Przez chwilę patrzyli
na siebie w osłupieniu. Nie mogli się ruszyć. Karen podniosła białe lustro i
patrzyła z otwartymi ustami na szalejącego z wściekłości Marka. Wyglądało na
to, że po drugiej stronie, jego moc cofania czasu nie działała. Pojawiały się
wprawdzie srebrzyste rozbłyski, ale nie przynosiło to żadnego skutku.
Karen spojrzała na
pozostałych. Znieruchomieli. Po ich minach widać było, że próbowali ułożyć
sobie w głowie wydarzenia ostatnich pięciu minut. Nie bardzo wiedzieli od czego
zacząć. Białe lustro i Mark. Marcus uciekł. Lustro w złotej ramie zniknęło.
Oprzytomnieli. Jak to
zniknęło? Przed chwilą leżało na stole. Teraz zobaczyli tam tylko kartkę. Ryan
podbiegł do stołu, złapał kartkę, przeczytał zawartość i zbladł.
- To nie koniec. –
powiedział patrząc na pozostałych i podając kartę Adamowi.
Adam czytał na głos.
- „Dziękuję, za
uwolnienie mnie od Damena. Niestety, Mark uwięził Kristen w czasie. Muszę ją
odzyskać. Do tego czasu ani on, ani wy, jako jego przyjaciele nie zaznacie
spokoju. Daję wam miesiąc czasu na uwolnienie Marka i wydanie go w moje ręce. Lustro
Damena zostaje pod moją opieką. Marcus.” – Adam spojrzał na Karen.
- Jak to uwolniliśmy
go od Damena? – zapytał Ryan. Teraz już wszystkie oczy zwróciły się na Karen.
- Nie wiem. –
odpowiedziała. – Ale faktycznie nie wyczułam duszy Damena w jego ciele. Był tam
tylko on sam i jego ukochana. Nie było intruza.
- Wiecie co to
wszystko oznacza? – zapytał Adam – Lustro w rękach Marcusa jest jeszcze
bardziej niebezpieczne niż w było u Damena.
- Co? – zapytał
zszokowany Ryan.
- Damen był
inteligentny. Dobrze wiedział co robi. Wyrachowany i zły, ale inteligentny. –
Adam westchnął – Marcus to idiota. Cholera wie co mu strzeli do głowy. Może
przypadkiem dokonać inwersji, a wtedy po nas.
- Czyli znowu szukamy
lustra? – westchnęła Alice.
- Nie. Mamy miesiąc.
Dał nam miesiąc. Jeśli tak napisał, znaczy, że tego będzie się trzymał. Przez
miesiąc nie wykona ruchu.
- Skąd wiesz? –
zapytał Ryan.
- Bo nie tylko Damen
był moim przyjacielem.. – westchnął Adam.
Ponownie próbowali zrozumieć co właśnie
usłyszeli. Patrzyli po sobie nie mogąc wykrztusić słowa. Wyglądali, jakby
zatrzymał się dla nich czas, nie było nawet widać czy oddychają. Pierwszy
ruszył się Tobias. Podszedł do Eve, przyłożył jej palec do tętnicy na szyi,
kiedy wyczuł puls, wziął ją na ręce i otwierając portal przestrzeni wszedł z
nią do niego bez słowa.
Adam odwrócił się gniewnie
patrząc na Jeremy’ego, ale Karen złapała go za ramię.
- Nie rusz. –
powiedziała – Widzisz dlaczego to robił?
- Mogę wam pomóc. –
odezwał się Jeremy wstając i przesuwając Caroline za swoje plecy, jakby chciał
ją przed czymś ochronić. – Jeśli macie jakąś wiedzę na temat luster.
- Mów dalej. – Adam
machał ręką namawiając go do kontynuacji.
- Byłem przy tym, jak
konstruował białe lustro. – powiedział ściskając mocno swoją ukochaną, która
nie mogła wytrzymać i przecisnęła się przed niego przytulając się do niego
całym ciałem. Pocałował ją w czubek głowy, jakby wciąż nie wierzył, że ma ją
przy sobie.
-„Faktycznie zrobił wszystko, żeby zwrócić mi Caroline.” – pomyślał i
poczuł ogromną wdzięczność do Marka. Wiedział, że musi zrobić wszystko, żeby
pomóc go uwolnić.
- Czy to, że on
widział jak powstawało lustro może nam pomóc? - Alice spojrzała pytająco na Adama.
W odpowiedzi pokiwał
głową i opowiedział jakie są zasady konstruowania i niszczenia luster. Okazało
się, że konstrukcja jest niezwykle skomplikowana. Używało się do niej wielu
trudnodostępnych, alchemicznych
składników. Do każdego lustra należało sporządzić procedurę tworzenia. Damen
zapisywał je w czarnej księdze, którą przechowywał w starej, drewnianej skrzyni
z metalowymi okuciami. Tę skrzynię musieli znaleźć. Dekonstrukcji lustra
należało dokonywać spokojnie i systematycznie, zgodnie z zaplanowaną przez
twórcę procedurą. Nie można było niczego pomylić. Nagłe, niewłaściwe
zniszczenie mogło spowodować utratę właściwości albo zniszczenie tego, co znajdowało
się po drugiej stronie. Dobrze wiedzieli, że nie mogą tego ryzykować. Pozostało
im więc znalezienie skrzyni a potem odczytanie napisanych starodawnym
alchemicznym językiem i dodatkowo zakodowanych zapisków Damena. Wiedzieli, że
mają przed sobą niezwykle trudne zadanie.
- Postanowione. –
powiedziała Karen patrząc na Jeremy’ego i Caroline– Jedziecie z nami. – następnie
zwróciła się do Adama - Nie widzę w nich złej woli. Myślę, że mogą nam się
bardziej przydać niż my im.
- Teraz tylko
potrzebujemy zapisków Damena i mnóstwo szczęścia – westchnęła Alice.
- Pół problemu już
rozwiązałem. – powiedział z uśmiechem Ryan. – Skrzynia stoi tam. – wskazał
palcem naroże pokoju zaraz za stołem. Adam podbiegł do skrzyni i z ulgą
stwierdził, że Marcus nie zabrał księgi. Wsadził ją pod pachę i westchnął.
- Żeby to była połowa
problemu, Ryan… Bylibyśmy w domu. – uśmiechnął się smutno – To nie jest nawet
jedna setna.
- Musimy wracać. –
powiedziała Alice, gdy drzwi do salonu otworzyły się. Prawie zapomnieli o
towarzyszach czekających na dziedzińcu.
- „Mam
do was jedną prośbę”- Ryan przemówił do wszystkich obecnych w myślach – „Nie mówcie Eve co się stało z Markiem. Nie
wiem czy by to przeżyła. ” – skinęli głowami.
Adam otrząsnął się i
wyszedł na dziedziniec.
- Wracamy. Wygraliśmy
bitwę, ale wojna wciąż trwa. – odpowiedział mu jęk zawodu. – Kto chce, może
wracać do domu, ale nie ukrywam, że wszyscy byście nam się przydali.
- Nigdzie się nie
wybieramy. – odpowiedział głos z tłumu – Skończymy to, co zaczęliśmy.
Przez zgromadzonych
przetoczył się pomruk aprobaty. Adam uśmiechnął się.
- Dziękuję. –
powiedział. – Wszystko wyjaśnię wam na miejscu. Teraz udam się do fabryki, żeby
razem z Tobiasem osłabić nieco iluzję, którą jest przykryta. Wtedy każdy
teleporter, któremu podam adres będzie mógł się tam przenieść. Wrócę wtedy do
was i podam wam lokalizację. Kiedy wszyscy wrócimy na miejsce, odnowimy iluzję
i będziemy myśleć co dalej.
- Musicie tu poczekać.
– powiedziała Alice łapiąc jedną ręką Adama, a w drugą biorąc od Karen białe
lustro. Otworzyła portal i zniknęła.
………
Tobias delikatnie
położył Eve na swoim posłaniu i przykrył kocem. Zdjął czapkę i położył na
podłodze. Usiadł przy niej i odgarnął brudne włosy z twarzy. Spojrzał na nią uważnie. Było w niej coś
takiego, że miał ochotę się do niej zbliżyć. Pierwszy raz od kiedy Kris w końcu
zostawił go w spokoju miał ochotę się do kogoś zbliżyć. Zbliżyć i nigdy więcej
nie oddalać. Poczuł się jakby znał ją od zawsze. Postawił iluzję, ukrywającą
jego posłanie. Nie chciał, żeby ktokolwiek mu przeszkadzał. Wiedział, że
wyleczenie Eve zajmie mu dużo czasu. Była strasznie osłabiona i przemarznięta,
a do tego koszmarnie brudna. Wstał i poszedł do łazienki. Wziął ręcznik, miskę
z ciepłą wodą i mydło. Rozebrał ją do bielizny i zaczął obmywać. Praktycznie po
trzech ruchach w misce znajdowało się coś bardzo zbliżonego do bagna. Poszedł
więc po kolejną miskę. Umył ją najlepiej jak potrafił, po czym owinął dokładnie
kocami i poszedł wyprać jej ubranie. Kiedy skończył, rozwiesił je na sznurkach
niedaleko swojego posłania. Jako uzdrowiciel wykonywał każdą z tych czynności
tysiące razy. Ale po raz pierwszy trzęsły mu się ręce. Eve wydawała się taka
krucha, taka delikatna. Nie mógł rozszyfrować tego dziwnego uczucia, które go
ogarniało, kiedy jej dotykał. Chciał więcej. Z każdym dotykiem chciał jeszcze
więcej. Jakby jej ciało wołało do niego. Położył jej rękę na policzku,
wmawiając sobie, że sprawdza jej temperaturę, ale po chwili złapał się na tym,
że zakreśla kciukiem delikatne kręgi na jej skórze.
- „Opamiętaj się” – powiedział sam do siebie. – „Masz
ją wyleczyć. Tylko tyle. ”
Gdzieś głęboko w
podświadomości wiedział, że nie tego chciał. Chciał ją mieć dla siebie. Jeszcze
zanim zdążyła się odezwać. Zanim otworzyła oczy i spojrzała na niego. Połączyło
go z nią coś wyjątkowego. Czuł to pod sercem i mógł tylko błagać opatrzność,
żeby ona poczuła to samo.
Przybycie Alice i
Adama oderwało go od niej. Wyszedł z Adamem i osłabił iluzję nad fabryką, potem
ukrył białe lustro.
- Jak z Eve? – zapytała z troską Alice –
Wszystko w porządku?
- Wyleczymy ją. – Adam
położył jej rękę na ramieniu.
- Sam się tym zajmę. –
głos Tobiasa był zmieniony, cieplejszy niż zwykle. Adam to wyczuł. Znał go na
tyle dobrze, że domyślił się, że coś jest nie tak. Tobias z własnej woli chciał
leczyć kobietę. Zmarszczył czoło i spojrzał swojemu uczniowi w oczy. Uśmiechnął
się lekko. Bardzo szybko domyślił się co się stało.
- „Ona ma chłopaka, wiesz o tym?” – zapytał go w myślach.
- „Wiem.”
- „Uważaj, jeszcze się zakochasz w kimś, kto już podzielił swoją duszę i
do końca życia będziesz nieszczęśliwy.” – powiedział żartobliwie, wiedząc,
że najprawdopodobniej to już nastąpiło.
- „Za późno.” – uśmiechnął się smutno – „Przecież wiesz, jak to u nas działa… Wiesz, że Zwierciadła zakochują
się niekontrolowanie, w najmniej odpowiednim momencie i kompletnie na zabój…”
Adam skinął głową, a
jego uśmiech się rozszerzył.
- „Klątwa Caleba zaczęła działać.” – Tobias nie podniósł wzroku, tylko powlókł się w
stronę swojego posłania i zniknął pod kopułą własnej iluzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!