Me

Me

piątek, 8 lutego 2013

Lustro 26 - Szyfr niemożliwy

Ryan chodził niespokojnie po fabryce. Martwił się o Eve. Za długo jej nie było. Tobias powinien był już pozwolić jej odpocząć, powinien pozwolić jej tu wrócić i położyć się i przespać, żeby wróciła do pełni sił. Nie mógł wygonić z głowy myśli, że coś jej się stało. Nie mógł powstrzymać narastającego poczucia niepokoju i strachu o siostrę. Nie chodziło mu o Tobiasa, nie bał się, że ją skrzywdzi, raczej nie był pewien czy Eve jest na tyle silna, żeby odbywać już dalekie podróże. Długo chodził w miejscu na zmianę zaciskając i prostując palce i nerwowo przygryzając wargę, aż w końcu zdecydował, że musi coś zrobić.
W rogu zobaczył Adama pochylonego nad jakimiś zapiskami. Podszedł do niego kiwając Jeremy’emu na powitanie.  Ślęczeli we dwóch nad zapiskami Damena. Jeremy po raz kolejny opisywał proces powstawania lustra. Robił to z niebywałą cierpliwością odpowiadając na wszystkie pytania Adama, który siedział z czarną księgą na kolanach i próbował dopasować teorię do rzeczywistości, a może na odwrót. Westchnął zrezygnowany.
-Musimy to rozszyfrować. – powiedział. – Czy jest coś o czym mi nie powiedziałeś?
Jeremy pokręcił głową pocierając podbródek.
- Nic sobie więcej nie przypominam.
- Przepraszam. – wtrącił się Ryan.
Adam podniósł na niego wzrok.
- O co chodzi? – zapytał widząc, że Ryan jest czymś zmartwiony.
- O Eve. Tobias ją gdzieś zabrał i jeszcze nie wrócili.
Adam zerknął na Jeremy’ego unosząc jedną brew. Uśmiechnęli się do siebie.
- I to cię dziwi, tak?– zapytał przekrzywiając głowę.
- Nie… to znaczy tak. Dziwi mnie, że jeszcze nie wrócili. – podrapał się po głowie – Chyba.
- Jak puściłeś ją samą z Tobiasem, to przepadła. – powiedział Adam tak cicho, że Ryan go nie usłyszał.
- Nie powinno cię to jakoś specjalnie dziwić... – powiedział lekko nieobecnym głosem Jeremy.
- A ty niby co o tym wiesz? – odwarknął Ryan.
- Eve potrzebuje teraz pocieszenia, po tym co jej zrobił Mark. – powiedział spokojnie Jeremy. – Ty jesteś jej bratem, więc raczej się nie nadasz. Tobias to całkiem dobre rozwiązanie – Uśmiechnął się znacząco do Adama.
- Skąd wiesz co Mark jej zrobił? – zmarszczył czoło.
- Byłem tam, pamiętasz? – uśmiechnął się – Poza tym wiadomości rozchodzą się szybko.
Ryan zrobił krok do przodu gniewnie zaciskając pięści, Adam odsunął Jeremy’ego za swoje plecy, chroniąc go przed gniewem Ryana i jednocześnie sugerując, że powinien sie trochę pohamować, nie denerwować niepotrzebnie nikogo.
- Ryan, wszyscy zauważyli zmianę w zachowaniu Tobiasa, od kiedy pojawiła się Eve. – westchnął – Wiem, że znasz jego przeszłość. On potrzebuje kogoś takiego jak ona. Ona może dać mu szczęście, którego całe życie nie miał, wbrew temu, co twierdzi.
Ryan zamyślił się. Tak, znał jego przeszłość, była wyjątkowo tragiczna i naznaczona ogromnym urazem do kłamstwa. Wiedział jedno. Tobias nigdy nie oszuka Eve. Widział to w jego wspomnieniach prawie tak dokładnie, jak teraz widział przed sobą halę fabryczną. Kłamstwo go odrzucało. Przynajmniej w ten sposób nie mógł jej skrzywdzić. To napawało go pewnego rodzaju optymizmem, ale wciąż odzywał się w nim duch brata, który musiał bronić własnej siostry.
- Mnie nie chodzi o niego… - zaczął Ryan, ale Adam mu przerwał.
- Chodzi czy nie, oni są teraz razem i jak znam Tobiasa, to właśnie przekonuje ją, że może być dla niej najlepszym lekarstwem na wszelkie troski. Prawdopodobnie jest w tym tak dobry, że nawet Eve nie chce wracać. Daj im czas. Z Tobiasem nic jej nie grozi. Jest doświadczony w walkach z siłami nieczystymi. Nikt jej tam nie tknie.
- Ale.. – zaczął Ryan
- Ale co? Przecież go lubisz, sam mu podpowiedziałeś, że Eve jest wolna. Sam go do tego pchnąłeś. Czego teraz chcesz? Żeby się od razu poddał? – Adam wyszczerzył się widząc zdziwioną minę Ryana. – Jak gadasz do kogoś w myślach, to stawiaj porządną zasłonę, wtedy odetniesz nie tylko swoją osłabioną siostrę. – Poklepał go po ramieniu. – A teraz pozwól, że wrócimy do tego, co robiliśmy przed chwilą. – Położył rękę na ramieniu Jeremy’ego i razem pochylili się nad zapiskami Damena.
Ryan skinął głową i powoli udał się w stronę swojego posłania.  Miał do zrobienia jeszcze jedną rzecz.
Karen siedziała w kącie na swoim materacu. Okryła nogi kocem i patrzyła się tępo w dal obracając w dłoniach brązowo-bursztynowy kamień, który Ryan cisnął w kąt, kiedy mu powiedziała o oszustwie Marka. W sumie to było też jej oszustwo. Wiedziała, że nie jest bez winy, ale na myśl o tym, że przez to straciła Ryana robiło jej się słabo. Nie chciała go stracić. Był jej coraz bliższy.
Ryan podszedł do niej, uklęknął i bez słowa zaczął zabierać swoje rzeczy, żeby przenieść się w inne miejsce. Nie chciał spać z nią na jednym posłaniu. Nie mógł. Bolało go serce i coś pchało go w jej stronę, ale nie znosił kłamstwa. Nie mógł przeboleć, że Karen oszukała w tak okrutny sposób jego siostrę.
Karen patrzyła na niego zbolałym wzrokiem.
- Powiedz coś… - prosiła.
- Co mam ci powiedzieć? – zapytał – Że brzydzę się kłamstwem? Że kocham moją siostrę i nie życzę sobie, żeby ktokolwiek ją wykorzystywał, bawił się jej uczuciami i robił z niej lekarstwo dla jakiegoś kolesia? Że nie mogę uwierzyć jak mogłaś tyle czasu mnie oszukiwać?
- Ryan… - zaczęła, ale uciszył ją gestem.
- Nie chcę tego słuchać. – machnął ręką. – Myślałem, że coś do mnie czujesz.
- Bo czuję…  - wychrypiała ocierając łzy.
- Najwyraźniej nie to, co ja. – wstał i odwrócił się od niej – Ja bym nie zrobił czegoś takiego twojemu bratu.
Odszedł zostawiając ją samą. Targały nim sprzeczne uczucia. Kłamstwo pozostawało kłamstwem, ale nie zmieniło to jego uczuć wobec Karen. Westchnął. Doszedł do wniosku, że wyjaśnią sobie wszystko, kiedy Mark wyjdzie na wolność. Zwłaszcza z Markiem miał wiele do wyjaśniania. Zacisnął pięści.
……….
- Przejdźmy przez to jeszcze raz, ok? – Adam spojrzał na Jeremy’ego błagalnie, ale Jeremy nie sprawiał wrażenia zniecierpliwionego. Był tak szczęśliwy, że odzyskał Caroline, że gotów był pomóc jej wybawcom w każdy sposób. Nawet jeśli oznaczało to powtarzanie po raz pięćsetny tego samego.
- Jasne. – wzruszył ramionami.
- Damen sam pomalował lustro srebrzystą substancją? – Adam postawił plusa na kartce, którą trzymał w ręku.
- Tak.
- Widziałeś z czego robił tę substancję? – patrzył na niego badawczo, jakby liczył na negatywną odpowiedź.
- Tak, stopił srebro, a potem pędzlem z końskiego włosia rozprowadził je po tafli szkła.
- Co dodał do srebra?
- Jakiś kamień, który rozkruszył.
- Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałeś? – Adam ożywił się. – Powiedz mi jak on wyglądał.
Jeremy zaczął snuć opowieść o wyprawie w wysokie góry, gdzie Damen długo chodził po jaskiniach wynosząc z nich na światło dzienne przeróżne skały, a następnie oglądając je uważnie pod słońce. Większość z nich wrzucał z powrotem do jaskiń, ale niektóre chował do worka przytroczonego do paska. Wydawało mu się, że chodzili tak przez ponad tydzień. W końcu w jednej z grot w Alpach szwajcarskich Damen znalazł to, czego szukał. Kamień był niepozorny. Mały i czarny. Nie błyszczał się, był matowy, ale nie miał ani jednej skazy, był idealnie okrągły. Natychmiast kazał Jeremy’emy wracać do zamku. Na miejscu położył kamień na metalowej tacy i rozkruszył go przy użyciu diamentowego młotka. Mówił, że nie może go zanieczyścić.
- To musiał być taki stary alchemiczny kamień. Jeśli ten zapis oznacza to o czym myślę… – Adam myślał na głos – …a wcześniej ustaliliśmy, że to jest ostrokrzew, to… - Adam podniósł głowę ze zdumieniem.  – Wiem!
Jeremy spojrzał na niego pytająco.
- Każde ze słów jest zakodowane za pomocą innego algorytmu. – Adam był podekscytowany swoim odkryciem. - Stosuje tylko typowe algorytmy, jak zawsze. Jest ich z piętnaście, może szesnaście. Dlatego nie mogliśmy nic odgadnąć. To jest plątanina różnych kodów.
- Szyfr niemożliwy? – zapytał z niedowierzaniem Jeremy.

- Dokładnie! – krzyknął Adam – teraz pozostaje tylko rozgryźć w którym momencie używał którego algorytmu i będziemy w domu. 

1 komentarz:

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!