Adam i Alice pojawili się w domu Caleba. Nie teleportowali
się wcześniej, bo chcieli dać Eve i Markowi trochę swobody, trochę prywatności.
Caleb zapewniał ich, że jego dom jest bezpieczny. Zresztą, sam uparł się, że
wróci do domu i zostanie z nimi, żeby w razie czego pomóc im uciec. Rozejrzeli
się po pomieszczeniu i od razu zrozumieli, że coś jest nie tak. Nie wszystko
poszło po ich myśli. Kanapa przy stole była przewrócona. Talerze leżały
potłuczone i porozrzucane po całej podłodze.
Usłyszeli zduszony jęk i pobiegli w jego stronę. Caleb leżał
na podłodze w kuchni. Jego oczy były ciemne. Wyglądał okropnie. Twarz miał
spuchniętą i pokrytą sińcami. Z rozcięć na skórze wciąż sączyła się krew. Alice
podeszła do niego i pomogła mu usiąść.
- Mark i Eve… – powiedział z obłędem w oczach Caleb – Porwani…
Marcus…
- Jest pod wpływem iluzji. – powiedziała odwracając się do
Adama, ale on tylko pokręcił głową.
– O co chodzi? – zapytała.
- Chodź. – Adam złapał ją za rękę i wyprowadził z powrotem
do salonu – Coś tu śmierdzi. – powiedział – Jego dom był ukryty. Nikt nie mógł
go znaleźć, jeśli on sam go nie zaprosił. On pracuje dla Damena. Musi dla niego
pracować. Jest szpiegiem. Tak jak Klive.
- O czym ty mówisz? – Alice wyrwała się z jego ucisku – To,
że raz miałeś rację, nie znaczy, że zawsze ją masz! – wróciła do kuchni i wskazała
głową Caleba – Spójrz na niego! Myślisz, że Damen miałby jakiekolwiek korzyści
z kogoś takiego?
- Nie wiem. – przyznał.
- Widzisz jak on wygląda? – zapytała – Czy Damen zrobiłby
coś takiego komuś, kto dla niego pracuje?
- A co sprawia, że sądzisz, że to Damen go tak urządził? –
to pytanie zawisło powietrzu na dłużej. Alice spoglądała badawczo to na Adama,
to na Caleba. Nie wiedziała dlaczego założyła, że to Damen. Przez myśl przeszła
jej jeszcze Eve, ale to nie byłoby w jej stylu.
- Myślisz, że… - zaczęła z niedowierzaniem – Mark?
- Nie wiem. – powiedział ponownie.
- Sama ta myśl jest zabawna. – Alice trzęsła się od
niekontrolowanego śmiechu. – Wszyscy, tylko nie Mark. To takie słodkie
delikatne stworzenie. Muchy by nie skrzywdził.
- Nie wiesz do czego zdolny jest mężczyzna w obronie
ukochanej kobiety… – spojrzał na nią wyczekująco, jakby chciał jej przekazać
coś więcej niż mogła na pierwszy rzut oka odczytać z tych słów.
Caleb jęknął na podłodze jakby chciał im przypomnieć, że tam
jest i że cierpi. Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech, ale zniknął
zanim ktokolwiek go zobaczył. Adam rzucił mu nienawistne spojrzenie.
- Alice – powiedział gładząc ją po ręce – Damen jest
cholernie inteligentny. Doskonale przewiduje zachowania. Myślę, że zdaje sobie
sprawę z tego jaką litość wzbudza Caleb. Jest idealnym szpiegiem, bo jest
ostatni w kolejce podejrzanych. – przeniósł dłoń na jej twarz i spojrzał jej w
oczy – Musimy go tu zostawić, albo dobić. – Caleb wzdrygnął się – Nie możemy go
zabrać do kwatery zgromadzenia.
- Możemy! – Alice odtrąciła jego rękę – Możemy i zrobimy to.
Jest jedyną osobą która może coś wiedzieć o Marku i Eve.
- Ale… – zaczął Adam i podniósł rękę, ale Alice złapała ją
- Żadnych ale. – oburzyła się – I nie stosuj mi tej sztuczki
z ręką. Na mnie to nie działa. Za dobrze cię znam.
- Alice, ja naprawdę chcę dobrze.
- Wiem. – położyła mu rękę na policzku – Ale czasem musisz
mieć więcej wiary w innych. – Podeszła do Caleba – Zabieramy cię tam, gdzie
będziesz bezpieczny. – powiedziała i wzięła go za rękę, drugą podając Adamowi i
szykując się do przeniesienia w przestrzeni. Tuż przed wkroczeniem do portalu
teleportacyjnego Caleb wychylił się za jej plecami i pokazał Adamowi język.
- Uważaj – syknął Adam tak, żeby Alice go nie słyszała. – Ze
mną nie wygrasz.
…………..
Alice postawiła delikatnie Caleba i Adama na podłodze w
kwaterze zgromadzenia. Tak nazywali opuszczoną fabrykę, w której postanowili
zostać do chwili pokonania Marcusa. Maszyny produkcyjne ustawiono tak, żeby
podzielić ogromną otwartą przestrzeń na nieco bardziej prywatne sektory. Każdy
metr kwadratowy pokrywały materace. Zwierciadła stały w małych grupkach,
rozmawiając półgłosem. Gdzieniegdzie widać było zajęte sobą pary, które zdawały
się nie zauważać tłumów dookoła. Musieli sobie radzić z tym, co mieli. Mocna
iluzja stworzona przez Adama i jego zaufanego przyjaciela, którego imienia
Alcie jeszcze nie znała, przykrywała fabrykę tak, że była praktycznie
niewykrywalna. Nawet ktoś, kto już tu był niebyły w stanie trafić z powrotem
bez pomocy jednego z twórców iluzji.
Caleb rozglądał się uważnie po pomieszczeniu, ale nie mógł
znaleźć żadnego punktu zaczepienia. Maskowanie było niezwykle mądrze opracowane.
Nie ukryli budynku tak po prostu. Z zewnątrz widać było powybijane okna i
splądrowane wnętrze. Adam zadbał o to, żeby budynek nagle nie zniknął z
krajobrazu miasta. Z wnętrza nie dało się zobaczyć co jest za oknem, gdyż
krajobraz zmieniał się co chwilę. Adam zaprojektował iluzję tak, jakby budynek
co chwilę przenosił się w inne miejsce. Może faktycznie się przenosił? To mógł
wiedzieć tylko on sam. Jako najpotężniejszy na świecie telekinetor, a
jednocześnie jeden z najlepszych iluzjonistów i władców czasu, mógł zrobić
praktycznie wszystko.
Adam był bardzo
ważnym ogniwem w walce z Marcusem. Po
Marcusie był najprawdopodobniej jednym z najważniejszych i najbardziej
wpływowych Zwierciadeł. Wiekiem dorównywał prawie Augustusowi. Jego niezwykła, również
bardzo silnie rozwinięta, nietypowa umiejętność wpływania na emocje, sprawiała,
że był idealnym przywódcą. Nic dziwnego, że kiedy pojawił się w kwaterze,
wszystkie oczy zwróciły się na niego.
- Niestety. – powiedział spokojnie Adam podnosząc jak zwykle
rękę do góry – Nie udało nam się sprowadzić Eve i Marka. – wskazał Caleba – Zastaliśmy tylko jego.
Twierdzi, że Marcus włamał się do jego domu i razem z Kristen porwał Marka i
Eveline.
Ryan poderwał się z miejsca.
- Jak mogliście do
tego dopuścić?! - krzyczał - Miała być bezpieczna! - wskazał Caleba - To twoja
wina. Caleb skulił się na podłodze.
Zwierciadła zaczęły się wymieniać uwagami. Rósł hałas i
harmider. Alice spojrzała na Ryana z wyrzutem, ale Adam uścisnął delikatnie jej
rękę i skinął. Zrozumieli się bez słów.
- Cisza! – krzyknął podnosząc rękę, efekt był natychmiastowy
– Zgadzam się z wami. Mnie też się wydaje, ze Caleb nas zdradził. – Zwierciadła
przytakiwały pomrukując jedno przez drugie, ale wystarczył lekki gest ręką,
żeby wszyscy ucichli – Alice upiera się, żeby dać mu szansę. – położył jej dłoń
na ramieniu. – Myślę, że możemy wykorzystać go do zdobycia przewagi nad
Marcusem. Zastanówcie się nad tym. – powiedział i odwrócił się tyłem do nich,
skupił wzrok na Alice.
- Czy takie rozwiązanie cię zadowoli? – zapytał delikatnie
pocierając kciukiem jej policzek.
- W zupełności. – uśmiechnęła się – Nie wiem tylko jak masz
zamiar dojść do tego czy Caleb nie kłamie.
- Z tym akurat nie będzie problemu. – uśmiechnął się
tajemniczo, a widząc jej zniecierpliwienie, ciągnął – Pewnie już zauważyłaś, że
niektóre Zwierciadła poza typowymi dla nas zdolnościami, mają też unikalne
talenty. – Alice spojrzała na niego pytająco – Kathy czuła emocje innych, to
był jej najsilniejszy dar. Unikalny, ale dominujący. Nie znam drugiej takiej
osoby. Ja mam coś takiego, że wszyscy mnie słuchają. Zawsze. Wystarczy, że
podniosę rękę. Pewnie jest to trochę związane z kontrolowaniem emocji, ale nie
koniecznie. U mnie jest to zdecydowanie bardziej rozwinięte niż u innych
kreatorów, jak na przykład Karen. – Alice pokiwała głową – Tak się składa, że
znam kogoś, kto może nam pomóc w rozszyfrowaniu intencji Caleba. Ale poczekajmy
na decyzję pozostałych. – odwrócił się do tłumu i podniósł rękę. Rozmowy
ucichły.
- Mam nadzieję, że podjęliście decyzję. – odpowiedział mu
pomruk, który mógł oznaczać jedynie odpowiedź twierdzącą.
- Będziemy głosować demokratycznie. – powiedział – Kto jest
za tymczasowym oszczędzeniem Caleba i wykorzystaniem jego informacji? – ogarnął
wzrokiem liczbę podniesionych rąk po czym powiedział – W drugą stronę nie ma
już potrzeby głosować. Jest was zdecydowana większość. Dziękuję wszystkim za
udział w decyzji.
Zerknął na Caleba, który leżał skulony na podłodze. Nie
ruszył się odkąd tu przyszli. Oczy nadal miał szeroko otwarte i ciemne.
Wyglądał żałośnie. Można było uwierzyć, że faktycznie jest przerażony tym co
się dzieje i że faktycznie nie pomagał Marcusowi w porwaniu.
Adam odwrócił się z powrotem w stronę tłumu i przeczesywał
go wzrokiem w poszukiwaniu jednej twarzy. Osiemnastoletni chłopak o
ciemnoniebieskich, prawie granatowych oczach był na tyle wysoki, że wyróżniał
się na tle. Był bardzo atletycznie zbudowany, a jego usta rozciągnęły się w
pełnym zrozumienia uśmiechu, gdy Adam zatrzymał na nim wzrok.
- Tobias! – krzyknął i machnął ręką w zapraszającym geście–
Chodź do nas. Twoje umiejętności mogą nam się przydać.
Wszystkie oczy zwróciły się na młodego chłopaka, kiedy
pewnym siebie krokiem przechodził między rozstępującymi się Zwierciadłami, żeby
stanąć koło Adama. Uścisnęli sobie dłonie.
Tobias był przynajmniej o pół głowy wyższy od Adama. Jasne włosy
miał skręcone w sięgające łopatek dredy. Był opalony na przepiękny odcień
brązu. Na szyi po lewej stronie miał wytatuowanego feniksa. Miał proporcjonalną budowę ciała. Czarną
czapkę z daszkiem naciągnął na oczy tak głęboko, że widać było tylko czubek
idealnie prostego nosa i figlarny półuśmiech. Miał na sobie krótkie, czarne
spodenki i czarną koszulkę odsłaniającą umięśnione ramiona. Wzrokiem obejmował
w posiadanie wszystko, na co spojrzał. Wydawał się być pewny siebie, wręcz
arogancki.
- Tobias jest jednym z moich uczniów. – zaczął Adam. – Nie
będę go wychwalał, choć to jeden z moich najzdolniejszych wychowanków. W tej
chwili najbardziej interesuje nas jego unikalna zdolność. – przez tłum
przebiegł pomruk – Tobias jest niezwykle zdolnym i , jak dotąd, nieomylnym
wykrywaczem kłamstw.
Pomruk uznania przetoczył się przez tłum. Na podłodze Caleb
zatrząsł się z przerażenia i przełknął głośno ślinę.
Tobias uśmiechnął się
szeroko, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!