Ryan chodził
niespokojnie po fabryce. Martwił się o Eve. Za długo jej nie było. Tobias
powinien był już pozwolić jej odpocząć, powinien pozwolić jej tu wrócić i
położyć się i przespać, żeby wróciła do pełni sił. Nie mógł wygonić z głowy
myśli, że coś jej się stało. Nie mógł powstrzymać narastającego poczucia
niepokoju i strachu o siostrę. Nie chodziło mu o Tobiasa, nie bał się, że ją
skrzywdzi, raczej nie był pewien czy Eve jest na tyle silna, żeby odbywać już
dalekie podróże. Długo chodził w miejscu na zmianę zaciskając i prostując palce
i nerwowo przygryzając wargę, aż w końcu zdecydował, że musi coś zrobić.
W rogu zobaczył Adama
pochylonego nad jakimiś zapiskami. Podszedł do niego kiwając Jeremy’emu na
powitanie. Ślęczeli we dwóch nad
zapiskami Damena. Jeremy po raz kolejny opisywał proces powstawania lustra.
Robił to z niebywałą cierpliwością odpowiadając na wszystkie pytania Adama,
który siedział z czarną księgą na kolanach i próbował dopasować teorię do
rzeczywistości, a może na odwrót. Westchnął zrezygnowany.
-Musimy to
rozszyfrować. – powiedział. – Czy jest coś o czym mi nie powiedziałeś?
Jeremy pokręcił głową
pocierając podbródek.
- Nic sobie więcej nie
przypominam.
- Przepraszam. –
wtrącił się Ryan.
Adam podniósł na niego
wzrok.
- O co chodzi? –
zapytał widząc, że Ryan jest czymś zmartwiony.
- O Eve. Tobias ją
gdzieś zabrał i jeszcze nie wrócili.
Adam zerknął na
Jeremy’ego unosząc jedną brew. Uśmiechnęli się do siebie.
- I to cię dziwi,
tak?– zapytał przekrzywiając głowę.
- Nie… to znaczy tak.
Dziwi mnie, że jeszcze nie wrócili. – podrapał się po głowie – Chyba.
- Jak puściłeś ją samą
z Tobiasem, to przepadła. – powiedział Adam tak cicho, że Ryan go nie usłyszał.
- Nie powinno cię to
jakoś specjalnie dziwić... – powiedział lekko nieobecnym głosem Jeremy.
- A ty niby co o tym
wiesz? – odwarknął Ryan.
- Eve potrzebuje teraz
pocieszenia, po tym co jej zrobił Mark. – powiedział spokojnie Jeremy. – Ty
jesteś jej bratem, więc raczej się nie nadasz. Tobias to całkiem dobre
rozwiązanie – Uśmiechnął się znacząco do Adama.
- Skąd wiesz co Mark jej
zrobił? – zmarszczył czoło.
- Byłem tam,
pamiętasz? – uśmiechnął się – Poza tym wiadomości rozchodzą się szybko.
Ryan zrobił krok do
przodu gniewnie zaciskając pięści, Adam odsunął Jeremy’ego za swoje plecy,
chroniąc go przed gniewem Ryana i jednocześnie sugerując, że powinien sie
trochę pohamować, nie denerwować niepotrzebnie nikogo.
- Ryan, wszyscy
zauważyli zmianę w zachowaniu Tobiasa, od kiedy pojawiła się Eve. – westchnął –
Wiem, że znasz jego przeszłość. On potrzebuje kogoś takiego jak ona. Ona może
dać mu szczęście, którego całe życie nie miał, wbrew temu, co twierdzi.
Ryan zamyślił się. Tak,
znał jego przeszłość, była wyjątkowo tragiczna i naznaczona ogromnym urazem do kłamstwa.
Wiedział jedno. Tobias nigdy nie oszuka Eve. Widział to w jego wspomnieniach
prawie tak dokładnie, jak teraz widział przed sobą halę fabryczną. Kłamstwo go
odrzucało. Przynajmniej w ten sposób nie mógł jej skrzywdzić. To napawało go
pewnego rodzaju optymizmem, ale wciąż odzywał się w nim duch brata, który
musiał bronić własnej siostry.
- Mnie nie chodzi o
niego… - zaczął Ryan, ale Adam mu przerwał.
- Chodzi czy nie, oni
są teraz razem i jak znam Tobiasa, to właśnie przekonuje ją, że może być dla
niej najlepszym lekarstwem na wszelkie troski. Prawdopodobnie jest w tym tak
dobry, że nawet Eve nie chce wracać. Daj im czas. Z Tobiasem nic jej nie grozi.
Jest doświadczony w walkach z siłami nieczystymi. Nikt jej tam nie tknie.
- Ale.. – zaczął Ryan
- Ale co? Przecież go
lubisz, sam mu podpowiedziałeś, że Eve jest wolna. Sam go do tego pchnąłeś.
Czego teraz chcesz? Żeby się od razu poddał? – Adam wyszczerzył się widząc
zdziwioną minę Ryana. – Jak gadasz do kogoś w myślach, to stawiaj porządną
zasłonę, wtedy odetniesz nie tylko swoją osłabioną siostrę. – Poklepał go po
ramieniu. – A teraz pozwól, że wrócimy do tego, co robiliśmy przed chwilą. –
Położył rękę na ramieniu Jeremy’ego i razem pochylili się nad zapiskami Damena.
Ryan skinął głową i
powoli udał się w stronę swojego posłania.
Miał do zrobienia jeszcze jedną rzecz.
Karen siedziała w
kącie na swoim materacu. Okryła nogi kocem i patrzyła się tępo w dal obracając
w dłoniach brązowo-bursztynowy kamień, który Ryan cisnął w kąt, kiedy mu
powiedziała o oszustwie Marka. W sumie to było też jej oszustwo. Wiedziała, że
nie jest bez winy, ale na myśl o tym, że przez to straciła Ryana robiło jej się
słabo. Nie chciała go stracić. Był jej coraz bliższy.
Ryan podszedł do niej,
uklęknął i bez słowa zaczął zabierać swoje rzeczy, żeby przenieść się w inne
miejsce. Nie chciał spać z nią na jednym posłaniu. Nie mógł. Bolało go serce i
coś pchało go w jej stronę, ale nie znosił kłamstwa. Nie mógł przeboleć, że
Karen oszukała w tak okrutny sposób jego siostrę.
Karen patrzyła na
niego zbolałym wzrokiem.
- Powiedz coś… -
prosiła.
- Co mam ci
powiedzieć? – zapytał – Że brzydzę się kłamstwem? Że kocham moją siostrę i nie
życzę sobie, żeby ktokolwiek ją wykorzystywał, bawił się jej uczuciami i robił
z niej lekarstwo dla jakiegoś kolesia? Że nie mogę uwierzyć jak mogłaś tyle
czasu mnie oszukiwać?
- Ryan… - zaczęła, ale
uciszył ją gestem.
- Nie chcę tego
słuchać. – machnął ręką. – Myślałem, że coś do mnie czujesz.
- Bo czuję… - wychrypiała ocierając łzy.
- Najwyraźniej nie to,
co ja. – wstał i odwrócił się od niej – Ja bym nie zrobił czegoś takiego
twojemu bratu.
Odszedł zostawiając ją
samą. Targały nim sprzeczne uczucia. Kłamstwo pozostawało kłamstwem, ale nie
zmieniło to jego uczuć wobec Karen. Westchnął. Doszedł do wniosku, że wyjaśnią
sobie wszystko, kiedy Mark wyjdzie na wolność. Zwłaszcza z Markiem miał wiele
do wyjaśniania. Zacisnął pięści.
……….
- Przejdźmy przez to
jeszcze raz, ok? – Adam spojrzał na Jeremy’ego błagalnie, ale Jeremy nie
sprawiał wrażenia zniecierpliwionego. Był tak szczęśliwy, że odzyskał Caroline,
że gotów był pomóc jej wybawcom w każdy sposób. Nawet jeśli oznaczało to
powtarzanie po raz pięćsetny tego samego.
- Jasne. – wzruszył
ramionami.
- Damen sam pomalował
lustro srebrzystą substancją? – Adam postawił plusa na kartce, którą trzymał w
ręku.
- Tak.
- Widziałeś z czego
robił tę substancję? – patrzył na niego badawczo, jakby liczył na negatywną
odpowiedź.
- Tak, stopił srebro,
a potem pędzlem z końskiego włosia rozprowadził je po tafli szkła.
- Co dodał do srebra?
- Jakiś kamień, który
rozkruszył.
- Dlaczego mi
wcześniej o tym nie powiedziałeś? – Adam ożywił się. – Powiedz mi jak on
wyglądał.
Jeremy zaczął snuć
opowieść o wyprawie w wysokie góry, gdzie Damen długo chodził po jaskiniach wynosząc
z nich na światło dzienne przeróżne skały, a następnie oglądając je uważnie pod
słońce. Większość z nich wrzucał z powrotem do jaskiń, ale niektóre chował do
worka przytroczonego do paska. Wydawało mu się, że chodzili tak przez ponad
tydzień. W końcu w jednej z grot w Alpach szwajcarskich Damen znalazł to, czego
szukał. Kamień był niepozorny. Mały i czarny. Nie błyszczał się, był matowy,
ale nie miał ani jednej skazy, był idealnie okrągły. Natychmiast kazał
Jeremy’emy wracać do zamku. Na miejscu położył kamień na metalowej tacy i
rozkruszył go przy użyciu diamentowego młotka. Mówił, że nie może go
zanieczyścić.
- To musiał być taki
stary alchemiczny kamień. Jeśli ten zapis oznacza to o czym myślę… – Adam
myślał na głos – …a wcześniej ustaliliśmy, że to jest ostrokrzew, to… - Adam
podniósł głowę ze zdumieniem. – Wiem!
Jeremy spojrzał na
niego pytająco.
- Każde ze słów jest
zakodowane za pomocą innego algorytmu. – Adam był podekscytowany swoim
odkryciem. - Stosuje tylko typowe algorytmy, jak zawsze. Jest ich z piętnaście,
może szesnaście. Dlatego nie mogliśmy nic odgadnąć. To jest plątanina różnych
kodów.
- Szyfr niemożliwy? –
zapytał z niedowierzaniem Jeremy.
- Dokładnie! –
krzyknął Adam – teraz pozostaje tylko rozgryźć w którym momencie używał którego
algorytmu i będziemy w domu.
taaaaak! :D
OdpowiedzUsuń