Zachodzące słońce
odbijało się pomarańczowo-czerwonym blaskiem w spokojnym morzu. Tobias ponownie
wbił deski w piasek, żeby Eve mogła się spokojnie przebrać za ich zasłoną.
Odwrócił się tyłem do niej i spacerował wolno po plaży zanurzając palce głęboko
w piasku. Kiedy doszedł do krawędzi wody stanął wpatrując się w horyzont i
pozwalając, żeby fale rozbijały się o jego bose stopy. Zamknął oczy i przesunął
czapkę do tyłu pozwalając, żeby ostatnie gorące promienie ogrzewały jego twarz.
Pojedyncze krople wody z dredów ściekały
mu po plecach.
Wiedział, że może
zaliczyć ten wieczór do udanych. Uśmiechał się na samą myśl o tym, że dzięki
niemu Eve zapomniała o wszystkich troskach i przeciwnościach losu, że śmiała
się i krzyczała z radości na całe gardło. Była szczęśliwa, musiała wtedy być
szczęśliwa. Choć przez chwilę. Chciał myśleć, że jest w tym choć trochę jego
zasługi. Usiadł na piasku i wziął do ręki gitarę, którą znalazł za kamieniami
na brzegu. Położył ją na kolanach zamknął oczy i zaczął grać.
Eve podeszła do niego
i przyglądała się mu z niedużej odległości. Obserwowała napinające się przy
każdym ruchu ramię, patrzyła jak delikatnie kiwa głową w rytm muzyki. Zaczął
nucić. Zapomniał, że nie jest sam. Jego aksamitny głos niósł się daleko po
powierzchni wody i wracał ze zdwojoną siłą. Zamknęła oczy zasłuchana w melodię
i delikatne brzmienie jego głosu. Nie zauważyła kiedy przestał grać i podszedł
do niej. Poczuła jego oddech na policzku.
- Musimy iść. –
powiedział cicho.
Otrząsnęła się i powoli
podniosła wzrok. Nie zdążył się przebrać. Stał kilkanaście centymetrów od niej
w mokrych, czarnych spodenkach. Wciąż nie miał na sobie koszulki. Westchnęła.
Jak miała walczyć z nieodpartym pociągiem do kogoś, kto miał takie ciało?
Podniosła wzrok wyżej. Odpowiedź na pytanie pojawiła się sama. Znowu ta czapka.
Znowu ją irytował. Nie widziała jego twarzy, tylko delikatny półuśmiech. Wkurzało
ją to. Nie wiedziała czemu, chciała patrzeć w jego oczy. Było w nich coś
hipnotyzującego. Ciemny, głęboki granat. Jego oczy były znacznie bardziej intrygujące
niż innych Zwierciadeł. Był nietypowy. Był tajemniczy i...
Bez skrępowania położył
jej ręce na biodrach. Był tak blisko, że widziała jego twarz ukrytą w cieniu
daszka. Spojrzenie ciemnogranatowych oczu utkwił w jej oczach. Przeszyła ją
fala gorąca i obudziło się w niej ogromne pragnienie zarzucenia mu rąk na szyję,
ale powstrzymała je. Nie chciała tego zrobić. A może chciała? Przy nim nie
mogła rozszyfrować swoich pragnień. Nie wiedziała czego chce, ani dlaczego tego
chce. Co chwilę pojawiały się sprzeczne uczucia. W jednym momencie marzyła o
tym, by stopić się z nim w jedno, żeby w następnym go odepchnąć na myśl o
Marku. Obecnie dominowało w niej pragnienie bliskości.
Przełknęła ślinę. Delikatnym
skinieniem głowy pokazała mu, żeby zdjął czapkę. Nie zrobił tego, ale przesunął
ją na tył głowy. Od słońca na nosie pojawiło mu się kilka piegów. Usta miał wygięte
w tradycyjnym półuśmiechu. Spojrzała w ciemne oczy, wpatrujące się w nią z
nieopisanym uczuciem. Co to mogło być? Pragnienie? Pożądanie? Odrzuciła te
myśli. Przyglądała się mu uważnie. Miał lekko odstające uszy i jakby trochę
zbyt smukłą twarz. I dredy. Wcale jej to nie pasowało. A może jednak? Musiała
to w końcu przyznać. Nie była w stanie sama się okłamywać. Bez względu na
wszystkie wady, czy też niedoskonałości urody, Tobias pociągał ją fizycznie. I
to bardzo. Nie był idealny, nie był wymuskany i doskonały, i może właśnie to ją
do niego ciągnęło…
Przygryzła wargę i
zaczęła się bawić kosmykiem włosów. Jego oczy zabłysły. Przyciągnął ją do
siebie. Brodą dotykał czubka jej głowy. Zesztywniała. Przesunął palcem po jej
kręgosłupie. Nie miała pojęcia co robi i dlaczego. Położyła dłonie na jego
piersi i poczuła przyspieszone bicie jego serca. Miał urywany oddech, jakby go
coś przerażało. Odsunęła się od niego i spojrzała mu w oczy.
- Boisz się? –
wyszeptała.
Odwrócił wzrok, jego
uśmiech zelżał.
Pewnie, że się bał.
Był przerażony tym, co się z nim działo. Nigdy wcześniej nic takiego nie czuł.
Nie rozumiał źródła uczuć, które pchały go w jej stronę, które kazały mu
przezwyciężać fobie, gnębiące go od lat. Jednocześnie, nigdy jego pragnienia
nie były tak skrystalizowane. Wiedział dokładnie czego chce. Wiedział, że zrobi
wszystko, żeby ją zdobyć, żeby mu zaufała i pozwoliła być częścią siebie. Chciał
należeć do jej świata. Nie wiedział jak to osiągnąć. Nie miał pojęcia, jak
przekonać ją, że zrobiłby dla niej wszystko. Wiedział o niej tylko tyle, żeby
zdawać sobie sprawę z tego, że musi być z nią szczery. To akurat miało być
łatwe. Była to pierwsza zasada, którą przyjął po latach zniewolenia. Zawsze
mówił prawdę. Nienawidził kłamstw. Kłamał bez przerwy przez pięć dekad. Miał
dość.
Zamyślił się i milczał
trochę za długo. Eve się zniecierpliwiła.
- Widzę, że się boisz.
– powiedziała delikatnie przyciskając palce do jego piersi – Serce ci wali,
masz nierówny oddech… - zawiesiła na nim wzrok.
Skinął głową i
westchnął głęboko.
- Czego? – wychrypiała przez ściśnięte ze zdenerwowania
gardło. – Wyglądałeś na kogoś, kto nie
boi się niczego. Czego się boisz?
Pochylił się i
przyłożył usta do jej ucha. Były gorące. Przyciągnął ją do siebie, przesuwając
dłonie z bioder na pośladki. Wsunął kciuk pod jej bluzkę i musnął jej nagie
ciało. Zadrżała. Serce jej przyspieszyło, tłukło siew piersi, jakby chciało
gdzieś pójść, jakby chciało uciec… do niego.
Ogarnęła ją fala
gorąca. Wewnątrz trawił ją żywy ogień. Nie mogła na to pozwolić. Znów posuwał
się za daleko. Za daleko i za szybko. Chciała złapać go za rękę i powiedzieć,
żeby przestał, ale wtedy się odezwał.
- Ciebie… - powiedział
cicho muskając ustami płatek jej ucha.
Zamarła. Przerażała
go? Dlaczego? Chciała się wyrwać z uścisku, ale nie pozwolił jej na to.
Szarpała się z nim przez chwilę, ale był silniejszy. Na moment ogarnęło ją
przerażenie, żeby za chwilę ustąpić miejsca dziwnemu, niezrozumiałemu poczuciu
bezpieczeństwa. Nie wiedziała dlaczego, ale była pewna, że nie zrobi jej
krzywdy. Nie o to mu chodziło. Nie chciał jej przestraszyć. Nie wiedziała co chciał
w ten sposób osiągnąć, ale COŚ podpowiadał jej, że intencje Tobiasa są dobre.
Stała nieruchomo otoczona jego ramionami i wdychała jego zapach. Pachniał jak
morze i wiatr, jak słońce i piasek. Rozluźniła się. Podniosła głowę i
przesunęła nosem po jego szyi.
- Dlaczego? –
wyszeptała.
Wsunął palec za
kołnierzyk jej koszulki i przesunął nim po obojczyku już któryś raz tego dnia.
Podniósł głowę i spojrzał na nią.
- Myślę, że wiesz… - uśmiechnął się lekko.
Spłonęła rumieńcem.
Niby nic jej nie powiedział, ale instynktownie czuła co chciał jej
zakomunikować. Jej serce przyspieszyło. Nie wierzyła w to co się z nią dzieje.
Wystarczyło jedno słowo, odpowiedni tembr głosu, jeden jego gest, a zapomniała
o całym otaczającym ją świecie. Istniał tylko on.
Podciągnął jej
koszulkę do góry i przesunął palcem tuż nad paskiem od spodni. Użyła całej siły
woli, jaka jej pozostała, żeby się na niego nie rzucić. Odepchnęła go i osunęła
się na piasek. Tobias przez chwilę stał zdezorientowany. Nie rozumiał o co jej
chodzi. Było już tak dobrze, tak blisko, tak przyjemnie, a ona nagle
postanowiła to wszystko zatrzymać, zniszczyć. Nie rozumiał.
- Co się stało? –
uklęknął przy niej. Z zaciśniętej szczęki wywnioskowała, że jest zły.
- Daj mi chwilę… -
poprosiła – Muszę sobie to wszystko ułożyć w głowie.
Skinął i odszedł bez
słowa. W złości kopiąc piasek na boki przy każdym kroku.
Zamknęła oczy. Musiała
uporządkować myśli. Ten dziwny żar, który towarzyszył jej przy nim mógł
oznaczać tylko jedno. Ale przecież nie mogła się zakochać. Nie tak od razu.
Nigdy nie wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia, czy raczej od pierwszego
dotyku. Nie powinna się zakochiwać, nie teraz. Nie kiedy Mark był uwięziony.
Nie, kiedy nie przyjął z powrotem swojej duszy. Bała się, że go zniszczy. Nie mogła
go narażać, kiedy zupełnie nie mogła określić, co czuje... Nie chciała się
zbliżać do Tobiasa, żeby później musieć go zostawić dla Marka. Nie zasługiwał
na to. Żaden z nich na to nie zasługiwał. Westchnęła. Musiała podjąć jakąś
decyzję. Tobias na swój pokrętny sposób pokazywał jej, że chce być blisko niej,
jak najbliżej. Musiała z nim porozmawiać. Wstała i powoli ruszyła w jego
stronę. Wiedziała, że będzie to dla niej trudne. Z każdym krokiem musiała
walczyć ze sobą, żeby nie zawrócić i nie zapomnieć o Marku, żeby nie poddać się
całkowicie tej cudownej lekkości, którą czuła tylko przy Tobiasie. Stanęła tuż
za nim i delikatnie złapała go za rękę. Odwrócił się w jej stronę, ale
wyciągnął dłoń, że jej uścisku. Czapkę znów miał naciągniętą na oczy.
- Czy ty w ogóle
wiesz, czego chcesz? – zapytał ostrym tonem. Wciąż był zły.
- Nie... – to było
kłamstwo. Tobias poruszył się niespokojnie, a ona rozważała wszystko w myślach.
Dobrze wiedziała, czego chce Chciała jego… jego bliskości, jego dotyku, jego
zapachu, jego pocałunków… Zawahała się i w końcu wykrztusiła: – Wiem... – Nie
patrzyła na niego. Wbiła wzrok w piasek.
- Powiesz mi? – jego
głos złagodniał. Wyciągnął rękę w jej kierunku i przesuwał wierzchem dłoni po
jej przedramieniu. Jej ręka automatycznie, bez udziału jej świadomości podążała
za jego ruchami.
- Boję się… -
przyznała. Zacisnęła ręce na spodniach, żeby nie widział jak bardzo jej się
trzęsły.
Podszedł do niej jeszcze
bliżej i palcem wskazującym skierował jej głowę do góry. Czapkę trzymał w ręce.
- Czego? – zapytał
chrapliwie.
- To trudne… -
powiedziała. Tobias nie odzywał się, czekał na więcej.
– Niedawno byłam z
kimś w związku. I on mnie… - westchnęła.
- Z Markiem, wiem. –
przesunął kciukiem po jej ustach – Oszukał cię.
Przytaknęła.
Najwyraźniej była to już wiedza powszechna.
- Boję się, że znowu
będę musiała przechodzić przez to samo.
Zacisnął szczęki.
Znowu się na nią gniewał. Wziął głęboki oddech, ścisnął jej ramię i pociągnął
ją w swoją stronę tak, że pomiędzy ich ciałami zostało najwyżej pięć
centymetrów przestrzeni. Spojrzał jej w oczy.
- Eve, nie jestem nim.
Nie kłamię. Nie skrzywdzę cię. – powiedział spokojnie, a z jego oczu biła
szczerość.
- Tobias, nic o tobie
nie wiem, jak mogę ci zaufać? – zapytała.
- Po prostu. Na tym
polega zaufanie, że nie masz podstaw, ale z jakiegoś powodu wierzysz, że ta
druga osoba cię nie skrzywdzi, nie oszuka... – przyglądał jej się badawczo, w
końcu westchnął – Dowiesz się o mnie
wszystkiego, czego chcesz. Pokażę ci wszystko, choć nie będzie to dla mnie
łatwe. – powiedział. – Kiedy tylko będziesz gotowa poznasz każdy szczegół mojej
przeszłości.
Otworzyła usta, żeby
coś powiedzieć, ale ją uciszył.
- Jeszcze nie teraz.
Najpierw chcę ci coś dać. – uśmiechnął się lekko. Eve ścisnęła jego dłoń. Cieszyła
się, że już nie jest na nią zły.
- Co takiego? –
zapytała, ale nie odpowiedział.
- Zamknij oczy. –
założył czapkę i stanął za nią i łapiąc ją za biodra.
Zrobiła o co prosił.
Po chwili poczuła porywisty wiatr.
- Otwórz. – szepnął
jej do ucha.
Powoli uchyliła
powieki. Plaża i morze wydawały się być daleko w dole. Widziała jeszcze dwie
deski wbite w piasek. Wisiała w powietrzu. Złapała go mocno za ręce, jakby bała
się upaść. Lęk wysokości dał o sobie znać. Objął ją mocniej w pasie
przyciskając jej plecy do swojego brzucha. Ogarnęło ją tak znajome już ciepło i
cały strach ją nagle opuścił. Latała. Bała się obrócić, więc tylko uścisnęła
jedną z dłoni, które ją przytrzymywały. Rozłożyła ręce i śmiała się głośno.
Szybowali przez dłuższy czas. Ponownie poczuła gorący oddech Tobiasa w okolicy
ucha.
- Wystarczy? –
zapytał.
Skinęła głową w
odpowiedzi i zamknęła oczy, kiedy ją o to poprosił. Gdy je otworzyła, znów
stała na plaży. Tobias wciąż obejmował ją w pasie. Jego uścisk nie zelżał ani
trochę. Odwróciła się do niego i zarzuciła mu ręce na szyję. Przytulił ją
mocno. Jej stopy wisiały w powietrzu.
- Dałeś mi moje
marzenie... – wymruczała zachwycona prosto do jego ucha. – Jak to zrobiłeś?
- Iluzja. –
odpowiedział – Mówiłem ci, żebyś nauczyła się korzystać z posiadanych
umiejętności.
Ściągnęła brwi,
próbowała to wszystko ogarnąć rozumem, ale nie potrafiła. Czuła tylko, że nie
potrafiłby jej oszukać. Nie on. Ufała mu. Nie potrzebowała powodu, żeby mu
ufać. Zaśmiała się i jednym ruchem ściągnęła mu czapkę z głowy. Nie
zaprotestował. Pochylił się lekko. Gorący
dotyk ust na jej szyi rozpalił ją. Wtuliła się w niego mocniej. Stracili
równowagę i przewrócili się lądując obok siebie na piasku. Zaśmiała się głośno.
Tobias się nie śmiał. Spojrzała na niego. Nie mogła nic odczytać z jego twarzy.
Nie uśmiechał się. Spojrzał na nią tak gorącym wzrokiem, że prawie spłonęła.
Podniósł się na łokciu i patrząc jej w oczy podciągnął jej koszulkę odrobinę do
góry. Delikatnie przesuwał palcem po jej
brzuchu, tuż nad paskiem. Doprowadzał ją do obłędu i sądząc po zawadiackim
uśmiechu doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Pochylał się nad nią powoli.
Dredy opadły na jej ramię. Czuła, że zaraz zwariuje. Złapała go za szyję i
pociągnęła w swoją stronę. Ani drgnął, tylko uśmiechnął się szerzej. Wciąż
patrząc jej w oczy przesunął palec w górę jej brzucha aż do stanika i z
powrotem. Granatowy odcień jego tęczówek robił się coraz głębszy, bardziej
intrygujący. Eve miała wrażenie, że jego oczy świecą jakąś dziwną złotawą
poświatą. Otworzyła usta. Nie mogła oddychać. Skóra ją paliła tam, gdzie
zostawiał niewidzialne ślady swojej obecności. Pochylił się głębiej, przelotnie
musnął wargami jej podbródek. Miała ochotę krzyczeć, żeby jej nie torturował.
Poczuła gorąco na ustach. Całował ją. Nareszcie. Oddała pocałunek nie mogąc się
powstrzymać przed zarzuceniem mu rak na szyję. Przyciągnęła go mocno do siebie.
Odsunął się od niej. Jak to? Zrobiła coś nie tak? Spojrzała na niego, uśmiechał
się uwodzicielsko. W jego oczach zobaczyła wesołe, złote iskierki. Za nim
czekał otwarty portal przestrzeni.
- Na dziś wystarczy. –
mruknął, wziął ją na ręce i wskoczył do portalu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!