Me

Me

sobota, 2 lutego 2013

Lustro 8 - Wyrok

Wśród Zwierciadeł w fabryce panowało ożywienie. Rozgorzały żywe dyskusje nad tym co właściwie należałoby zrobić z Calebem.
Prawie wszystkie kobiety tłoczyły się koło Tobiasa. Jego głos działał na nie jak narkotyk, dlatego Tobias starał się w ogóle nie odzywać. Niechętnie się do tego przyznawał, ale lubił tę część samego siebie, bo pozwalała mu zawsze osiągnąć to, co chciał. Czasem jednak było to męczące. Nudziło go ciągłe, bezsensowne i kompletnie pozbawione uczuć zainteresowanie płci pięknej. Przeszkadzało mu to z wielu względów, ale przede wszystkim, miało to związek z jego przeszłością. Nie przepadał za zbytnim zainteresowaniem płci pięknej. Kobiety budziły w nim wspomnienia, których wolał nie przywoływać. Nasunął czapkę na oczy, do uszu włożył słuchawki i puścił muzykę tak głośno, żeby nie słyszeć zachwytów zgromadzonych dookoła niego kobiet.
 Harmider w hali narastał. Wśród ogólnego hałasu dało się wyłapać pojedyncze słowa. „Zdrajca.”, „śmierć.”,  „litość.”, i „szansa.” Oczywiste było, że wyrok w sprawie Caleba nie zapadnie jednogłośnie. Adam stał spokojnie i czekał, aż głosy zaczną cichnąć. Caleb wciąż siedział na skrzynce. Przez jego twarz w ciągu minuty zdawało się przewijać tysiące emocji. Był widocznie roztrzęsiony. Tobias wydostał się z tłumu wielbicielek i stał obok niego przyglądając mu się chłodno z założonymi rękami. Alice nerwowo patrzyła to na Adama, to na Caleba.
- Dobrze. – Adam po dłuższej chwili podniósł rękę. – Musimy podjąć jakąś decyzję. Wiem, że nie będzie ona jednogłośna i z góry proszę o zrozumienie opcję, która okaże się być w mniejszości. – spojrzał po zebranych – Proszę o nie wszczynanie konfliktów z tego powodu. Musimy być zjednoczeni i silni. – wskazał głową Caleba – Jeśli on podzieli nas, Damen, czy też jak wolicie Marcus osiągnie dokładnie to, czego pragnie. Oddzielnie nie damy mu rady. Tylko razem możemy coś zdziałać. Pamiętajcie o tym, proszę.
Poruszenie wśród Zwierciadeł zmalało. Słowa Adama wywarły na nich duże wrażenie. Uświadomił im, że jedyna siła, jaką obecnie dysponują, to jedność. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że żadne z nich nie może się równać z potęgą ciemnych mocy, które mogły stać za Damenem.
- Kto jest za tym, żeby go zabić? – zapytał Adam. Las rąk wystrzelił w górę. Widać było, że jest to prawie dokładnie połowa. Tobias spojrzał na Adama i skinął głową. Odwrócili się każdy w inną stronę i zaczęli liczyć. Po kilkunastu minutach Adam poprosił o głosowanie tych, którzy chcieli ocalić Caleba. Kiedy ponownie zakończyli liczenie, podszedł do Tobiasa i przez chwilę rozmawiali półgłosem. Kiwnęli głowami i Adam obrócił się do zgromadzonych. Nie musiał nawet podnosić ręki. W fabryce panowała grobowa cisza, a ponad pięćset par oczu wpatrywało się w niego wyczekująco.
 -Mamy wyniki głosowania. – jego głos przetoczył się echem po hali. Caleb zatrząsł się ze strachu. – Zadecydowaliście, że Caleb ma zginąć.
Karen podeszła do Caleba i spojrzała na niego.
- Pożałujecie tego. - powiedział. – Nie tylko Marcus ma sprzymierzeńców. – Powiedział i nagle pod sufitem hali zaczęły się kłębić dziwne czerwone chmury. Zagrzmiało i błyskawica rozświetliła wnętrze. Karen spojrzała na niego i skupiła się.
- Bądźcie przeklęci! – wysapał Caleb. Jego usta jeszcze chwilę się poruszały, ale po sekundzie osunął się bezwładnie na ziemię. Jego oczy były puste, czarne... martwe.
Chmury rozstąpiły się. Część z nich otoczyła Tobiasa, podczas kiedy  pozostałe rozpłynęły się w powietrzu, żeby zmaterializować się w ciemnej celi gdzieś na północy Polski.
  Ciało Tobiasa napięło się, kiedy chmury krążyły dookoła niego. Spojrzał pytająco na Adama, ale ten tylko pokręcił przecząco głową. Nie wiedział, co się właśnie stało. Tobias rozluźnił się i wzruszył ramionami.
- „Widocznie tak miało być.” – pomyślał.
Adam podszedł do Tobiasa i położył mu dłoń na ramieniu.
- Przepraszam. – powiedział – Nie wplątywałbym cię w to, gdybym wiedział, że Caleb też miał styczność z ciemnymi mocami. – powiedział bardziej głosem zatroskanego ojca niż pewnego siebie przywódcy.
Tobias odniósł nieco daszek czapki, żeby spojrzeć mu w oczy.
 – Przepraszam. – powtórzył Adam.
Tobias podniósł ręce i pokręcił nimi, jakby pokazując, że wszystko z nim w porządku.
- Jeszcze żyję, nie? – powiedział. – Nic mi nie będzie. – uśmiechnął się – Najwyżej mój życiowy fart mnie opuści i kobiety przestaną mnie obmacywać na każdym kroku. – powiedział nonszalancko i poklepał Adama po ramieniu. – Jak z tobą i Alice? – zapytał nagle poważniejszym tonem.
- Nie wiem… - Adam spojrzał ukradkiem w stronę Alice, która kłóciła się o coś z Karen. – Chyba jeszcze nie rozumie co zrobiłem i dlaczego.
- Możesz mi wyjaśnić co właściwie wtedy zaszło?
Adam westchnął.
- Wiesz, że w tamtych czasach Damen był moim przyjacielem. – Tobias skinął głową – Pracowaliśmy razem nad lustrem.  Nie byłem wtedy tym, kim jestem teraz. Byłem pod ogromnym wpływem Damena. Wydawało mi się, że bez niego nie jestem nic wart. Tylko dzięki niej… – wskazał głową Alice – … a właściwie dzięki miłości do niej odważyłem się mu sprzeciwić.
Tobias kiwał powoli głową dając znak, że słucha i że czeka na dalszą część.
- Pokażę ci. – powiedział Adam i opuścił zasłonę myśli jednocześnie przywołując wspomnienie, którym chciał się z nim podzielić.
……….
Damen stał w salonie w zamku. Przed nim na stole leżało ogromne lustro w złotej ramie. Adam stał naprzeciwko niego. Jego odbicie w lustrze nie przywodziło na myśl tego pewnego siebie mężczyzny jakim był obecnie. Adam wyglądał na przestraszonego, zdominowanego. Damen pochylił się nad lustrem, trzymając w ręku zniszczoną, czarną księgę o podartych, wyświechtanych kartkach i szeptał coś w niezrozumiałym języku. Po chwili wyprostował się, zamknął książkę i schował ją do stojącej z boku skrzyni.
- Skończyłem. – powiedział triumfalnie, odwracając się stronę stołu. Uśmiechnął się.
Po chwili w salonie zjawiła się młoda, rudowłosa dziewczyna o czerwonych oczach. Mogła mieć siedemnaście lat. Podeszła do Adama i objęła go w pasie. Pocałował ją w policzek.
- Witaj. – wyszeptał jej czule do ucha. Uśmiechnęła się.
Damen postawił lustro i powoli podchodził do nich. Złapał dziewczynę za rękę i pociągnął w swoją stronę.
- Zastanawiałem się kto pomoże mi sprawdzić jak działa lustro. – powiedział cicho pocierając palcami brodę – Dobrze, że przyszłaś.
Dziewczyna obrzuciła Adama na wpół przerażonym na wpół oskarżycielskim spojrzeniem, ale nic nie powiedziała.
- Nie. – Adam podszedł do niego – Nie możesz. Ona jest za młoda. Nie jest jeszcze uświadomiona. Nie możesz… – powtórzył, ale Damen pchnął dziewczynę w stronę lustra. Jej ciało powoli znikało po drugiej stronie. Adam podbiegł do lustra i w ostatniej chwili złapał ją za rękę. Nie przekroczyła w całości na drugą stronę, ale jej oczy były już nieobecne. Nie oddychała. Jej serce przestało bić. Nie dawała oznak życia. Adam był zdruzgotany. Nie mógł jej stracić. Nie teraz, nie na rok przed uświadomieniem. Nie tuż przed tym, jak chciał jej powiedzieć jak bardzo ją kocha. Wzbierał w nim gniew. Po raz pierwszy miał ochotę sprzeciwić się Damenowi.
- Dość! – powiedział patrząc na Damena , zamachnął się i uderzył go pięścią w twarz.  – Nie chcę cię więcej znać.
Podszedł do dziewczyny i najdelikatniej jak potrafił wziął jej bezwładne ciało na ręce. Wybiegł z zamku. Położył dziewczynę na ziemi. I spojrzał w niebo.
- Wiem, że teleportacja wychodzi mi bardzo słabo, ale błagam, to moja jedyna szansa, tym razem musi mi się udać. – powiedział łącząc dłonie w błagalnym geście, jakby prosił niebiosa o pomoc.
Wstał i wziął ją ponownie w objęcia. Ciemny portal otworzył się przed nim, potem pojawiły się charakterystyczne kolorowe rozbłyski światła i ponownie ciemność.  Wylądował w jakimś pomieszczeniu. Była noc i wszelkie światła były zgaszone.
- Pomocy! – krzyknął. Po niedługim czasie zapaliło się światło, a naprzeciwko niego stali Evan, Karen i Kathy.
- Co się stało? – zapytał Evan patrząc na dziewczynę.
……….
Tobias patrzył na niego pytająco.
- Ratowali ją długo. – Adam przełknął ślinę. – Kathy ją leczyła, Karen walczyła o utrzymanie jej duszy po tej stronie, a Evan o uświadomienie. Trwało to pięć lat. Pięć lat. – powtórzył. – A to wszystko przeze mnie. Przez to, że pozwoliłem Damenowi się do niej zbliżyć. – ukrył twarz w dłoniach - Odwiedziłem ją raz. Chwilę po tym, jak się uświadomiła. Nie chciała mnie widzieć. Winiła mnie za to co się stało. Była pewna, że ją wykorzystałem. A ja nie miałem pojęcia o planach Damena. – westchnął ciężko – I nie wiem czy mi kiedykolwiek wybaczy.
Tobias uśmiechnął się i gestem zasugerował Adamowi, żeby się odwrócił.
- Chyba już to zrobiła. – powiedział cicho – Zostawię was samych. - odwrócił się, naciągnął czapkę na oczy i odszedł.
Adam poczuł na ramieniu delikatny dotyk kobiecej dłoni. Odwrócił się, a Alice wtuliła się w niego.
- Widziałam. – powiedziała oplatając go ramionami i wplatając palce we włosy. – Widziałam wszystko, co przed chwilą pokazałeś Tobiasowi. – przełknęła głośno ślinę - Przepraszam, że ci nie wierzyłam. – rozpłakała się. Adam położył jej dłonie na policzkach i delikatnie przycisnął wargi do jej ust.
- Nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobił. – powiedział spokojnie patrząc na nią z niezachwianą pewnością siebie. – Nie mógłbym. Nie potrafiłbym. Nigdy. Przenigdy. Kocham cię. – pocałował ją ponownie, ale po chwili lekko go odepchnęła. Spojrzał na nią zdziwiony.
- Tak mi cię brakowało przez ten cały czas. – powiedziała i przytuliła się do niego. – Dlaczego do mnie nie wróciłeś?
- Myślałem, że mnie nie chcesz… - westchnął ciężko – Tak mówiłaś…
- A ty uwierzyłeś i od razu się poddałeś… - wychrypiała - Jak mogłabym cię nie chcieć? Kocham cię, zawsze cię kochałam. – wyszeptała z ustami przy jego szyi.

Adam uśmiechnął się. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!