Me

Me

piątek, 22 lutego 2013

Odbicie 31 - Wspólnik

Kristen zamarła przerażona. Nie mogła się ruszyć. Jakby ktoś przykleił jej nogi do podłoża. Podejrzewała, że Marcus znów posługuje się siłami nieczystymi, żeby osiągnąć swój cel.
- Marcus! – krzyczała – Nie krzywdź go! Zrób to dla mnie!
- Zamknij się! – wrzasnął.
Usłyszała kroki. Potem jakby coś się przewróciło. Znowu męski krzyk. Wydawało jej się, że to nie głos Marka ale serce i tak podskoczyło jej do gardła.
- Marcus… – wychrypiała. Po policzkach ciekły jej łzy. – Zlituj się.
- Powiedziałem, że masz się zamknąć. – warknął wchodząc głębiej w całkowitą ciemność pierwszego piętra fabryki.
Wiatr rozwiewał mu włosy. Okna były powybijane, ale wątłe światło księżyca, które przez nie wpadało nie mogło oświetlić przestrzeni.
- Cholera – zaklął gdy po raz kolejny potknął się o jakieś przedmioty porozrzucane po podłodze.
Usłyszał jakieś kroki i odwrócił się w tamtą stronę.
- Nie uciekniecie – zachichotał złowieszczo – Nie macie szans. Znajdę was wszędzie. To tylko kwestia czasu.
Wciąż uparcie przesuwał się w stronę, z której usłyszał kroki. Doszedł do ściany i wściekły uderzył w nią pięściami. Usłyszał kroki za sobą. Ktoś biegł szybko w stronę wyjścia. Roześmiał się głośno.
- Ała! – krzyknął uciekinier.
- Myśleliście, że jestem taki głupi, co? – zapytał – Że nie zadbałem o to, żeby uniemożliwić wam ucieczkę?
Usłyszał kroki. Ktoś biegł do okna.
- Oszczędzę wam bólu – krzyknął – Okna też zabezpieczyłem.
Kroki ustały. Słyszał tylko jak ktoś ciężko oddycha.
Adam rozważał w myślach swoje opcje. Wiedział, że kupił chłopakom dużo czasu. Doszedł do wniosku, że nie jest gotów poświęcić swojego życia, że nie chce opuszczać Alice, ale kończyły mu się opcje. Musiał szybko coś wymyślić.
- Wyjdźcie – powiedział spokojnie Marcus.
Adam zrobił krok w jego kierunku. Usłyszał, że Marcus idzie w jego stronę. Zatrzymał się kilka metrów od niego.
- Światło – krzyknął  i po chwili przed nim zabłysła czerwonawa poświata.
- Chodźcie! – powiedział spokojnie. – Porozmawiamy.
Adam wahał się przez chwilę. Spojrzał tęsknie w stronę wyjścia i okien, ale wiedział doskonale, że nie ma szans uciec. Zrobił krok do przodu. Potem drugi i trzeci i kolejne, aż w końcu stanął twarzą w twarz z Marcusem w kręgu światła.
- Gdzie pozostali? – zapytał Marcus.
- Uciekli – powiedział spokojnie Adam.
- Zostawili cię? – spojrzał na niego podejrzliwie Marcus.
Adam nigdy nie myślał o tym w ten sposób. Teraz zaczął się zastanawiać czy faktycznie tak nie było. Co prawda powiedział im, ze mają uciekać, ale czy to nie było tak, że Darren powinien zostać? Jako jedyny nie związany uczuciowo z nikim powinien zająć jego miejsce. Powinien im pozwolić uciec. Jemu i Markowi.
- Tak – powiedział patrząc w czerwone oczy Marcusa – Zostawili mnie jako przynętę.
- Miałeś zyskać czas, tak?
Adam skinął głową.
- Gdzie uciekli? – zapytał Marcus.
- Nie wiem – pokręcił głową Adam – Były dwie lokalizacje, które rozważaliśmy jako kolejny przystanek.
- Jakie? – zapytał cicho Marcus. Adamem wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz.
- Chicago i Nowy Jork – odparł.
- Ha! – krzyknął Marcus – mieszkanie Kristen i apartament Evana?
- Zgadza się.
- Czyli młody jest jeszcze słabym teleporterem, bo porusza się wyłącznie po miejscach, w których już był… - Marcus mówił jakby do siebie.
- Mylisz się. – wyprowadził go z błędu Adam – Nie było go z nami ani tutaj, ani u Evana. Był tylko u Kristen, kiedy zabierał stamtąd ją i Marka.
Marcus podrapał się po głowie i podszedł do Adama łapiąc go za gardło.
- To dlatego nie mogłem go złapać wtedy – wymamrotał – To jest ten odporny na działanie sił nieczystych teleporter, tak?
Adam skinął głową. Nie mógł mówić. Marcus za mocno ściskał go za gardło.
- Świetnie! – krzyknął Marcus puszczając Adama.
Zaczął chodzić w tę i z powrotem, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Nie będziesz mi już potrzebny - powiedział w końcu.
Adam spojrzał na niego przerażony, kiedy otaczały go czerwone chmury. Jego ciało uniosło się do góry. Serce podskoczyło mu do gardła. Poczuł ucisk w dołku, a chwilę po tym coś jakby wypchnęło całe powietrze z jego płuc. Opadł na ziemię. Jego ciało było bezwładne. Dopiero po chwili odzyskał czucie w kończynach. Bolał go łokieć i biodro. Podniósł głowę. Na posadzce zobaczył własną krew. Zemdliło go. Chmury dopadły go ponownie. Jego serce zwolniło, a oddech przyspieszył. Poczuł, jakby jakieś lodowate ręce dotykały bezpośrednio jego serca i ściskały je, żeby wydusić z niego całe życie. Znów opadł na ziemię. Nie czuł już bólu. Czuł tylko jakby coś rozrywało go od wewnątrz. Jakby coś rozrywało jego duszę. Miał dość. Nie mógł tego znieść.
- Poczekaj – wychrypiał
Marcus podszedł do niego i ukucnął łapiąc go za podbródek i podnosząc jego głowę tak, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Mówiłeś coś? – zapytał.
- Mogę ci się przydać. – powiedział – Wiem jak zniszczyć lustro.
Marcus zaśmiał się.
- Ja nie chcę go zniszczyć. – powiedział.
Adam skinął głową i podniósł się, żeby usiąść naprzeciwko Marcusa.
- A co, jeżeli wiem gdzie jest jedyny przedmiot, który może zniszczyć lustro? Co jeśli obiecam cię do niego zaprowadzić i pomóc ci go zniszczyć?  - zapytał.
Oczy Marcusa powiększyły się. Jego oddech przyspieszył. Adam uśmiechnął się lekko, bo już wiedział, że zainteresowała go jego oferta.
- Co chcesz w zamian? – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Gdzie jest lustro? – zapytał Adam.
Marcus uśmiechnął się i pstryknął palcami. Obok niego zmaterializowało się lustro.
- Mam je zawsze przy sobie, tylko jest ukryte. Ciemne moce dają ogromne możliwości. – Uśmiechnął się widząc zdziwioną minę Adama. – A teraz zapytam po raz ostatni: Czego chcesz w zamian?
- Alice – Adam opuścił zasłonę myśli – Chcę jej miłości. Prawdziwej miłości.
Marcus zaśmiał się.
- Chcesz, żeby następnym razem pozwoliła zabić anonimową dziewczynę?
Adam skinął głową i wlepił wzrok we własne buty.
- Dobrze – powiedział Marcus – Dam ci ją jeśli pomożesz mi zniszczyć ten przedmiot.
Adam wstał i skinął głową.
- Musisz mi przysiąc – powiedział Marcus patrząc na niego uważnie
Adam skinął głową.
– Wiesz jaka jest kara za niedotrzymanie przysięgi danej innemu Zwierciadłu? – zapytał
- Śmierć – powiedział spokojnie Adam. – Ja Adam, przysięgam, że pomogę tobie, Marcusie w zniszczeniu jedynego przedmiotu, który może się przyczynić do dezintegracji lustra, które posiadasz. – Wyciągnął do niego rękę.
- Ja Marcus, przysięgam, że jeśli pomożesz mi w zniszczeniu jedynego zagrożenia dla mojego lustra, to zapewnię ci dozgonną miłość twojej ukochanej. – uścisnął dłoń Adama, a ten potrząsnął nią.

- To co robimy, wspólniku? – zapytał Marcus. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!