Kiedy wyszli z portali przestrzeni w zamku, wiedzieli, że
coś jest nie tak. Było za pusto i za cicho. Rozejrzeli się z niepokojem. Alice
próbowała wołać po imieniu kilka osób, ale nikt się nie odezwał. Wiedzieli, że
wszyscy wrócili do domów.
- Jeremy musiał im powiedzieć, że mogą wracać. – stwierdził
Mark
- I myślisz, że by mu uwierzyli? – zapytał Darren.
- Pewnie pokazał im wspomnienie – powiedziała Alice.
- Nie powinien ma mu ufać! – krzyknął Tobias – Wiedziałem,
że coś ukrywa…
Eve spojrzała na
niego pytająco. Nie rozumiała co Jeremy ukrywał. Wydawało się, że wszystko im
powiedział.
- Wiedział, że tylko Adam może zniszczyć lustro, ale nam nie
powiedział. – wysyczał przez zęby – Wiedział, że bez Adama nie mamy szans.
- Może po prostu liczył na to, że Adam znajdzie sposób, żeby
się tam znaleźć? – powiedziała Kristen.
- Wątpię – wycedził przez zęby Tobias, a Darren pokiwał
głową dając znać, że się z nim zgadza.
- Chyba powinniśmy ich znaleźć – powiedział Mark – Bierzcie
się do roboty – spojrzał na Tobiasa i Alice.
Kristen pociągnęła go za rękaw i odciągnęła na bok.
Kristen pociągnęła go za rękaw i odciągnęła na bok.
- Widzisz jak oni wyglądają? – zapytała – Są wycieńczeni.
Nie mogą się teraz nigdzie teleportować. Alice straciła kogoś bardzo ważnego, a
Tobias dziś zużył dużo energii. Nie przeżyje kolejnej teleportacji.
Tobias poruszył się niespokojnie i spojrzał na Alice.
- Mark ma rację – westchnął – Powinniśmy znaleźć Jeremy’ego.
- Nie – pokręciła głową Kristen kładąc mu rękę na ramieniu –
Musicie odpocząć. Inaczej wykończycie siebie, a nas zostawicie zagubionych w portalach przestrzeni bez
możliwości wyjścia.
Eve skinęła głową i złapała Tobiasa za rękaw ciągnąc go w
stronę schodów i dalej, do ich sypialni. Darren stał na środku i patrzył
pytająco na Alice, ale ona pokręciła przecząco głową.
- Muszę sobie poradzić z Adamem – powiedziała podchodząc do
niego i kładąc mu rękę na ramieniu.
- Mogę ci jakoś pomóc? – zapytał.
Pokręciła przecząco głową.
- Muszę sobie to wszystko poukładać w głowie. – westchnęła i
spojrzała na niego. Widziała, że chce z nią być, że chce jej pomoc i że bardzo
pragnie, żeby i ona tego chciała.
- Rozumiem – uśmiechnął się, ale jego oczy pozostały szare.
- Nie wiem ile mi to zajmie… - powiedziała cicho.
- Nie obchodzi mnie to. – złapał ją za rękę i delikatnie
nakreślił kciukiem koło na wierzchu jej dłoni – Poczekam ile będzie trzeba.
Serce podskoczyło jej do gardła i pewnie natychmiast
rzuciłaby się mu na szyję, gdyby nie fakt, że Darren był już na szczycie
schodów i kierował się do swojego pokoju. Powoli powlokła się w stronę
sypialni, w której ostatnim razem spędzała czas z Adamem. Położyła dłoń na
klamce, nacisnęła ją i pchnęła lekko drzwi. Wszystko wyglądało tak, jak wtedy,
kiedy była tu ostatnim razem. Nawet rozerwana koszula Adama leżała tam, gdzie
ją rzucił. Podeszła do niej i wtuliła twarz w materiał. Wciąż pachniał nim. Rozpłakała
się. Nie chciała go tracić. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa, którego tak
bardzo potrzebowała.
Wstała powoli i powlokła się do łazienki. Wiedziała, że musi
odpocząć. Wzięła gorący prysznic, chcąc zmyć z siebie wszelkie poczucie winy.
Coś ciągnęło ją do Darrena, ale uważała, ze powinna spędzić tę noc sama,
opłakując Adama, który kiedyś był dla niej wszystkim, który kiedyś znalazł ją i
otoczył opieką, kiedy bardzo tego potrzebowała. Adama, który zawsze był dla
niej oparciem. Nie chciała pamiętać incydentu z lustrem. Wiedziała już, że to
nie był jego wina i że gdyby mógł, to na pewno powstrzymałby Damena. Wyszła
spod prysznica, ubrała się w zwiewną, jedwabną koszulkę, w której zawsze spała
i weszła do łóżka. Było ogromne i przerażająco puste. Przyłożyła głowę do
poduszki i próbowała zasnąć, ale ile razy zamknęła oczy nawiedzało ją
wspomnienie umierającego Adama i budziła się z krzykiem.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Nie odpowiedziała. Chciała
być sama. Ktoś nacisnął klamkę i pchnął drzwi. Zobaczyła długie, jasne włosy i
niebieskie oczy wychylające się zza drzwi.
- Alice? – powiedział niepewnym głosem. – Co się dzieje?
- Nic – powiedziała.
Otworzył drzwi na oścież i przez chwilę stał w smudze
światła z korytarza. Widziała, że niedawno jeszcze spał. Wciąż miał nieco
nieprzytomny wzrok. Przyszedł w samych bokserkach. Nie powinien się jej tak
pokazywać. Nie teraz. Nie w kiedy powinna opłakiwać Adama. Nie powinien…
Otworzyła szeroko usta i przetarła oczy. Nie mogła się
napatrzyć na niego. Zawsze pociągali ją wymuskani, idealni faceci o
umięśnionych ciałach. Darren był tak bliski jej ideału, ze nie wiedziała czy
cokolwiek go od niego odróznia. Idealne proporcje jego ciała i doskonale
wyrzeźbione mięśnie wołały do niej. Podniosła wzrok na jego twarz. Kształtne usta
wyginały się w kuszący sposób. Oczy patrzyły na nią tak, że od samego wzroku
robiło jej się gorąco. Chciała się do niego zbliżyć. Zbliżyć i nie oddalać.
Jego blada skóra prawie świeciła w przygaszonym świetle. Przeniosła wzrok
niżej. Z obojczyka na prawą pierś schodził tygrys. Uśmiechnęła się do siebie w
duchu zastanawiając się czy tak jak czapkę i tatuaż spapugował po Tobiasie.
Darren zamknął drzwi. Widziała tylko jego stopy w smudze
światła spod drzwi. Szedł powoli w jej kierunku. Oddech jej przyspieszył.
Wiedziała, że potrzebuje jego towarzystwa. Potrzebowała pocieszenia.
Potrzebowała jego dotyku, ale miała wyrzuty sumienia. Poczuła lekki ukłucie w
sercu, a w jej głowie zabrzmiał głos Adama „Chcę,
żebyś była szczęśliwa. Jeśli on ci to zapewni, macie moje błogosławieństwo.”.
Przełknęła głośno ślinę. Wiedziała, że Adam nie będzie miał nic przeciwko temu,
żeby związała się z Darrenem, wiedziała to już od dawna, więc dlaczego wciąż
się bała? Dlaczego się wahała? Dlaczego nie chciała go dopuścić blisko do
siebie?
- Alice – Darren usiadł na brzegu łóżka i pochylił się w jej
stronę – Co się dzieje?
Powtarzał pytanie, na które odpowiedziała. Doskonale
wiedział, że kłamała. Czuł, że coś jest nie tak. Jak mógł nie wiedzieć, skoro
pół nocy krzyczała w niebogłosy? Starała się na niego nie patrzeć. Skupiła
wzrok na jego dłoni, opartej na łóżku. Patrzyła na napięte mięśnie, na długie,
szczupłe palce, na idealnie gładką opalizującą, jasną skórę… Jej wzrok mimowolnie prześlizgnął się do góry
i zatrzymał na tatuażu. Tygrys wyglądał jak żywy. Nie mogła się na oderwać od
niego wzroku.
Darren dotknął jej dłoni. Poczuła przyjemne mrowienie i coś,
jakby prąd przepływający przez całe jej ciało. Musnął tylko jej dłoń, a już
miała ochotę na więcej. Nie chciała, żeby przestawał. Nie chciała, żeby się od
niej odsuwał. Zdusiła westchnienie, które wyrywało jej się z piersi. Nie mogła
mu pokazać jak bardzo pragnie jego bliskości. Było za wcześnie.
- Alice, krzyczałaś. – powiedział przysuwając się do niej. –
Masz koszmary?
Podniosła wzrok. Czuła ciepło jego ciała. Rozkosznie
rozgrzewało jej skórę. Poczuła, że się rumieni. Był o wiele za blisko. Bała się
bliskości, ale nie mogła zrozumieć dlaczego. Odepchnęła go lekko i niechcący
opuściła zasłonę myśli na chwilę.
- Boisz się tego? – zapytał Darren przysuwając się z
powrotem do niej i gładząc ją kciukiem po policzku.
Zrobiło jej się gorąco. Spuściła wzrok i szybko podniosła
zasłonę zastanawiając się jak mogła być tak głupia. Prześlizgiwała się wzrokiem
po jego mięśniach, które napinały się i rozprężały, kiedy podnosił rękę, żeby
ją objąć. Spojrzała mu w oczy. Nie był ani zły ani zdziwiony.
- Boję się… – odparła – Ale nie wiem dlaczego…
- To oczywiste – wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko –
Nie chcesz po raz kolejny przechodzić przez to, przez co przeszłaś z Adamem. Najpierw
przez wiele lat myślałaś, że cię zdradził, potem odzyskałaś go ale nie byłaś
pewna swoich uczuć i zanim zdołałaś jej rozszyfrować, on odszedł… I wiesz, że
już nigdy się nie dowiesz co by było, gdybyście jednak spróbowali… To boli.
Musi boleć…
Pokiwała głową zaskoczona, że tak bezbłędnie rozszyfrował
myśli, których nawet ona nie umiała nazwać.
- Rozumiem to Alice. – powiedział cicho. – Rozumiem i nie
chcę cię do niczego zmuszać. Nie po to tu przyszedłem. Chcę ci pomóc.
Nie chciała się rozpłakać, ale łzy same popłynęły jej po
policzkach. Histeryczny szloch wzbierał w jej piersi. Darren przysunął się
bliżej i przytulił ją mocno zagrzebując się pod kołdrę koło niej. Dotyk jego
rąk był kojący. Ciepło rozchodziło się po jej ciele. Obręcz jego ramion
oddzielała ją od świata i od problemów. Wtuliła się w niego. Kiedy powoli
opadali na poduszki, czuła jak kolejno opuszczają ją wszystkie obawy i jak
wydarzenia ostatnich godzin rozpływają się w nicość. Czuła się bezpieczna. Darren
wciąż coś do niej szeptał, ale nie docierały do niej żadne słowa. Słyszała
tylko kojący szum jego głosu. Czuła, że jego bliskość daje jej dokładnie to,
czego zawsze potrzebowała. Westchnęła głęboko i zasnęła, kiedy delikatnie
muskał ustami jej policzek.
………
Eve niemal siłą zaciągnęła Tobiasa do łóżka.
- Musimy go znaleźć. Musimy zniszczyć notatnik Damena. –
powtarzał w kółko jak w transie, kiedy na siłę go rozbierała i kładła do łóżka.
- Nie – powiedziała – Nic nie musimy dopóki nie odpoczniesz.
Zmusiła go, żeby się położył i przykryła go. Poszła do
łazienki, żeby się odrobinę obmyć. Kiedy stała pod prysznicem drzwi się
otworzyły. Stał w nich Tobias ze swoim standardowym zawadiackim półuśmiechem na
twarzy. Nie mogła powstrzymać nerwowego chichotu, kiedy do niej podchodził. Po
chwili stali razem pod prysznicem.
- Postanowiłeś jednak nie gonić Jeremy’ego.
- Stwierdziłem, że właściwie to wolę się pouganiać za tobą –
powiedział niskim, zmysłowym głosem. – Co ty na to?
Ogarnęła ją fala gorąca. Nogi się pod nią ugięły. Złapał ją
mocno w pasie i przyciągnął do siebie. Uśmiechnęła się lekko.
- Zmieniłem zdanie. – wymruczał jej do ucha. – Jestem zbyt
zmęczony na uganianie się za tobą. Po prostu zabiorę cię do łóżka i będę cię –
zawahał się chwilę szukając właściwego słowa – całował całą noc. – uniósł brwi
do góry jakby chciał zapytać czy pojęła ukryte znaczenie słowa „całować”.
Przeszedł ją rozkoszny dreszcz. Serce biło jej tak mocno, ze
bała się, że za chwilę wyskoczy jej z piersi. Nie wiedziała jakim cudem jego
głos tak na nią działa. Wystarczyło jedno słowo, żeby ugięły się pod nią nogi.
Wystarczył jeden gest, żeby jej puls przyspieszył do jakichś niewyobrażalnych
wartości. Nie rozumiała tego. Nic nie pojmowała, ale wiedziała, że nie chce
tego stracić. Uwielbiała go pod każdym względem. Całego jego. Każdą jedną część
jego istnienia. Jego niski głos rozpalał ją do czerwoności za każdym razem
,kiedy składał jakiekolwiek obietnice. Uwielbiała hipnotyzujące spojrzenie
ciemnogranatowych oczu, w które mogła patrzeć bez końca. Lubiła kiedy jego
mięśnie napinały się pod jej dotykiem. Pragnęła wciąż czuć zapach jego skóry
tak kojarzący jej się z wolnością. Kochała tatuaż na jego szyi, który był dla
niej symbolem końca niewoli. Objęła go mocno i pocałowała w zagłębienie pod
szyją.
- Nie mogę się doczekać – szepnęła.
Pocałował ją mocno i zaniósł do łóżka.
- Jestem cała mokra! – krzyknęła kiedy kładł ją na pościeli.
Uśmiechnął się szeroko. Rozpłynęła się na widok dołeczków w
jego policzkach. Przyciągnęła go do siebie i wtuliła nos w jego szyję wciągając
mocno znajomy zapach morza i piasku, słońca i wiatru.
Tobias mruknął z zadowoleniem i odsunął się od niej, żeby na
niąspojrzeć.
- Mam zamiar cię rozgrzać. Myślę, że szybko wyschniesz… –
powiedział chrapliwym głosem.
Przyciągnęła go do siebie i pocałowała lekko.
- Co ty ze mną robisz? – zapytała czując, że już od samej
obietnicy robi jej się gorąco.
- Nie wiem – powiedział z szelmowskim uśmiechem na twarzy – A
co robię?
Pokręciła głową i przyciągnęła go do siebie tak mocno, że
stracił równowagę i oparł się na niej całym ciężarem ciała. Mruknęła z
zadowoleniem.
- Tak? – zapytał z niedowierzaniem – Podoba ci się?
Zachichotała i wysunęła się spod niego chowając się pod
kołdrą.
- Znowu chcesz się bawić w chowanego? – jego niski głos
doprowadzał ją do obłędu.
Nie odpowiedziała. Przypomniało jej się, jak niedawno
schowała się przed nim w garderobie. Zrobiło jej się gorąco. Skuliła się pod
kołdrą, czekając w napięciu na to, co Tobias wymyśli. Poczuła delikatny dotyk
jego dłoni na swojej stopie. Powoli przesuwał ręką w górę jej ciała. Doszedł do
kolana, pogładził ją po udzie objął ręką jej biodro.
- Eve? – wymruczał przykładając usta do jej pleców.
Westchnęła. Nie była w stanie nic powiedzieć.
Złapał ja za biodra i obrócił na plecy. Ręce miała
rozrzucone nad głową. Spojrzał na nią gorącym wzrokiem i przesunął palcem po
jej ciele. Czuła jak rysuje niewidzialną
linię od jej biodra, przez żebra i wewnętrzną część ręki aż do wnętrza jej
dłoni. Złapał ją za rękę i pocałował wewnętrzną stronę jej nadgarstka. Zaczął
ją delikatnie całować. Najpierw wyznaczył trasę od nadgarstka, przez obojczyk
aż do szyi, a potem posuwał się w dół po jej ciele aż do podbrzusza. Podniósł
wzrok i spojrzał jej w oczy. Straciła kontakt z rzeczywistością. Czuła tylko
jego ręce i usta. Wszędzie.
……….
Kristen zaciągnęła Marka do sypialni. Kiedy drzwi się za
nimi zamknęły natychmiast zaczęła go rozbierać, całując co chwilę. Nie mogła
oderwać od niego rąk. Pragnęła dotyku jego ciała, pragnęła wtulić się w niego i
poczuć znajomy zapach drzewa sandałowego i cytrusów, którego tak jej brakowało
przez ostatnich kilkadziesiąt lat.
- Kocham cię – wyszeptała mu prosto do ucha, a po chwili przycisnęła
usta do jego szyi wplatając palce w jego włosy.
Mark uśmiechnął się szeroko i złapał ją za ramiona odsuwając
lekko od siebie.
- Zwolnij. – powiedział cicho. – Nie musimy się nigdzie
spieszyć.
Kristen spojrzała na niego zdumiona. Jak mógł coś takiego
powiedzieć? Nie chciał jej? Nie pragnął tego po tak długiej rozłące? Zaczęła
się zastanawiać czy jeszcze ją kocha. Próbowała coś wyczytać z jego oczu, ale
nic takiego tam nie znalazła. Lazurowa barwa była niezmącona jakąkolwiek wątpliwością.
Pokręciła głową.
- Marcus nas nie ściga. Nikt nam nie zagraża. – powiedział
gładząc ją delikatnie po twarzy.
- Nie zagraża… – powtórzyła cicho, jakby potrzebowała to
usłyszeć z własnych ust.
Mark uśmiechnął się i pokiwał głową widząc, że Kristen
powoli załapuje.
- Jesteśmy nieśmiertelni – powiedziała patrząc na niego –
Mamy tyle czasu ile chcemy.
- Dowolnie dużo czasu… – wymruczał i pocałował ją mocno
rozpinając jej sukienkę.
Pragnął jej bardziej niż czegokolwiek na świecie. Trzęsły mu
się ręce, kiedy sukienka opadała na ziemię odsłaniając jej nagie ciało.
Zarzuciła mu ręce na szyję.
- Tak bardzo mi ciebie brakowało – wyszeptała.
Wziął ją za rękę i razem poszli pod prysznic, umyli się i
weszli do łóżka. Przez cały ten czas dotknęli się zaledwie kilka razy. Kiedy
tylko dotknęli powierzchni materaca rzucili się na siebie. Nie zdążyli się
przykryć. Zachowywali się, jakby coś ich goniło. Jego palce prześlizgiwały się
po jej ciele, ona co raz mocniej ściskała jego ramiona. Ich usta połączyły się
w najdłuższym pocałunku jaki znał świat. Kristen pociągnęła go mocno, żeby
znalazł się na niej. Spojrzał na nią zmieszany.
- Jesteś pewna? – zapytał.
Uśmiechnęła się.
- Nigdy niczego nie byłam tak pewna, jak tego, że potrzebuję
ciebie. Całego ciebie. Teraz.
- Kocham cię, Kristen – powiedział cicho.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!