Eve otworzyła oczy zdziwiona, że całą noc spała spokojnie.
Przez chwilę nie wiedziała gdzie się znajduje. Musiała sobie przypomnieć wydarzenia
ostatniego wieczoru. Kiedy w końcu jej się to udało, poczuła się przytłoczona
ilością spraw, które się nawarstwiły. Marcus, jego powrót i groźby. Kristen,
którą musieli odnaleźć nie tylko po to, żeby ją oddać Marcusowi, ale też
dlatego, że tak należało zrobić. Siły nieczyste, które zdawały się ścigać ją
wszędzie. Problem lokalizacji, po tym jak fabryka została odkryta i naznaczona
przez siły ciemności, nie mogli tu zostać i musieli znaleźć inną kryjówkę dla,
bagatela, pięciuset osób. I na koniec został jej prywatny problem – Mark i Tobias.
Jednego z nich kochała na pewno, drugiemu była coś winna, bo kiedyś obiecała
mu, że zawsze już będą razem. Nie liczyło się dla niej, że złożyła tę obietnicę
nie do końca z własnej woli. Nienawidziła niedotrzymywania słowa. Nie miała
pojęcia co zrobić z tym wszystkim. Zacisnęła mocno powieki.
Obok niej ktoś się poruszył. Poczuła niezwykłe ciepło i nie
mogła powstrzymać uśmiechu, który powoli pojawiał się jej na twarzy. Ktoś
przesuwał palcem po jej obojczyku. Rozejrzała się. Po obu stronach jej twarzy
zwisały jasne dredy, tuż przed jej oczami pojawiła się czarna sylwetka ptaka
wymalowana na jego szyi. Podniosła wzrok. Bajecznie ciemne, granatowe oczy
wpatrywały się w nią tęsknie.
- Tobias… - wymruczała.
Uśmiechnął się szeroko, a w policzkach pojawiły mu się
dołeczki. Pocałował ją delikatnie w policzek. Wstał i zaczął się ubierać.
- Mówię to niechętnie – założył czapkę tradycyjnie
naciągając ją głęboko na oczy – Bardzo niechętnie. – w cieniu daszka pojawił
się zawadiacki półuśmiech – Ale dzisiaj nie możemy spędzić całego dnia w łóżku.
Mamy dużo do omówienia. Właśnie świta. Adam za chwilę zwoła zebranie.
Eve usiadła wciąż nie mogąc przestać się uśmiechać. Nie
wiedziała dlaczego jest taka szczęśliwa, skoro przed nią, przed nimi
wszystkimi, wciąż było jeszcze tak wiele problemów do rozwiązania. Złapała
wyciągniętą rękę Tobiasa i wstała podciągając się na niej. Przesunął czapkę na
tył głowy i przyglądał jej się przez chwilę badawczo, potem przyciągnął ją do
siebie i przez chwilę trzymał przy swojej piersi, nie zważając na nic.
- Jesteś szczęśliwa? – zapytał cicho.
Nie odpowiedziała, tylko wtuliła się mocniej w niego.
- Eve…? – złapał ją za ramiona i zmusił do spojrzenia na
siebie.- Widzę to – odpowiedziała mu jeszcze szerszym uśmiechem – Jest
beznadziejnie, koszmarnie, tragicznie… wszyscy jesteśmy zagrożeni, a ty się
uśmiechasz…
Skinęła głową wlepiając wzrok we własne buty. Wiedziała, że
to bez sensu, wiedziała, że nie powinna tak czuć, a jednak nie mogła przestać.
Była po prostu szczęśliwa. Poprzedniej nocy uświadomiła sobie bardzo ważną
rzecz, dowiedziała się jak dużo znaczy dla niej Tobias i jak bardzo potrzebuje
go w każdej kolejnej minucie swojego życia. Teraz czuła, że ma dokładnie
wszystko, czego potrzebuje do życia, powietrze i jego, w kolejności od tych
mniej ważnych i mniej niezbędnych.
Podniosłą na niego wzrok. Jej oczy miały kolor czystych
szmaragdów.
- Jestem… - wspięła się na palce i pocałowała feniksa na
jego szyi. – Jestem szczęśliwa.
Z trudem, walcząc z samą sobą odsunęła się od niego, ubrała
się szybko i wyszła razem z nim spod iluzji przykrywającej ich, tak, już ‘ich’,
nie ‘jego’, posłanie.
Adam właśnie zmierzał w ich stronę. Skinął głową na ich
widok.
- Musimy iść i coś ustalić. – powiedział – Reszta już czeka.
Eve skinęła głową i puściła się biegiem za Adamem, ukradkiem
spoglądając na Tobiasa, czy zacznie ją gonić. Uniósł jedną brew z
niedowierzaniem patrząc na nią i puścił się za nią pędem. Dobiegli na miejsce
śmiejąc się w głos. Tobias stanął jak wryty.
- Nie wiedziałem, że on się wkręcił do tak zwanego
dowództwa… - powiedział patrząc na Marka.
Eve spojrzała na niego i przytuliła się do niego lekko
całując go w szyję. Nie zareagował. Dalej stał sztywno ja kołek wpatrując się w
rywala.
- Mark jest niestety niezbędny – powiedział Adam – Będziesz musiał
się przyzwyczaić. Tylko on wie gdzie możemy znaleźć Kristen, więc jeśli nie
chcesz do końca życia być ściganym przez czerwone chmurzyska i zrozpaczonego po
utracie ukochanej szaleńca, to radzę, żebyś się przyzwyczaił do jego obecności.
Tobias zacisnął szczęki.
- A teraz podajcie sobie ręce. Nie chcę żadnych kłótni o
dziewczyny podczas narady. – Adam przeniósł wzrok z Tobiasa na Marka i z
powrotem.
- Nie podam ręki wytatuowanemu brudasowi z dredach! –
powiedział i skrzyżował ręce na piesiach.
Tobias ruszył do przodu zaciskając pięści i ciągnąc
uczepioną jednej ręki Eve, aż ta w końcu oprzytomniała i wybiegła przed niego
stając między nimi dwoma. Oparła lewą dłoń na piersi Tobiasa, a prawą na
brzuchu Marka.
- Macie natychmiast przestać! – krzyknęła patrząc raz na
jednego, raz na drugiego. – Mamy coś do załatwienia i to, że się nie lubicie
nie jest teraz najważniejsze. – spojrzała na Marka – A ty, masz go natychmiast
przeprosić!
Tobias rozluźnił się i uścisnął jej dłoń.
-„Poniosło mnie,
przepraszam” – powiedział do niej w myślach. Uśmiechnęła się lekko po czym
spojrzała wyczekująco na Marka, który wcale nie wyglądała jakby miał zamiar
spełnić jej polecenie.
- Ale już! – wrzasnęła na niego tupiąc nogą.
- Przepraszam - wymamrotał podając Tobiasowi rękę. Uścisnęli
sobie dłonie, ale zaraz po tym odsunęli się jak najdalej od siebie.
Usiedli na skrzynkach przy prowizorycznym stole ustawionym z
pudeł. Eve zajęła miejsce między Alice a Ryanem. Tobias siedział po jej lewej,
zaraz obok jej brata. Mark usiłował namówić Alice, żeby się przesiadła koło
Adama, ale nie dała się przekonać i twardo trzymała się prawego boku Eve. Po
dzisiejszym zachowaniu straciła resztki sympatii dla Marka.
- Możemy zacząć? – zapytał Adam. Wszyscy skinęli głowami w
odpowiedzi, więc kontynuował – Chciałbym, żeby dołączyła do nas jeszcze jedna
osoba – Jeremy. Może nam bardzo pomóc z lustrem. Okazuje się, że jego ojciec
był alchemikiem i Jeremy podpatrzył to i owo. W skrócie – ma ogromną wiedzę.
Wszyscy zgodnie skinęli głowami. Prawie wszyscy…
- Ciekawe dlaczego jej nie miał jak próbowaliście mnie
uwolnić? – zapytał Mark.
- Dlatego, że zasadniczo byłem w głębokim szoku po
uwolnieniu Caroline i pozbyciu się Damena. – powiedział Jeremy podchodząc do
stołu i siadając między Adamem i Karen.
Moja pamięć się zablokowała i tylko dzięki Karen –położył jej rękę na
ramieniu – udało mi się ją odzyskać.
- Skoro nikt nie protestuje, to zabieramy się do roboty –
powiedział Adam – Mark, zaczniemy od ciebie. Musisz uwolnić Kristen. Kogo z nas
potrzebujesz do pomocy?
- Eve – powiedział bez zastanowienia.
- Idę z nią – Tobias wstał.
- Zapomnij! – krzyknął Mark. – Miałeś swój czas!
- Ty też. – powiedziała spokojnie Eve, kiedy Ryan ciągnął
Tobiasa za rękę, żeby usiadł. – Poza tym, o ile się nie mylę, to nie możesz jej
szukać będąc tutaj, prawda?
- Musimy pojechać do Chicago, do mieszkania, w którym kiedyś
mieszkałem z Kristen. – powiedział Mark
– Alice nas tam zabierze.
Alice pokręciła przecząco głową.
- Byłabym wdzięczna gdybyś nie podejmował za mnie decyzji.
Nigdzie się bez Adama nie ruszam, a on nie opuści grupy pięciuset osób tylko dlatego,
żebyś mógł pobyć sam na sam z dziewczyną. Sorry, ale musisz w końcu dorosnąć i
ponieść konsekwencje swoich czynów – westchnęła – Uważam, że Eve robi naprawdę
dużo za dużo dając ci szansę. Nie mam zamiaru ci pomagać po tym jak nas
wszystkich tak okrutnie oszukałeś.
- Ale… - zaczął Mark.
- Tobias może ci się przydać – przerwał mu Ryan – jest
władcą czasu, więc może pomóc w szukaniu anachronizmu.
- A czym nie jest Tobias? – Mark wiercił się niespokojnie na
krześle. Powoli okazywało się, że Tobias jest prawdopodobnie znacznie
potężniejszy od niego. Zaczął podejrzewać, że może dlatego Eve go pokochała.
Może Tobias mógł jej dać więcej niż on? Może bycie z nim po prostu jej się
opłacało z jakiegoś powodu? Nie mógł zrozumieć, że Eve może woleć piegowatego
blondyna z odstającymi uszami od niego.
Tobias uśmiechnął się szeroko widząc zazdrość malującą się
na twarzy Marka.
- Nie jestem kontrolerem emocji – powiedział uśmiechając się
złośliwie w cieniu czapki – I nie mam siostry obdarzonej tą mocą.
Mark poderwał się i już miał się rzucić na Tobiasa, ale
Karen spojrzała na niego i zaczęła coś szeptać. Usiadł szybko z dziwnym wyrazem
twarzy i oddychał głęboko. Dopiero po chwili Eve załapała, że Karen właśnie
osłabiła jego gniew przy pomocy kontroli emocji. Uśmiechnęła się do niej.
- Musiałam – Karen wzruszyła ramionami - Czasem trzeba komuś wylać na głowę kubeł
zimnej wody, nawet własnemu bratu.
- Więc postanowione. – powiedział Adam. – Mark, Eve i Tobias
jadą do Chicago, żeby wydobyć Kristen z pętli czasu. My w tym czasie zajmiemy
się tropieniem Marcusa i szukaniem sposobu na unicestwienie lustra.
- Jak będziecie szukać Marcusa? – zapytała Eve.
- Przy pomocy wieszczy i teleporterów. Będziemy musieli
szukać go trochę po omacku, ale liczę na to, że nam się uda. – zawahał się -
Nawet nie chodzi o to, żeby znaleźć jego. My musimy zabrać mu lustro i dobrze
je ukryć. I w międzyczasie próbować dojść do tego jak można je unicestwić.
- Podejrzewam, że znowu będą jakieś nietypowe zabezpieczenia
– powiedział Jeremy. – Studiowałem zapiski. Jest tam coś o jakimś odbiciu, ale
nie wiem jeszcze dokładnie o co chodzi.
Adam pokiwał głową i wzruszył ramionami.
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo, nie? – uśmiechnął się.
Eve wierciła się niespokojnie na krześle. Ciągle była jedna
rzecz, którą musieli ustalić. Coś, co nie dawało jej spokoju, coś, co było
bardzo ważne…
- A co z siedzibą? – zapytała w końcu nie mogąc wytrzymać.
Adam spojrzał przez chwilę na Tobiasa, ale ten nic nie
zauważył, więc zaczął mówić.
- Potrzebujemy dużej posiadłości, najlepiej z kilkoma
budynkami. Mogą to być stajnie, pomieszczenia dla służby i inne cuda. Przydałby
się też duży zamek jako miejsce gdzie można spać.
Tobias podniósł głowę przesuwając czapkę na tył głowy i
patrząc na niego uważnie.
- Dobrze by było – ciągnął Adam – żeby to miejsce było od
dawna ukryte przez kogoś kto ma pojęcie o iluzji ukrywającej…
- Gdzie my coś takiego znajdziemy? – załamała ręce Alice.
Adam nic nie mówił tylko patrzył wyczekująco na Tobiasa raz
po raz kiwając głową w jego kierunku. Po chwili Eve też na niego spojrzała.
- „Znasz takie
miejsce?” – zapytała go w myślach.
- „Wychowałem się w
nim” – powiedział. – „I ukryłem
dokładnie zaraz po tym, jak Kris mnie uwolnił. Tam wracałem zawsze, kiedy nie
miałam ochoty nikogo oglądać, kiedy życie mnie przerastało.”
- „brzmi, jakbyś nie
chciał tam wracać… ”- szepnęła do niego.
- „bo z różnych
względów nie chcę…”
Eve nie męczyła go więcej, wiedziała, ze nie ma sensu
ciągnąć go za język, że jeśli będzie chciał, sam powie jej o sobie wszystko. Mark
także skupił wzrok na Tobiasie. Nie mógł znieść myśli, że oprócz ogromnego
talentu, jego rywal ma też gigantyczny zamek.
- Przygotujcie się na podróż do Anglii – powiedział
Tobias wstając od stołu.
Pierwsza? W pierwszej chwili pomyślałam, że Tobias chce ich do zamku Damena przenieść:D
OdpowiedzUsuńO matko, nie! W życiu. Sama nie chcę tam wracać... Przenosimy się z bliżej nieokreślonej fabryki do Wielkiej Brytanii ;)
OdpowiedzUsuń