- Brr… Anglia, będzie zimno i mokro – powiedział Mark
marszcząc nos.
- Zawsze możesz zostać.
– odparował mu Tobias, po czym zwrócił się do Adama – Rozumiem, że do
Chicago lecimy dopiero jak się zakwaterujemy? – zapytał.
Adam pokiwał głową i mrugnął do niego okiem. Przez chwilę
wpatrywali się w siebie, wymieniając się myślami. Tobias nie chciał wracać, nie
kojarzył tego miejsca dobrze, nie chciał mówić Eve kim był, nie teraz...
Adam usiłował go
przekonać, że to dobry pomysł, że Eve będzie zachwycona, że pozna go lepiej i
że to tylko może być dla niego dobre, że nie może się skończyć źle. Tobias
westchnął i machnął ręką.
- „I tak nie mamy
wyboru…” – powiedział w końcu do Adama, a ten uśmiechnął się i zwrócił się
do wszystkich przy stole:
- Najpierw musimy polecieć tam, żeby zdjąć iluzję. Weźmiemy
Eve, może nam bardzo pomóc. Jest genialna. – uśmiechnął się do niej.
- Idę z wami! – powiedział szybko Mark, który przysłuchiwał
się całej rozmowie.
- Nie idziesz. Nie jesteś iluzjonistą. Nie przydasz nam się.
Jedziemy tam pracować, a nie się obijać. – odparł Adam mrugając porozumiewawczo
do Tobiasa – A teraz wybacz Mark, ale muszę poinformować wszystkich o tym co
ustaliliśmy.
Odwrócił się przodem do hali i podniósł rękę. Wszystkie oczy
zwróciły się na niego. Rozmowy ustały.
- Niedługo wyruszam z Tobiasem i Eve, żeby znaleźć dla nas
odpowiednie lokum. – powiedział spokojnie, a jego głos jak zwykle potoczył się
echem po hali. – Kiedy to zrobimy, teleporterzy przeniosą was tam. Tym razem
powinniśmy mieć nieco lepsze warunki. Dalsze ustalenia przekażę wam na miejscu,
ale generalnie proszę teleporterów i wieszczy, żeby przygotowali się na mnóstwo
pracy. Będą nam też potrzebne zespoły, które zajmą się odszyfrowywaniem pewnych
zapisków.
- Czy pozostali też będą potrzebni? – zapytał ktoś z tłumu.
- W tej chwili nie mogę przewidzieć kto jeszcze może być
potrzebny. – westchnął – Nie mogę was zmusić, żebyście zostali, ale rozważcie
to. Naszym pierwotnym celem było zniszczenie lustra, które do tej pory
istnieje. Myślę, że powinniśmy dokończyć dzieła.
Tłum pokiwał głowami.
- Pakujcie się! – powiedział Adam i odwrócił się do Tobiasa,
żeby razem z nim i Eve wejść do portalu przestrzeni.
Eve ściskała lekko dłoń Tobiasa i patrzyła jak kolorowe
światła rozświetlają feniksa na jego szyi. Wciąż kojarzyła ten widok z końcem
niewoli. Przytuliła się do niego mocniej, a on objął ją ramieniem.
- Eve – zaczął Adam – ty naprawdę zastanawiasz się czy to co
czujesz do Marka może być silniejsze?
Spojrzała na niego. Nie powinien zaczynać tego tematu. Nie
przy Tobiasie. Nie mogła być szczera. Doskonale wiedziała, że Mark nie wzbudza
w niej takich emocji, jak Tobias. Nie rozgrzewał jej do czerwoności jednym
dotykiem, jego usta nie smakowały tak cudownie. Wiedziała już, że cały ten czas,
który spędziła w Nowym Jorku nie był przepełniony uczuciem, tylko kłamstwem.
- Nie wiem. – powiedziała zaciskając powieki. Nie lubiła
kłamać.
Adam spojrzał na nią badawczo.
- Eve, Marcus ma rację w jednej kwestii. Mark nie jest ci
pisany.
Eve spuściła głowę, a Tobias przytulił ją mocniej.
- Adam, daj spokój. Niech sama podejmie decyzję. –
powiedział.
- „Ale to jest jakiś
idiotyzm. Wybieranie między miłością swojego życia a… nie wiem czym…”– Adam
kręcił głową rozmawiając z Tobiasem w myślach. – „Mark ją denerwuje i nie dziwię się temu?”
- „Też go nie lubisz?”
– uśmiechnął się Tobias.
Adam pokręcił głową.
- „Nie możesz pozwolić
jej odejść. Oboje będziecie nieszczęśliwi do końca życia. Gołym okiem widać, że
ona ciebie też kocha.”
- „Wiem.” – odparł
smutno przyciskając usta do jej czoła – „Ale
nie mam pojęcia jak jej to wytłumaczyć… ”
Dookoła nich zapadły nieprzeniknione ciemności, co mogło
oznaczać tylko jedno – wyjście z portalu przestrzeni. Byli na miejscu. Wyszli
na zalaną słońcem zieloną łąkę. Kiedy jej oczy przyzwyczaiły się do światła,
Eve rozejrzała się. Po horyzont nie było widać nic poza nieskończonymi polami.
Tobias puścił jej rękę i wyszedł krok do przodu znikając jej nagle z oczu.
Poszła za nim, ale nie zniknęła tak jak on. Wciąż stała na środku przeklętego
pola. Tobiasa nie było. Adam zaśmiał się.
- Poszedł przygotować zamek na twoje przybycie. Pewnie nie
chciał, żebyś znalazła jakieś majtki za kanapą. – powiedział.
- Bardzo śmieszne. – założyła ręce i odwróciła się od niego udając
obrażoną, ale w duchu cieszyła się, że Adam potrafi żartować z przeszłości
Tobiasa. To było znacznie lepsze niż gdyby miała słuchać wywiadu o tym jak to
historii nie można zmienić i że musi się nauczyć z tym żyć, jak musi zapomnieć
o tym wszystkim, co było jego udziałem, o tym co było jej udziałem, o wszystkim
co ich mogło podzielić...
Już się z tym pogodziła. Nie miała wyboru.
Coś mignęło jej w kąciku oka. Cofnęła się do Adama. Po
chwili Tobias wyszedł spod zasłony iluzji i stanął koło nich. Widziała jego
napięte mięśnie i skupioną twarz, musiał właśnie osłabiać iluzję. Po dłuższym
czasie złapał ją za rękę.
- Specjalnie zostawiłem iluzję wizualną. Blokada też jeszcze
jest, ale słabsza. Potem pomożecie mi postawić lepszą. – powiedział.
- Jeśli mogłeś ją
zdjąć sam, to po co nas tu zabierałeś? – zapytała Eve.
Adam uśmiechnął się i cofnął dwa kroki.
- Adama dla picu, a ciebie dlatego, że chciałem, żebyś mogła
spokojnie obejrzeć miejsce, w którym się wychowałem, żebyś mogła spokojnie
pytać, o wszystko, na co masz ochotę. Odpowiem na każde twoje pytanie… –
przełknął nerwowo ślinę i przyciągnął ją do siebie. - Chciałem być z tobą sam
na sam przez chwilę. – powiedział i przeszedł z nią przez iluzję.
To co zobaczyła przed sobą mogła być tylko bajką. Ogromna
przestrzeń dookoła nich porośnięta była zieloną trawą. Stali na początku
długiej drogi prowadzącej na wzgórze przed nimi. Po obu stronach wzdłuż drogi
rosły drzewka wiśniowe obsypane białymi i bladoróżowymi kwiatami. Eve puściła
dłoń Tobiasa i podeszła do przodu. Po prawej zobaczyła kilka niewielkich
domków, a po lewej ogromne stajnie. Drzewa zasłaniały jej główny widok, więc
uparcie szła do przodu. Nagle jej oczom ukazał się ogromny zamek usytuowany na
szczycie wzgórza. Mur dookoła niego zrobiony był z ciemnoniebieskiego kamienia,
ale sam zamek był błękitny. Otworzyła usta i odwróciła się do Tobiasa. Stał
tam, gdzie go zostawiła. Na jego twarzy malował się niepokój. Powoli podszedł
do niej i przesunął palcem po jej obojczyku.
- Powiedz coś… - zaczął niepewnie.
- Ale kiedy nie wiem co. To wszystko jest twoje? Ten wielki
zamek, te domy tutaj i… to wszystko. – zawahała się - Kim ty właściwie jesteś?
- Czy to ważne? – zapytał.
- Tobias! – warknęła
ostrzegawczo, złapała go za rękę i podeszła do niego – Chcę wiedzieć o tobie
wszystko. – odparła patrząc na niego badawczo.
Tobias stał przez chwilę w ciszy patrząc to na nią, to na
zamek i zastanawiając się co właściwie i jak powinien jej powiedzieć. W końcu
wziął głęboki oddech i spojrzał jej w oczy.
- Moje pochodzenie nie jest powodem do dumy. Jestem
nieślubnym synem jednego z królów Anglii. – westchnął. – Raz nawet rozmawiałem
z ojcem. Twierdził, że kochał moją matkę i dlatego zaraz po tym jak dowiedział
się, że jest w ciąży, kazał jej wziąć ślub ze swoim przyjacielem, szlachcicem,
którego od razu mianował diukiem. Postawił ten zamek, kiedy się urodziłem. Jako
właściciela nie wpisał ani mojej matki, ani mojego ojczyma, tylko mnie, więc
moje przyrodnie rodzeństwo nie miało do niego praw.
Eve patrzyła na niego z szeroko otwartymi ustami i próbowała
to wszystko ułożyć w głowie. W jego żyłach płynęła królewska krew. Miał ogromny
zamek w Anglii. Dlaczego jej o tym nie powiedział? Dlaczego ukrywał przed nią
swoje pochodzenie?
- Powiedz coś… - poprosił znowu patrząc na nią niepewnie.
Potrząsnęła głową, żeby wyjść z zamroczenia.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytała.
- Czego? – musnął palcem jej szyję.
- Że jesteś księciem, czy kimś podobnym… Że masz wielki
zamek i ogromny kawał ziemi w Wielkiej Brytanii, że… - Urwała – Wszystkiego.
Czemu mi nie powiedziałeś tego wszystkiego?!
- Wiedziałem, że będziesz zła. Powinienem ci wcześniej
powiedzieć – Podrapał się po głowie – Tylko, że nie wiedziałem jak zacząć. Nie
mogłem do ciebie podejść i powiedzieć po prostu: hej, w moich żyłach płynie
królewska krew, fajnie, nie?
Parsknęła śmiechem. Faktycznie. To nie była rzecz, którą
mówi się drugiej osobie tak od niechcenia. Do tego trzeba było chwili ciszy i
skupienia, a oni nie mieli takiej chwili od czasu, kiedy się poznali, od czasu,
kiedy ona mu zaufała, od czasu, kiedy go pokochała.
- Nie jestem na ciebie zła – powiedziała. – Jestem w ciężkim
szoku… Nie wyglądasz… - urwała.
Tobias skrzyżował ręce na piersi i przesunął czapkę na tył
głowy, żeby spojrzeć jej w oczy.
- Na co nie wyglądam? – zapytał z zawadiackim uśmiechem na
twarzy.
Spuściła wzrok. Nie chciała go urazić, ale nie widziała
jeszcze wytatuowanego arystokraty z dredami, w glanach i czarnych ciuchach,
chodzącego non stop w czapce z daszkiem.
- Na księcia… - odpowiedział cicho.
- Bo nim nie jestem. – powiedział. – Oficjalnie
odziedziczyłem tytuł mojego ojczyma. Jestem diukiem.
- Jasne – powiedziała kłaniając się przed nim w pas – Wasza
wysokość.
- Nie możesz się nie wygłupiać? – zapytał i szybko wziął ją
na ręce, żeby nie zdążyła uciec. – Pokażę ci zamek – powiedział wchodząc z nią
do portalu.
Postawił ją na dziedzińcu zamku przed ogromnymi drzwiami z
czarnego drewna. Pchnął jej i pociągnął ją do środka. Przechodzili przez
kolejne komnaty, a Tobias opowiadał jej do czego służyły i jak najchętniej by
je przerobił gdyby kiedyś miał tu mieszkać. W wystroju przeważało jasne drewno
i wszędzie widoczny błękitny kamień. Z sufitu zwisały kryształowe żyrandole.
Ten zamek w ogóle nie przypominał ponurej siedziby Damena. Było tu mnóstwo
światła i przestrzeni. Pomieszczenia
były duże i wysokie.
Tobias z każdym krokiem rozluźniał się widząc malujący się
na jej twarzy zachwyt i podekscytowanie. Przez chwilę pomyślał, że mógłby tu
mieszkać już zawsze, gdyby tylko miał ją przy sobie, gdyby tylko ona zgodziła
się tu zostać z nim, razem… na wieki…
Nagle zatrzymał się i przyciągnął ją do siebie. Uśmiechnęła
się. Objął ją mocno i pochylił się tak, że muskał ustami płatek jej ucha.
- Chcę ci pokazać jedno miejsce. – powiedział i poprowadził
ją po schodach, a potem przeszedł z nią korytarzem na sam koniec zachodniego
skrzydła. Zasłonił jej oczy dłonią, usłyszała skrzypnięcie, kiedy naciskał
klamkę i otwierał drzwi. Weszli do jakiejś komnaty.
- Oddam im zamek do dyspozycji, ale tu nie pozwolę im wejść.
– powiedział cicho – Jeśli kiedyś zgodzisz się zostać tu ze mną, ten pokój
będzie tylko nasz. – odsłonił jej oczy.
Serce podskoczyło jej do gardła. Stała w przeogromnej
komnacie naprzeciwko gigantycznego okna,
za którym właśnie zachodziło słońce. Po lewej zobaczyła ogromne łoże z mahoniu
z rzeźbionymi kolumienkami i białym baldachimem. Po prawej było dwoje drzwi.
Spojrzała zdziwiona na Tobiasa. Wzruszył ramionami.
- Garderoba i łazienka. – powiedział. Razem mają taką samą
powierzchnię jak ta sypialnia.
- Tobias, ja… - zaczęła – To wszystko jest cudowne i
wspaniałe, ale…
Znów przesunął palcem po jej obojczyku.
- Nie musisz kończyć – przerwał jej – Rozumiem, że nie
podjęłaś jeszcze decyzji…
- Ale na wszelki
wypadek mi to pokazałeś, tak? -
przesunęła mu czapkę na tył głowy i spojrzała w oczy. Dobrze wiedział co robi.
Jak zawsze doskonale wyczuwał co powinien zrobić, żeby zmiękły jej kolana a w
piersi zapłonął żywy ogień.
- Muszę dbać, żeby moje akcje nie spadły – uśmiechnął się uwodzicielsko
i przyciągnął ją do siebie. Pocałował ją mocno, ale krótko. Chciała więcej.
Próbowała go zmusić, żeby się pochylił, ale stał sztywno i tylko się uśmiechał.
Irytował ją.
Postanowiła się odegrać, zrobić to samo, spróbować jego
strategii. Stanęła na placach, ściągnęła mu czapkę i musnęła ustami jego
szczękę po czym szybko odwróciła się od niego i ruszyła w stronę drzwi. Tobias
stał przez chwilę zamroczony, jakby czekając na dalsze pieszczoty. Jeszcze
nigdy nie zostawiła go w takim momencie. Odwrócił się. Trzymała rękę na klamce.
Złapał ją w pasie. Roześmiała się. Położył ją na łóżku i stanął przed nią.
- Jak mogłaś? – zapytał udając obrażonego – Zostawiać mnie w
takim momencie, to tortury.
- Uczyłam się od najlepszych – powiedziała siadając i
podciągając jego koszulę do góry. Przesunęła kciukiem po jego brzuchu. Rozchylił
usta i przymknął oczy. Obserwowała go
wędrując palcem po jego ciele. W końcu złapała go mocno w pasie i pociągnęła.
Opadł na łóżko tak, że ona znalazła się pod nim. Ręce miał oparte po obu
stronach jej głowy. Spojrzała na niego przełykając nerwowo ślinę.
- Nie powinnaś była tego robić. – wychrypiał jej do ucha i
przesunął ją na środek materaca kładąc się obok niej i podpierając na łokciu.
Spuściła wzrok, nie mogła wytrzymać jego gorącego
spojrzenia. Wcisnął palec wskazujący za jej ucho, kciuk położył na policzku i
zmusił ją do podniesienia wzroku. Zadrżała. Jego dłoń była gorąca jak
rozżarzone węgle. Palił ją ten dotyk, ale jednocześnie nie chciała, żeby
kiedykolwiek się skończył. Położyła mu rękę na biodrze wsuwając ją pod koszulkę
i przesunęła kciukiem po nagim ciele. Uśmiechnął się i jednym ruchem zdjął
koszulkę.
- Pozwól, że ci ułatwię. – powiedział całując ją delikatnie
w szyję. – W zasadzie to też mi przeszkadza. – powiedział i ściągnął jej
koszulkę.
Przygryzła wargę. Wszystko zmierzało w określonym kierunku. Czy
aby na pewno tego chciała? Nie wiedziała dlaczego w ogóle zadawała sobie to
pytanie. Oczywiście, że pragnęła być z nim w każdy możliwy sposób. Od momentu,
kiedy go poznała wszystko było jasne. Długo próbowała się oszukiwać, że wcale
jej o to nie chodzi, ale teraz już nie mogła. Nie potrafiła się więcej okłamywać.
Poczuła gorący dotyk jego warg na obojczyku i zapomniała o
całym świecie. Był tylko on. Objęła go mocno i przyciągnęła do siebie, całując
namiętnie. Jego dłonie powoli wędrowały po jej ciele, a ona ściskała go z całej
siły, żeby być jeszcze bliżej, choć bliżej już się nie dało.
- Jesteś tego pewna? – wymruczał obsypując ją pocałunkami od
ramienia aż do szyi. Zatrzymał się tam na chwilę, czekając na odpowiedź.
- Tak – wychrypiała. Gardło miała ściśnięte ze
zdenerwowania.
Poczuła jak Tobias się uśmiecha. Przyłożył usta do jej ust.
Całował ją delikatnie, nie spiesząc się. Jego ręce wędrowały w dół jej ciała,
żeby zatrzymać się na chwilę na pasku od spodni.
- Dzieciaki! – usłyszeli na korytarzu głos Adama. – Musimy
wracać!
Spojrzeli na siebie.
- Dokończymy później – wysapał Tobias schodząc z łóżka i
pomagając jej wstać. Ubrali się szybko i wyszli na korytarz.
- Bardziej nie mogłeś przeszkodzić! – powiedział
Tobias patrząc wściekle na Adama po czym naciągnął czapkę na oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!