Odeszli od lustra.
Ryan złapał Karen za ramię i pociągnął ją do pustego korytarza, w którym kiedyś
Tobias grał na gitarze. Odwrócił ją przodem do siebie i puścił. Wpatrywał się w
nią badawczo. Czekał aż się sama odezwie, ale w końcu się zdenerwował i
podniósł jej podbródek do góry zmuszając ją, żeby na niego spojrzała.
- O co chodzi!? –
zapytał szorstko.
Karen kręciła się
niespokojnie w miejscu. Nie wiedziała od czego zacząć. Próbowała sobie o
poukładać w głowie. Nie chciała, żeby
wyszło na to, że Mark jest oszustem, ale za każdym razem brzmiało to
dokładnie tak samo. Rozejrzała się jakby szukając podpowiedzi w ścianach, ale ta
nie nadchodziła. Odchodząca płatami farba i popękana posadzka korytarza fabryki
nie pomagała jej się skupić.
Poczuła uścisk Ryana,
który był trochę za mocny.
- Ryan… - zaczęła i od
razu przerwała. – Mark dużo przeszedł.
- Nie interesuje mnie
Mark. Interesuje mnie moja siostra! – powiedział ostrzejszym tonem – Jeśli on
ją skrzywdził, przysięgam, że odwdzięczę mu się tym samym!
- Mark jest moim
bratem. – zaczęła znowu Karen
- Nie jest twoim
bratem. Co najwyżej jakimś dalekim kuzynem, albo kolegą z akademika. – puścił
ją.
- Nie ważne! – krzyknęła
wściekła – Mów sobie co chcesz. On jest dla mnie jak brat. Jesteśmy ze sobą
bardzo blisko, może nawet bliżej niż ty i Eve. Wiemy o sobie dokładnie wszystko.
- Dobrze, powiesz mi w
końcu o co chodziło? – tupał zniecierpliwiony nogą.
- Muszę zacząć od początku. – westchnęła – to
trochę potrwa.
Ryan spojrzał na halę
fabryczną, a po chwili leciały do nich dwie skrzynki. Wylądowały pod jego
stopami. Postawił je naprzeciwko siebie i usiadł na jednej z nich, a drugą
gestem wskazał Karen. Usiadła i ukryła twarz w dłoniach. Przez chwilę głęboko
oddychała. Podniosła głowę i spojrzała na Ryana.
- Mark miał trudny
start. Kristen chciała go wykorzystać. Rozkochała go w sobie i porzuciła… -
urwała.
- Mów dalej. – Ryan
kiwał głową.
- Niestety, on w
międzyczasie powiedział jej, że ją kocha. Mało nie umarł, kiedy go porzuciła.
Ryan zmarszczył brwi i
pokiwał głową.
- Razem z Kathy i
Evanem przez bardzo długi czas doprowadzaliśmy go do porządku. W końcu Evan
uznał, że została nam jedna opcja… - urwała. Dalsza część była najgorsza. Nie
wiedziała czy Ryan jej kiedykolwiek wybaczy to, co zrobiła.
- Taaaak? – przeciągłe
ponaglające pytanie wyrwało się z ust Ryana.
- Wiedzieliśmy, że on
ma ogromną potrzebę miłości. Znaleźliśmy Zwierciadło, które odpowiadało jego
ideałowi fizycznemu. Kogoś podobnego do Kristen…
- Eve? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak. – zamknęła oczy
- Co jej zrobiliście?
- Podłożyliśmy jej
kamień w kolorze jego oczu. – spuściła wzrok. Wiedziała, co teraz nastąpi.
Ryan włożył rękę do
kieszeni i wyjął z niej brązowo-bursztynowy, połyskujący kamień. Wyciągnął go na dłoni w jej kierunku.
- To też
podłożyliście? – zapytał.
Karen nie
odpowiedziała, tylko skinęła delikatnie głową. Ryan wstał i ze złością cisnął kamień
w kąt. Patrzył jak rozbija się na malutkie kawałki. Potrząsnął głową i usiadł z
powrotem. Łzy popłynęły po policzkach
Karen, bo wiedziała, że go rani, wiedziała, że ryzykuje tym, że Ryan więcej się
do niej nie odezwie… Znała konsekwencje, ale chciała być z nim szczera. Nie
mogła brnąć w sieć kłamstw tak, jak Mark.
- A ja myślałem, że
mogę cię pokochać… - wymamrotał pod nosem, po czym podniósł wzrok na nią i
czekał.
Karen uznała, że nie
ma potrzeby opowiadać o tym, że Mark był wuefistą w szkole, bo nie miało to
wpływu na relacje z Eve. Nie pamiętała go z tamtego okresu, kiedy do nich
przyszła.
- Czekaliśmy, aż Eve
będzie gotowa i zaaranżowaliśmy ich spotkanie na lotnisku. Pojechałam tam z
nimi. – głos jej drżał.
- I co zrobiłaś? –
zapytał ostro.
- Mark namawiał mnie
na to wiele miesięcy. Nie chciałam się zgodzić, bo uważałam, że to nie w
porządku wobec niej….
- Co zrobiłaś? –
powtórzył głośniej.
- W końcu namówił
mnie, żebym manipulowała jej emocjami przy pierwszym spotkaniu. Nie wierzył w
siebie. Nie wierzył, że będzie mogła go pokochać. Nie wierzył, że zasługuje na
miłość.
- Co… - zaczął, ale
Karen przerwała mu gestem.
- On się strasznie
bał. Wiedziałam, że nie przeżyje ponownego odrzucenia. Musiałam mu pomóc. Był
bardzo niepewny siebie. Bał się wszystkiego. Bał się obudzić w sobie uczucia, mimo,
że pokochał ją kiedy tylko Evan pokazał mu ją w myślach. Pokochał ją od
pierwszego wejrzenia.
Ryan wstał i zacisnął
pięści.
- Bał się jej zaufać,
więc mu pomogłam. A potem już jakoś tak poszło…
- Jak to poszło? –
spojrzał na nią wściekły – Nie zdjęłaś tego z niej, kiedy miała mu oddać duszę.
- Nie. – wyszeptała,
spuszczając głowę. – Wiem, że powinnam, ale nie zrobiłam tego. Kilka razy to
wzmacniałam, bo miałam wrażenie, że Eve zaczyna odzyskiwać świadomość uczuć.
Odwrócił się, żeby
odejść.
- Oddał jej duszę! –
krzyknęła za nim. – Powiedział jej o wszystkim i oddał jej duszę. Jest wolna.
Nic jej z nim nie łączy.
Ryan zatrzymał się w
pół kroku.
- A jego dusza? –
zapytał.
- Została u niej. Jego
miłość jest czysta i prawdziwa. – powiedziała słabnącym głosem.
Ryan cały się trząsł.
Przez chwilę rozważał co powinien zrobić.
- Wybacz mu…
- Nie odzywaj się do
mnie! – warknął i pobiegł w stronę lustra, zdjął je ze ściany i już miał cisnąć
o podłogę, ale w ostatniej chwili powstrzymał go Adam.
- O co chodzi? –
zapytał.
Ryan pokazał mu w
myślach, co przed chwilą powiedziała mu Karen.
- Cholera! – zaklął. –
Rozumiem cię, ale nie możesz go zniszczyć. Jeszcze nie teraz. Policzycie się
później. – położył mu rękę na ramieniu.
Ryan zamachnął się,
ale Adam złapał go za ramiona.
- Nie możesz, bo ani
ona, ani żadne z nas już nigdy nie będzie bezpieczne. – powiedział – Mark jest
nam potrzebny!
Ryan trzęsąc się z
wściekłości odwiesił lustro na ścianę i spojrzał na przerażonego Marka.
Przejechał palcem wskazującym po szyi, wyszeptał nieme „zabiję cię za to, co
jej zrobiłeś”. Odwrócił się do niego plecami i odszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!