczył.
Nie wiedział jednak czy pociąga Eve tylko fizycznie czy w jakimś głębszym
sensie też. Wolał wierzyć, że ma u niej szanse, ale pewności nie miał. Bał się
jej konfrontacji z byłym ukochanym.
- A właśnie gdzie
Mark? – zapytała ożywiona wyplątując się z uścisku Tobiasa. – Co się z nim
stało? – Uśmiechnęła się czekając niecierpliwie na odpowiedź.
Ryan zbladł.
Przypomniał sobie, że nie powiedział Tobiasowi, że Eve nie może się dowiedzieć
o Marku, że jest zbyt delikatna. Nie powinna wiedzieć, może nie być na to
gotowa. Jeśli go kochała, byłby to dla niej cios. Jeśli nie, było za wcześnie
na konfrontację. Tobias już otwierał usta, więc szybko postawił zasłonę myśli.
- „Nie mów jej o lustrze!” – krzyknął do
niego w myślach.
- „Zwariowałeś? Dlaczego?” – spytał
zamykając usta, żeby nie wyglądać dziwacznie.
- „Ona nie jest na to gotowa” – powiedział.
Eve patrzyła na niego podejrzliwie, spod półprzymkniętych powiek.
- „Może niech ona o tym zadecyduje, co?” –
warknął Tobias.
- „Nie możesz jej powiedzieć …” – błagał go
w myślach.
- „Mylisz się. Nie mogę jej okłamać. Nie zrobię
jej tego, co on jej zrobił. Nigdy. I tobie też nie radzę. Choćbym nie wiem jak
nie chciał, żeby się zbliżała do tego oszusta i choćbym nie wiem jak go nienawidził,
ona zasługuje na prawdę.” – odparł.
- „Jestem jej bratem!” – warknął Ryan.
- „To świetnie.” – skwitował ironicznie
Tobias – „Wydaje mi się, że słabo ją
znasz jak na jej brata…” – urwał na chwilę, a potem dodał: - „Rób co chcesz, ja powiem jej o wszystkim,
jeśli uznam to za konieczne” – prychnął i spojrzał na Eve. Od dłuższego
czasu przyglądała im się z zaciekawieniem.
-No więc? –
powiedziała z naciskiem.
- Eve, to nie jest
takie proste… – zaczął Ryan. – Nie wiemy gdzie on jest.
- Na pewno? – zapytała
patrząc na niego wyczekująco, a kiedy nie odpowiadał, dodała – Musisz się
nauczyć lepiej stawiać zasłony myśli. Nie wiem jak mogłeś uznać, że okłamanie
mnie to najlepszy sposób? Po tobie się tego nie spodziewałam, bo rozumiem, że
wiesz o tym co Mark mi zrobił… - westchnęła - Chyba wszyscy już wiedzą.
- Karen mi
powiedziała. – odparł. – Eve, chciałem cię chronić.
- To ci chyba nie
poszło, bo mnie tylko zraniłeś. – odparła i odwróciła się do Tobiasa. – Powiesz
mi gdzie on jest?
Nie odpowiadał. Nie mogła odgadnąć wyrazu jego
twarzy, więc poniosła daszek czapki, żeby spojrzeć mu w oczy. Zobaczyła w nich
coś dziwnego. Strach? Może smutek? Niepewność? Nie wiedziała co to było, ale
nie podobało jej się to.
- Wyglądasz na
zdenerwowanego. Co jest? – zapytała.
- Naprawdę musisz
pytać? – odparł odsuwając się od niej – Chcesz się widzieć ze swoim byłym i aż
podskakujesz na tę myśl, jakbyś nie mogła się doczekać aż rzucisz mu się znowu
w ramiona. Mam być zachwycony?
- Tobias… - powiedziała
kładąc mu rękę na ramieniu – To nie tak…
- Tylko jak? – zapytał
szorstko.
Nie odpowiedziała.
Patrzyła na niego nie wiedząc jak ma mu to wytłumaczyć. Bała się jego nagłych zmian nastroju. Czasem
ją przerażał, innym razem był idealny aż do bólu, a momentami ją irytował.
Ciągle nie mogła go rozgryźć, nie umiała się z nim obchodzić. Wiedziała, że tym
razem ma rację. Nie powinna go prosić o to, o co go prosiła, ale tylko on jeden
mógł jej pomóc. Wypuściła z płuc całe powietrze licząc na to, że to pomoże
zniwelować ucisk w żołądku.
- Chcę z nim
porozmawiać. Musimy sobie parę rzeczy wyjaśnić. – powiedziała w końcu. – Jeśli
chcesz, możesz pójść ze mną. Jeśli to ci pomoże…
Rozluźnił się trochę.
Objął ją mocno i przyciągnął do siebie, przesuwając jedną dłonią po jej
kręgosłupie. Jego oddech ogrzewał jej kark.
- Tylko mam prośbę. –
powiedziała cicho. Wiedziała, że nie powinna go o to prosić. Nie powinna go
prosić o kłamstwo. – Nie obmacuj mnie, dobrze?
- To ja cię obmacuję?
– zapytał z szelmowskim uśmiechem przyciągając ją do siebie za szlufkę od
paska.
- Trochę tak. – zarumieniła się - Zazwyczaj mi się to nawet
podoba, ale nie chcę, żebyś mnie tak dotykał przy Marku.
Zesztywniał.
- Słucham? – spojrzał
na nią mając nadzieję, że się przesłyszał.
- On nie zrozumie. –
zaczęła. – Ciągle mnie kocha. Nie mogę mu w ten sposób powiedzieć. Oddał mi
duszę.
Tobias podniósł dłonie
i przycisnął palce do skroni. Przez chwilę oddychał głęboko, jakby musiał się
uspokoić. Przez chwilę analizował wszystko, co stało sie tego dnia, analizował
jej zachowanie, jej słowa, jej gesty. To, co robiła teraz, przeczyło
wszystkiemu, co pokazała mu na plaży.
- Czy ty jeszcze coś
do niego czujesz? – zapytał patrząc jej w oczy.
- Nie wiem. – spuściła
wzrok.
Westchnął. Zacisnął
zęby. Jak mógł tak szybko uznać, że odnosi sukces? Jak mógł pomyśleć, że już o
nim zapomniała? Był głupi, myśląc, że tak łatwo mu pójdzie, ale nie miał
zamiaru się poddawać. Wziął głęboki oddech i nasunął czapkę na oczy wyciągnął
do niej rękę i czekał.
- Chodź. – powiedział
– Adam cię wprowadzi w tajniki porozumiewania się z Markiem. To trochę… -
zawahał się - …skomplikowane.
- Tobias… - zaczęła
cicho, a on odwrócił się nagle na pięcie i przesunął czapkę do tyłu, żeby na
nią spojrzeć.
- Nie będę go wkurzał,
okej? – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Nie będzie to łatwe, ale obiecuję
trzymać ręce z daleka od ciebie.
- Dziękuję.
Podeszli do Adama,
który wciąż siedział z Jeremym nad księgą Damena.
- Jak postępy? - zapytał Tobias.
Adam podniósł głowę i
spojrzał na niego zafrasowany.
- Średnio.
Dopasowujemy powoli algorytmy do każdego słowa. Nie jest to prosta praca… -
powiedział po czym uśmiechnął się – Widzę, że oddałeś ją w jednym kawałku. Ryan
się niepokoił, ze coś jej zrobisz.
- Taaaak? Ciekawe co
miałbym jej zrobić? – półuśmiech znowu igrał na jego twarzy. Wsunął rękę pod
jej bluzkę i przeciągnął kciukiem wzdłuż kręgosłupa. Od dołu, kilka centymetrów
w górę i z powrotem. Spojrzała na niego. Uśmiechał się uwodzicielsko.
- „No co? Korzystam póki nie ma Marka…” –
szepnął do niej w myślach.
Chciała coś
powiedzieć, ale z jej ust wydobył się tylko ciche westchnienie rozkoszy, kiedy
znów przesuwał palec w górę i w dół.
- Musisz mnie tego
nauczyć. – poklepał go po ramieniu Adam.
– Chcieliście czegoś ode mnie?
- Eve chciała
porozmawiać z Markiem. – wycedził przez zęby.
Adam zatrzymał się w
pół kroku i spojrzał na nich badawczo. Twarz Eve wyrażała zaciekawienie. Tobias
był wściekły, ale starał się to ukryć.
- Dobrze. – powiedział
i wręczył Eve notatnik i ołówek. – Mark jest uwięziony w lustrze. Nie słyszy
nas. Możemy się z nim komunikować tylko pisząc.
Skinął na nich głową i
zaprowadził ich w stronę iluzji, pod którą znajdowało się białe lustro.
Nie pytaj tylko pisz ;) Pewnie, że chcemy ;)
OdpowiedzUsuń