Kiedy Eve zobaczyła
lustro wydała z siebie zduszony okrzyk przerażenia. Tobias spojrzał na nią
pytająco.
- Widziałam je we
śnie. – powiedziała – Mogłam się domyślić, że to prawda, że to znowu prorocza
wizja, że... Och, Mark… – szepnęła w końcu patrząc na drugą stronę srebrzystej
tafli szkła.
Podeszła bliżej i
zobaczyła Marka. Na jej widok uśmiechnął się szeroko i podniósł do góry kartkę.
„Stęskniłem się za
tobą” przeczytała. Usłyszała jak za nią Tobias porusza się niespokojnie.
Odwróciła się, żeby na niego spojrzeć. Stał z założonymi rękami i zaciśniętą
szczęką. Czapkę nasunął głęboko na oczy. Nie wiedziała jakim cudem widzi, co
Mark napisał.
Odwróciła się do Marka.
Zaczęła się zastanawiać co właściwie chciała mu powiedzieć. Nie powinna była tu
przychodzić bez przemyślenia wszystkiego. To był impuls. Głupi impuls. Po co
właściwie tu przyszła? Czego oczekiwała po tym spotkaniu? Podniosła wzrok.
Kolejna kartka przyciśnięta do lustra czekała na nią. Tobias zakaszlał.
„Eve, umierałem,
umieram każdego dnia, czekając na ciebie. Wybacz mi, proszę. Kocham cię”
Cofnęła się. Nie
powinien tego pisać. Wiedział, że nie powinien. Oparła się plecami o Tobiasa.
Uścisnął jej rękę, jakby dając jej znak, że między nimi wszystko w porządku, że
rozumie i że nie ma jej za złe tego, co widzi. Lekko popchnął ją do przodu.
Pochyliła się i
zaczęła pisać. „Mark, oszukałeś mnie i zraniłeś. Nie jestem już pod wpływem
Karen.”. Podniosła kartkę. Mark posmutniał, kiedy to przeczytał.
„Mam jeszcze jakieś
szanse na przebaczenie?” na tej kartce pojawiły się dwie łzy. Tobias prychnął.
Eve odwróciła się, żeby go uciszyć. Podniósł ręce w obronnym geście i wzruszył
ramionami.
„Zaufanie jest dla
mnie bardzo ważne.” napisała i przyłożyła kartkę do lustra.
„A temu blondynowi z
tatuażem ufasz?” pokazał notes i szybko
go zabrał, żeby dopisać „Widzę co się dzieje, nie jestem głupi. Powiedz mi
prawdę.”
Eve znowu się cofnęła.
Nie zrobiła nic, żeby mógł się domyślić. Ponownie wpadła na Tobiasa.
- Eve, co się stało, o
co chodzi? – zapytał.
Nie wiedziała co się
dzieje. Nie wiedziała co ma napisać. Nie wiedziała jak nie zranić Marka i
Tobiasa jednocześnie. Musiała coś wymyślić. Pochyliła się i napisała „Ufam mu. On
mnie nie oszukał.”. Odpowiedź Marka pojawiła się niemal w tym samym momencie –
„Jeszcze…”.
Tobias poruszył się
niespokojnie. Czuła, że się spina. Odwróciła się do niego i oparła ręce na jego
biodrach. Nie obchodziło jej co Mark teraz pomyśli. I tak już za dużo się
domyślał. Nie mogła sobie pozwolić na utratę Tobiasa. Podniosła jego czapkę do
góry i spojrzała mu w oczy. Trząsł się z wściekłości.
- Zaraz mu coś zrobię.
– powiedział cicho zaciskając pięści.
Złapała go za ręce i
delikatnym naciskiem zmusiła do rozluźnienia ich. Po czym tak, żeby widział
napisała na kartce „On nie jest tobą…”. Podeszła do lustra i szybkim ruchem
przyłożyła do niego tę kartkę. Była zła.
- Eve… - wyszeptał
niemo Mark i zaczął pisać po raz kolejny. „Nie wierzę, że kompletnie nic do
mnie nie czujesz…” Podniósł tę kartkę a jej zakręciło się w głowie. Nie
wiedziała co do niego czuje. Nie była pewna czy kiedy go zobaczy, poczuje jego
dotyk, nie wrócą odczucia, które jeszcze kilka miesięcy temu wydawały się jej
być symptomami miłości.
„Nie wiem co do ciebie
czuję i nie dowiem się dopóki będziesz tam siedział.” Odpowiedziała szybko.
Patrzyła na niego beznamiętnym wzrokiem. Nagle poczuła na plecach dłoń Tobiasa.
Coś było nie tak. Nigdy wcześniej tak jej nie dotykał. Jakby się o nią bał…
Rozejrzała się. Adam stał z otwartymi ustami i
patrzył się w górę. Tobias przyciągał ją co raz mocniej do siebie. Prawie nie
mogła oddychać. Spojrzała w górę, ale zobaczyła tylko daszek czapki Tobiasa.
Spojrzała w lustro i wtedy to zobaczyła. Ledwo widoczne odbicie rzeczywistości
w szklanej tafli. Czerwone chmury kłębiące się nad nią i nad Tobiasem. Nad
Markiem też. Chmury były też w lustrze. Serce jej przyspieszyło. Bała się.
Tobias przesunął ją za
siebie jakby chciał ją ochronić przed chmurami, ale one także się przesunęły.
Nad horyzontem
pojawiła się na ułamek sekundy purpurowa łuna.
Tobias próbował
iluzji, żeby odegnać chmury.
Czerwona łuna pojawiła
się pulsując kilka sekund. Tobias opadł na kolana. Podbiegła do niego, ale bez
słowa odsunął ją za siebie i z trudem wstał. Widziała, że jest osłabiony. Próbował
walczyć iluzją, ale były silniejsze. Czerwona łuna była zdecydowanie mocniejsza
i wyraźniejsza niż purpurowa. Chmury zgasiły jego iluzję i pozbawiły go energii.
Eve była pewna, że to
siły nieczyste. Zbliżały się do niej. Nie wiedziała co zrobić. Krzyczała.
Tobias podbiegł do
niej i zgiął ją w pół, a następnie przykrył własnym ciałem. Chmury zniżyły się
do ich wysokości.
- Ona jest nasza. –
powiedziały – Nie powstrzymasz nas. To jest twoja klątwa.
- Nie! – krzyknął
Tobias i wstał.
Bladoniebieski
rozbłysk rozświetlił fabrykę. Chmury zawisły na chwilę w bezruchu.
- Adam! – krzyknął
Tobias – Zrób coś! Długo nie dam rady.
- Z nimi nie wygrasz…
- powiedział Adam. – Próbowałem nie raz. Zabiorą ją.
Tobias spojrzał w
lustro. Mark miotał sięga lustrem waląc w nie pięściami i co chwila próbując
pomóc Tobiasowi w walce o życie Eve. Teraz nie liczyło się to, że obaj ją
kochają. Nie liczyło się to, że ona
obecnie jest z Tobiasem. Chciał jej pomóc. Udowodnić, że jest coś wart. Że jest
wart jej miłości.
Tobias opadł na
kolana. Ciemne moce pokonywały go. Przebijały się przez jego zasłonę czasową.
Wiedział, że za chwilę przegra.
- Eve. – wysapał. –
Cokolwiek się stanie, znajdę cię. Choćbym miał na to poświęcić całe życie.
Spojrzała na niego
przerażona. Co chciał jej powiedzieć? Że zawsze będzie przy niej? Nie. Nie mógł
być przy niej. Adam powiedział, że ciemne moce ją zabiorą. Znowu będzie sama. Była
pewna, że to właśnie jest klątwa Caleba. Miała nigdy nie zaznać miłości. Nie
wiedziała dlaczego ją to spotykało.
- Nie wiesz? –
zapytały chmury.
Pokręciła przecząco
głową.
- Ponoć wygląd cię nie
interesuje… - odezwały się głosem Caleba
- Dlatego będziesz żyła ze mną.
Chmury utworzyły nad
nią portal i zaczęły ją do niego wciągać. Tobias patrzył na to osłupiały.
Spojrzał na Adama.
- Zostaw. – powiedział
– Już po niej. Nic nie poradzisz.
- Nie! – wrzasnął. Nie
chciał jej porzucić. Nie mógł. Nie mógł się poddać. Nie byłby w stanie żyć bez
niej. Przygotował się do skoku kiedy portal zaczął się zamykać.
- Co robisz?! –
krzyknął Adam – Zginiesz razem z nią!
- Nie zostawię jej
samej. Nie mogę! – wrzasnął zdejmując czapkę i skacząc w portal – Kocham ją!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!