Me

Me

wtorek, 26 lutego 2013

Odbicie 38 - Wdzięczność duchów

Alice spojrzała pytająco na Adama, ale on tylko wzruszył ramionami.
- To jest dla ciebie, Adam. – powiedział Ryan, kiedy spomiędzy kawałków lustra wystrzelił cienki obłok różowego dymu.
- Co to jest? – wychrypiał oddychając ciężko Adam.
- To, czego brakowało Alice. – odparł – Uważałeś, że to twoja wina, więc oddajemy jej to, czego jej brakuje.
Po policzkach Adama pociekły łzy. Zrozumiał, że duchy oddają Alice zdolność kochania. Żałował tylko, że on nie będzie mógł zobaczyć z kim ułoży sobie życie. Nie chciał jej dla siebie. Nie teraz. Chciał tylko jej szczęścia. Uśmiechnął się do niej.
- Podejdź Alice i wsuń rękę w ten obłok. – poprosił Ryan.
Alice zawahała się chwilę i spojrzała na Adama. Skinął głową.
- To uczyni cię szczęśliwszą. – powiedział – Wtedy, kiedy prawie przeszłaś na drugą stronę lustra, duchy ogołociły cię z uczuć. Nie mogłaś kochać i to była tylko moja wina. Teraz duchy oddają ci tę zdolność. – westchnął – Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa.
Alice przytuliła się do niego i pocałowała go delikatnie w usta po czym wstała i dotknęła ręką różowej chmurki. Poczuła przyjemne ciepło, które zatrzymało się przy sercu.
- Muszę coś sprawdzić. – powiedziała i ponownie pocałowała Adama.
Spojrzał na nią pytająco. Wiedział, że chciała zobaczyć czy jest między nimi ta chemia, która towarzyszyła jej jako człowiekowi. Chciał znać odpowiedź.  Alice pokręciła przecząco głową. Adam uśmiechnął się z wysiłkiem. Z jednej strony żałował, że nie wzbudza w niej takich uczuć, jak kiedyś, ale z drugiej poczuł ogromną ulgę. Cieszył się, że nie on jest pisany Alice. Teraz, kiedy wiedział, że niedługo ją opuści pragnął tylko jej szczęścia. Skinął głową w stronę korytarza. Alice odwróciła się. Zobaczyła idących w swoją stronę Tobiasa i Eve, Kristen i Marka oraz Darrena. Na jego widok jej serce zabiło mocniej. Spojrzała na Adama. Skinął głową. Puściła się biegiem lądując w objęciach Darrena. Poczuła jakby płynął przez nią prąd. Całe jej ciało drżało i uspokajało się tylko pod wpływem jego dotyku. Pocałowała go lekko w policzek. Zrobiło jej się przyjemnie ciepło. Przyłożył wargi do jej ust. Zakręciło jej się w głowie. Musiał ją wziąć na ręce, żeby nie upadła. Podeszli do Adama. Darren posadził Alice na ziemi.
- „To on?” – zapytał ją w myślach Adam.
Alice skinęła głową. Wiedziała, że takie odczucia można mieć tylko przy kimś, kto jest nam przeznaczony. Wiedziała, że pokocha Darrena. Po prostu to wiedziała.
- „Cieszę się. Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa. To porządny chłopak.” – powiedział.
- „Jakże by mogło być inaczej?” – odparła – „Był twoim uczniem
Adam uśmiechnął się słabo. Wiedział, że nie ma dużo czasu.
- „Masz się nią opiekować” – powiedział do Darrena – „Jeśli zawalisz, znajdę cię i skrzywdzę
Darren uśmiechnął się szeroko.
- „Nie zawiodę cię” – powiedział patrząc czule na Alice.
Klatka piersiowa Adama unosiła się i opadała powoli. Patrzył tylko na Alice. Nie widział nikogo innego. Przytuliła się do niego całując go lekko w szyję, a potem w usta.
- Dziękuję, dziękuję ci za wszystko co dla mnie zrobiłeś… – powiedziała cicho.
- Dla ciebie wszystko – odparł – Zawsze.
Jego głowa opadła na ziemię. Oczy miał otwarte i całkowicie czarne. Alice nic nie poczuła, wiedziała, że dusza Adama została jej odebrana już wcześniej, ale jego oczy były całkowicie czarne, martwe. Płakała histerycznie ściskając jego dłoń. Darren ukucnął przy niej i delikatnie przesuwał dłońmi po jej ramionach. Wiedziała, że próbuje ją pocieszyć, ale nie chciała tego. Nie potrzebowała pocieszenia. Odszedł ktoś, kto był jej bliski. Nie wiedziała jak ma sobie z tym poradzić. Odepchnęła Darrena. Przewrócił się, ale po chwili wstał i podszedł do niej. Podniósł ją z ziemi i odwrócił przodem do siebie.
- Dlaczego? – zapytała grzmocąc pięściami w jego piersi.
Nie odpowiedział, tylko objął ją mocno i przyciągnął do siebie. Po dłuższej chwili przestała się szamotać. Ciepło jego ciała ogrzewało ją. Słyszała miarowe bicie jego serca, czuła jego ciepły oddech na swojej szyi. Objęła go w pasie. Uśmiechnął się lekko i pocałował ją w szyję. Odsunęła się od niego.
- Dlaczego on musiał odejść? – zapytała.
- Żebyśmy my mogli żyć. – powiedział Tobias podchodząc do Adama i nasuwając powieki na puste oczy – Świat nie znał większego poświęcenia ani większej miłości. Adam oddał swoje życie, żeby jego ukochana mogła zakochać się w kimś innym.
Wszyscy pochylili głowy. Nikt się nie odzywał. Nie było słychać nawet ich oddechów, tylko pojedyncze łzy kapiące na podłogę.
- Mam dla was jeszcze coś od duchów – powiedział głos. Eve wiedziała, że skądś go zna.
W powietrzu zawisły dwa błękitne obłoki.
- Co to takiego? – zapytał Tobias.
- To dary, których kiedyś się pozbyłeś na rzecz ciemnych mocy, żeby uratować Eve. Duchy postanowiły ci je oddać.
Tobias cofnął się o krok. Nie chciał daru oddziaływania na kobiety, ale bez wykrywania kłamstw czuł się nagi. Był podatny na kłamstwa. Bał się, że ktoś go oszuka. Bał się, że Eve go oszuka…
- „Jeszcze się zastanawiasz” – zapytał go w myślach Darren – „Nie potrzebujesz ich
- „A kłamstwa? Co, jeśli Eve mnie oszuka?” – zapytał Tobias.
-„ Nie oszuka cię” – powiedział Darren – „Poza tym na nią nie działały twoje dary, pamiętasz. Wykrywacz kłamstw też.”
- „Tego nie wiem, nie sprawdzałem.” – zamyślił się Tobias.
- „Przecież kiedy porwały was ciemne moce nie wiedziałeś czy mówiła prawdę, gdy odpowiedziała, że nie wie czy cię kocha.” – przekonywał Darren
Tobias pokręcił głową.
- „Z uczuciami sprawa jest skomplikowana… Mogę się mylić” – powiedział.
- „A co mówiłeś jej o zaufaniu? Że polega na tym, że nie masz powodu, a ufasz…
Tobias zamyślił się chwilę.
- „Ona cię kocha” – powiedział Darren – „Nie wiem jakich jeszcze dowodów oczekujesz, ale nie dostaniesz nic ponad to, co już masz. Weź się w końcu w garść i zaufaj jej. Nie skrzywdzi cię. Nie potrafiłaby tego zrobić”
Tobias skinął głową. Wiedział, że Darren ma rację. Wiedział to, ale nie mógł sobie tego wbić do głowy i wtedy jego wzrok zatrzymał się na Eve. Spojrzał jej głęboko w oczy i skupił się na tym, co widzi. Zobaczył tylko miłość. Nic innego. Nie było wątpliwości, nie było kłamstwa. Wreszcie uwierzył, że go kocha. Naprawdę kocha. Wiedział, że go nie skrzywdzi i nie okłamie. Nie ona. Nigdy. Eve wspięła się na palce i pocałowała delikatnie jego tatuaż.
- Weź je, jeśli chcesz. – powiedziała cicho.
Wiedział, że nie lubiła, kiedy kręciły się dookoła niego inne kobiety. Widział jak ją to denerwuje, kiedy spotkali się w dziewiętnastowiecznym Paryżu. Nienawidziła tego, a mimo wszystko gotowa była przyjąć go razem z jego mocami. Spojrzał na nią jeszcze raz. Nie było zdenerwowania ani niepewności na jej twarzy.
- Chcę, żebyś był szczęśliwy – powiedziała – Jeśli to cię uszczęśliwi, to bierz je.
Objął ją mocno i podniósł delikatnie do góry tak, że jej oczy były teraz na wysokości jego oczy. Jej nogi oderwały się od podłoża.
-Dziękuję. – powiedział cicho i pocałował ją w policzek, po czym postawił ją z powrotem na ziemi i podszedł do dwóch obłoków.
Eve patrzyła na niego pełnym zrozumienia wzrokiem. Czuła, że oddanie tych darów musiało być z jego strony wielkim poświęceniem i rozumiała, że chce je odzyskać. Uśmiechnęła się do niego, gdy na chwilę się odwrócił, jakby chciał zapytać czy jest pewna tego, co przed chwilą powiedziała.
- Nie chcę was – powiedział. – Mam tu wszystko czego mi trzeba.
Eve przez chwilę nie mogła uwierzyć w to, co widzi i słyszy. Była pewna, że Tobias żałuje decyzji o porzuceniu swoich mocy, że chciałby je odzyskać. Była o tym przekonana. Poświęcił siebie dla niej. Musiał chcieć odzyskać to, co stracił.
- Jesteś pewien? – wyszeptała.
- Jestem – powiedział spokojnie podchodząc do niej.
- Tobias… - zaczęła, ale przyłożył jej palec do ust nakazując milczenie.
 – Ty jesteś wszystkim czego mi potrzeba do życia. – pocałował ją delikatnie - Jesteś moim powietrzem i wodą. Dajesz mi energię do życia i nadzieję, że każdy następny dzień będzie lepszy niż poprzedni. Jeśli mam ciebie, nie potrzeba mi nic innego.
Eve spłonęła rumieńcem i przytuliła się do niego mocno.
- Mam  do was prośbę od Adama – odezwał się znów Ryan.
Eve podniosła oczy.  Przypomniała sobie skąd zna ten głos. Towarzyszył jej w najgorszych chwilach jej życia zawsze  przynosząc pocieszenie. Należał do jej brata.
- Ryan? – zapytała z niedowierzaniem.
Alice pokiwała głową.
- Tak – odparł – To ja, ale nie mam dużo czasu. Lustro niedługo zniknie, a razem z nim ja. Już na zawsze.
- Nie możesz wrócić? – zapytała Eve.
- Nie mogę i nie chcę. – odparł – Znalazłem tu spokój. Znalazłem tu miłość.
- Jak to? – zapytała zaciekawiona Eve.
Ryan zaśmiał się.
- Wiesz kim są duchy i skąd się wzięły? – zapytał.
Eve pokręciła głową i dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że Ryan może jej nie widzieć.
- Nie wiem. – powiedziała
- Okazuje się, że nie jestem taki wyjątkowy jak mogłoby się wydawać. – odparł. – Wszystkie media dusz mają nieśmiertelną duszę. Kiedy duchy analizowały czy wypuścić Tobiasa i zostawić mnie, tak na prawdę nie miały wyboru. Musiały posłuchać mojej prośby, bo byłem najczystszym z obecnych tam mediów dusz. Jestem ich przywódcą.
- Ale duchy rozprawiały wtedy o energetyczności dusz… - wtrącił cicho Tobias.
- Tak – zgodził się Ryan - Moja dusza daje im energię do życia, kiedy nie ma innych dusz, na których mogą się karmić. Jestem najczystszym z nich. Nikogo nie zabiłem, więc nie mogę zostać ukarany.
- A Tobias? – zapytała Eve
- Tobias przestał się liczyć jako moja ofiara w momencie kiedy oddałem za niego życie.
- Rozumiem… - wyszeptała. – Naprawdę jesteś szczęśliwy?
-  Tak. – powiedział. – I nie jestem samotny. Wiem, że o to też się martwisz, ale możesz przestać. Jesteśmy tu wszyscy.
Eve przez chwilę analizowała to, co właśnie usłyszała.
- Karen? Jest z tobą?
- Tak.
Eve uśmiechnęła się szeroko.
- Tak się cieszę… - powiedziała przez łzy.
- Ja również – odparł Ryan.  – ale przejdźmy do rzeczy. Adam prosił, żebyście zniszczyli dziennik Damena. Nie będzie już do niczego potrzebny. Spalcie go.
- Dobrze. – powiedzieli chórem.
Lustro na podłodze zaczęło powoli znikać. Eve wiedziała, że straci kontakt z Ryanem. Chciała mu jeszcze tyle rzeczy powiedzieć.
- Eve – powiedział jej brat zanim zdążyła pozbierać myśli – zaraz zniknę…
- Wiec porozmawiamy we śnie – przerwała mu.
- Nie – powiedział – Nie porozmawiamy. To by było dla ciebie niebezpiecznie. Nie będę cię narażał.
- Ale.. – zaczęła Eve. – Jesteś moją jedyną rodziną. Nie opuszczaj mnie. – zaczęła płakać.
- Rozejrzyj się – powiedział spokojnie Ryan – Teraz oni są twoją rodziną. Oni będą ci najbliżsi. Ja jestem szczęśliwy wśród duchów. Ty, bądź szczęśliwa wśród Zwierciadeł.
Eve wybuchła histerycznym płaczem.
- Ryan! – krzyknęła, kiedy lustro znikało. – Dziękuję, dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Dla mnie i dla Tobiasa.
- Musiałem to zrobić – powiedział -  Kocham cię, Eve. Zawsze będziesz moją siostrą i zawsze będę nad tobą czuwał.
Lustro zniknęło. Eve osunęła się na kolana. Tobias wziął ją na ręce i zaniósł do salonu, gdzie czekali na nich pozostali.
- Gdzie dziennik? – zapytał
- Zniknął – odparli chórem – Jeremy’ego też nie ma.
- Wracamy do zamku! – zarządził Tobias. – Natychmiast!

- Ja biorę trójkę – powiedziała Alice – Ty weź Eve. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!