Me

Me

piątek, 15 lutego 2013

Odcicie 13 - W domu

Adam zaniósł Alice do ich wspólnego pokoju. Wiedział, że żyje. Była tylko osłabiona. Ryan nie mógł jeszcze zabijać, dopiero uczył się swojej mocy i panowania nad nią.
Położył ją delikatnie na łóżku i pocałował w czoło. Wiedział, że może tylko czekać.
Przychodził do niej codziennie, ale spała twardo. Dopiero po kilku dniach zaczęła się powoli przebudzać. Usiadła na łóżku i spojrzała na niego.
- Co się stało? – zapytała.
 - Ryan jest medium dusz – powiedział. – A ty niejako pomogłaś mu w inicjacji.
- Nie zabił mnie? – zapytała zdziwiona.
- Za krótko zna swój dar. – odparł – Nie mógł.
Położył dłoń na jej policzku i potarł go kciukiem. Uśmiechnęła się i przytuliła do niego mocno.
- Brakowało mi ciebie przez te kilka dni… – wymruczał jej do ucha.
- Kilka dni? – oderwała się od niego. – Co z Eve i Kristen? Chłopcy wrócili?
Pokręcił przecząco głową. Alice zerwała się z łóżka.
-Muszę iść sprawdzić co z nimi. – powiedziała – Czas ucieka.
- Wyślę kogoś innego. – Adam spojrzał na nią błagalnie.
- Nie. – odparła – Chodzi o mojego brata i moją przyjaciółkę!
- Alice, jesteś osłabiona… – złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
Przesunął dłoń od jej nadgarstka aż po ramię, powodując, że zadrżała. Przysunęła się do niego bliżej, pragnąć go jak nigdy dotąd. Oplotła rękami jego szyję i przyciągnęła go do siebie. Nie protestował. Pochylił się delikatnie i pocałował ją. Najpierw miękko, w policzek, a potem mocniej, w usta. Jego ręka ześlizgnęła się po jej plecach aż do talii i tam się zatrzymała. Przyciągnął ją mocniej do siebie i delikatnie muskał ustami jej szyję. Mruczała z rozkoszy prosto do jego ucha. Brakowało jej tego. Potrzebowała jego bliskości. Kochała go, chyba, ale jedno wiedziała na pewno. Wiedziała, że teraz bardzo go potrzebuje, że nie może bez niego żyć. Pocałowała go mocno, ciągnąc w stronę łóżka. Uśmiechnął się szeroko tuż przed tym jak opadł obok niej na materac. Czuła cudowne ciepło bijące od jego ciała. Wszystkie problemy i zmartwienia zaczęły powoli krążyć po jej głowie odpływając w nicość. Nagle go odepchnęła.
- Muszę sprawdzić co się z nimi dzieje! – powiedziała i zniknęła w portalu przestrzeni.
……..
Eve otworzyła oczy i zobaczyła, że znajduje się z powrotem w mieszkaniu w Chicago. Podskoczyła z radości patrząc, że nie jest już przezroczysta. Wróciła do swoich czasów.
- Tobias! – krzyknęła biegnąc w stronę sypialni, a potem łazienki.
Nie znalazła go. Niepokoiła się. Wiedziała, że musi być osłabiony. Nie powinien cofać się w czasie, żeby jej szukać. Czy on nie rozumiał, że jeśli zginie szukając jej, to nic dobrego jej z tego nie przyjdzie? Czy nie wiedział, że jest na tyle mądra, żeby znaleźć kogoś kto jej pomoże do niego wrócić? Nie wierzył w jej miłość? Nie wiedział, jak mocno go kocha i że nigdy nie pozwoli na to, żeby cokolwiek stanęło między nimi? Oczywiście, że nie wiedział! Przecież nigdy mu tego nie powiedziała. Bała się po raz kolejny powierzyć komuś duszę. Bała się położyć na szali swoje życie, a z drugiej strony ufała mu bezgranicznie i wiedziała, że jeśli zajdzie taka konieczność, poświęci się dla niego. Jednak do tej pory nie powiedziała mu o tym. Zawsze coś jej przeszkadzało. Albo moment był nieodpowiedni, albo nie mogła wykrztusić tych słów. Obiecała sobie, że następnym razem, kiedy go spotka, Tobias w końcu dowie  się o wszystkim.
Poczuła nagły głód. Otworzyła lodówkę i wyjęła resztki starej pizzy, które chłopcy musieli zamówić jakiś czas temu. Włożyła ją do piekarnika, żeby się ogrzała i poszła włączyć czajnik. Przeglądała szafki w poszukiwaniu  herbaty, a kiedy ją znalazła, położyła ją na blacie i  zaczęła szukać kubka. Znalazła go na półce na samym końcu ciągu górnych szafek. Wyjęła go i miała postawić na blacie, kiedy usłyszała za sobą kroki. Ktoś złapał ją za ramiona. Podskoczyła ze strachu.
- Wróciłaś. – powiedział miękko.
Uśmiechnęła się, odwróciła powoli i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Dzięki tobie! – powiedziała całując go w policzek.
- Tak, spotkałem swoje dawne ja i co nieco mi o tobie opowiedział – uśmiechnął się.
- Mark… - zaczęła, ale nie mogła powstrzymać łez.
Z jednej strony cieszyła się, że go widzi, z drugiej, bała się o Tobiasa. Niepokoiło ją, że nie ma go w mieszkaniu. Uważała, że powinien na nią czekać. Nie powinien był w tym stanie jej szukać… A może jej nie szukał, tylko czekał w Anglii?
- Gdzie Tobias? – zapytała
- A nie ma go tu? – Mark rozejrzał się.
- Myślisz, że gdyby tu był, to stałabym teraz przy tobie?  - zapytała uśmiechając się ironicznie.
Próbował stłumić chichot, ale mu nie wyszło. Oczywiście, gdyby Tobias tu był na pewno nie rozmawiałaby z nim, tylko robiłaby coś zupełnie innego, z Tobiasem, w sypialni, albo gdzieś indziej... Uśmiechnął się szeroko na tę myśl, ale po chwili mina mu zrzedła. Nie wiedział jak powiedzieć Eve, że jeśli Tobiasa jeszcze nie ma, to znaczy, że musiał zostać w Paryżu podczas trzęsienia czasu.
- Tobias poszedł ze mną szukać was…. – zaczął
- Pozwoliłeś mu? – zapytała szorstko. – Przecież widziałeś, że jest osłabiony.
- Eve, odpoczywaliśmy obaj kilka dni. – odparł.
- Niemożliwe. – powiedziała. - Wróciłam bardzo szybko. Nie mieliście czasu na regenerację.
- Mylisz się. – powiedział i uśmiechnął się tajemniczo.
Patrzyła na niego zdziwiona. Nie rozumiała co mówi. Jak to mieli mnóstwo czasu. Mark westchnął.
- Eve, czas tutaj i tam biegnie inaczej. Wszystko zależy od tego w jaki czas przerzucił cię Mark z dziewiętnastego wieku.
- No tak…  - zaczęła.
- Eve, on najwyraźniej został, żeby cię jeszcze szukać.
- A ty dlaczego wróciłeś? – zapytała.
Podrapał się po głowie. Zastanawiał się jak może uniknąć odpowiedzi na to pytanie. Nie chciał na nie odpowiadać. Bał się ją przestraszyć. Przecież istniała jakaś, choćby nikła nadzieja, że Tobias żyje, że trzęsienie czasu nie osłabiło go na tyle, żeby nie mógł wrócić. Musiała się trzymać tej nadziei, a on musiał jej wytłumaczyć, że Tobiasowi nic nie jest i że wróci cały i zdrowy.
- Było trzęsienie czasu. – odparł – Musiałem uciekać.
- Nie byłeś na tyle silny, żeby je przetrzymać? – zapytała patrząc na niego badawczo.
Pokręcił głową i westchnął głęboko. Doskonale wiedział jakie pytanie teraz padnie i doskonale wiedział, że odpowiedź, która według niego jest prawidłowa nie mogła jej zadowolić. Wręcz przeciwnie. Mogła ją tylko załamać.
- A Tobias był? – zmierzyła go takim spojrzeniem, że był pewny, że wykryje kłamstwo, ale mimo to wiedział, że mus spróbować. Nie mógł jej dobijać. Nie teraz. Nie w ten sposób.
- Nie wiem… – wzruszył ramionami.
Podeszła do niego i objęła go w pasie wtulając twarz w jego ubranie. Płakała. Nie słyszał jej, ale widział jak nierówno unosi się jej klatka piersiowa. Jego koszula robiła się mokra, ale  nie przejmował się tym. Objął ją mocno.
- Jestem pewien, że nic mu nie jest.  - powiedział głaszcząc  delikatniej jej włosy.
Rozpłakała się jeszcze głośniej. Zawsze, kiedy Mark mówił jej, że coś będzie w porządku, było tylko gorzej. Nie wiedziała ile czasu tak stali. Ona płakała, wtulając się w niego coraz mocniej, a on machinalnie przesuwał ręką po jej włosach. Dziwne, ale nawet ją w ten sposób uspokajał.
- Co jest? – zapytała Alice, która właśnie wychodziła z portalu.
Eve i Mark spojrzeli na nią jak na komendę.
- Nie wyglądasz najlepiej, Eve – powiedziała podchodząc do niej i biorąc ją w objęcia. – Co się stało?
- Tobias został w przeszłości – wychrypiała Eve - Nie wiem czy jeszcze żyje…
- Jak to nie wiesz? – odsunęła ją od siebie. – Przecież czujesz… – dotknęła jej serca.
Eve uśmiechnęła się przez łzy. Jak mogła o tym zapomnieć? Przecież zawsze miała Tobiasa przy sobie. Poczuła ciepło przy sercu, kiedy go dotykała. Uśmiechnęła się i wierzchem dłoni otarła łzy.
- Dziękuję! – zarzuciła jej ręce na szyję.
- Eve, wracamy do zamku – powiedziała po pewnym czasie Alice. – Musisz tam być. Tobias dowie się o twoim powrocie kiedy tylko tu przyjdzie. – wzięła kartkę i zapisała na niej słowa „Eve jest bezpieczna w twoim zamku. Wracaj. Alice.”
- Okej, wracajmy – krzyknęła Eve – Chodź Mark. – wyciągnęła do niego rękę, ale on się cofnął.
- Ja nie idę – powiedział. – Wracam zaraz do przeszłości.
Miał smutny głos. Choć cieszył się z powrotu Eve, nie mógł zapomnieć o Kristen, która przebywała tam jako anachronizm znacznie dłużej.
- Wracasz po nią? – zapytała.
Skinął głową.
- Wciąż jest nadzieja. Kristen może tam przetrwać dłużej niż Eve, jest z tamtego czasu…
Alice skinęła głową. Eve uśmiechnęła się smutno, podeszła do niego i uścisnęła jego dłoń, jakby chciała go zapewnić, że wszystko będzie dobrze, ale przecież tego nie wiedziała. Chciała tylko mu powiedzieć, że trzyma za niego kciuki.
Alice złapała ją za rękę.
- Wracamy? – zapytała.
Eve poruszyła się niespokojnie. Chciała coś zrobić po drodze. Musiała to zrobić. Musiała się zabezpieczyć na wypadek, gdyby jej usta znowu odmówiły posłuszeństwa. Myślała o tym już od jakiegoś czasu. Wiedziała, że Tobiasowi spodoba się ten pomysł. Musiał mu się spodobać.
- Chcę jeszcze po drodze wpaść na chwilę do Polski.
Alice spojrzała na nią pytająco, ale uśmiechnęła się, kiedy Eve pokazała jej w myślach gdzie chce iść i po co.
- Ty to masz jednak niezłego świra na jego punkcie, co? – zapytała i wyciągnęła do niej rękę. – Zatem do Polski, a potem do Anglii.
Pomachały na dowidzenia Markowi, który właśnie przenosił się w czasie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!