Me

Me

środa, 13 lutego 2013

Odbicie 1 - Co dalej?

Eve otworzyła oczy zdziwiona, że całą noc spała spokojnie. Przez chwilę nie wiedziała gdzie się znajduje. Musiała sobie przypomnieć wydarzenia ostatniego wieczoru. Kiedy w końcu jej się to udało, poczuła się przytłoczona ilością spraw, które się nawarstwiły. Marcus, jego powrót i groźby. Kristen, którą musieli odnaleźć nie tylko po to, żeby ją oddać Marcusowi, ale też dlatego, że tak należało zrobić. Siły nieczyste, które zdawały się ścigać ją wszędzie. Problem lokalizacji, po tym jak fabryka została odkryta i naznaczona przez siły ciemności, nie mogli tu zostać i musieli znaleźć inną kryjówkę dla, bagatela, pięciuset osób. I na koniec został jej prywatny problem – Mark i Tobias. Jednego z nich kochała na pewno, drugiemu była coś winna, bo kiedyś obiecała mu, że zawsze już będą razem. Nie liczyło się dla niej, że złożyła tę obietnicę nie do końca z własnej woli. Nienawidziła niedotrzymywania słowa. Nie miała pojęcia co zrobić z tym wszystkim. Zacisnęła mocno powieki.
Obok niej ktoś się poruszył. Poczuła niezwykłe ciepło i nie mogła powstrzymać uśmiechu, który powoli pojawiał się jej na twarzy. Ktoś przesuwał palcem po jej obojczyku. Rozejrzała się. Po obu stronach jej twarzy zwisały jasne dredy, tuż przed jej oczami pojawiła się czarna sylwetka ptaka wymalowana na jego szyi. Podniosła wzrok. Bajecznie ciemne, granatowe oczy wpatrywały się w nią tęsknie.
- Tobias… - wymruczała.
Uśmiechnął się szeroko, a w policzkach pojawiły mu się dołeczki. Pocałował ją delikatnie w policzek. Wstał i zaczął się ubierać.
- Mówię to niechętnie – założył czapkę tradycyjnie naciągając ją głęboko na oczy – Bardzo niechętnie. – w cieniu daszka pojawił się zawadiacki półuśmiech – Ale dzisiaj nie możemy spędzić całego dnia w łóżku. Mamy dużo do omówienia. Właśnie świta. Adam za chwilę zwoła zebranie.  
Eve usiadła wciąż nie mogąc przestać się uśmiechać. Nie wiedziała dlaczego jest taka szczęśliwa, skoro przed nią, przed nimi wszystkimi, wciąż było jeszcze tak wiele problemów do rozwiązania. Złapała wyciągniętą rękę Tobiasa i wstała podciągając się na niej. Przesunął czapkę na tył głowy i przyglądał jej się przez chwilę badawczo, potem przyciągnął ją do siebie i przez chwilę trzymał przy swojej piersi, nie zważając na nic.
- Jesteś szczęśliwa? – zapytał cicho.
Nie odpowiedziała, tylko wtuliła się mocniej w niego.
- Eve…? – złapał ją za ramiona i zmusił do spojrzenia na siebie.- Widzę to – odpowiedziała mu jeszcze szerszym uśmiechem – Jest beznadziejnie, koszmarnie, tragicznie… wszyscy jesteśmy zagrożeni, a ty się uśmiechasz…
Skinęła głową wlepiając wzrok we własne buty. Wiedziała, że to bez sensu, wiedziała, że nie powinna tak czuć, a jednak nie mogła przestać. Była po prostu szczęśliwa. Poprzedniej nocy uświadomiła sobie bardzo ważną rzecz, dowiedziała się jak dużo znaczy dla niej Tobias i jak bardzo potrzebuje go w każdej kolejnej minucie swojego życia. Teraz czuła, że ma dokładnie wszystko, czego potrzebuje do życia, powietrze i jego, w kolejności od tych mniej ważnych i mniej niezbędnych.
Podniosłą na niego wzrok. Jej oczy miały kolor czystych szmaragdów.
- Jestem… - wspięła się na palce i pocałowała feniksa na jego szyi. – Jestem szczęśliwa.
Z trudem, walcząc z samą sobą odsunęła się od niego, ubrała się szybko i wyszła razem z nim spod iluzji przykrywającej ich, tak, już ‘ich’, nie ‘jego’, posłanie.
Adam właśnie zmierzał w ich stronę. Skinął głową na ich widok.
- Musimy iść i coś ustalić. – powiedział – Reszta już czeka.
Eve skinęła głową i puściła się biegiem za Adamem, ukradkiem spoglądając na Tobiasa, czy zacznie ją gonić. Uniósł jedną brew z niedowierzaniem patrząc na nią i puścił się za nią pędem. Dobiegli na miejsce śmiejąc się w głos. Tobias stanął jak wryty.
- Nie wiedziałem, że on się wkręcił do tak zwanego dowództwa… - powiedział patrząc na Marka.
Eve spojrzała na niego i przytuliła się do niego lekko całując go w szyję. Nie zareagował. Dalej stał sztywno ja kołek wpatrując się w rywala.
- Mark jest niestety niezbędny – powiedział Adam – Będziesz musiał się przyzwyczaić. Tylko on wie gdzie możemy znaleźć Kristen, więc jeśli nie chcesz do końca życia być ściganym przez czerwone chmurzyska i zrozpaczonego po utracie ukochanej szaleńca, to radzę, żebyś się przyzwyczaił do jego obecności. 
Tobias zacisnął szczęki.
- A teraz podajcie sobie ręce. Nie chcę żadnych kłótni o dziewczyny podczas narady. – Adam przeniósł wzrok z Tobiasa na Marka i z powrotem.
- Nie podam ręki wytatuowanemu brudasowi z dredach! – powiedział i skrzyżował ręce na piesiach.
Tobias ruszył do przodu zaciskając pięści i ciągnąc uczepioną jednej ręki Eve, aż ta w końcu oprzytomniała i wybiegła przed niego stając między nimi dwoma. Oparła lewą dłoń na piersi Tobiasa, a prawą na brzuchu Marka.    
- Macie natychmiast przestać! – krzyknęła patrząc raz na jednego, raz na drugiego. – Mamy coś do załatwienia i to, że się nie lubicie nie jest teraz najważniejsze. – spojrzała na Marka – A ty, masz go natychmiast przeprosić! 
Tobias rozluźnił się i uścisnął jej dłoń.
-„Poniosło mnie, przepraszam” – powiedział do niej w myślach. Uśmiechnęła się lekko po czym spojrzała wyczekująco na Marka, który wcale nie wyglądała jakby miał zamiar spełnić jej polecenie.
- Ale już! – wrzasnęła na niego tupiąc nogą.
- Przepraszam - wymamrotał podając Tobiasowi rękę. Uścisnęli sobie dłonie, ale zaraz po tym odsunęli się jak najdalej od siebie.
Usiedli na skrzynkach przy prowizorycznym stole ustawionym z pudeł. Eve zajęła miejsce między Alice a Ryanem. Tobias siedział po jej lewej, zaraz obok jej brata. Mark usiłował namówić Alice, żeby się przesiadła koło Adama, ale nie dała się przekonać i twardo trzymała się prawego boku Eve. Po dzisiejszym zachowaniu straciła resztki sympatii dla Marka.
- Możemy zacząć? – zapytał Adam. Wszyscy skinęli głowami w odpowiedzi, więc kontynuował – Chciałbym, żeby dołączyła do nas jeszcze jedna osoba – Jeremy. Może nam bardzo pomóc z lustrem. Okazuje się, że jego ojciec był alchemikiem i Jeremy podpatrzył to i owo. W skrócie – ma ogromną wiedzę.
Wszyscy zgodnie skinęli głowami. Prawie wszyscy…
- Ciekawe dlaczego jej nie miał jak próbowaliście mnie uwolnić? – zapytał Mark.
- Dlatego, że zasadniczo byłem w głębokim szoku po uwolnieniu Caroline i pozbyciu się Damena. – powiedział Jeremy podchodząc do stołu i siadając między Adamem i Karen.  Moja pamięć się zablokowała i tylko dzięki Karen –położył jej rękę na ramieniu – udało mi się ją odzyskać.
- Skoro nikt nie protestuje, to zabieramy się do roboty – powiedział Adam – Mark, zaczniemy od ciebie. Musisz uwolnić Kristen. Kogo z nas potrzebujesz do pomocy?
- Eve – powiedział bez zastanowienia.
- Idę z nią – Tobias wstał.
- Zapomnij! – krzyknął Mark. – Miałeś swój czas!
- Ty też. – powiedziała spokojnie Eve, kiedy Ryan ciągnął Tobiasa za rękę, żeby usiadł. – Poza tym, o ile się nie mylę, to nie możesz jej szukać będąc tutaj, prawda?
- Musimy pojechać do Chicago, do mieszkania, w którym kiedyś mieszkałem z Kristen.  – powiedział Mark – Alice nas tam zabierze.
Alice pokręciła przecząco głową.
- Byłabym wdzięczna gdybyś nie podejmował za mnie decyzji. Nigdzie się bez Adama nie ruszam, a on nie opuści grupy pięciuset osób tylko dlatego, żebyś mógł pobyć sam na sam z dziewczyną. Sorry, ale musisz w końcu dorosnąć i ponieść konsekwencje swoich czynów – westchnęła – Uważam, że Eve robi naprawdę dużo za dużo dając ci szansę. Nie mam zamiaru ci pomagać po tym jak nas wszystkich tak okrutnie oszukałeś.
- Ale… - zaczął Mark.
- Tobias może ci się przydać – przerwał mu Ryan – jest władcą czasu, więc może pomóc w szukaniu anachronizmu.
- A czym nie jest Tobias? – Mark wiercił się niespokojnie na krześle. Powoli okazywało się, że Tobias jest prawdopodobnie znacznie potężniejszy od niego. Zaczął podejrzewać, że może dlatego Eve go pokochała. Może Tobias mógł jej dać więcej niż on? Może bycie z nim po prostu jej się opłacało z jakiegoś powodu? Nie mógł zrozumieć, że Eve może woleć piegowatego blondyna z odstającymi uszami od niego.
Tobias uśmiechnął się szeroko widząc zazdrość malującą się na twarzy Marka.
- Nie jestem kontrolerem emocji – powiedział uśmiechając się złośliwie w cieniu czapki – I nie mam siostry obdarzonej tą mocą.
Mark poderwał się i już miał się rzucić na Tobiasa, ale Karen spojrzała na niego i zaczęła coś szeptać. Usiadł szybko z dziwnym wyrazem twarzy i oddychał głęboko. Dopiero po chwili Eve załapała, że Karen właśnie osłabiła jego gniew przy pomocy kontroli emocji. Uśmiechnęła się do niej.
- Musiałam – Karen wzruszyła ramionami  - Czasem trzeba komuś wylać na głowę kubeł zimnej wody, nawet własnemu bratu. 
- Więc postanowione. – powiedział Adam. – Mark, Eve i Tobias jadą do Chicago, żeby wydobyć Kristen z pętli czasu. My w tym czasie zajmiemy się tropieniem Marcusa i szukaniem sposobu na unicestwienie lustra.
- Jak będziecie szukać Marcusa? – zapytała Eve.
- Przy pomocy wieszczy i teleporterów. Będziemy musieli szukać go trochę po omacku, ale liczę na to, że nam się uda. – zawahał się - Nawet nie chodzi o to, żeby znaleźć jego. My musimy zabrać mu lustro i dobrze je ukryć. I w międzyczasie próbować dojść do tego jak można je unicestwić.
- Podejrzewam, że znowu będą jakieś nietypowe zabezpieczenia – powiedział Jeremy. – Studiowałem zapiski. Jest tam coś o jakimś odbiciu, ale nie wiem jeszcze dokładnie o co chodzi.
Adam pokiwał głową i wzruszył ramionami.
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo, nie? – uśmiechnął się.  
Eve wierciła się niespokojnie na krześle. Ciągle była jedna rzecz, którą musieli ustalić. Coś, co nie dawało jej spokoju, coś, co było bardzo ważne…
- A co z siedzibą? – zapytała w końcu nie mogąc wytrzymać.
Adam spojrzał przez chwilę na Tobiasa, ale ten nic nie zauważył, więc zaczął mówić.
- Potrzebujemy dużej posiadłości, najlepiej z kilkoma budynkami. Mogą to być stajnie, pomieszczenia dla służby i inne cuda. Przydałby się też duży zamek jako miejsce gdzie można spać.
Tobias podniósł głowę przesuwając czapkę na tył głowy i patrząc na niego uważnie.
- Dobrze by było – ciągnął Adam – żeby to miejsce było od dawna ukryte przez kogoś kto ma pojęcie o iluzji ukrywającej…
- Gdzie my coś takiego znajdziemy? – załamała ręce Alice.
Adam nic nie mówił tylko patrzył wyczekująco na Tobiasa raz po raz kiwając głową w jego kierunku. Po chwili Eve też na niego spojrzała.
- „Znasz takie miejsce?” – zapytała go w myślach.
- „Wychowałem się w nim” – powiedział. – „I ukryłem dokładnie zaraz po tym, jak Kris mnie uwolnił. Tam wracałem zawsze, kiedy nie miałam ochoty nikogo oglądać, kiedy życie mnie przerastało.”
- „brzmi, jakbyś nie chciał tam wracać… ”- szepnęła do niego.
- „bo z różnych względów nie chcę…
Eve nie męczyła go więcej, wiedziała, ze nie ma sensu ciągnąć go za język, że jeśli będzie chciał, sam powie jej o sobie wszystko. Mark także skupił wzrok na Tobiasie. Nie mógł znieść myśli, że oprócz ogromnego talentu, jego rywal ma też gigantyczny zamek.
- Przygotujcie się na podróż do Anglii – powiedział Tobias wstając od stołu.

2 komentarze:

  1. Pierwsza? W pierwszej chwili pomyślałam, że Tobias chce ich do zamku Damena przenieść:D

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko, nie! W życiu. Sama nie chcę tam wracać... Przenosimy się z bliżej nieokreślonej fabryki do Wielkiej Brytanii ;)

    OdpowiedzUsuń

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!