Me

Me

piątek, 1 lutego 2013

Lustro 4 - Porwani

Adam i Alice pojawili się w domu Caleba. Nie teleportowali się wcześniej, bo chcieli dać Eve i Markowi trochę swobody, trochę prywatności. Caleb zapewniał ich, że jego dom jest bezpieczny. Zresztą, sam uparł się, że wróci do domu i zostanie z nimi, żeby w razie czego pomóc im uciec. Rozejrzeli się po pomieszczeniu i od razu zrozumieli, że coś jest nie tak. Nie wszystko poszło po ich myśli. Kanapa przy stole była przewrócona. Talerze leżały potłuczone i porozrzucane po całej podłodze.
Usłyszeli zduszony jęk i pobiegli w jego stronę. Caleb leżał na podłodze w kuchni. Jego oczy były ciemne. Wyglądał okropnie. Twarz miał spuchniętą i pokrytą sińcami. Z rozcięć na skórze wciąż sączyła się krew. Alice podeszła do niego i pomogła mu usiąść.
- Mark i Eve… – powiedział z obłędem w oczach Caleb – Porwani… Marcus…
- Jest pod wpływem iluzji. – powiedziała odwracając się do Adama, ale on tylko pokręcił głową.
– O co chodzi? – zapytała.
- Chodź. – Adam złapał ją za rękę i wyprowadził z powrotem do salonu – Coś tu śmierdzi. – powiedział – Jego dom był ukryty. Nikt nie mógł go znaleźć, jeśli on sam go nie zaprosił. On pracuje dla Damena. Musi dla niego pracować. Jest szpiegiem. Tak jak Klive.
- O czym ty mówisz? – Alice wyrwała się z jego ucisku – To, że raz miałeś rację, nie znaczy, że zawsze ją masz! – wróciła do kuchni i wskazała głową Caleba – Spójrz na niego! Myślisz, że Damen miałby jakiekolwiek korzyści z kogoś takiego?
- Nie wiem. – przyznał.
- Widzisz jak on wygląda? – zapytała – Czy Damen zrobiłby coś takiego komuś, kto dla niego pracuje?
- A co sprawia, że sądzisz, że to Damen go tak urządził? – to pytanie zawisło powietrzu na dłużej. Alice spoglądała badawczo to na Adama, to na Caleba. Nie wiedziała dlaczego założyła, że to Damen. Przez myśl przeszła jej jeszcze Eve, ale to nie byłoby w jej stylu.
- Myślisz, że… - zaczęła z niedowierzaniem – Mark?
- Nie wiem. – powiedział ponownie.
- Sama ta myśl jest zabawna. – Alice trzęsła się od niekontrolowanego śmiechu. – Wszyscy, tylko nie Mark. To takie słodkie delikatne stworzenie. Muchy by nie skrzywdził.
- Nie wiesz do czego zdolny jest mężczyzna w obronie ukochanej kobiety… – spojrzał na nią wyczekująco, jakby chciał jej przekazać coś więcej niż mogła na pierwszy rzut oka odczytać z tych słów.
Caleb jęknął na podłodze jakby chciał im przypomnieć, że tam jest i że cierpi. Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech, ale zniknął zanim ktokolwiek go zobaczył. Adam rzucił mu nienawistne spojrzenie.
- Alice – powiedział gładząc ją po ręce – Damen jest cholernie inteligentny. Doskonale przewiduje zachowania. Myślę, że zdaje sobie sprawę z tego jaką litość wzbudza Caleb. Jest idealnym szpiegiem, bo jest ostatni w kolejce podejrzanych. – przeniósł dłoń na jej twarz i spojrzał jej w oczy – Musimy go tu zostawić, albo dobić. – Caleb wzdrygnął się – Nie możemy go zabrać do kwatery zgromadzenia.
- Możemy! – Alice odtrąciła jego rękę – Możemy i zrobimy to. Jest jedyną osobą która może coś wiedzieć o Marku i Eve.
- Ale… – zaczął Adam i podniósł rękę, ale Alice złapała ją
- Żadnych ale. – oburzyła się – I nie stosuj mi tej sztuczki z ręką. Na mnie to nie działa. Za dobrze cię znam.
- Alice, ja naprawdę chcę dobrze.
- Wiem. – położyła mu rękę na policzku – Ale czasem musisz mieć więcej wiary w innych. – Podeszła do Caleba – Zabieramy cię tam, gdzie będziesz bezpieczny. – powiedziała i wzięła go za rękę, drugą podając Adamowi i szykując się do przeniesienia w przestrzeni. Tuż przed wkroczeniem do portalu teleportacyjnego Caleb wychylił się za jej plecami i pokazał Adamowi język.
- Uważaj – syknął Adam tak, żeby Alice go nie słyszała. – Ze mną nie wygrasz.
…………..
Alice postawiła delikatnie Caleba i Adama na podłodze w kwaterze zgromadzenia. Tak nazywali opuszczoną fabrykę, w której postanowili zostać do chwili pokonania Marcusa. Maszyny produkcyjne ustawiono tak, żeby podzielić ogromną otwartą przestrzeń na nieco bardziej prywatne sektory. Każdy metr kwadratowy pokrywały materace. Zwierciadła stały w małych grupkach, rozmawiając półgłosem. Gdzieniegdzie widać było zajęte sobą pary, które zdawały się nie zauważać tłumów dookoła. Musieli sobie radzić z tym, co mieli. Mocna iluzja stworzona przez Adama i jego zaufanego przyjaciela, którego imienia Alcie jeszcze nie znała, przykrywała fabrykę tak, że była praktycznie niewykrywalna. Nawet ktoś, kto już tu był niebyły w stanie trafić z powrotem bez pomocy jednego z twórców iluzji.
Caleb rozglądał się uważnie po pomieszczeniu, ale nie mógł znaleźć żadnego punktu zaczepienia. Maskowanie było niezwykle mądrze opracowane. Nie ukryli budynku tak po prostu. Z zewnątrz widać było powybijane okna i splądrowane wnętrze. Adam zadbał o to, żeby budynek nagle nie zniknął z krajobrazu miasta. Z wnętrza nie dało się zobaczyć co jest za oknem, gdyż krajobraz zmieniał się co chwilę. Adam zaprojektował iluzję tak, jakby budynek co chwilę przenosił się w inne miejsce. Może faktycznie się przenosił? To mógł wiedzieć tylko on sam. Jako najpotężniejszy na świecie telekinetor, a jednocześnie jeden z najlepszych iluzjonistów i władców czasu, mógł zrobić praktycznie wszystko.
 Adam był bardzo ważnym ogniwem w walce z Marcusem.  Po Marcusie był najprawdopodobniej jednym z najważniejszych i najbardziej wpływowych Zwierciadeł. Wiekiem dorównywał prawie Augustusowi. Jego niezwykła, również bardzo silnie rozwinięta, nietypowa umiejętność wpływania na emocje, sprawiała, że był idealnym przywódcą. Nic dziwnego, że kiedy pojawił się w kwaterze, wszystkie oczy zwróciły się na niego.
- Niestety. – powiedział spokojnie Adam podnosząc jak zwykle rękę do góry – Nie udało nam się sprowadzić Eve i Marka.  – wskazał Caleba – Zastaliśmy tylko jego. Twierdzi, że Marcus włamał się do jego domu i razem z Kristen porwał Marka i Eveline.
Ryan poderwał się z miejsca.
- Jak mogliście do tego dopuścić?! - krzyczał - Miała być bezpieczna! - wskazał Caleba - To twoja wina. 
Caleb skulił się na podłodze. 
Zwierciadła zaczęły się wymieniać uwagami. Rósł hałas i harmider. Alice spojrzała na Ryana z wyrzutem, ale Adam uścisnął delikatnie jej rękę i skinął. Zrozumieli się bez słów.
- Cisza! – krzyknął podnosząc rękę, efekt był natychmiastowy – Zgadzam się z wami. Mnie też się wydaje, ze Caleb nas zdradził. – Zwierciadła przytakiwały pomrukując jedno przez drugie, ale wystarczył lekki gest ręką, żeby wszyscy ucichli – Alice upiera się, żeby dać mu szansę. – położył jej dłoń na ramieniu. – Myślę, że możemy wykorzystać go do zdobycia przewagi nad Marcusem. Zastanówcie się nad tym. – powiedział i odwrócił się tyłem do nich, skupił wzrok na Alice.
- Czy takie rozwiązanie cię zadowoli? – zapytał delikatnie pocierając kciukiem jej policzek.
- W zupełności. – uśmiechnęła się – Nie wiem tylko jak masz zamiar dojść do tego czy Caleb nie kłamie.
- Z tym akurat nie będzie problemu. – uśmiechnął się tajemniczo, a widząc jej zniecierpliwienie, ciągnął – Pewnie już zauważyłaś, że niektóre Zwierciadła poza typowymi dla nas zdolnościami, mają też unikalne talenty. – Alice spojrzała na niego pytająco – Kathy czuła emocje innych, to był jej najsilniejszy dar. Unikalny, ale dominujący. Nie znam drugiej takiej osoby. Ja mam coś takiego, że wszyscy mnie słuchają. Zawsze. Wystarczy, że podniosę rękę. Pewnie jest to trochę związane z kontrolowaniem emocji, ale nie koniecznie. U mnie jest to zdecydowanie bardziej rozwinięte niż u innych kreatorów, jak na przykład Karen. – Alice pokiwała głową – Tak się składa, że znam kogoś, kto może nam pomóc w rozszyfrowaniu intencji Caleba. Ale poczekajmy na decyzję pozostałych. – odwrócił się do tłumu i podniósł rękę. Rozmowy ucichły.
- Mam nadzieję, że podjęliście decyzję. – odpowiedział mu pomruk, który mógł oznaczać jedynie odpowiedź twierdzącą.
- Będziemy głosować demokratycznie. – powiedział – Kto jest za tymczasowym oszczędzeniem Caleba i wykorzystaniem jego informacji? – ogarnął wzrokiem liczbę podniesionych rąk po czym powiedział – W drugą stronę nie ma już potrzeby głosować. Jest was zdecydowana większość. Dziękuję wszystkim za udział w decyzji.
Zerknął na Caleba, który leżał skulony na podłodze. Nie ruszył się odkąd tu przyszli. Oczy nadal miał szeroko otwarte i ciemne. Wyglądał żałośnie. Można było uwierzyć, że faktycznie jest przerażony tym co się dzieje i że faktycznie nie pomagał Marcusowi w porwaniu.
Adam odwrócił się z powrotem w stronę tłumu i przeczesywał go wzrokiem w poszukiwaniu jednej twarzy. Osiemnastoletni chłopak o ciemnoniebieskich, prawie granatowych oczach był na tyle wysoki, że wyróżniał się na tle. Był bardzo atletycznie zbudowany, a jego usta rozciągnęły się w pełnym zrozumienia uśmiechu, gdy Adam zatrzymał na nim wzrok.
- Tobias! – krzyknął i machnął ręką w zapraszającym geście– Chodź do nas. Twoje umiejętności mogą nam się przydać.
Wszystkie oczy zwróciły się na młodego chłopaka, kiedy pewnym siebie krokiem przechodził między rozstępującymi się Zwierciadłami, żeby stanąć koło Adama. Uścisnęli sobie dłonie.
Tobias był przynajmniej o pół głowy wyższy od Adama. Jasne włosy miał skręcone w sięgające łopatek dredy. Był opalony na przepiękny odcień brązu. Na szyi po lewej stronie miał wytatuowanego feniksa.  Miał proporcjonalną budowę ciała. Czarną czapkę z daszkiem naciągnął na oczy tak głęboko, że widać było tylko czubek idealnie prostego nosa i figlarny półuśmiech. Miał na sobie krótkie, czarne spodenki i czarną koszulkę odsłaniającą umięśnione ramiona. Wzrokiem obejmował w posiadanie wszystko, na co spojrzał. Wydawał się być pewny siebie, wręcz arogancki.
- Tobias jest jednym z moich uczniów. – zaczął Adam. – Nie będę go wychwalał, choć to jeden z moich najzdolniejszych wychowanków. W tej chwili najbardziej interesuje nas jego unikalna zdolność. – przez tłum przebiegł pomruk – Tobias jest niezwykle zdolnym i , jak dotąd, nieomylnym wykrywaczem kłamstw.
Pomruk uznania przetoczył się przez tłum. Na podłodze Caleb zatrząsł się z przerażenia i przełknął głośno ślinę.
Tobias  uśmiechnął się szeroko, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!