Darren wszedł do portalu ciągnąc za sobą Marka i Adama. Obaj
byli niepewni tego, co się ma za chwilę stać. Wbrew swoim obawom, bez przeszkód
przeszli przez ciemność i po chwili zobaczyli rozbłyski światła.
- Do fabryki, tak? – zapytał Mark.
Darren przytaknął.
- Pewnie, ale najpierw trochę go zmylimy. – powiedział –
podejrzewam, ze będzie wiedział w którą stronę otwierałem portal, więc najpierw
odwiedzimy kilka miejsc.
Ogarnęły ich ciemności, po chwili wyszli z portalu w
miejscu, którego Mark nie poznawał.
- Gdzie jesteśmy? – zapytał rozglądając się po salonie o
ciemnej podłodze i czerwonych ścianach. Pobojowisko na podłodze wskazywało na
to, że coś niepokojącego się tu niedawno stało.
- To dom Caleba – powiedział Adam – Stąd Marcus porwał Marka
i Eve niedługo po pierwszym ataku na zamek. Spóźniliśmy się z Alice.
Darren przytaknął i już otwierał kolejny portal. Weszli do
niego bez wahania.
- Dlaczego właściwie to robisz? – zapytał Adam.
- żebyśmy mieli trochę więcej czasu. – odparł. – Nie wątpię,
że Marcus w końcu nas znajdzie.
- Nie o to mi chodzi…
- Dlaczego w ogóle wam pomagam, tak? – zapytał
Adam przytaknął patrząc na niego badawczo.
- Wiem, że za pierwszym razem odmówiłeś. – powiedział.
- Owszem. Nie widziałem wtedy w tym swojej korzyści. – wzruszył
ramionami. - Tobias obiecał mi pomóc w
paru sprawach, więc ja obiecałem pomóc jemu.
- W jakich sprawach? – zainteresował się Mark.
Darren poruszył się niespokojnie. Wiedział, że nie uniknie
odpowiedzi na to pytanie.
- Znamy się z Tobiasem długo. – powiedział – Razem byliśmy
uczniami Adama – ukłonił się lekko swojemu mentorowi, Adam odpowiedział
uśmiechem.
- Obaj byliście nieźli – powiedział.
- Tak, ale tylko jeden z nas miał to szczęście, że kobiety
go zauważały – powiedział smutno Darren. – pamiętam, że nigdy żadna nie
zwróciła na mnie uwagi, kiedy on był w pobliżu…
- Przecież wiesz, że miał dar… - przerwał mu Adam.
- Wiem. – odparł -
Wiem też, że wcale go nie potrzebował. Miał niesamowitą łatwość nawiązywania
kontaktów z kobietami. Ja zawsze je czymś zrażałem.
- Tak? – zdziwił się Mark – Wydajecie się mieć podobne
charaktery.
- Bo tak jest – zgodził się Adam. – mogę się założyć, że to
był tylko efekt daru Tobiasa.
- Nie wiem – wzruszył ramionami Darren – ale Tobias obiecał
mi, ze powie mi w jaki sposób udało mu się zdobyć serce Eve…. Mama nadzieję, że
mi to pomoże.
- Darren, oni byli sobie pisani – powiedział spokojnie Adam
– Cokolwiek Tobias by nie zrobił, Eve i tak miała go pokochać. Tak było
ustalone już od dawna.
- Świetnie – obruszył się Darren – to znaczy, że mi nikt nie
jest pisany? – zapytał
- Może tobie pisana jest inna miłość – odparł Adam. – Może
poóźniejsza, nie wiem….
- Dobra, nie ważne.
Ogarnęła ich ciemność. Znaleźli się w dobrze im znanej
fabryce.
- Jesteśmy – powiedział Darren.
- Dzięki – wykrztusił w końcu Mark – powinniśmy ci
podziękować już wcześniej.
Darren wzruszył ramionami i usiadł na pierwszym posłaniu,
jakie znalazł.
- Co teraz? – zapytał Adam.
- Czekamy – odparł. – Aż Marcus nas znajdzie. Będziemy
zwiewać aż nas dopadnie. Tylko w ten sposób możemy go odciągnąć od zamku i
uratować tych, którzy się tam znajdują.
- Dlaczego chcesz ich ratować? – zapytał Tobias.
- Bo jest tam ktoś, na kim mi zależy. – spojrzał niepewnie
na Adama. – Kiedy ją zobaczyłem, wszystko się dla mnie zmieniło. Już mam po co
żyć.
Naciągnął czapkę na oczy i wbił wzrok w buty.
…….
-Marcus! – krzyknęła Kristen kiedy tylko przekroczyła
granice iluzji.
Rozejrzała się, ale nie zobaczyła niczego, co mogłoby
poświadczać jego obecność. Ruszyła przed siebie. Wiedziała, że w końcu ją
znajdzie. Miała nadzieję, że zdąży ocalić Marka.
Sza długo co jakiś czas wykrzykując imię Marcusa. Miała
wrażenie, że mijają wieki. Zaczęła wątpić czy kiedykolwiek ją odnajdzie. Nagle
usłyszała za sobą szelest. Odwróciła się i zobaczyła kłębiące się czerwone
chmury, z których po chwili wyłoniła się sylwetka człowieka, którego kiedyś
uważała za swojego ukochanego.
- Witaj – powiedział Marcus podchodząc do niej i kładąc jej
dłoń na policzku.
Zrobiło jej się niedobrze. Odwróciła się od niego. Chciała
uciec, ale złapał ją za rękę.
- Pamiętaj kto jest w mojej łasce – powiedział ostrzegawczym
tonem.
Przełknęła głośno ślinę i zmusiła się, żeby na niego
spojrzeć. Zbliżał się do niej. Wiedziała, że chce ją pocałować i musiała mu na
to pozwolić, choć napawał ją odrazą. Przyłożył usta do jej warg. Użyła całej
siły woli, żeby go nie odepchnąć. Próbowała sobie wyobrazić, że całuje Marka,
ale to nie było to. Nie pachniał ani nie smakował jak on. Jego pocałunki były
zbyt natarczywe. Zupełnie nie takie, jak powinny być. Podniosła rękę i położyła
na jego ramieniu. Musiała go przekonać, że jest zaangażowana, że chce tego tak
samo jak on. W końcu odsunął się od niej i uśmiechnął się szeroko.
- Zostaniesz ze mną? – zapytał gładząc ją kciukiem po
policzku. Wzdrygnęła się.
- Tak – powiedziała cicho.
- Dlaczego? – zapytał.
Już chciała mu
powiedzieć prawdę. Chciała mu oznajmić, że jedyny sposób, żeby zatrzymał ją
przy sobie, to zagrożenie życiu Marka, jej prawdziwej miłości. Chciała mu powiedzieć,
że go nienawidzi za to co jej zrobił, chciała mu to wszystko wykrzyczeć prosto
w twarz, ale wiedziała, że jeśli to zrobi, straci Marka na zawsze. Nie mogła do
tego dopuścić.
- Kocham cię – powiedziała. Te słowa ledwo przeszły jej
przez gardło, zostawiając gorzki posmak kłamstwa. Największego kłamstwa na
świecie. Powiedziała swojemu oprawcy, że go kocha. Nie wiedziała jak to
możliwe, że udało jej się coś takiego z siebie wydusić i wtedy nawiedziła ją
wizja Marka. Prawie poczuła jak ją całuje. Opadła na kolana i rozpłakała się.
- Nie martw się – powiedział Marcus biorąc ją na ręce –
Zaraz się z nim zobaczysz.
Spojrzała na niego niepewnie.
- Obiecałem, więc go wypuszczę. Nic mu nie zrobiłem –
pogładził ją kciukiem po policzku.
Pocałowała go szybko
w policzek.
- Dziękuję – wyszeptała.
Nie obchodziło jej, że będzie musiała z nim żyć do końca życia.
Oszczędził Marka. Nie mogła go potępiać. Musiała czuć do niego wdzięczność.
Uśmiechnął się szeroko i przez chwilę wydawało jej się, że mogłaby go pokochać
w takiej formie, że mogłaby zapomnieć o Marku i ułożyć sobie z nim życie. Może
dzięki niej wróciłby na właściwą drogę…
Otoczyły ich czerwone chmury i po chwili znaleźli się przed
zasypaną kamieniami grotą.
- Mark jest za tym zwaliskiem kamieni – powiedział Marcus,
kiedy czerwone chmury odkrywały przed nimi przejście. Nie patrzył na grotę ani
na kamienie. Jego oczy skupione były na niej. Widział narastające w niej
podniecenie na myśl, że za chwilę ujrzy ukochanego. Nie oszukiwał się.
Wiedział, ze kocha jego, ale był gotów na wszystko, żeby chociaż udawała, że coś do niego czuje.
Kiedy przejście było wystarczająco duże, Kristen weszła do
groty. Marcus poszedł tuż za nią wciąż patrząc się tylko na jej twarz.
Rozejrzała się dookoła, a po chwili zawiesiła wzrok na nim. W jej oczach nie
zobaczył niczego, czego by się spodziewał. Nie było zachwytu, nie było
oczekiwania, nie było nadziei. Było zdziwienie.
- Gdzie Mark? – zapytała.
Rozejrzał się po grocie. Była pusta. Nie było nawet śladu po
tym, że przetrzymywał tu trzech mężczyzn.
- Pięć minut temu
jeszcze tu byli – powiedział rozglądając się nerwowo.
Machnął ręką. Otoczyły go czerwone chmury.
- Co się stało?! –zapytał niskim, głębokim głosem.
- Uciekli – ten głos nie odbijał się od ścian. Pochodził nie
z tego świata.
Kristen spojrzała z niepokojem na Marcusa.
- Jak? – zapytał.
Widziała, że jest wściekły. Podeszła do niego i pocałowała
go. Musiała go uspokoić. Odepchnął ją.
- Teleportowali się – powiedział głos – Ten blondyn. Nasza
magia na niego nie działa.
- Znajdę! – krzyknął Marcus –a jak znajdę, to zabiję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!