Wrócili do zamku i spakowali się szybko. Kiedy stali na
środku dziedzińca gotowi do podróży, Adam machał im na pożegnanie. Tobias
wyciągnął dłoń do Marka, a drugą ręką objął Eve.
- Tylko mi się więcej nie zgub – powiedział.
- Nie mam zamiaru – objęła go w pasie i we trójkę weszli do
portalu.
Eve nareszcie zrozumiała skąd brały się kolorowe rozbłyski
światła. Tym razem dokładnie widziała każdy mijany korytarz. Pędzili z
niesamowitą prędkością unosząc się cal nad ziemią. Teraz kiedy wiedziała jak
wygląda świat wewnątrz portalu była jeszcze bardziej pełna podziwu dla
zdolności Tobiasa. Nie miała pojęcia jak rozróżniał korytarze i skąd wiedział
którędy powinien iść. Przytuliła się do niego mocniej. Spojrzał na nią
zaniepokojony, ale tylko uśmiechnęła się i pokręciła głową dając mu sygnał, że
wszystko jest w porządku i po prostu chciała być bliżej niego. Odwzajemnił
uśmiech tuż przed tym, jak ogarnęła ich ciemność i wyszli z portalu.
Znaleźli się w mieszkaniu w centrum Chicago. Eve ogarnęła
wzrokiem pomieszczenie i spojrzała pytająco na Marka.
- Ty to urządzałeś?
- Tak. – odparł – ja i Kristen.
- Jest zupełnie nie w twoim stylu. – powiedziała kręcąc
głową.
- Najwyraźniej gust mi się zmienił, kiedy ciemne moce mnie
opętały i kazały pokochać ciebie. – puścił do niej oko.
Zaśmiała się.
- A temu co? – skinął głową w stronę Tobiasa.
Spojrzała na niego, stał z zaciśniętą szczęką i napiętymi
mięśniami.
- Ukrywa nas. – odparła – przyglądając się uważnie twarzy
Tobiasa. Zbladł delikatnie ugiął kolana. Był osłabiony. To druga potężna
iluzja, którą stawiał tego dnia. W końcu odetchnął i spojrzał na nią. Ledwo
trzymał się na nogach. Patrzyła na niego przerażona, kiedy Mark pomagał mu
usiąść na kanapie.
- Zostajesz tu, chłopie – powiedział. – My idziemy poszukać
Kristen.
- Nie, zostaw Eve, ja z tobą pójdę. – wydyszał Tobias.
- Zwariowałeś?! – warknęła na niego Eve. – Zapomnij. Jesteś
wyczerpany. Musisz odpocząć. Idę z nim.
- Eve, to niebezpieczne. Cofacie się w czasie do momentu,
kiedy on był ledwie żółtodziobem, a ciebie nie było nawet w planach. –
powiedział przesuwając palec po jej obojczyku, jak to robił zawsze, kiedy był
zakłopotany, lub czegoś od niej chciał. – Nie powinnaś tam iść.
- Muszę – powiedziała cicho przykładając usta do jego ust –
Jestem mu coś winna.
Tobias pokręcił głową i westchnął. Przyglądał jej się przez
chwilę i doszedł do wniosku, że cokolwiek powie, Eve i tak nie zmieni decyzji i
polezie na poszukiwania.
– Pamiętaj, żeby za żadne skarby nie tracić Marka z oczu.
- Jasne – uśmiechnęła się i wtedy sobie przypomniała, że
musi zrobić jeszcze jedną rzecz. Podeszła do Marka i złapała go delikatnie za
rękę. Spojrzał na nią zdziwiony.
- Powinnam ci coś oddać – powiedziała cicho i w tej samej
chwili poczuła szarpnięcie w okolicy serca.
- Dziękuję – wyszeptał i pocałował ją delikatnie w czoło –
Dziękuję, że się mną opiekowałaś i nigdy nie straciłaś wiary we mnie. Nawet jak
zachowywałem się jak totalny dupek.
Tobias parsknął śmiechem. Eve także się zaśmiała.
- To nie było łatwe – przyznała.
- Idziemy? – zapytał.
- Pewnie – uśmiechnęła się.
- Zamknij oczy, bo uczucie jest dziwne. – powiedział i złapał ją za rękę.
Błysk srebrzystego jak poświata księżyca światła rozświetlił
pokój.
Eve zdążyła jeszcze zobaczyć zmartwioną twarz Tobiasa, a po
chwili wszystko zaczęło wirować. Poczuła jak żołądek jej się skręca. Zacisnęła
powieki i wszystko wróciło do normy. Po chwili poczuła leciutki uścisk dłoni.
Mark dawał jej sygnał, że są na miejscu. Otworzyła oczy.
Dziewiętnastowieczny Paryż był niesamowity. Gwar rozmów,
powozy, kobiety w przepięknych sukniach. Widziała, że tu nie pasuje. Jej dżinsy
i koszulka odcinały się od innych ubrań.
- Użyj mocy – szepnął jej na ucho Mark. – za chwilę
pójdziemy coś kupić – powiedział i zderzył się z jakimś mężczyzną, a po chwili
podszedł do Eve wymachując jego portfelem.
- Ukradłeś mu portfel?! – zapytała oburzona.
-Musiałem. – usprawiedliwił się – Nie mam kasy z epoki.
- Skąd wiedziałeś jak to się robi? – zapytała.
- Wiesz… - podrapał się po brodzie – Nie zawsze byłem
grzeczny – Wyszczerzył zęby – Kiedyś było ze mnie niezłe ziółko.
Eve pokręciła głową z niedowierzaniem. Zamknęła oczy i po
chwili oboje byli przykryci iluzją, która wyglądała jak stroje z epoki.
Mark pociągnął ją za rękę i weszli do sklepu. Eve wyszła z
niego w pięknej, ciemnogranatowej sukni. Mark śmiał się z niej, że mogłaby choć
przez chwilę nie być monotematyczna i przestać ciągle myśleć o Tobiasie, ale
kopnęła go w kostkę i zamilkł.
Wyszli ze sklepu, trzymając się za ręce. Mark pociągnął ją w
tłum.
- Czego szukamy? – zapytała, patrząc jak Mark gorączkowo
skanuje wzrokiem ulicę.
- Jakichkolwiek śladów, że tu była. – westchnął – To może
być ubranie, cokolwiek. - powiedział
Szli przez chwilę w milczeniu, aż Eve wskazała bramę jednego
z budynków. Podbiegli tam. Mark podniósł z ziemi ciemnozieloną jedwabną bluzkę.
Przez chwilę się jej przyglądał, po czym zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu,
jakby przeszukiwał pamięć. Uśmiechnął się.
-Miała ją na sobie, kiedy ją tu odsyłałem. –powiedział.
- Czy to znaczy, że jesteśmy we właściwym miejscu? –
zapytała.
Mark skinął ochoczo głową. Ruszyli w dół ulicy. Szli przez
chwilę rozglądając się na boki. Eve podziwiała elewacje budynków, stroje,
ludzi. Nagle jedna twarz przykuła jej uwagę. Odwróciła się za nim. On także się
obejrzał. Ich oczy się spotkały. Zrobiło się jej gorąco. Stanęła w miejscu.
Dłoń, którą trzymała, wyślizgnęła się z jej ręki.
- Eve, co jest? – zapytał Mark, odwracając się do niej i
czekając trzy kroki za nią.
- Muszę coś sprawdzić – powiedziała i puściła się biegiem za
nieznajomym.
- Eve, czekaj, nie znajdę cię w tym tłumie! – krzyczał Mark,
ale ona już go nie słyszała.
Przepychał się łokciami za nią, ale ona była mniejsza,
zwinniejsza i lepiej sobie radziła przeciskając się przez gęstniejący tłum. Po
chwili stracił ją z oczu. Złapał się za głowę.
- Tobias mnie zabije – powiedział sam do siebie. Spojrzał
tęsknie w dół ulicy, gdzie mogła czekać na niego Kristen, ale po chwili
opamiętał się i ruszył w pogoń za Eve.
…..
Eve przeciskała się przez tłum. Wciąż widziała czubek jego
głowy. Ciemnoszary kapelusz i garnitur. Wyglądał w nim obłędnie. Wiedziała, że
to on. Nie miał dredów ani tatuaży, ale te oczy i to spojrzenie poznałaby
wszędzie. Nie mogła go zapomnieć. Kiedyś mu powiedziała, że chce o nim wiedzieć
wszystko. Właśnie próbowała się czegoś dowiedzieć. Musiała go dogonić. Chciała
poznać jego dawne życie. Chciała wiedzieć jaki był, kiedy jej jeszcze nie znał.
Musiała to sprawdzić, a właśnie nadarzyła się niepowtarzalna okazja
obserwowania go na żywo. Czuła narastające podniecenie, gdy się do niego
zbliżała. Odwrócił się jeszcze raz. Znów na nią spojrzał. Uśmiechnął się
szeroko, ale jakoś nienaturalnie. Zatrzymała się i zaczęła się rozglądać. Ktoś
złapał ją za rękę. Obejrzała się i zamarła. Kris. Serce waliło jej jak młotem, a
w głowie kołatała się tylko jedna myśl, że musi się jak najszybciej znaleźć jak
najdalej od niego.
- „Uciekaj” –
usłyszała w głowie głos Tobiasa.
Podniosła na niego wzrok. Zobaczyła błysk zrozumienia w jego
oczach. Poznawał ją, choć to było niemożliwe. Nie mógł jej poznawać. Jeszcze
jej nie spotkał. Nie mógł jej spotkać. Nie rozumiała co się dzieje. Jak mógł
chcieć ją ocalić, jeśli nie miał pojęcia kim jest. Poczuła ciepło w okolicy
serca.
- „Uciekaj!” –
powtórzył Tobias– „Odnajdę cię, choćbym
miał na to poświęcić całe życie”
Szarpnęła ręką. Uścisk Krisa osłabł. Biegła przed siebie nie
patrząc gdzie się znajduje. Skręciła najpierw w jakąś uliczkę w lewo, a potem w
prawo. Wydawało się jej, że ktoś ją woła po imieniu, ale bała się zatrzymać.
Biegła jeszcze długo skręcając w różne uliczki, nie mając pojęcia gdzie
biegnie. W końcu uznała, że jest poza zasięgiem Krisa. Oparła się plecami o mur
i próbowała złapać oddech. Zacisnęła powieki i próbowała się uspokoić. Serce
biło jej w gardle tak mocno, że ledwo mogła oddychać. Nie spodziewała się
spotkać tu Tobiasa. Nie wspominał, że był w tym czasie w Paryżu. Nie mogła
odgonić myśli o tym, że ją rozpoznał. Powiedział, że ją odnajdzie. Już kiedyś
jej to mówił. W fabryce, kiedy czerwone chmury miały ją porwać w zaświaty, na
zawsze. Obiecywał, że ją odnajdzie. Zawsze. Cały Tobias. Nie. To nie był
Tobias, jakiego znała. Ten był pod wpływem Krisa. Nie mógł nic robić z własnej
woli, więc jakim cudem mógł ją ostrzec? Wiedziała, że to nie komunikacja przez
duszę, bo tamtą słyszała inaczej. To musiał być Tobias z dziewiętnastego wieku.
Tobias, który był wtedy w Paryżu z woli Krisa. Od jak dawna był w jego niewoli,
pod jego wpływem? Od ilu lat cierpiał? Osunęła się w dół i rozpłakała. Długo
nie mogła się uspokoić. Wiedziała, że musi jeszcze raz odnaleźć Tobiasa.
Musiała mu powiedzieć, żeby się nie poddawał. Musiał wiedzieć, że jeszcze
będzie szczęśliwy, z nią. Tylko musiał poczekać. Niedługo, jak na to, że jest
nieśmiertelny.
Usłyszała kroki za sobą i poderwała się na nogi. Obok niej
przeszedł jakiś mężczyzna patrząc się na nią podejrzliwie. Dopiero zdała sobie
sprawę z tego, że musiała się znaleźć w jakichś slumsach. Budynki były
obdrapane, a w uliczce śmierdziało moczem. Musiała wrócić, znaleźć Marka.
Przez trzy godziny chodziła próbując znaleźć drogę powrotną
do alejki, w której zostawiła Marka. Nie udało jej się. Usiadła zrezygnowana w
jednej z bocznych uliczek nieświadoma tego, ze Mark stoi tuż za rogiem.
Rozpłakała się. Pamiętała słowa Tobiasa, że ma nie opuszczać Marka. Nie
wiedziała jak uda jej się wrócić do przyszłości. Wiedziała tylko, ze musi tam
wrócić, bo Tobias czekał na nią bardzo długo. Za długo, żeby ją od razu stracić
nawet nie wiedząc, co do niego czuje. Przysięgła sobie, że jeśli tylko uda się
jej wrócić, od razu powie mu, że go kocha, że pokochała go pierwszego dnia,
tylko długo nie chciała w to uwierzyć. Westchnęła.
Nagle poczuła lekki wstrząs. Przez chwilę miała wrażenie, że
przestala widzieć własną rękę, ale wszystko szybko wróciło do normy. Tylko
miała wrażenie jakby nieco osłabła. Coś błysnęło.
- Mark! – krzyknęła i pobiegła w tamtą stronę, ale jego już
nie było.
…….
Mark biegł za Eve ile sił w nogach. Kiedy w końcu wydawało
mu się, że za chwilę uda mu się ją złapać, puściła się pędem w jego stronę
odbijając się od niego i ginąc w bocznej uliczce. Spojrzał w górę. Ich oczy
spotkały się. Zamarł. Nie było w nim nic z obecnego buntownika, ale był pewien,
że wie do kogo należą te granatowe tęczówki. Dlaczego mu nie powiedział, że tu
będzie? To mogło skomplikować całą akcję. Otrząsnął się. Wiedział, że musi się
skupić na tym, żeby złapać Eve i zaprowadzić ją do teraźniejszości. Puścił się
za nią biegiem. Wołał ją, ale tylko znikała mu za kolejnymi zakrętami. W końcu
nie wiedział już gdzie jej szukać. Stanął i oparł się plecami o mur,
nieświadomy tego, że Eve jest tuż obok. Poczuł wstrząs. Spojrzał na swoje
dłonie. Zniknęły na chwilę, by zaraz znów się pojawić.
- „Trzęsienie czasu”
– pomyślał i zamknął oczy.
Błysk srebrzystego jak poświata księżyca światła rozświetlił
uliczkę.
Mark usłyszał swoje imię, ale było już za późno. Zamknął
oczy a po chwili znalazł się naprzeciwko Tobiasa w mieszkaniu w Chicago.
- Gdzie ona jest? – Tobias powoli podnosił się z kanapy.
Oczy miał przekrwione, a szczękę zaciśniętą. Był wściekły.
- Uciekła mi – odpowiedział Mark cofając się kilka kroków. –
Poczekaj, zaraz to naprawię… - już miał cofnąć czas, kiedy Tobias wymierzył mu
cios w szczękę. Zachwiał się i upadł na podłogę.
- Zwariowałeś?! – krzyknął podrywając się na nogi.
- Nie, baranie! Ja po prostu wiem, że nie wolno cofać czasu
dla anachronizmów! – warknął w odpowiedzi – Ty tez powinieneś wiedzieć jakie są
konsekwencje do cholery!
Mark skinął głową.
- Mówiłeś, że gdzie jest Eve?
- Uciekła – odparł Mark, cofając się znowu o krok, żeby
uniknąć kolejnego ciosu.
- Jak mogłeś jej na to pozwolić?! – wrzasnął Tobias. – Ona
tam zginie!
- To twoja wina! – powiedział Mark popychając Tobiasa tak
mocno, że ten przewrócił się na plecy.
Tobias patrzył na niego zdziwiony.
- Zobaczyła cię. Pobiegła za tobą. Widziałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!