Mark siedział sztywno na kanapie w mieszkaniu, które
przypominało mu najcięższe chwile jego życia. Na samo wspomnienie tego, co tu
przeżył, miał ochotę uciec. Czuł wszystko to, co wtedy. Gorzki smak
rozczarowania, pustkę, która wypełniła go w całości, kiedy Kristen powiedziała,
że go nie kocha i nigdy nie kochała. O ile inne były to uczucia niż to, co
przeżywał z Eveline. Jej obecność zawsze napawała go nadzieja. Przypomniał
sobie, że przy Kristen czasami czuł, jakby mu czegoś brakowało.
Z Eve było zupełnie
inaczej. Kiedy jej nie było, czuł się jakby jakaś część jego osoby była gdzieś
daleko. Kiedy byli blisko wiedział, że jego życie jest kompletne, że jest
spełniony, że kocha i jest kochany. Teraz znów czuł pustkę. Eve była daleko.
Nie wiedział kiedy ją znów zobaczy. Wiedział jednak, że zrobi wszystko, żeby
móc po raz kolejny ją przytulić, żeby po raz kolejny wtulić się w jej włosy,
poczuć bicie jej serca, kiedy była blisko. Brakowało mu jej. Poczuł ukłucie w piersi
i ściskanie w dołku. Czuł jakby się rozpadał na kawałki. Westchnął.
- „Muszę być silny.”
– pomyślał – „Dla niej. Tylko tak mogę ją
ocalić.”
Kristen właśnie skończyła sprzątać i krzątała się po kuchni
przygotowując jedzenie.
- Musimy być ostrożni. – powiedziała wyciągając z chlebaka
bułki i kładąc je na stole.
- Z czym? – Mark spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem.
Dopiero wracał do rzeczywistości po rozmyślaniu o Eve.
- Z terminami prób przerzucania mnie w czasie. – przekroiła
pierwszą bułkę – Marcus będzie tu od czasu do czasu przysyłał Jeremy’ego, żeby
sprawdził co się z nami dzieje. Nie może być tak, że mnie nie zastanie. Bo
wtedy natychmiast poleci do Marcusa i doniesie mu, że coś kombinujemy. A wtedy
ty na pewno będziesz miał kłopoty, co prawdopodobnie odbije się na Eve.
- Tobie też się pewnie oberwie. – Mark nie wiedział czemu to
powiedział.
- Nie wiem jak będzie ze mną. – westchnęła – Nadal nie wiem
na ile jest w nim Damena. Czy byłby w stanie mnie skrzywdzić.
- Rozumiem. – skinął głową – Czy masz jakieś podejrzenia
kiedy Jeremy może się tu pojawić?
- Niedługo. –
powiedziała – Ale po jego wizycie będziemy mieli spokój przez jakieś dwa dni. Tak
to działało do tej pory. Marcus nie trzymał mnie przy sobie non stop. Posyłał
po mnie, kiedy byłam mu potrzebna.
Posmarowała bułki masłem i poukładała na nich wędlinę. Wzięła
do ręki nóż, żeby pokroić pomidory kiedy za jej plecami nagle zjawił się
Jeremy. Podskoczyła i upuściła nóż, który wbił się w podłogę tuż obok nogi
chłopaka. Jeremy spuścił wzrok, schylił się, złapał rękojeść po czym płynnym
ruchem wyciągnął ostrze z parkietu i położył nóż na stole.
- Czemu się tak denerwujesz? – spojrzał na nią podejrzliwie.
- Jak pojawiasz się nagle za czyimiś plecami, to się nie
dziw. Następnym razem możesz mieć mniej szczęścia i będziesz miał paskudną ranę
nogi, chyba, że szybko znajdziesz sobie uzdrowiciela. – odpowiedziała siląc się na uśmiech, ale
Jeremy nie wyglądał na przekonanego. Spoglądał to na nią, to na Marka, aż w
końcu złapał jedną z kanapek i usiadł przy stole wyciągając nogi tak, że prawie
sięgały przeciwległego końca blatu. Mark wstał, wyciągnął z lodówki sok i nalał
go do trzech szklanek, które Kristen wyjęła wcześniej z szafki i umyła.
Postawił je na stole i usiadł naprzeciwko Jeremy’ego. Chwilę później Kristen
przyniosła talerz kanapek i dołączyła do nich. Jedli w milczeniu.
- Wyczuwam coś dziwnego. – Jeremy rozglądał się po pokoju –
Jakby ktoś tu coś knuł.
Serce Marka podskoczyło do gardła. Wiedział? Domyślał się? Skąd
mógł wiedzieć? Miał jakiś wykrywacz? A może tylko podejrzewał. Po chwili
opamiętał się i przypomniał sobie, że jego zasłony myśli nie są idealne i
przywołał z pamięci twarz Eve.
- Nic w tym dziwnego, że coś kombinujecie. – ciągnął Jeremy,
który na szczęście nie usłyszał myśli Marka. Podniósł na nich smutne oczy –
Marcus to okrutny człowiek. Trzyma moją Caroline schowaną gdzieś, nie wiem
gdzie. Jeśli nie dokończę z nim tego, co zacząłem, nigdy więcej jej nie
zobaczę. – westchnął – Więc nie próbujcie nic robić. Nie pozwolę Wam na to.
Marcus musi osiągnąć swój cel. – dodał groźniejszym tonem.
Mark i Kristen spojrzeli na siebie i pokręcili przecząco
głowami.
- Nie wiemy o czym mówisz. – powiedziała spokojnie Kristen.
- Nie wiecie? – Jeremy przechylił głowę na bok.
- Nie. Nie mamy pojęcia.
- Skoro tak, to nie macie się czego bać. Możecie spać
spokojnie, a ja będę was odwiedzał kiedy tylko będę miał na to ochotę. –
powiedział i zniknął.
Kristen spojrzała na Marka, ale on tylko pokręcił głową.
- Nie mamy innego wyboru. Nie będę siedział z założonymi
rękami. Nie wiem jak ty. – spojrzał na nią.
- Nie ma mowy. – uśmiechnęła się i wstała – To co? Pierwsza
próba?
Mark skinął głową.
- Przenieś mnie do czasu, kiedy zostałeś uświadomiony. –
powiedziała – Nie chcę za bardzo ryzykować za pierwszym razem.
- Dobrze, spróbuję. – próbował się uśmiechnąć – Nigdy
wcześniej tego nie robiłem.
- Nie szkodzi. – powiedziała – Przecież wiesz jak to działa.
Uświadomione Zwierciadło zostaje od razu obdarzone mądrością dotyczącą swojego
daru, którą udało się wcześniej zebrać innym.
- Tak. Jeśli od razu wie jaki ma dar. – powiedział cicho – A
poza tym, to praktyka czyni mistrza. Teorię znam, owszem. Ale to wszystko.
- Wiem. Boję się trochę, ale… - położyła mu rękę na ramieniu
i skrzywiła się, jakby mówienie o tym sprawiało jej ból – Pamiętaj, że robisz
to dla niej.
Mark uśmiechnął się, spojrzał na Kristen i skupił całą siłę
woli na niej.
Błysnęło złote światło, ale Kristen dalej stała przed nim.
Nie miała na sobie bluzki. Mark wybuchł śmiechem.
- Przetransportowałem twoją koszulkę sto lat wstecz. – nie
mógł powstrzymać napadu histerii. Trzymał się za brzuch i śmiał w głos. Kristen
patrzyła na niego osłupiała przez chwilę, po czym bez słowa podeszła do szafy i
założyła na siebie inną bluzkę. Stanęła przed nim, oparła ręce na biodrach i
tupała mu nogą przed nosem.
Po chwili sama zaczęła cicho chichotać, chociaż wiedziała,
że to nie jest śmieszne. Mieli niewiele czasu, choć nie wiedziała ile tak
naprawdę. Wiedziała, że muszą przyspieszyć, że muszą sobie dać radę. Zdawała
sobie sprawę z tego, że jeśli Mark nie sprosta zadaniu, które przed nim
postawiła, to nie będzie już dla niej nadziei i będzie musiała żyć ze
świadomością utraty ostatniej szansy na spotkanie z prawdziwym Marcusem. Oddała
mu kiedyś duszę i ponosiła konsekwencje tego czynu. Bez niego byłaby
nieszczęśliwa do końca swoich dni, albo musiałaby musiała się zabić. Żadna z
tych opcji jej nie odpowiadała. Uspokoiła się, wyprostowała i spojrzała
wyczekująco na leżącego u swoich stóp Marka.
Mark powoli dochodził do siebie. Tak naprawdę w ogóle go to
nie śmieszyło. Nie wiedział dlaczego tak zareagował. Był załamany
niepowodzeniem. Może nie miał już siły na łzy. Może nie chciał już rozpaczać.
Zdawał sobie przecież sprawę z tego, że jego przyszłość z Eve zależy od tego,
czy uda mu się przenieść Kristen do czasów, kiedy jeszcze go nie było.
Wiedział, że to będzie znacznie trudniejsze. Musiał się skupić. Dla niej.
Podniósł wzrok i ponownie spojrzał na Kristen. Tym razem
pomyślał o ukochanych zielonych oczach i o tym, że mógłby ich nigdy więcej nie
zobaczyć. Poczuł nagły przypływ energii. Przymknął powieki, a kiedy je otworzył
Kristen zniknęła. Mark uśmiechnął się do siebie widząc, że tym razem mu się
udało. Gdy ponownie zamknął oczy widział Kristen, jak przechadzała się
uliczkami dziewiętnastowiecznego Paryża. Mówiła coś do niego, ale jej nie
słyszał. Z ruchu warg wywnioskował, że chciała tam zostać nieco dłużej. Oderwał
się od tego widoku, wrócił do rzeczywistości i zobaczył Jeremy’ego.
- Nie! – krzyknął, kiedy ten złapał go za rękę i otworzył
portal. Ogarnęła go ciemność a zaraz potem pojawiły się kolorowe refleksy świetlne.
Teleportowali się. Mark wiedział, że teleportacja trwa tym dłużej, im większa
jest odległość do pokonania. Czekał na ciemność, która musiała nastąpić tuż
przed lądowaniem. Nadeszła. Wylądowali w salonie w zamku. Na środku stało
lustro.
- Witaj – za jego plecami odezwał się Marcus.
Robi się coraz ciekawiej! :)
OdpowiedzUsuńDetoks do poniedziałku... chyba na tego nie zrobisz! ;) Życzę weny i dużo wolnego czasu na pisanie :)
Mam nadzieję, DO JUTRA! :)