Tłum za plecami Eve gęstniał. Zwierciadła dyskutowały głośno
nad tym, co przed chwilą widziały. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z
tego, że Marcus nie powinien był się tu pojawić. Nie w fabryce, która miała być
bezpiecznym schronieniem. Niepokój narastał.
Adam stał osłupiały. Pojawienie się Marcusa sparaliżowało go
całkowicie. Jeszcze przez chwilę nie mógł się ruszyć. Patrzył tępo na Tobiasa i
mrugał zawzięcie oczami. Alice pociągnęła go za rękaw.
- Adam, co się
dzieje? – zapytała patrząc na niego z niepokojem. Nie zareagował.
Tobias podszedł do niego i pstrykał mu palcami przed oczami.
Zero reakcji. Przyłożył dłoń do jego czoła i poczuł przejmujący chłód.
– Jest w szoku. – powiedział patrząc na Alice.
- I co teraz? Powiedz mi, że dasz radę coś z tym zrobić. –
spojrzała na niego błagalnie.
- Ja nie. – odparł i skinął na Karen – Chodź tutaj.
Karen podeszła i spojrzała Adamowi w oczy. Przestał mrugać.
Położyła mu rękę na sercu i przycisnęła lekko palcami. Otworzył usta.
- Adam! – powiedziała ostro.
Adam potrząsnął głową i rozejrzał się w panice. Kiedy
zauważył, że Marcusa już nie ma, z ulgą wypuścił powietrze z płuc.
- Jak on to zrobił? – powiedział jakby sam do siebie kręcąc
z niedowierzaniem głową. Prawie nie czuł uścisku Alice i jej błagalnego
spojrzenia, pełnego niedowierzania i strachu. .
- Nie wiem. – odpowiedział natychmiast Tobias. – Też się nad
tym zastanawiałem. Iluzje była nie do przebicia. Jestem tego pewien.
- Ja też. – przytaknął Adam. – Nie jesteśmy tu bezpieczni.
Jutro będziemy musieli znaleźć inną siedzibę.
Tobias skinął głową i przyciągnął Eve do siebie. Mark
zbliżył się do nich i przez chwilę przyglądał się im badawczo. Eve złapała Tobiasa
za ręce i próbowała się wyswobodzić z jego objęć. W końcu zaczęła jeden po
drugim odczepiać jego palce. Nic nie mówiła. Wiedziała, ze to tylko pogorszy
sprawę. Czuła, jak puls Tobiasa rośnie, jak z każdą chwilą jest co raz bardziej
zdenerwowany. Wiedziała, że może stracić nad sobą kontrolę. Odwróciła się
twarzą do niego.
- Puść – poprosiła łagodnie. Jego oczy się zwęziły, ściągnął
brwi i przez chwilę patrzył na nią, jakby chciała zapytać, czy jest pewna tego,
co mówi. – Puść – powtórzyła.
Zrobił to bardzo
niechętnie i posłał nienawistne spojrzenie Markowi.
Adam podniósł rękę do góry. Musiał coś powiedzieć
zdezorientowanemu tłumowi.
- Musimy ustalić co się dzieje i jakim cudem Marcusowi udało
się przebić przez naszą iluzję. – powiedział. Jego głos nieco drżał. Był
zdenerwowany. – Kiedy tylko coś ustalimy, poinformujemy was. W tej chwili mogę
powiedzieć tylko tyle, że powinniście się zacząć pakować. Jutro znajdziemy
bezpieczniejsze schronienie. Na noc, każdy kto może niech przykryje się iluzją.
Ja pomogę tym, którzy nie mają takich zdolności.
Tłum zgodnie pokiwał głową, a Adam odwrócił się do stojących
na środku towarzyszy.
- Macie jakiś pomysł?
- Ja mam. – powiedziała Eve. – Jeśli twierdzicie, ze iluzja
była doskonała i że tylko twórca mógł odnaleźć siedzibę, to znaczy, że Marcus
się tu nie teleportował. – powiedziała.
- Przecież widzieliśmy… - zaczął Ryan.
- Widzieliśmy jak się teleportował stąd. – uściśliła. - Co
jest generalnie dość proste nawet jeśli fabryka jest przykryta iluzją, prawda
Alice?
Alice pokiwała głową.
- Teleporter nie musi wiedzieć skąd startuje. Musi dokładnie
znać miejsce, w którym ma zamiar wylądować. – wyjaśniła. – Byłam tu, kiedy się
pojawił. Nie było portalu.
- Może po prostu go nie zauważyłaś? – zapytał Ryan.
- To niemożliwe. –
powiedział szybko Tobias. – Czujemy każdy otwarty w naszym otoczeniu portal. To
taki automat zapobiegający zderzeniom w przestrzeni. Wbrew pozorom teleportacja
też ma swoje prawa. – uśmiechnął się widząc zaciekawienie na twarzy Eve – Nie
teleportujemy się z punktu a do punktu b po najprostszej linii. Istnieją tak
zwane korytarze teleportacyjne. Instynktownie wyczuwamy, które są w danej
chwili używane i nie korzystamy z nich.
Ryan spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- To trochę tak jak sieć dróg z doskonałym systemem
informującym o korkach. – ciągnął Tobias - Wiesz gdzie jest korek, więc
zmieniasz planowaną trasę. Każdy otwierający się w pobliżu portal to
potencjalny korek, bo wychodzi z tego samego miejsca, z którego ty chcesz
wyjechać.
Alice pokiwała głową.
- Wyczuwamy te portale, które są blisko, i które mogą nam
przeszkodzić w wyruszeniu z danego miejsca. Dalszą drogę ustalamy dopiero w
trakcie podróży znów wybierając te najmniej zatłoczone i najszybsze korytarze.
– uśmiechnęła się – Nie mogłam go przeoczyć.
- Jasne. – uśmiechnął się Ryan.
Adam od pewnego czasu przestępował z nogi na nogę. Niecierpliwił
się. Interesowała go hipoteza Eve. Chciał jak najszybciej wiedzieć jakim cudem
Marcus przedostał się przez jego zabezpieczenie.
- Eve, możesz nam powiedzieć co wymyśliłaś? – powiedział
łapiąc ją za rękę i potrząsając lekko. - Jak on to zrobił?
Mark i Tobias natychmiast złapali go za ręce i odsunęli od
Eve.
- Zostaw, ją to boli. – wysyczeli jak na komendę. Spojrzeli
na siebie i natychmiast się od siebie odsunęli wracając jak najszybciej, żeby
zająć miejsca po jej lewej i prawej ręce. Eve uśmiechnęła się lekko. Nawet jej
się to podobało, że dwóch przystojniaków miało o nią zaciekle rywalizować. Wiedziała
jednak, że nie na tym musi się teraz skupić.
- Ciemne moce. – powiedziała patrząc Adamowi w oczy –
Zostawiły tu ślad, kiedy uaktywniła się klątwa Caleba. Marcus musiał posłużyć
się nimi.
Adam rozważał przez chwilę to, co usłyszał. Wydawało się to
bardzo nieprawdopodobne. Zawsze uważał, że Marcus jest za głupi, żeby umieć
posługiwać się ciemnymi mocami. Coś jednak mówiło mu, że Eve może mieć rację.
Musiała mieć rację. To był jedyny sposób w jaki Marcus mógł sforsować
postawioną przez niego i Tobiasa zasłonę iluzji.
Wszyscy patrzyli na niego czekali co powie. Alice uścisnęła
lekko jego dłoń, żeby w końcu się odezwał.
- To jest prawdopodobne.
– przyznał – Jeśli tak, to jest gorzej niż myślałem. Będziemy musieli
zniszczyć całkowicie lustro i jednocześnie szukać anachronizmu w postaci
Kristen gdzieś w bliżej niezidentyfikowanej przeszłości. – podrapał się po
brodzie. – Zajmiemy się tym jutro. Wszyscy jesteśmy wyczerpani. Idźcie się
przespać. – powiedział, po czym objął Alice i odszedł w kierunku swojego
posłania po drodze pomagając postawić kilka iluzji i chowając swoich
sprzymierzeńców.
Karen spojrzała na Ryana, ale odwrócił wzrok, więc powlokła
się do siebie. Eve wpatrywała się w niego pytająco.
- O co wam poszło? – zapytała cicho, ściskając jego dłoń.
- O ciebie. – westchnął ciężko – O to, co ci zrobiła. –
rzucił nienawistne spojrzenie Markowi.
- Wybacz jej… – powiedziała Eve podchodząc do niego i
opierając ręce na jego ramionach - Ja jej wybaczyłam, więc i ty powinieneś.
Pokręcił głową.
- Ryan, widzę, że ci ciężko. Zależy ci na niej. Idź do niej.
Przez chwilę nie wiedział co ze sobą zrobić.
- Ryan, przecież wiesz, co czujesz, a ja widze, że się
męczysz. Zrób coś z tym w końcu! –
warknęła – Zrób coś dla siebie. Zapomnij o mnie! Mi nic nie jest!
Kręcił głową. Wbiła mu palce w ramię.
- To ja jestem starsza, do cholery, masz się mnie słuchać! –
tupnęła noga bardziej na pokaz niż naprawdę – Marsz do Karen!
Wpatrywał się w nią zdumiony dłuższą chwilę, aż w końcu machnął
ręką, uśmiechnął się do niej i pobiegł za Karen. Zrozumiał, że ma rację. Nie
mógł wiecznie udawać, że Karen go nie obchodzi.
Eve została sama z Tobiasem i Markiem. Obaj wpatrywali się w
nią wyczekująco. Zagryzła wargę.
- Idź. – skinęła na Tobiasa. – Pójdę z Markiem.
Tobias otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale uciszyła go
gestem.
- Zrozum. – powiedziała.
Zacisnął zęby, nasunął czapkę głębiej na oczy i odszedł w
kierunku swojego posłania.
Mark złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. Wplótł palce
w jej włosy i przyłożył delikatnie usta do jej szyi. Poczuła przyjemne
mrowienie. Całował ją namiętnie. Oddała pocałunek, chociaż czuła, że coś jest
nie tak, jak być powinno. Nie mogła tego rozgryźć. Mark wziął ją na ręce i
popędził do swojego posłania. Położył się koło niej i przyciągnął jej głowę na
swoje ramię tak, jak robił to kiedyś. Przycisnął wargi do jej czoła czoła i
prawie natychmiast zasnął. Eve leżała chwilę patrząc bezmyślnie w bliżej
nieokreślony punkt w przestrzeni.
Słyszała równe oddechy prawie pięciuset śpiących Zwierciadeł. Nie mogła zasnąć.
Coś ją kłuło w okolicach serca. Usłyszała delikatne brzmienie gitary Tobiasa,
przytłumiony przez oddzielające ich iluzje. Jej serce zabiło mocniej.
Wyślizgnęła się z objęć Marka i ruszyła w kierunku najdalszego kąta fabryki, skąd
dochodził dźwięk głosu Tobiasa.
Wślizgnęła się pod iluzję. Siedział tyłem do niej z czapką
naciągniętą głęboko na twarz i grał jakąś smutną melodię. Cicho podeszła do
niego, ukucnęła za nim i przyłożyła usta do jego ucha.
- Miałeś ją zdjąć na noc. – wyszeptała.
Zesztywniał na chwilę, z niedowierzaniem odwrócił się do
niej, a kiedy spotkał jej spojrzenie, odrzucił szybko gitarę i przytulił ją
mocno. Pocałował ją w szyję, w policzek, a wreszcie w usta. Czuła jego głód i
tęsknotę.
- Jesteś… - wyszeptał.
Uśmiechnęła się.
Eve zasypiała w objęciach Tobiasa, niepewna tego co
przyniesie jutro. Nie miała pojęcia, co począć z Marcusem, ani jaki będzie plan
Adama. Nie wiedziała jaka rola przypadnie jej w tej kolejnej bitwie. Nie miała
też bladego pojęcia co czuje do Marka. Jednego była pewna. Kochała Tobiasa
całym sercem, ale nie mogła mu tego powiedzieć. Nie teraz, kiedy znów była w
niebezpieczeństwie. Nie teraz kiedy mogła go stracić. Nie teraz, kiedy nie
wiedziała gdzie i z kim będzie musiała spędzić następny dzień. Poczuła
zmęczenie. Świadomość nadchodzących problemów i decyzji, które musiała podjąć
przytłaczała ją.
Oparła głowę na ramieniu tego, którego kochała, a on objął
ją mocno, przyciągając bliżej do siebie. Zasnęła w jego silnych ramionach.
Tylko tam czuła się bezpieczna.
<KONIEC>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!