Adam siedział ze spuszczoną głową na łóżku i wpatrywał się
we własne stopy. Nie ruszył się z miejsca od kiedy przyniósł Alice do swojego
pokoju.
Ryan odszedł. Czuł się winny jego śmierci. Czuł, że Karen
odeszła przez niego. Wiedział, że jej śmierć wpłynęła na to, ze nie był sobie w
stanie poradzić ze swoim darem. Wiedział, ze jest winien śmierci Augustusa. Nie
był pewien czy za Klive’a też powinien się obwiniać, czy nie. Przepełniał go
żal i wściekłość. Nienawidził samego siebie. Nienawidził swojego daru, którego
ostatnio nadużywał, bo dawał mu złudne poczucie władzy, jednocześnie osłabiając
zdolność trzeźwej oceny sytuacji. Wiedział, że mógł to wszystko zakończyć już
przy pierwszym ataku na zamek, gdyby tylko przełknął własną dumę. Zamiast
samemu próbować dorwać Kristen powinien posłać tam Tobiasa. Zawsze był
silniejszy psychicznie i lepszy od niego we wszystkim. Nigdy mu tego nie
powiedział, ale wiedział, że uczeń już dawno przerósł mistrza. Był niesamowicie
potężny i wciąż się rozwijał, wciąż ćwiczył i doskonalił swoje umiejętności.
Potrafił się bawić swoją mocą, jednocześnie podnosząc swoje kwalifikacje. Od
dawna zazdrościł mu jednej rzeczy. Nie oddziaływania na kobiety, ale tego, że
mimo tak tragicznej przeszłości potrafił żyć nadzieją, że jego życie w końcu
się odmieni i potrafił się cieszyć każdą chwilą. Opłaciło się. Tobias w końcu
znalazł swoją Eve i wyglądali na niesamowicie szczęśliwych.
Westchnął i spojrzał na Alice, która niespokojnie poruszyła
się w łóżku a po chwili usiadła gwałtownie.
- Co się właściwie stało?
- zapytała patrząc na niego pytająco. – Gdzie Ryan? Dlaczego chciał mnie
zabić?
Adam przysunął się do niej i delikatnie pogładził ją po
policzku.
- On nie chciał cię skrzywdzić. Nie wiedział co się z nim
dzieje. Nie panował nad sobą.
- Mało mnie nie zabił! – krzyknęła Alice.- Co się z nim
stało?
Adam westchnął. Nie wiedział od czego zacząć. Nie wiedział
jak jej powiedzieć co stało się później.
- Uciekł. – powiedział.
- Tchórz! – krzyknęła wściekła.
Adam położył jej rękę na ramieniu, żeby ją uspokoić. Chciał
skończyć to, co miał do powiedzenia.
- Zaraz za granicą iluzji dopadł go Marcus i wmówił mu, że
tylko kolejne morderstwo mu pomoże… - urwał.
Alice wydała stłumiony okrzyk przerażenia i przyłożyła
dłonie do ust. Przez chwilę oddychała głęboko, żeby się uspokoić. Serce waliło
jej jak oszalałe.
- Kto? – zapytała.
- Tobias.
Łzy same popłynęły jej po policzkach. Przeżyła by
wszystkich, tylko nie jego. Uwielbiała jego pozytywne nastawienie do życia,
jego dowcipy, jego uśmiech w cieniu daszka. Codziennie dziękowała mu za to, jak
zmienił Eve, jak w ciągu kliku dni wyleczył ją całkowicie po załamaniu
związanym z oszustwem Marka. Własnie… Eve…
- A co z nią? – zapytała podnosząc oczy na Adama.
- Mało nie umarła. Chciała się poddać, ale Ryan wynegocjował
z duchami, że wypuszczą duszę Tobiasa.
- Więc on żyje? – zapytała.- Jak to możliwe?
- Spędził mało czasu w zaświatach, a w zasadzie w
przejściowym świecie. – westchnął – Ryan
natychmiast po niego poszedł, kiedy zorientował się, że Eve bez niego nie może
żyć. Oddała mu duszę. Chciała się zabić.
- Jednak? – uśmiechnęła się Alice. – W końcu mu powiedziała,
że go kocha?
Skinął głową i uśmiechnął się lekko.
- I co? – ożywiła się.
- Nic. – wzruszył ramionami – Pozbył się czapki.
- Tobias bez czapki. Chciałabym to zobaczyć – powiedziała.
- Nie wątpię… - uśmiechnął się smutno.
Alice przez chwilę zapomniała o czym rozmawiali i cieszyła
się z tego, że Tobiasowi i Eve w końcu się ułożyło. Po jakimś czasie
przypomniała sobie o jednej rzeczy…
- Co duchy wzięły w zamian za duszę Tobiasa? – zapytała
wprost – Przecież nie wypuściły go tak po prostu…
- Jego duszę. – powiedział tak cicho, że ledwo to usłyszała.
- Oddał siebie, żeby ocalić jego? – zapytała z
niedowierzaniem.
- Nie, oddał siebie, żeby ocalić siostrę, żeby dać jej
szansę na szczęśliwe życie. – łzy ciekły mu po policzkach – Dał jej to, co ja
odebrałem jemu.
- O czym ty mówisz? – Zapytała.
Adam wstał i odwrócił się do niej plecami. Podszedł do okna
i próbował stłumić szloch. Poszła za nim i położyła mu dłoń na ramieniu.
Strącił ją. Odwrócił się szybko jakby wył wściekły, ale na jego twarzy malował
się tylko ból.
- Mogłem to wszystko powstrzymać. To się mogło zakończyć
jeszcze w zamku, wtedy kiedy zginął Augustus. Podczas pierwszego ataku.
Alice spojrzała na
niego zdziwiona.
- Jak to?
- Powinienem wtedy wysłać do środka Tobiasa. Powinienem
przełknąć swoją dumę i powiedzieć, że sam nie dam rady. Wtedy wszystko już
dawno byłoby w porządku. – Zwiesił głowę. – Karen by żyła, Ryan też.
Alice przez chwilę przyglądała mu się badawczo.
- A Mark dalej byłby z Eve – powiedziała w końcu. – Tobias
wciąż byłby samotny. Być może w ogóle by jej nie poznał. Nic nie dzieje się bez
przyczyny, Adam.
Westchnął głęboko. I zmarszczył brwi.
- Naprawdę tak uważasz?
- Tak – powiedziała – Nawet to, że byłam z Klivem przez
jakiś czas dużo mi dało. Dzięki niemu zrozumiałam kim jestem i bez czego nie
mogę żyć. Tylko dzięki niemu zrozumiałam, że cię kocham. On mi to uświadomił. –
westchnęła – Wiele razy rozmawialiśmy o tobie. I on cię zawsze bronił. Rozumiał
co zrobiłeś i dlaczego. On mnie namawiał, żebym ci wybaczyła, jeśli wszyscy
przeżyjemy atak. – otarła pojedynczą łzę – W rezultacie tylko on nie dożył
tego, żeby zobaczyć nasze szczęście.
Podeszła do niego i przytuliła go mocno. Wiedziała, że jej
potrzebuje właśnie teraz. Przez chwilę się nie ruszał, ale w końcu oparł czoło
na jej ramieniu i przyciągnął ją mocno do siebie.
- Bałem się o ciebie – wyszeptał wtulając twarz w jej szyję.
Musnęła wargami jego policzek. Po chwili odnalazł jej usta.
Całował ją mocno, zachłannie. Delikatnie podniósł ją do góry, przeszedł przez
pokój i położył ją na łóżku. Stanął przed nią i przez chwilę po prostu na nią
patrzył.
- Nie jesteś Tobiasem – uśmiechnęła się lekko widząc, że
próbuje zastosować jego technikę „jak poczekasz, to będziesz mnie bardziej
pragnęła” – I nie chcę, żebyś nim był.
Adam roześmiał się i rzucił się na łóżko lądując tuż koło
niej. Obróciła go na plecy i usiadła na nim okrakiem. Zaczęła rozpinać jego
koszulę. Ręce jej się trzęsły, choć nie miała pojęcia dlaczego.
- Chrzanić to – powiedziała i rozerwała koszulę. Guziki
rozprysły się po podłodze.
Adam spojrzał na nią pytająco. Wzruszyła ramionami.
- No co? – pochyliła się i delikatnie złapała zębami płatek
jego ucha. – Mam swoje potrzeby, a jakoś ostatnio albo ty nie miałeś czasu,
albo ja byłam nieprzytomna. – powiedziała i zaczęła rozpinać jego spodnie.
Adam przez chwilę nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje, ale
po chwili złapał ją za ramiona, rzucił na materac i znalazł się nad nią.
Zaśmiała się i przyciągnęła go do siebie, żeby go pocałować.
Drzwi do pokoju otworzyły się z łoskotem. Stał w nich Tobias
z Eve. Oboje ciężko dyszeli.
- Mamy poważny problem! – powiedział Tobias całkowicie
ignorując sytuację w jakiej zastali Adama i Alice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!