Me

Me

wtorek, 19 lutego 2013

Odbicie 20 - Uwolniona

Mark i Kristen czekali wciąż na teleportera. Mark był przybity. Kristen wciąż była pod wpływem ciemnych mocy i przez cały czas, który spędzili razem nie udało się jej wyzwolić spod ich wpływu. Jego wspomnienia i uczucia nawiedzały go z ogromną siłą od kiedy pierwszy raz objął ją i poczuł jej gorący oddech na swoim policzku. Nie mógł znieść jej wzroku pełnego nienawiści. Nie mógł słuchać jej opowieści o Marcusie. Nie mógł zrozumieć jak mogła nie widzieć, że ją kocha. Siedząc na kanapie obserwował ją jak krzątała się po kuchni nalewając im obojgu soku. Podeszła do niego podając mu szklankę nerwowym gestem.
- Kiedy w końcu ten twój cały Tobias przyśle kogoś po nas? – zapytała – Tęsknię za Marcusem.
Westchnął. Wiedział, ze Tobias się spóźnia, ale nie wiedział dlaczego. Podejrzewał, że stało się coś poważnego. Wzruszył ramionami.
- Nie wiem kiedy wróci po nas. – odparł – już powinien tu być. Nie wiem czemu się spóźnia.
- Ty nigdy nic nie wiesz! – krzyknęła na niego tak, że aż się skulił – Najpierw cofnąłeś mnie w czasie, żeby tam zostawić i pozbawić możliwości spotkania z Marcusem a teraz znowu mnie powstrzymujesz.
- Kristen, nie zostawiłem cię tam specjalnie. Marcus porwał mnie stąd kiedy tylko odesłałem cię w przeszłość. – tłumaczył po raz kolejny.
- I nie mogłeś mnie sprowadzić z powrotem, prawda? Czekałam kilka dni na to, aż mnie stamtąd zabierzesz. W końcu straciłam nadzieję. – głos jej się załamywał – Bałam się, że już nigdy go nie zobaczę.
- Kristen, nie mogłem cię zabrać z tak głębokiej przeszłości będąc w innym miejscu. – odparł spokojnie – Podróże w czasie też mają swoje reguły. Nie mogę ich łamać, bo mógłbym ci zrobić krzywdę.
Odwróciła się od niego wściekła i poszła do sypialni trzaskając drzwiami. Mark westchnął ciężko. Nie miał pomysłu co zrobić, żeby ją przekonać, że nigdy nie chciał dla niej źle. Zawsze pragnął tylko jej dobra. Nawet kiedy był pod wpływem ciemnych mocy i uważał, że go zdradziła, nie potrafił jej źle życzyć. Kochał ją nawet wtedy, kiedy nie zdawał sobie z tego sprawy. Teraz już rozumiał, że Eve była tylko substytutem. Miała go utrzymać przy życiu tak długo, żeby się obudził i zrozumiał, że to Kristen jest mu pisana. Irytowała go obecna sytuacja, bo nie mógł nic zrobić. Przez chwilę siedział patrząc się przed siebie nieobecnym wzrokiem. Starał się uspokoić swoje szalejące serce  i przyspieszony oddech, który pojawiał się za każdym razem, kiedy uświadamiał sobie, że droga do odzyskania Kristen może być długa i wyboista. Podniósł się z kanapy i odstawił szklankę po soku do zlewu.
- Tobias mnie po was przysłał – usłyszał za sobą męski głos. Odwrócił się.
- Dlaczego mam ci wierzyć? – zapytał.
- Dlatego, że po pierwsze przeszedłem przez jego iluzję, a po drugie mam to – wyciągną przed siebie czapkę Tobiasa.
Mark spojrzał na niego zszokowany. Wiedział o Tobiasie niewiele, ale na tyle dużo, żeby zdawać sobie sprawę z tego, że nigdy nie zdejmował czapki. Podejrzewał wręcz, że w niej śpi.
- Dał ci swoją czapkę? – zapytał  zdumiony.
- Tak – uśmiechnął się chłopak – I powiedział, że będziesz zdziwiony.
Roześmiali się obaj. Mark wcisnął czapkę na głowę chłopaka i podniósł kciuki do góry.
- Mówił, że już nie będzie jej potrzebował, bo coś tam, że słońce wreszcie dla niego zaświeciło.  – wzruszył ramionami – Nie wiem, dla mnie gadał jak potłuczony, od rzeczy.
Mark uśmiechnął się pod nosem. Faktycznie, jeśli Eve w końcu powiedziała mu, że go kocha, to Tobias miał prawo być nieco oderwany od rzeczywistości. Niby rozmawiali o tym, że obaj doskonale zdawali sobie sprawę z tego, co Eve czuje.  Kochała Tobiasa od dawna, nawet jeśli ona sama o tym nie wiedziała. Domyślał się, że w końcu mu to wyznała. Cieszył się, że przynajmniej im się układa. Polubił Tobiasa przez te kilka dni, które spędzili razem w Chicago. Doszedł do wniosku, że w zasadzie nie ma powodu, żeby go nie lubić i rozluźnił się. Wtedy nagle okazało się, że Tobias jest całkiem sympatyczny i dowcipny i że kiedy atmosfera robi się gęsta, to on jest tym, który ją rozładowuje jedną celną uwagą.
- Idziemy w końcu? – zapytała Kristen podchodząc do chłopaków.
- Ja tylko czekam na rozkaz – powiedział kłaniając się z wesołym uśmiechem teleporter. Podniósł wzrok na Kristen i mina mu zrzedła, kiedy zobaczył jak na niego patrzy.
- Nie zabijaj! – powiedział podnosząc ręce do góry w obronnym geście.
Mark parsknął śmiechem, ale Kristen spiorunowała go wzrokiem i wyciągnęła rękę do teleportera.
Mark podszedł do nich j złapał drugą dłoń chłopaka.
- Wracajmy – powiedział
- Wedle życzenia  - powiedział otwierając portal przestrzeni.
Razem przekroczyli próg ciemności i za chwilę otoczyły ich kolorowe rozbłyski. Mark przyglądał się im. Miał wrażenie, że coś jest nie tak. Niektóre ze świateł zakrzywiały się nienaturalnie zamiast tworzyć proste linie. Spojrzał na chłopaka. Miał napięte mięśnie twarzy.
- Co się dzieje? – zapytał.
- Ktoś zmienia korytarze – odparł. – Nie podoba mi się to. Musze na bieżąco korygować trasę. To może trochę potrwać – powiedział.
- Znowu problemy – warknęła Kristen patrząc na Marka – Ty zawsze coś przywleczesz!
- Tak szczerze, to to raczej twoja wina. – powiedział chłopak
- A ty kim jesteś, żeby takie rzeczy wiedzieć? – zapytała.
- Jestem Darren – uśmiechnął się.
- Nie o to mi chodziło! – obruszyła się Kristen.
Mark roześmiał się w głos. Darren przypominał mu Tobiasa. Mieli podobne poczucie humoru. Czapka sprawiała, że byli do siebie trochę podobni. Obaj mieli długie, jasne włosy, choć Darren powstrzymał się przed zrobieniem sobie dredów. Tatuaży też nie było widać. Mark złapał daszek czapki i nasunął go głębiej na oczy chłopaka. Ten uśmiechnął się półgębkiem.
- Teraz wyglądasz jak bliźniak Tobiasa! – powiedział.
- To świetnie, może i na mnie jakaś fajna laska poleci – powiedział szturchając Kristen w bok. Odwróciła się od niego. Była wściekła, że nie może puścić jego dłoni.
Chłopcy spojrzeli na siebie i obaj wzruszyli ramionami.
- No nareszcie – powiedział w końcu Darren  - Koniec trasy.
Ogarnęła ich ciemność. Nieuchronny znak końca podróży.
Wyszli z portalu na dziedzińcu zamku.
Tobias i Eve stali naprzeciwko nich. Obejmowali się. Tobias uśmiechnął się szeroko widząc Darrena w swojej starej czapce.
- Teraz ty zaklinasz rzeczywistość? – zapytał.
- Mam nadzieję, że przyniesie mi takie samo szczęście jak tobie – powiedział podając mu rękę na powitanie.
Mark zawiesił wzrok na Eve. Miała na sobie top bez ramiączek. Zobaczył jej tatuaż i uśmiechnął się szeroko podchodząc do niej, żeby się przywitać. Przez chwilę się wahał patrząc uważnie na Tobiasa, ale w końcu objął ją i przytulił mocno.
- Cieszę się, że w końcu zrozumiałaś – powiedział przesuwając palcem po napisie na jej obojczyku.
- Rozumiałam to od dawna – powiedziała – Ale nie wiedziałam jak mu powiedzieć..
Mark pocałował ją w policzek.
- Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłaś – powiedział przytulając ją przez chwilę mocniej.
- Nie masz za co – uśmiechnęła się – Co z tobą i Kristen?
Mark spuścił wzrok i posmutniał.
- Co jest? – zapytała patrząc w jego szare oczy.
- Ciągle uważa, że kocha Marcusa. Mnie nienawidzi.  
- Już nie – wtrącił się Tobias. – Właśnie usiłuje zabić Eve wzrokiem za to, że się z tobą spoufala. I szczerze, zastanawiam się czy nie zawrzeć z nią koalicji. Mam ochotę ci przywalić.
- Teraz już chyba nie powinieneś się bać – odparł wypuszczając Eve z objęć. – Nie masz czego. Nawet czapki się pozbyłeś.
- Obiecałem Eve, że zdejmę ją na zawsze, kiedy spełni się moje największe marzenie. – powiedział przyciągając ją do siebie i całując delikatnie jej obojczyk – A ono niedawno się spełniło.
- Ależ to słodkie – odezwał się Darren wykonując gest, jakby mu się zbierało na wymioty.
Mark zaśmiał się.
- Zazdrościsz mi i tyle – powiedział Tobias.
- Takiej laski? – zapytał Darren uśmiechając się lekko w cieniu daszka – Zawsze!
- No, ale żebyście pamiętali, że żaden z was ma się koło niej nie kręcić. – powiedział żartobliwie – Nie życzę sobie przystojniaków obściskujących się z Eve. Będę dawał w zęby bez ostrzeżenia. – powiedział markując cios ręką w powietrzu.
- Też się cieszę, że cię widzę – powiedział Mark podając mu w końcu rękę na powitanie.
Dopiero po chwili zorientował się co przed chwilą usłyszał.
- Czekaj, co ty powiedziałeś? – zapytał spoglądając to na Tobiasa, to na Kristen.
- Że dostaniesz w zęby, a co? – odparł z zawadiackim uśmiechem.
- Nie o tym, o Kristen. – uściślił wpatrując się w niego uporczywie.
- No tak… - Tobias podrapał się po brodzie - Pamiętasz jaką moc ma iluzja nad zamkiem? – zapytał z delikatnym półuśmiechem na twarzy.
Mark skinął głową. Pewnie, że pamiętał. Iluzja nie wpuszczała nikogo, kto był pod jakimkolwiek wpływem. Trzeba się było zrzec wpływów, żeby przez nią przejść. Ci, którzy ni byli świadomi, że coś nimi kieruje, zrzekali się tego automatycznie. Iluzja Tobiasa była filtrem, który nie tak dawno temu oczyścił jego samego. Powoli odwrócił się do Kristen. Spojrzał na nią niepewnie, a ona puściła się biegiem rzucając mu się w ramiona.
- Przepraszam, przepraszam – powtarzała w kółko  zasypując go gradem pocałunków.
Objął ją mocno i przytulił. Nareszcie był szczęśliwy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!