Alice spojrzała pytająco na Adama, ale on tylko wzruszył
ramionami.
- To jest dla ciebie, Adam. – powiedział Ryan, kiedy
spomiędzy kawałków lustra wystrzelił cienki obłok różowego dymu.
- Co to jest? – wychrypiał oddychając ciężko Adam.
- To, czego brakowało Alice. – odparł – Uważałeś, że to
twoja wina, więc oddajemy jej to, czego jej brakuje.
Po policzkach Adama pociekły łzy. Zrozumiał, że duchy oddają
Alice zdolność kochania. Żałował tylko, że on nie będzie mógł zobaczyć z kim
ułoży sobie życie. Nie chciał jej dla siebie. Nie teraz. Chciał tylko jej
szczęścia. Uśmiechnął się do niej.
- Podejdź Alice i wsuń rękę w ten obłok. – poprosił Ryan.
Alice zawahała się chwilę i spojrzała na Adama. Skinął
głową.
- To uczyni cię szczęśliwszą. – powiedział – Wtedy, kiedy
prawie przeszłaś na drugą stronę lustra, duchy ogołociły cię z uczuć. Nie
mogłaś kochać i to była tylko moja wina. Teraz duchy oddają ci tę zdolność. –
westchnął – Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa.
Alice przytuliła się do niego i pocałowała go delikatnie w
usta po czym wstała i dotknęła ręką różowej chmurki. Poczuła przyjemne ciepło,
które zatrzymało się przy sercu.
- Muszę coś sprawdzić. – powiedziała i ponownie pocałowała Adama.
Spojrzał na nią pytająco. Wiedział, że chciała zobaczyć czy
jest między nimi ta chemia, która towarzyszyła jej jako człowiekowi. Chciał
znać odpowiedź. Alice pokręciła
przecząco głową. Adam uśmiechnął się z wysiłkiem. Z jednej strony żałował, że nie
wzbudza w niej takich uczuć, jak kiedyś, ale z drugiej poczuł ogromną ulgę.
Cieszył się, że nie on jest pisany Alice. Teraz, kiedy wiedział, że niedługo ją
opuści pragnął tylko jej szczęścia. Skinął głową w stronę korytarza. Alice
odwróciła się. Zobaczyła idących w swoją stronę Tobiasa i Eve, Kristen i Marka
oraz Darrena. Na jego widok jej serce zabiło mocniej. Spojrzała na Adama.
Skinął głową. Puściła się biegiem lądując w objęciach Darrena. Poczuła jakby
płynął przez nią prąd. Całe jej ciało drżało i uspokajało się tylko pod wpływem
jego dotyku. Pocałowała go lekko w policzek. Zrobiło jej się przyjemnie ciepło.
Przyłożył wargi do jej ust. Zakręciło jej się w głowie. Musiał ją wziąć na
ręce, żeby nie upadła. Podeszli do Adama. Darren posadził Alice na ziemi.
- „To on?” –
zapytał ją w myślach Adam.
Alice skinęła głową. Wiedziała, że takie odczucia można mieć
tylko przy kimś, kto jest nam przeznaczony. Wiedziała, że pokocha Darrena. Po
prostu to wiedziała.
- „Cieszę się. Mam
nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa. To porządny chłopak.” – powiedział.
- „Jakże by mogło być
inaczej?” – odparła – „Był twoim
uczniem”
Adam uśmiechnął się słabo. Wiedział, że nie ma dużo czasu.
- „Masz się nią
opiekować” – powiedział do Darrena – „Jeśli
zawalisz, znajdę cię i skrzywdzę”
Darren uśmiechnął się szeroko.
- „Nie zawiodę cię”
– powiedział patrząc czule na Alice.
Klatka piersiowa Adama unosiła się i opadała powoli. Patrzył
tylko na Alice. Nie widział nikogo innego. Przytuliła się do niego całując go
lekko w szyję, a potem w usta.
- Dziękuję, dziękuję ci za wszystko co dla mnie zrobiłeś… –
powiedziała cicho.
- Dla ciebie wszystko – odparł – Zawsze.
Jego głowa opadła na ziemię. Oczy miał otwarte i całkowicie
czarne. Alice nic nie poczuła, wiedziała, że dusza
Adama została jej odebrana już wcześniej, ale jego oczy były całkowicie czarne, martwe. Płakała histerycznie ściskając jego dłoń.
Darren ukucnął przy niej i delikatnie przesuwał dłońmi po jej ramionach.
Wiedziała, że próbuje ją pocieszyć, ale nie chciała tego. Nie potrzebowała
pocieszenia. Odszedł ktoś, kto był jej bliski. Nie wiedziała jak ma sobie z tym
poradzić. Odepchnęła Darrena. Przewrócił się, ale po chwili wstał i podszedł do
niej. Podniósł ją z ziemi i odwrócił przodem do siebie.
- Dlaczego? – zapytała grzmocąc pięściami w jego piersi.
Nie odpowiedział, tylko objął ją mocno i przyciągnął do
siebie. Po dłuższej chwili przestała się szamotać. Ciepło jego ciała ogrzewało
ją. Słyszała miarowe bicie jego serca, czuła jego ciepły oddech na swojej szyi.
Objęła go w pasie. Uśmiechnął się lekko i pocałował ją w szyję. Odsunęła się od
niego.
- Dlaczego on musiał odejść? – zapytała.
- Żebyśmy my mogli żyć. – powiedział Tobias podchodząc do
Adama i nasuwając powieki na puste oczy – Świat nie znał większego poświęcenia
ani większej miłości. Adam oddał swoje życie, żeby jego ukochana mogła zakochać
się w kimś innym.
Wszyscy pochylili głowy. Nikt się nie odzywał. Nie było
słychać nawet ich oddechów, tylko pojedyncze łzy kapiące na podłogę.
- Mam dla was jeszcze coś od duchów – powiedział głos. Eve
wiedziała, że skądś go zna.
W powietrzu zawisły dwa błękitne obłoki.
- Co to takiego? – zapytał Tobias.
- To dary, których kiedyś się pozbyłeś na rzecz ciemnych
mocy, żeby uratować Eve. Duchy postanowiły ci je oddać.
Tobias cofnął się o krok. Nie chciał daru oddziaływania na
kobiety, ale bez wykrywania kłamstw czuł się nagi. Był podatny na kłamstwa. Bał
się, że ktoś go oszuka. Bał się, że Eve go oszuka…
- „Jeszcze się
zastanawiasz” – zapytał go w myślach Darren – „Nie potrzebujesz ich”
- „A kłamstwa? Co,
jeśli Eve mnie oszuka?” – zapytał Tobias.
-„ Nie oszuka cię”
– powiedział Darren – „Poza tym na nią
nie działały twoje dary, pamiętasz. Wykrywacz kłamstw też.”
- „Tego nie wiem, nie
sprawdzałem.” – zamyślił się Tobias.
- „Przecież kiedy
porwały was ciemne moce nie wiedziałeś czy mówiła prawdę, gdy odpowiedziała, że
nie wie czy cię kocha.” – przekonywał Darren
Tobias pokręcił głową.
- „Z uczuciami sprawa
jest skomplikowana… Mogę się mylić” – powiedział.
- „A co mówiłeś jej o
zaufaniu? Że polega na tym, że nie masz powodu, a ufasz… ”
Tobias zamyślił się chwilę.
- „Ona cię kocha”
– powiedział Darren – „Nie wiem jakich
jeszcze dowodów oczekujesz, ale nie dostaniesz nic ponad to, co już masz. Weź
się w końcu w garść i zaufaj jej. Nie skrzywdzi cię. Nie potrafiłaby tego
zrobić”
Tobias skinął głową. Wiedział, że Darren ma rację. Wiedział
to, ale nie mógł sobie tego wbić do głowy i wtedy jego wzrok zatrzymał się na
Eve. Spojrzał jej głęboko w oczy i skupił się na tym, co widzi. Zobaczył tylko
miłość. Nic innego. Nie było wątpliwości, nie było kłamstwa. Wreszcie uwierzył,
że go kocha. Naprawdę kocha. Wiedział, że go nie skrzywdzi i nie okłamie. Nie
ona. Nigdy. Eve wspięła się na palce i pocałowała delikatnie jego tatuaż.
- Weź je, jeśli chcesz. – powiedziała cicho.
Wiedział, że nie lubiła, kiedy kręciły się dookoła niego
inne kobiety. Widział jak ją to denerwuje, kiedy spotkali się w
dziewiętnastowiecznym Paryżu. Nienawidziła tego, a mimo wszystko gotowa była przyjąć
go razem z jego mocami. Spojrzał na nią jeszcze raz. Nie było zdenerwowania ani
niepewności na jej twarzy.
- Chcę, żebyś był szczęśliwy – powiedziała – Jeśli to cię
uszczęśliwi, to bierz je.
Objął ją mocno i podniósł delikatnie do góry tak, że jej
oczy były teraz na wysokości jego oczy. Jej nogi oderwały się od podłoża.
-Dziękuję. – powiedział cicho i pocałował ją w policzek, po
czym postawił ją z powrotem na ziemi i podszedł do dwóch obłoków.
Eve patrzyła na niego pełnym zrozumienia wzrokiem. Czuła, że
oddanie tych darów musiało być z jego strony wielkim poświęceniem i rozumiała,
że chce je odzyskać. Uśmiechnęła się do niego, gdy na chwilę się odwrócił,
jakby chciał zapytać czy jest pewna tego, co przed chwilą powiedziała.
- Nie chcę was – powiedział. – Mam tu wszystko czego mi
trzeba.
Eve przez chwilę nie mogła uwierzyć w to, co widzi i słyszy.
Była pewna, że Tobias żałuje decyzji o porzuceniu swoich mocy, że chciałby je
odzyskać. Była o tym przekonana. Poświęcił siebie dla niej. Musiał chcieć
odzyskać to, co stracił.
- Jesteś pewien? – wyszeptała.
- Jestem – powiedział spokojnie podchodząc do niej.
- Tobias… - zaczęła, ale przyłożył jej palec do ust
nakazując milczenie.
– Ty jesteś wszystkim
czego mi potrzeba do życia. – pocałował ją delikatnie - Jesteś moim powietrzem
i wodą. Dajesz mi energię do życia i nadzieję, że każdy następny dzień będzie
lepszy niż poprzedni. Jeśli mam ciebie, nie potrzeba mi nic innego.
Eve spłonęła rumieńcem i przytuliła się do niego mocno.
- Mam do was prośbę
od Adama – odezwał się znów Ryan.
Eve podniosła oczy. Przypomniała sobie skąd zna ten głos.
Towarzyszył jej w najgorszych chwilach jej życia zawsze przynosząc pocieszenie. Należał do jej brata.
- Ryan? – zapytała z niedowierzaniem.
Alice pokiwała głową.
- Tak – odparł – To ja, ale nie mam dużo czasu. Lustro
niedługo zniknie, a razem z nim ja. Już na zawsze.
- Nie możesz wrócić? – zapytała Eve.
- Nie mogę i nie chcę. – odparł – Znalazłem tu spokój.
Znalazłem tu miłość.
- Jak to? – zapytała zaciekawiona Eve.
Ryan zaśmiał się.
- Wiesz kim są duchy i skąd się wzięły? – zapytał.
Eve pokręciła głową i dopiero po chwili zdała sobie sprawę z
tego, że Ryan może jej nie widzieć.
- Nie wiem. – powiedziała
- Okazuje się, że nie jestem taki wyjątkowy jak mogłoby się
wydawać. – odparł. – Wszystkie media dusz mają nieśmiertelną duszę. Kiedy duchy
analizowały czy wypuścić Tobiasa i zostawić mnie, tak na prawdę nie miały
wyboru. Musiały posłuchać mojej prośby, bo byłem najczystszym z obecnych tam
mediów dusz. Jestem ich przywódcą.
- Ale duchy rozprawiały wtedy o energetyczności dusz… -
wtrącił cicho Tobias.
- Tak – zgodził się Ryan - Moja dusza daje im energię do
życia, kiedy nie ma innych dusz, na których mogą się karmić. Jestem
najczystszym z nich. Nikogo nie zabiłem, więc nie mogę zostać ukarany.
- A Tobias? – zapytała Eve
- Tobias przestał się liczyć jako moja ofiara w momencie
kiedy oddałem za niego życie.
- Rozumiem… - wyszeptała. – Naprawdę jesteś szczęśliwy?
- Tak. – powiedział.
– I nie jestem samotny. Wiem, że o to też się martwisz, ale możesz przestać. Jesteśmy
tu wszyscy.
Eve przez chwilę analizowała to, co właśnie usłyszała.
- Karen? Jest z tobą?
- Tak.
Eve uśmiechnęła się szeroko.
- Tak się cieszę… - powiedziała przez łzy.
- Ja również – odparł Ryan.
– ale przejdźmy do rzeczy. Adam prosił, żebyście zniszczyli dziennik
Damena. Nie będzie już do niczego potrzebny. Spalcie go.
- Dobrze. – powiedzieli chórem.
Lustro na podłodze zaczęło powoli znikać. Eve wiedziała, że
straci kontakt z Ryanem. Chciała mu jeszcze tyle rzeczy powiedzieć.
- Eve – powiedział jej brat zanim zdążyła pozbierać myśli –
zaraz zniknę…
- Wiec porozmawiamy we śnie – przerwała mu.
- Nie – powiedział – Nie porozmawiamy. To by było dla ciebie
niebezpiecznie. Nie będę cię narażał.
- Ale.. – zaczęła Eve. – Jesteś moją jedyną rodziną. Nie
opuszczaj mnie. – zaczęła płakać.
- Rozejrzyj się – powiedział spokojnie Ryan – Teraz oni są
twoją rodziną. Oni będą ci najbliżsi. Ja jestem szczęśliwy wśród duchów. Ty,
bądź szczęśliwa wśród Zwierciadeł.
Eve wybuchła histerycznym płaczem.
- Ryan! – krzyknęła, kiedy lustro znikało. – Dziękuję,
dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Dla mnie i dla Tobiasa.
- Musiałem to zrobić – powiedział - Kocham cię, Eve. Zawsze będziesz moją siostrą
i zawsze będę nad tobą czuwał.
Lustro zniknęło. Eve osunęła się na kolana. Tobias wziął ją
na ręce i zaniósł do salonu, gdzie czekali na nich pozostali.
- Gdzie dziennik? – zapytał
- Zniknął – odparli chórem – Jeremy’ego też nie ma.
- Wracamy do zamku! – zarządził Tobias. – Natychmiast!
- Ja biorę trójkę – powiedziała Alice – Ty weź Eve.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!