Tobias oddał jej jeden z koców, którymi był przykryty.
Położył się na podłodze, a jej oddał swoje posłanie. Chciał jej zapewnić
maksimum prywatności, żeby mogła spokojnie przemyśleć decyzję. Wiedziała, że
to, co usłyszał musiało być dla niego trudne. Nie miał żadnej gwarancji, że
wybierze jego. Nie mógł tego wiedzieć…
Analizowała po kolei każdą chwilę spędzoną z Markiem i z
Tobiasem. Porównywała swoje odczucia, pamiętając, że te wobec Marka były co
najmniej zintensyfikowane przez Karen. Porównywała też ich samych. Ich cechy
fizyczne i charakter. Mark był klasycznym przystojniakiem o ciemnych włosach i
obłędnie pięknych oczach. Miał proporcjonalną twarz i był ładnie zbudowany.
Ciemna karnacja, bielusieńkie zęby i pełne usta powodowały, że był prawie
idealny. Prawie... Ciało Tobiasa to był majstersztyk. Nadawał by się na posąg
greckiego boga. Nie był klasycznym przykładem faceta, na którego widok mdleją
kobiety. Miał trochę za wąską twarz i lekko odstające uszy, ale było w nim coś
pociągającego. Miał piegi, które
pojawiały się zawsze kiedy przebywał na słońcu, czyli towarzyszyły mu prawie
non stop. Kojarzyły jej się z nim czarne ciuchy, glany, dredy, tatuaże. Wygląd
buntownika dodawał mu uroku. No i ta przeklęta czarna czapka z daszkiem, której
z jednej strony nienawidziła, a z drugiej tak już wrosła w jej wyobrażenie o
nim, że nie mogła go sobie wyobrazić bez niej. Byli kompletnymi
przeciwieństwami. Nie miała pojęcia jak mogła cokolwiek czuć do nich obu. Mark
był delikatny i czuły, ale też nerwowy. Tobias miał niezliczone pokłady
cierpliwości, ale ciągle nie mogła go rozgryźć. Zdarzało się, że ją irytował.
Był za bardzo bezpośredni i pewny siebie. Z jednej strony, to dobrze, ale z
drugiej…
Po długich rozmyślaniach doszła do wniosku, ze jest jedna
rzecz, która ich łączy. Obaj mieli trudną przeszłość i obaj zasługiwali na
prawdziwą miłość. Ten wniosek ani trochę jej nie pomógł. Przez całą noc nie
zmrużyła oka, tylko patrzyła tępo w przestrzeń nad sobą.
Nad ranem Tobias
zaczął się przebudzać. Usiadła i spojrzała na niego. Wyglądał znacznie lepiej
niż poprzedniego dnia, ale jego granatowe oczy poszarzały. Wiedziała, że to jej
wina. Podniósł się na łokciach i uśmiechnął się do niej delikatnie.
- I jak? – zapytał wyciągając niepewnie rękę w kierunku jej
obojczyka i przesuwając po nim palcem. Przeszedł ją dreszcz. Brakowało jej
ciepła, które zapewniał jej tylko ten dotyk.
- Nie wiem.. - złapała go za rękę i odsunęła od siebie.
Wciąż nie była pewna czy umie sobie poradzić z jego przeszłością. Bała się, że
nie sprosta jego oczekiwaniom. Przerażało ją jego ogromne doświadczenie. Był
jeszcze starszy niż Mark. I znacznie lepiej wiedział czego chce. Co mogłoby się
stać, gdyby nie dała mu tego, czego oczekiwał?
Patrzył na nią badawczo. Widział, że coś jest nie tak.
Wiedział to na pewno. Jej oczy zmieniały co chwilę kolor. Walczyła ze sobą.
Chciał jej pomóc, pocieszyć. Wiedział, że muszą omówić to, czego się
dowiedziała ostatniej nocy.
- Eve… - zaczął patrząc jej w oczy. – Musimy porozmawiać,
widzę, że coś cię trapi, co jest?
Westchnęła. Jak miała mu powiedzieć, że zaczęła się bać, że
jest niepewna siebie, że jest kompletnie niedoświadczona w ‘tych’ sprawach,
podczas kiedy on dokładnie zna każdy skrawek kobiecego ciała. I to nie jednego!
Już miała powiedzieć, że nic, ale wtedy przypomniała sobie, że podstawą ich
związku ma być szczerość. Wbiła wzrok we własne dłonie, które splotła ze sobą.
- Po tym czego się wczoraj dowiedziałam o tobie… - zaczęła,
ale mówienie przychodziło jej z trudem. Była mu wdzięczna, że jej nie
przeszkadza i nie przerywa. - … boję się, że nie sprostam twoim oczekiwaniom,
że nie będę taka jak one wszystkie, że
nie będę wystarczająco dobra… - wyrzuciła te słowa jednym tchem – Jestem
kompletnie niedoświadczona w tym wszystkim. – dodała cicho.
Przez chwilę nic nie mówił tylko wpatrywał się w nią
zdumiony. Spodziewał się wszystkiego tylko nie tego, że ona ma takie obawy.
Każdy mógł je mieć, ale nie ona. Nie Eve. Sposób w jaki go dotykała sprawiał,
że nie miał ochoty choć na chwilę się od niej oddalać. Nigdy wcześniej nie czuł
czegoś takiego. Nie przeszkadzało mu to, że czasem zawisała w połowie gestu,
jakby nie wiedziała co powinna dalej zrobić.
Westchnął. Wiedział,
że musi użyć całej swojej siły przekonywania, żeby uwierzyła w to, co chciał
jej powiedzieć. Zbliżył się do niej.
- Jestem naprawdę zdumiony, że martwisz się o takie rzeczy.
– powiedział z lekkim półuśmiechem na twarzy.
- A ty byś się nie martwił? – zapytała – Pewnie, że nie. –
odpowiedziała na własne pytanie – Doskonale wiesz co masz do zaoferowania.
Jesteś cudownie troskliwy, wyglądasz jak grecki bóg i doskonale wiesz co
zrobić, żeby kobieta roztopiła się pod wpływem twojego dotyku.
Oddychała ciężko. Właśnie mu powiedziała, jak na nią działa.
Wcale tego nie chciała. Wyszło tak po prostu… Samo. Tobias uśmiechnął się
szerzej.
- Eve, czy ty masz kompleksy? - zapytał z niedowierzaniem. – Uważasz, że nie
jesteś wystarczająco ładna i miła i że nie działasz na facetów?
Skinęła głową, a Tobias uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Eve, żadna kobieta,
nigdy nie działała na mnie tak jak ty. Mogę się założyć, że Mark powiedziałby
to samo. – westchnął – Masz dwóch przystojniaków, którzy lada chwila pobiją się
o ciebie i jeszcze się zastanawiasz czy działasz na facetów?
Pokręciła głową. Nie przekonał jej. Złapał ją za rękę i
pociągnął ją do siebie. Położył jej dwa palce na swoim nadgarstku, żeby poczuła
puls.
- Czujesz? Stabilny, powolny rytm. – powiedział spokojnie,
po czym przeniósł jej rękę na swoją szyję, tam gdzie miał wytatuowanego
feniksa. Odruchowo delikatnie pogładziła go kciukiem. Zrobiło mu się gorąco.
Ledwo się powstrzymał, żeby jej nie pocałować. Przycisnął jej dłoń mocniej do
swojej szyi.
- Czujesz? – zapytał patrząc jej w oczy.
Miał przyspieszone tętno.
Serce waliło mu jak oszalałe. Skinęła głową.
- To wszystko efekt przelotnego dotknięcia. Żałuję, że nie
mogę ci pokazać co czuję w środku, to jest dopiero niesamowite. – uśmiechnął
się i pochylił się w jej stronę. – Pozwolisz mi?
Pytał ją, czy może ją pocałować? Zwariował? On się jej pytał
o pozwolenie? On? Nie odpowiedziała. Podniosła się na kolanach, wciąż gładząc
feniksa na jego szyi przysunęła się do niego i połączyła ich usta.
- Nigdy więcej nie waż się mnie o to pytać. – wymruczała
prosto w jego szyję.
Zaśmiał się i przyłożył usta do jej obojczyka zasypując go
miękkimi pocałunkami. Westchnęła cicho. Znowu rozpalał ją do białości.
Oddychała ciężko. Musiała się powstrzymywać, żeby się na niego nie rzucić.
Znowu.
Podniósł głowę i spojrzał jej w oczy czując, że ciągle coś
jest nie tak.
- Eve, co jest? – zapytał z troską w głosie. – Powiedz mi,
proszę.
- To trudne… - odparła cicho – Nie wiem czy umiem sobie
poradzić z twoją przeszłością, ze świadomością jak wiele kobiet miałeś przede
mną.
Westchnął. Bał się tego. Właśnie tego, że jego przeszłość
zagrodzi mu drogę do szczęścia w przyszłości. To by było tak, jakby nigdy nie
uwolnił się od Krisa, jakby ciągle ktoś inny sterował za niego jego życiem.
- Eve. – jego głos drżał, pierwszy raz widziała go w takim
stanie – Nie mogę zmienić przeszłości, tylko przyszłość jest w moich rękach i
zrobię wszystko, żebyś ty była jej częścią.
- Tobias, ja nie potrafię… - zaczęła, ale urwała widząc jego
minę.
- Proszę cię, nie pozwól, żeby Kris stanął między nami. –
głos mu się załamywał. – Dość już przez niego wycierpiałem. Jeśli wybierzesz
Marka, zrozumiem, ale nie skreślaj mnie ze względu na moją przeszłość. Nie rób
mi tego, proszę. – widząc, że Eve wciąż się wacha mówił dalej – Eve, nie
kochałem żadnej z nich. Żadna z nich mi się nie podobała tak jak ty. Nie
czerpałem żadnej przyjemności z przebywania z nimi. Jeden twój dotyk jest wart
więcej niż sto lat seksu z partnerkami, które nic dla mnie nie znaczą.
Kręciła głową.
- Eve, nie mogłem nic na to poradzić. To nie ja z nimi
wszystkimi spałem, tylko on. To było moje ciało, ale nie moja dusza i nie moja
wola. Nie oceniaj mnie po czymś, czego nie zrobiłem! – załamał ręce. Skończyły
mu się argumenty, teraz mógł już tylko czekać na jej odpowiedź.
Przez chwilę oddychała głęboko próbując zebrać myśli.
Wiedziała, że Tobias ma rację. Musiała tylko sobie to uświadomić. Nie mogła
odtrącić go dlatego, że kiedyś ktoś go skrzywdził. Nie mogła. Nie chciała. Nie
zrobi tego.
Podniosła na niego wzrok. Siedział zrezygnowany patrząc się
w podłogę. Nie przypominał siebie. Buntowniczy, dowcipny, pewien siebie Tobias
zniknął, pojawił się ktoś, kogo nie znała. Ktoś, kogo nie chciała więcej
widzieć. Objęła go za szyję i pocałowała delikatnie za uchem.
- Twoja przeszłość nam nie przeszkodzi. – powiedziała –
Obiecuję.
Wypuścił powietrze z płuc i objął ją mocno przyciągając do
siebie. Po chwili wstali, Tobias ubrał się i naciągnął na oczy czapkę. Po raz
pierwszy uśmiechnęła się na ten widok. Znów był sobą.
Przybiegł do nich Adam.
- Chodźcie! Cholera jasna! Pogorszyłem sprawę! – zaklął i wyszedł
spod iluzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!