Marcus oddychał co raz płycej. Jego serce zwalniało. Kristen
wyrwała się z objęć Marka i podeszła do niego.
- Umierasz? – zapytała.
Skinął słabo głową.
- Dlaczego? Jak?
- Byłem związany z lustrem. Tak długo korzystałem z jego
mocy, że nie mogę już bez niego żyć. – powiedział cicho. – Kristen…
Wyciągnął do niej rękę w błagalnym geście. Odwróciła się od
niego, żeby odejść, ale coś ją powstrzymało. Spojrzała na niego przez ramię.
- Co?
- Kocham cię – powiedział – Zawsze cię kochałem i dlatego to
wszystko robiłem. – wychrypiał – Nie mogłem znieść myśli, że kochasz innego…
- Ale ja kocham innego! – krzyknęła – Kocham Marka i zawsze
go kochałam.
- Wiem…
- Wiesz? I dlatego postanowiłeś uczynić swoją ukochaną
najnieszczęśliwszą osoba na ziemi? Dlatego oddzieliłeś mnie od Marka i zmusiłeś
do bycia ze sobą? – pytała jednym tchem – To nie jest miłość, Marcus, to jest
choroba. Ty mnie nie kochałeś! Ty kochałeś się nade mną znęcać.
- Kristen… - wychrypiał cicho – to nie tak…
Potrząsnęła głową. Nie chciała słuchać jego wyjaśnień. Nie
obchodziło jej co ma do powiedzenia. Był jej najgorszym koszmarem i wiedziała,
że na zawsze nim pozostanie.
- Wiesz, że od czasu do czasu odzyskiwałam przytomność
umysłu i wtedy płakałam? – zapytała patrząc mu w oczy.
- Nie wiedziałem – przyznał
- myślałem, ze iluzja sił nieczystych jest bezbłędna. Myślałem, ze
będziesz w niej szczęśliwa.
- Nie mogłam być w niej szczęśliwa. To nie było życie! –
krzyknęła – To był jakiś idiotyczny film, który przewijał się w mojej głowie.
Jakiś koszmar…
Odwróciła się, żeby odejść, ale złapał ją za rękę i
przyciągnął do siebie. Pocałował ją. Spoliczkowała go mocno. Zamknął oczy.
Wiedział, że nie powinien tego robić. Zobaczył stojącego za nią Marka. Widział,
że jest wściekły i wiedział, że gdyby nie był umierający, to Mark w tej chwili
znalazłby sposób, żeby go zabić.
- Pozwól mi zrobić jedną rzecz, żeby odkupić choć trochę
moich win – poprosił Marcus patrząc Kristen w oczy.
Poczuła na sobie rękę Marka.
- „Zostaw go” –
powiedział do jej myśli. – „Nie jesteś mu
nic winna”
- „Poczekaj chwilę”
– odparła i skinęła na Marcusa.
Po chwili poczuła delikatne mrowienie w okolicy serca.
- Co ty zrobiłeś? – zapytała.
- Oddałem ci twoją duszę. – powiedział, a po policzku
spływała mu łza. – Bądź szczęśliwa.
Opadł na ziemię. Jego oczy były szeroko otwarte i całkowicie
czarne.
- To koniec? – wyszeptała Kristen. Jej ręce się trzęsły. Nie
mogła uwierzyć, że koniec jej koszmaru właśnie nadszedł. Mark przytulił ją
mocno.
- Tak – wyszeptał. Poczuł jak wstrząsa nią szloch.
- Jestem wolna… - wychrypiała zarzucając mu ręce na szyję.
………
Adam z trudem dźwigał lustro. Było cięższe niż kiedyś, albo
przytłaczało go poczucie winy. Może złożona Marcusowi przysięga próbowała go
powstrzymać przed tym, co planował zrobić… Podszedł do znajomych drzwi i
uśmiechnął się lekko.
Pamiętał jak długo szukał w pamięci momentu, kiedy po raz
kolejny zobaczył swoje skradzione drzwi. Teraz wreszcie wiedział kto je ukradł
i dlaczego. Nie podejrzewał Evana o tak rozległą wiedzę na temat luster. Nie
wiedział, że jest aż tak doświadczony. Nigdy o tym nie rozmawiali. Evan dobrze
zrobił zabierając mu te drzwi. Domyślił się co będzie niszczycielem i ukradł je
na dzień przed tym, jak pojawił się u niego Damen żądając wydania tych drzwi.
Dopiero teraz Adam zaczynał kojarzyć fakty. Przez wiele lat nie rozumiał
wściekłości Damena, kiedy mu odmówił i zaproponował inne drzwi. Nie rozumiał
dlaczego tak dużo czasu zajęło mu poskładanie tego wszystkiego do kupy.
Dlaczego zorientował się w tym dopiero w fabryce, kiedy kazał chłopakom
uciekać.
Przypomniał sobie wtedy, że jeśli twórca pominie ten etap,
to lustro podczas tworzenia zawsze znajduje sobie coś, co może je zniszczyć i
każe zapisać twórcy w dzienniku sposób zniszczenia. Wiedział też, że lustro nie
ma żadnego wpływu na to w jaki sposób i na której stronie zostanie to zapisane.
Dlatego notatki Damena były tak chaotyczne i zagmatwane. Musiał się bardzo
bronić przed napisaniem tego, ale nie miał wyboru. Dobrze o tym wiedział. To
samo dotyczyło wszystkich luster. Wszyscy ich twórcy o tym wiedzieli.
Adam uśmiechnął się do siebie i postawił lustro szkłem w
stronę drzwi. Usłyszał trzaski, a po chwili brzęk tłuczonego szkła. Uśmiechnął
się, do siebie.
- Nie! – usłyszał krzyk Marusa.
Zaśmiał się głośno.
- Zdrajca! – krzyknął Marcus. Adam usłyszał jak osuwa się na
ziemię. Wiedział, że nie ma dużo czasu. Wiedział, że zbliża się i jego koniec.
Złamał przysięgę daną Marcusowi. Musiał umrzeć. Zapragnął zrobić jeszcze jedną
rzecz. Chciał jej wszystko wyjaśnić.
- Alice! – krzyknął.
Usłyszał kroki. Wiedział, że biegnie do niego. Upadł na
kolana. Był co raz słabszy.
Alice podbiegła do niego i uklęknęła. Wzięła jego twarz w
dłonie i zmusiła do spojrzenia na siebie. Zmusił się do uśmiechu.
- Przyszłaś – powiedział słabo.
Alice skinęła głową. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Nie
rozumiała co się dzieje, dlaczego Adam był tak słaby.
- Tobias! – chciała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle.
Tobias był jej jedyną nadzieją. Mógł pomóc Adamowi. Był
uzdrowicielem. Jednym z najlepszych. Musiał sobie dać z tym radę.
Adam złapał ją za rękę.
- Nie – powiedział głaszcząc ją kciukiem po policzku – On mi
nie pomoże.
- Jak to? – zapytała.
- Złożyłem Marcusowi przysięgę. – powiedział.
Alice patrzyła na niego zdziwiona. Mogła się po nim
spodziewać wszystkiego, ale nie takiej głupoty. Bo jak inaczej to nazwać, jeśli
nie głupotą? Jak inaczej można było nazwać?
- Dlaczego? – zapytała z trudem powstrzymując łzy.
- To był jedyny sposób. – powiedział - Musiałem ocalić chłopaków. Wiedziałem, że
Marcus ich zabije, jeśli tylko uda mu się ich złapać. Musiałem tam zostać, a
potem musiałem tu przybyć z lustrem, żeby je zniszczyć. Gdybym nie obiecał mu
pomocy w zniszczeniu drzwi, zabiłby mnie i lustro nigdy nie mogłoby być
zniszczone. – westchnął – Tylko ja mogłem je zniszczyć. Beze mnie bylibyście
skazani na wieczne usiekanie przed Marcusem. Nie mogłem na to pozwolić.
Alice patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Łzy
płynęły jej po policzkach.
- Co zrobiłeś? – zapytała – Co ty najlepszego zrobiłeś?!
Adam złapał ją za ręce.
- Jeśli ktoś musiał odejść, żebyście wy byli wolni, to
trudno. – powiedział. – Cieszę się, że to mogłem być ja, a nie Mark albo Darren
albo Tobias. Cieszę się, że oni mają szansę na szczęście na które zasługują.
- A ja? – wychrypiała przez łzy.
- Ty też – powiedział cicho. – Ty też masz szansę na
szczęście. Nie ze mną, niestety, co mnie bardzo boli, ale czuję, że pokochasz
jeszcze kogoś. Ja byłem ci dany tylko na chwilę i tylko w ten sposób mogłem
spróbować odkupić swoje winy.
- I odkupiłeś. – powiedział głos, którego źródła nie mogli
zlokalizować.
- Ryan? – Alice obejrzała się za siebie.
- Tak – powiedział cicho. – Marcus właśnie stał się
posiłkiem moich towarzyszy, a ja… Mam dla was wszystkich prezenty od duchów,
które są wdzięczne za uwolnienie ich od władzy Marcusa i od konieczności
słuchania jego poleceń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!