Eve wiedziała, że jest źle. Była półprzezroczysta. Nie
powinna się znajdować w tym czasie, to nie była jej epoka, to nie było jej
naturalne środowisko. Najprawdopodobniej to, że urodziła się sto lat później
jej nie pomagało. Wiedziała, że musi wrócić jak najszybciej do Chicago. Nie
miała tylko pomysłu jak to zrobić. Nie mogła pójść do Tobiasa, bo gdyby po raz
kolejny zmusiła go do walki z Krisem, mogło go to kompletnie wykończyć. Nie
mogła skorzystać z jego pomocy. Jedyną inną osobą, którą miała szansę spotkać w
tym mieście był Mark.
Nie miała pojęcia dlaczego udała się na północ, ale skądś
wiedziała, że powinna go tam szukać. Zapadający zmrok nie przerażał jej. Nie
musiała spać. Postanowiła, że całą noc będzie szła, aż znajdzie Łuk Triumfalny.
Nie miała pojęcia gdzie on jest, ale uparcie podążała w obranym kierunku.
Wiedziała, że rano będzie mogła zapytać przechodniów o drogę. Wszak mówiła po
francusku tak biegle, że mało kto był się w stanie zorientować, że nie jest rodowitą Francuzką.
Zamknęła oczy idąc powoli przez ogromny park. Przypomniały
jej się pierwsze chwile w Nowym Jorku, jak odprężało ją patrzenie na falujące
korony drzew i na cienie rzucane przez liście i gałęzie. Otworzyła oczy, kiedy
ktoś szarpnął ją za rękaw i wciągnął w krzaki. Przeraziła się i zaczęła
krzyczeć. Nic nie widziała. Napastnik trzymał ją z tyłu za ręce. Musiał być
Zwierciadłem, bo normalny człowiek nie łapałby półprzezroczystego ducha.
- Mam cię! – powiedział jej na ucho.
Znała ten głos. Już gdzieś kiedyś go słyszała.
Zawiązał jej chustkę dookoła ust, żeby nie mogła krzyczeć.
Jedną ręką przyciskał w pasie do siebie, a drugą podnosił do góry jej suknię i
przesuwał dłoń w kierunku majtek. Zamarła. Serce podskoczyło jej do gardła. Nie
wiedziała co ma zrobić. Jego głos dźwięczał co chwila w jej uszach.
- Chodź do mnie. – powtarzał. – Będzie nam cudownie.
Napawał ją obrzydzeniem. Trzęsła się ze strachu. Nie
próbowała już nawet krzyczeć. Zgięła się w pół i ugięła kolana, a potem szybko
się wyprostowała. Uderzyła go tyłem głowy w nos. Krzyknął z bólu, a jego uścisk
osłabł. Szarpnęła mocno. Była wolna. Zaczęła uciekać, nie oglądając się za
siebie. Potknęła się i upadła. Dogonił ją i złapał ponownie. Znowu nie widziała
jego twarzy.
- Zapłacisz mi za to – wysyczał jej do ucha.
Zadrżała, gdy zadarł jej suknię do góry i pociągnął za majtki.
Uderzył ją w twarz. Mocno. Zamroczyło ją na chwilę. Potem usłyszała jak rozpina
rozporek.
- Zaczynamy maleńka – powiedział. Przypomniała sobie gdzie
już słyszała jego głos. To było we wspomnieniach Tobiasa.
- Kris? – wyszeptała. Odpowiedział jej głośny śmiech i mocne
uderzenie łokciem w plecy. Było jej
wszystko jedno. Nagle zobaczyła coś dziwnego.
Purpurowa łuna przez chwilę oświetliła park.
Ale to nie była jej iluzja.
W cieniu drzewa zobaczyła bladego Tobiasa z tamtych czasów.
- Uciekaj! – krzyknął. – Długo nie dam rady.
Wstała i podeszła do niego. Pogłaskała go po szyi tam, gdzie
powinien mieć tatuaż.
- Dlaczego to robisz? – zapytała.
- Bo dałaś mi nadzieję. – odparł – A teraz uciekaj i znajdź
sposób, żeby wrócić do swojego czasu. Nie wyglądasz najlepiej.
Biegła ile sił w nogach. Nie patrząc za siebie. Wiedziała,
że Tobiasowi nic nie będzie, bo przecież poznała go sto lat później. Była na
siebie wściekła, że sama nie użyła iluzji. Jak mogła być tak głupia, żeby
zapomnieć, że ma nadprzyrodzoną moc? Jak mogła się tak łatwo poddać? Dlaczego
strach ją aż tak sparaliżował? Czy to wynikał z tego, że wiedziała do czego
zdolny jest Kris? Czy bała się reakcji Tobiasa, jeśli się dowie, że Kris ją
wykorzystał? Nie wiedziała. Nie umiała odpowiedzieć na to pytanie. Biegła przed
siebie nie wiedząc gdzie właściwie się znajduje. Nagle zobaczyła przed sobą Łuk
Triumfalny. Nie wiedziała dlaczego, ale wydawało jej się, że musi tam spotkać
Marka. Zwolniła. Zamknęła na chwilę oczy, żeby odetchnąć. Zderzyła się z kimś.
Podniosła wzrok.
- Mark? – nie wierzyła własnym oczom.
Patrzył na nią zdziwiony. Z początku nie rozumiała dlaczego.
Po chwili załapała. Nie znał jej. Nie mógł jej znać. Nie wzięła tego pod uwagę
w swoich planach. Musiała szybko wymyślić coś, żeby jej pomógł.
- Musisz mi pomóc. – powiedziała, gwałtownie połykając
powietrze.
- Czekaj, my się znamy? – zapytał patrząc na nią
podejrzliwie.
- Jeszcze nie – powiedziała szybko. – Ale poznamy się za sto
lat.
Uśmiechnął się szeroko.
- I pewnie będziemy parą, co nie? – zapytał – Podobasz mi
się.
Uśmiechnęła się widząc, że nie wszystkie jego odczucia były
sfabrykowane przez siły nieczyste. Może, gdyby spotkali się w innych
okolicznościach mieli by szansę zostać prawdziwą, kochającą się parą. Odrzuciła
tę myśl. Wiedziała, że nigdy nie poczuje się przy nim tak jak przy Tobiasie,
więc wszystko i tak byłoby jednym wielkim oszustwem.
- Nie będziemy parą jeśli mi nie pomożesz. – odparła.
Przez chwilę bacznie się jej przyglądał.
- Nie wyglądasz najlepiej. – powiedział – Co się dzieje?
- Podróże w czasie mi nie służą – odparła.
- Chodź – skinął na nią i wyciągnął z kieszeni klucze
otwierając bramę. Poprowadził ją schodami na trzecie piętro kamienicy.
Otworzyła drzwi. Wystrój tego mieszkania bardzo przypominał apartament Kristen
w Chicago. Czyli to był jego naturalny styl. Nowoczesne meble w Nowym Jorku nie
pasowały do niego. Tylko łoże wyglądało identycznie jak to tutaj. Rzeźbiona
kość słoniowa. Wolała nie myśleć ile kosztowało.
Mark zdjął płaszcz i zaprosił ją gestem, żeby usiadła.
- Co mogę dla ciebie zrobić? – zapytał. Mówił poważnie.
Chciał jej pomóc. Widziała to w jego oczach. Choć nie miał pojęcia kim jest,
był gotów udzielić jej niezbędnego wsparcia. Cieszyła się.
- Musisz mnie przerzucić z powrotem do moich czasów.
- Słucham? – zaśmiał się, ale widząc jej minę natychmiast
wyprostował się i poruszył niespokojnie nam miejscu. – Ty mówisz poważnie?
- Tak. – odparła.
- Słuchaj. Wiem od niedawna, że jestem Zwierciadłem i już
nawet się uświadomiłem i nic mnie już chyba na tym świecie nie zdziwi, ale nie
czegoś takiego nie umiem zrobić.
- Umiesz. – odparła spokojnie- Jesteś władcą czasu.
Zaśmiał się.
- Kim? – zapytał – Nie powiesz mi chyba, że mogę sobie dowolnie
poróżować w czasie… To by było super!
Spojrzała na niego karcąco. Mogła się spodziewać, że będzie
jeszcze bardziej niedojrzały niż był w czasach kiedy go poznała. Przecież teraz
rozmawiała ze sto lat młodszym Markiem. Lżejszym o serię doświadczeń, które na
pewno jakoś na niego wpłynęły. Nie spodziewała się jednak, że nie odkrył
jeszcze swojego daru. Była pewna, że przy niej odkrywał go ponownie.
Wygrzebywał z zakamarków pamięci wiedzę którą już dawno miał. Był w tym za
dobry i za szybko zaczęło mu się udawać, żeby to był pierwszy raz. Była pewna,
że ciemne moce odebrały mu umiejętność władania czasem, bo była dla nich zbyt
niebezpieczna.
- Mark, musisz to sobie uświadomić. – powiedziała z
naciskiem kładąc mu ręce na ramionach i spoglądając w jego lazurowe oczy. –
Musisz, bo inaczej zginę.
- Ale ja nie mam pojęcia jak to w ogóle powinno wyglądać.
- To patrz –
powiedziała, opuściła zasłonę myśli i przywołała wspomnienie, jak przenieśli
się razem do dziewiętnastego wieku.
- Jezu, czemu ja miałem na sobie takie okropne ciuchy! –
krzyknął.
- Mark! Skup się – powiedziała z naciskiem. – O ciuchy
będziesz się martwił za sto lat. W moich czasach to co miałeś na sobie jest
modne. Zawsze wiedziałeś jak się ubrać.
- Naprawdę? – zapytał. – Opowiedz mi więcej…
- Nie mogę – powiedziała. – Skup się. Pokażę ci to jeszcze
raz.
Ponownie opuściła zasłonę i przywołała wspomnienie. Czuła
się co raz słabsza. Wiedziała, że kończy jej się czas. Czuła zbliżające się
trzęsienie.
- Mark! – krzyknęła na niego. – Musisz się pospieszyć. Nie
mam dużo czasu.
- Ale ja nie potrafię – tłumaczył się.
- Musisz. – błagała.
- Dlaczego? – zapytał.
Podeszła do niego i pocałowała go mocno w usta.
Znieruchomiał, ale po chwili oddał pocałunek.
- Dlatego! – wydyszała. – Z nią będzie ci jeszcze lepiej.
- Naprawdę? – zapytał ocierając ust wierzchem dłoni. – To
może być jeszcze lepsze?
Eve czuła pierwsze wstrząsy.
- Mark! – krzyknęła
- Dobrze już, dobrze.
Błysk srebrzystego jak poświata księżyca światła rozświetlił
mieszkanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!