Mark i Kristen czekali wciąż na teleportera. Mark był
przybity. Kristen wciąż była pod wpływem ciemnych mocy i przez cały czas, który
spędzili razem nie udało się jej wyzwolić spod ich wpływu. Jego wspomnienia i
uczucia nawiedzały go z ogromną siłą od kiedy pierwszy raz objął ją i poczuł
jej gorący oddech na swoim policzku. Nie mógł znieść jej wzroku pełnego
nienawiści. Nie mógł słuchać jej opowieści o Marcusie. Nie mógł zrozumieć jak mogła
nie widzieć, że ją kocha. Siedząc na kanapie obserwował ją jak krzątała się po
kuchni nalewając im obojgu soku. Podeszła do niego podając mu szklankę nerwowym
gestem.
- Kiedy w końcu ten twój cały Tobias przyśle kogoś po nas? –
zapytała – Tęsknię za Marcusem.
Westchnął. Wiedział, ze Tobias się spóźnia, ale nie wiedział
dlaczego. Podejrzewał, że stało się coś poważnego. Wzruszył ramionami.
- Nie wiem kiedy wróci po nas. – odparł – już powinien tu
być. Nie wiem czemu się spóźnia.
- Ty nigdy nic nie wiesz! – krzyknęła na niego tak, że aż
się skulił – Najpierw cofnąłeś mnie w czasie, żeby tam zostawić i pozbawić
możliwości spotkania z Marcusem a teraz znowu mnie powstrzymujesz.
- Kristen, nie zostawiłem cię tam specjalnie. Marcus porwał
mnie stąd kiedy tylko odesłałem cię w przeszłość. – tłumaczył po raz kolejny.
- I nie mogłeś mnie sprowadzić z powrotem, prawda? Czekałam
kilka dni na to, aż mnie stamtąd zabierzesz. W końcu straciłam nadzieję. – głos
jej się załamywał – Bałam się, że już nigdy go nie zobaczę.
- Kristen, nie mogłem cię zabrać z tak głębokiej przeszłości
będąc w innym miejscu. – odparł spokojnie – Podróże w czasie też mają swoje
reguły. Nie mogę ich łamać, bo mógłbym ci zrobić krzywdę.
Odwróciła się od niego wściekła i poszła do sypialni
trzaskając drzwiami. Mark westchnął ciężko. Nie miał pomysłu co zrobić, żeby ją
przekonać, że nigdy nie chciał dla niej źle. Zawsze pragnął tylko jej dobra.
Nawet kiedy był pod wpływem ciemnych mocy i uważał, że go zdradziła, nie
potrafił jej źle życzyć. Kochał ją nawet wtedy, kiedy nie zdawał sobie z tego
sprawy. Teraz już rozumiał, że Eve była tylko substytutem. Miała go utrzymać
przy życiu tak długo, żeby się obudził i zrozumiał, że to Kristen jest mu
pisana. Irytowała go obecna sytuacja, bo nie mógł nic zrobić. Przez chwilę
siedział patrząc się przed siebie nieobecnym wzrokiem. Starał się uspokoić
swoje szalejące serce i przyspieszony
oddech, który pojawiał się za każdym razem, kiedy uświadamiał sobie, że droga
do odzyskania Kristen może być długa i wyboista. Podniósł się z kanapy i
odstawił szklankę po soku do zlewu.
- Tobias mnie po was przysłał – usłyszał za sobą męski głos.
Odwrócił się.
- Dlaczego mam ci wierzyć? – zapytał.
- Dlatego, że po pierwsze przeszedłem przez jego iluzję, a
po drugie mam to – wyciągną przed siebie czapkę Tobiasa.
Mark spojrzał na niego zszokowany. Wiedział o Tobiasie
niewiele, ale na tyle dużo, żeby zdawać sobie sprawę z tego, że nigdy nie
zdejmował czapki. Podejrzewał wręcz, że w niej śpi.
- Dał ci swoją czapkę? – zapytał zdumiony.
- Tak – uśmiechnął się chłopak – I powiedział, że będziesz
zdziwiony.
Roześmiali się obaj. Mark wcisnął czapkę na głowę chłopaka i
podniósł kciuki do góry.
- Mówił, że już nie będzie jej potrzebował, bo coś tam, że
słońce wreszcie dla niego zaświeciło. –
wzruszył ramionami – Nie wiem, dla mnie gadał jak potłuczony, od rzeczy.
Mark uśmiechnął się pod nosem. Faktycznie, jeśli Eve w końcu
powiedziała mu, że go kocha, to Tobias miał prawo być nieco oderwany od
rzeczywistości. Niby rozmawiali o tym, że obaj doskonale zdawali sobie sprawę z
tego, co Eve czuje. Kochała Tobiasa od
dawna, nawet jeśli ona sama o tym nie wiedziała. Domyślał się, że w końcu mu to
wyznała. Cieszył się, że przynajmniej im się układa. Polubił Tobiasa przez te
kilka dni, które spędzili razem w Chicago. Doszedł do wniosku, że w zasadzie
nie ma powodu, żeby go nie lubić i rozluźnił się. Wtedy nagle okazało się, że
Tobias jest całkiem sympatyczny i dowcipny i że kiedy atmosfera robi się gęsta,
to on jest tym, który ją rozładowuje jedną celną uwagą.
- Idziemy w końcu? – zapytała Kristen podchodząc do
chłopaków.
- Ja tylko czekam na rozkaz – powiedział kłaniając się z
wesołym uśmiechem teleporter. Podniósł wzrok na Kristen i mina mu zrzedła,
kiedy zobaczył jak na niego patrzy.
- Nie zabijaj! – powiedział podnosząc ręce do góry w
obronnym geście.
Mark parsknął śmiechem, ale Kristen spiorunowała go wzrokiem
i wyciągnęła rękę do teleportera.
Mark podszedł do nich j złapał drugą dłoń chłopaka.
- Wracajmy – powiedział
- Wedle życzenia -
powiedział otwierając portal przestrzeni.
Razem przekroczyli próg ciemności i za chwilę otoczyły ich
kolorowe rozbłyski. Mark przyglądał się im. Miał wrażenie, że coś jest nie tak.
Niektóre ze świateł zakrzywiały się nienaturalnie zamiast tworzyć proste linie.
Spojrzał na chłopaka. Miał napięte mięśnie twarzy.
- Co się dzieje? – zapytał.
- Ktoś zmienia korytarze – odparł. – Nie podoba mi się to.
Musze na bieżąco korygować trasę. To może trochę potrwać – powiedział.
- Znowu problemy – warknęła Kristen patrząc na Marka – Ty
zawsze coś przywleczesz!
- Tak szczerze, to to raczej twoja wina. – powiedział chłopak
- A ty kim jesteś, żeby takie rzeczy wiedzieć? – zapytała.
- Jestem Darren – uśmiechnął się.
- Nie o to mi chodziło! – obruszyła się Kristen.
Mark roześmiał się w głos. Darren przypominał mu Tobiasa.
Mieli podobne poczucie humoru. Czapka sprawiała, że byli do siebie trochę
podobni. Obaj mieli długie, jasne włosy, choć Darren powstrzymał się przed
zrobieniem sobie dredów. Tatuaży też nie było widać. Mark złapał daszek czapki
i nasunął go głębiej na oczy chłopaka. Ten uśmiechnął się półgębkiem.
- Teraz wyglądasz jak bliźniak Tobiasa! – powiedział.
- To świetnie, może i na mnie jakaś fajna laska poleci –
powiedział szturchając Kristen w bok. Odwróciła się od niego. Była wściekła, że
nie może puścić jego dłoni.
Chłopcy spojrzeli na siebie i obaj wzruszyli ramionami.
- No nareszcie – powiedział w końcu Darren - Koniec trasy.
Ogarnęła ich ciemność. Nieuchronny znak końca podróży.
Wyszli z portalu na dziedzińcu zamku.
Tobias i Eve stali naprzeciwko nich. Obejmowali się. Tobias
uśmiechnął się szeroko widząc Darrena w swojej starej czapce.
- Teraz ty zaklinasz rzeczywistość? – zapytał.
- Mam nadzieję, że przyniesie mi takie samo szczęście jak
tobie – powiedział podając mu rękę na powitanie.
Mark zawiesił wzrok na Eve. Miała na sobie top bez
ramiączek. Zobaczył jej tatuaż i uśmiechnął się szeroko podchodząc do niej,
żeby się przywitać. Przez chwilę się wahał patrząc uważnie na Tobiasa, ale w
końcu objął ją i przytulił mocno.
- Cieszę się, że w końcu zrozumiałaś – powiedział przesuwając
palcem po napisie na jej obojczyku.
- Rozumiałam to od dawna – powiedziała – Ale nie wiedziałam
jak mu powiedzieć..
Mark pocałował ją w policzek.
- Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłaś – powiedział
przytulając ją przez chwilę mocniej.
- Nie masz za co – uśmiechnęła się – Co z tobą i Kristen?
Mark spuścił wzrok i posmutniał.
- Co jest? – zapytała patrząc w jego szare oczy.
- Ciągle uważa, że kocha Marcusa. Mnie nienawidzi.
- Już nie – wtrącił się Tobias. – Właśnie usiłuje zabić Eve
wzrokiem za to, że się z tobą spoufala. I szczerze, zastanawiam się czy nie
zawrzeć z nią koalicji. Mam ochotę ci przywalić.
- Teraz już chyba nie powinieneś się bać – odparł
wypuszczając Eve z objęć. – Nie masz czego. Nawet czapki się pozbyłeś.
- Obiecałem Eve, że zdejmę ją na zawsze, kiedy spełni się
moje największe marzenie. – powiedział przyciągając ją do siebie i całując
delikatnie jej obojczyk – A ono niedawno się spełniło.
- Ależ to słodkie – odezwał się Darren wykonując gest, jakby
mu się zbierało na wymioty.
Mark zaśmiał się.
- Zazdrościsz mi i tyle – powiedział Tobias.
- Takiej laski? – zapytał Darren uśmiechając się lekko w
cieniu daszka – Zawsze!
- No, ale żebyście pamiętali, że żaden z was ma się koło
niej nie kręcić. – powiedział żartobliwie – Nie życzę sobie przystojniaków
obściskujących się z Eve. Będę dawał w zęby bez ostrzeżenia. – powiedział
markując cios ręką w powietrzu.
- Też się cieszę, że cię widzę – powiedział Mark podając mu w
końcu rękę na powitanie.
Dopiero po chwili zorientował się co przed chwilą usłyszał.
- Czekaj, co ty powiedziałeś? – zapytał spoglądając to na
Tobiasa, to na Kristen.
- Że dostaniesz w zęby, a co? – odparł z zawadiackim
uśmiechem.
- Nie o tym, o Kristen. – uściślił wpatrując się w niego
uporczywie.
- No tak… - Tobias podrapał się po brodzie - Pamiętasz jaką
moc ma iluzja nad zamkiem? – zapytał z delikatnym półuśmiechem na twarzy.
Mark skinął głową. Pewnie, że pamiętał. Iluzja nie
wpuszczała nikogo, kto był pod jakimkolwiek wpływem. Trzeba się było zrzec
wpływów, żeby przez nią przejść. Ci, którzy ni byli świadomi, że coś nimi
kieruje, zrzekali się tego automatycznie. Iluzja Tobiasa była filtrem, który
nie tak dawno temu oczyścił jego samego. Powoli odwrócił się do Kristen. Spojrzał
na nią niepewnie, a ona puściła się biegiem rzucając mu się w ramiona.
- Przepraszam, przepraszam – powtarzała w kółko zasypując go gradem pocałunków.
Objął ją mocno i przytulił. Nareszcie był szczęśliwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!