Kristen zamarła przerażona. Nie mogła się ruszyć. Jakby ktoś
przykleił jej nogi do podłoża. Podejrzewała, że Marcus znów posługuje się
siłami nieczystymi, żeby osiągnąć swój cel.
- Marcus! – krzyczała – Nie krzywdź go! Zrób to dla mnie!
- Zamknij się! – wrzasnął.
Usłyszała kroki. Potem jakby coś się przewróciło. Znowu
męski krzyk. Wydawało jej się, że to nie głos Marka ale serce i tak podskoczyło
jej do gardła.
- Marcus… – wychrypiała. Po policzkach ciekły jej łzy. –
Zlituj się.
- Powiedziałem, że masz się zamknąć. – warknął wchodząc
głębiej w całkowitą ciemność pierwszego piętra fabryki.
Wiatr rozwiewał mu włosy. Okna były powybijane, ale wątłe
światło księżyca, które przez nie wpadało nie mogło oświetlić przestrzeni.
- Cholera – zaklął gdy po raz kolejny potknął się o jakieś
przedmioty porozrzucane po podłodze.
Usłyszał jakieś kroki i odwrócił się w tamtą stronę.
- Nie uciekniecie – zachichotał złowieszczo – Nie macie
szans. Znajdę was wszędzie. To tylko kwestia czasu.
Wciąż uparcie przesuwał się w stronę, z której usłyszał
kroki. Doszedł do ściany i wściekły uderzył w nią pięściami. Usłyszał kroki za
sobą. Ktoś biegł szybko w stronę wyjścia. Roześmiał się głośno.
- Ała! – krzyknął uciekinier.
- Myśleliście, że jestem taki głupi, co? – zapytał – Że nie
zadbałem o to, żeby uniemożliwić wam ucieczkę?
Usłyszał kroki. Ktoś biegł do okna.
- Oszczędzę wam bólu – krzyknął – Okna też zabezpieczyłem.
Kroki ustały. Słyszał tylko jak ktoś ciężko oddycha.
Adam rozważał w myślach swoje opcje. Wiedział, że kupił
chłopakom dużo czasu. Doszedł do wniosku, że nie jest gotów poświęcić swojego
życia, że nie chce opuszczać Alice, ale kończyły mu się opcje. Musiał szybko
coś wymyślić.
- Wyjdźcie – powiedział spokojnie Marcus.
Adam zrobił krok w jego kierunku. Usłyszał, że Marcus idzie
w jego stronę. Zatrzymał się kilka metrów od niego.
- Światło – krzyknął
i po chwili przed nim zabłysła czerwonawa poświata.
- Chodźcie! – powiedział spokojnie. – Porozmawiamy.
Adam wahał się przez chwilę. Spojrzał tęsknie w stronę
wyjścia i okien, ale wiedział doskonale, że nie ma szans uciec. Zrobił krok do
przodu. Potem drugi i trzeci i kolejne, aż w końcu stanął twarzą w twarz z
Marcusem w kręgu światła.
- Gdzie pozostali? – zapytał Marcus.
- Uciekli – powiedział spokojnie Adam.
- Zostawili cię? – spojrzał na niego podejrzliwie Marcus.
Adam nigdy nie myślał o tym w ten sposób. Teraz zaczął się
zastanawiać czy faktycznie tak nie było. Co prawda powiedział im, ze mają
uciekać, ale czy to nie było tak, że Darren powinien zostać? Jako jedyny nie
związany uczuciowo z nikim powinien zająć jego miejsce. Powinien im pozwolić
uciec. Jemu i Markowi.
- Tak – powiedział patrząc w czerwone oczy Marcusa –
Zostawili mnie jako przynętę.
- Miałeś zyskać czas, tak?
Adam skinął głową.
- Gdzie uciekli? – zapytał Marcus.
- Nie wiem – pokręcił głową Adam – Były dwie lokalizacje,
które rozważaliśmy jako kolejny przystanek.
- Jakie? – zapytał cicho Marcus. Adamem wstrząsnął
nieprzyjemny dreszcz.
- Chicago i Nowy Jork – odparł.
- Ha! – krzyknął Marcus – mieszkanie Kristen i apartament
Evana?
- Zgadza się.
- Czyli młody jest jeszcze słabym teleporterem, bo porusza
się wyłącznie po miejscach, w których już był… - Marcus mówił jakby do siebie.
- Mylisz się. – wyprowadził go z błędu Adam – Nie było go z
nami ani tutaj, ani u Evana. Był tylko u Kristen, kiedy zabierał stamtąd ją i
Marka.
Marcus podrapał się po głowie i podszedł do Adama łapiąc go
za gardło.
- To dlatego nie mogłem go złapać wtedy – wymamrotał – To
jest ten odporny na działanie sił nieczystych teleporter, tak?
Adam skinął głową. Nie mógł mówić. Marcus za mocno ściskał
go za gardło.
- Świetnie! – krzyknął Marcus puszczając Adama.
Zaczął chodzić w tę i z powrotem, jakby się nad czymś
zastanawiał.
- Nie będziesz mi już potrzebny - powiedział w końcu.
Adam spojrzał na niego przerażony, kiedy otaczały go
czerwone chmury. Jego ciało uniosło się do góry. Serce podskoczyło mu do
gardła. Poczuł ucisk w dołku, a chwilę po tym coś jakby wypchnęło całe
powietrze z jego płuc. Opadł na ziemię. Jego ciało było bezwładne. Dopiero po
chwili odzyskał czucie w kończynach. Bolał go łokieć i biodro. Podniósł głowę.
Na posadzce zobaczył własną krew. Zemdliło go. Chmury dopadły go ponownie. Jego
serce zwolniło, a oddech przyspieszył. Poczuł, jakby jakieś lodowate ręce dotykały
bezpośrednio jego serca i ściskały je, żeby wydusić z niego całe życie. Znów
opadł na ziemię. Nie czuł już bólu. Czuł tylko jakby coś rozrywało go od
wewnątrz. Jakby coś rozrywało jego duszę. Miał dość. Nie mógł tego znieść.
- Poczekaj – wychrypiał
Marcus podszedł do niego i ukucnął łapiąc go za podbródek i
podnosząc jego głowę tak, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Mówiłeś coś? – zapytał.
- Mogę ci się przydać. – powiedział – Wiem jak zniszczyć
lustro.
Marcus zaśmiał się.
- Ja nie chcę go zniszczyć. – powiedział.
Adam skinął głową i podniósł się, żeby usiąść naprzeciwko
Marcusa.
- A co, jeżeli wiem gdzie jest jedyny przedmiot, który może
zniszczyć lustro? Co jeśli obiecam cię do niego zaprowadzić i pomóc ci go
zniszczyć? - zapytał.
Oczy Marcusa powiększyły się. Jego oddech przyspieszył. Adam
uśmiechnął się lekko, bo już wiedział, że zainteresowała go jego oferta.
- Co chcesz w zamian? – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Gdzie jest lustro? – zapytał Adam.
Marcus uśmiechnął się i pstryknął palcami. Obok niego
zmaterializowało się lustro.
- Mam je zawsze przy sobie, tylko jest ukryte. Ciemne moce
dają ogromne możliwości. – Uśmiechnął się widząc zdziwioną minę Adama. – A
teraz zapytam po raz ostatni: Czego chcesz w zamian?
- Alice – Adam opuścił zasłonę myśli – Chcę jej miłości.
Prawdziwej miłości.
Marcus zaśmiał się.
- Chcesz, żeby następnym razem pozwoliła zabić anonimową
dziewczynę?
Adam skinął głową i wlepił wzrok we własne buty.
- Dobrze – powiedział Marcus – Dam ci ją jeśli pomożesz mi
zniszczyć ten przedmiot.
Adam wstał i skinął głową.
- Musisz mi przysiąc – powiedział Marcus patrząc na niego
uważnie
Adam skinął głową.
– Wiesz jaka jest kara za niedotrzymanie przysięgi danej
innemu Zwierciadłu? – zapytał
- Śmierć – powiedział spokojnie Adam. – Ja Adam, przysięgam,
że pomogę tobie, Marcusie w zniszczeniu jedynego przedmiotu, który może się
przyczynić do dezintegracji lustra, które posiadasz. – Wyciągnął do niego rękę.
- Ja Marcus, przysięgam, że jeśli pomożesz mi w zniszczeniu
jedynego zagrożenia dla mojego lustra, to zapewnię ci dozgonną miłość twojej
ukochanej. – uścisnął dłoń Adama, a ten potrząsnął nią.
- To co robimy, wspólniku? – zapytał Marcus.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!