Me

Me

piątek, 15 lutego 2013

Odbicie 9 - Poczekaj na mnie

Eve wybiła z uliczki prosto w aleję, którą wcześniej przemierzała z Markiem. Była pewna, że rozbłysk światła, który widziała przed chwilą należał do Marka, jako władcy czasu. Minęła się z nim o włos. Oparła się o ścianę budynku i oddychała ciężko. Była przerażona tym, co się działo dookoła niej. Nie rozumiała wstrząsów. Nie wiedziała dlaczego przez chwilę nie widziała własnej ręki, ale była pewna, że to nie oznacza nic dobrego. Doskonale wiedziała, że nie powinna tu być. Tobias uprzedzał ją, że anachronizmy nie mogą długo przebywać poza własnym czasem. Mówił, że to niebezpieczne, ale nie wspomniał czemu. Westchnęła i doszła do wniosku, że musi się trzymać tej ulicy, na której wylądowali z Markiem. Ulicy, na której zobaczyła Tobiasa.
Właśnie, Tobias… Poczuła nagłą potrzebę znalezienia go. Chciała go lepiej zrozumieć. Kiedy ich oczy spotkały się na ulicy zobaczyła w nich coś dziwnego i musiała się dowiedzieć, co to było. Przypomniała sobie jego twarz. Garnitur do niego nie pasował, choć wyglądał w nim niezwykle pociągająco. Kapelusz miał naciągnięty głęboko na oczy tak, jak czapkę, kiedy go poznała w swoich czasach. Uśmiechnęła się do siebie. Jednak jakaś część jego osoby była przytomna nawet pod wpływem Krisa. Zawsze wyprostowany, dumny, ogarniał wszystko wzrokiem, od razu obejmując w posiadanie wszystko na czym spoczęły jego oczy. Od kiedy pierwszy raz na nią spojrzał, wiedziała, że będzie należała do niego, że kiedyś będzie myślała tylko o nim. Wiedziała. Powiedziały jej to jego oczy, sposób w jaki na nią patrzył nie dał się z niczym pomylić. Skrzyżował spojrzenie granatowych oczu z jej spojrzeniem i po prostu naznaczył ją jako swoją. Z początku nie przyjmowała tego do wiadomości, ale teraz, im bardziej zagłębiała się we własne uczucia, tym bardziej dochodziła do wniosku, że musiała się w nim zakochać jeszcze zanim go zobaczyła, zanim zaczął ją leczyć. Pokochała go od pierwszego dotknięcia w zamku, kiedy zabierał ją z zamku Damena. Pokochała go tak, jak kochają Zwierciadła, raz, na zawsze, intensywnie aż do bólu...
Im bardziej rozumiała to, co się w niej działo tym dotkliwiej odczuwała jego nieobecność. Brakowało jej go. Och, jak bardzo…
Ścisnęła rąbek sukni powstrzymując łzy. Nie miała pojęcia jak ma się stąd wydostać, ale wiedziała, że ten czas został jej w jakimś celu podarowany, jak wszystko do tej pory. Nawet Mark. Dzięki niemu otworzyła się na ludzi. Dzięki niemu nie uciekła przed Tobiasem, kiedy tylko go zobaczyła. Dzięki niemu zaczęła wierzyć w siebie choć trochę. Dzięki niemu uwierzyła w to, że jest cokolwiek warta. Dzięki niemu wiedziała, że uda jej się powstrzymać Damena, bo już wielokrotnie przy nim wpadała we własną iluzję i zawsze udawało jej się z niej wyjść. Wreszcie, paradoksalnie, tylko dzięki niemu udało jej się uwierzyć w miłość.  Uśmiechnęła się do siebie. Jeszcze tydzień, a może miesiąc temu nie spodziewała się, że będzie na to patrzyła w ten sposób.
Odepchnęła się od ściany. Słońce właśnie zaczęło zachodzić zalewając uliczkę ciemnopomarańczowym blaskiem. Doszła do wniosku, że musi znaleźć Tobiasa. Nie miała pojęcia gdzie szukać, ale przypomniała sobie sceną, którą pokazywał jej kiedyś. Kris na pewno znów chciał go zaciągnąć do jakiegoś klubu, gdzie byłoby dużo kobiet. Rozejrzała się. Elewacje z jednej i z drugiej strony alei obwieszone były szyldami pubów, klubów i innych temu podobnych instytucji. Znalazła się dokładnie tam, gdzie powinna. Teraz musiała tylko odszukać Tobiasa. Postanowiła sprawdzać po kolei wszystkie kluby. Wiedziała, że będzie ich dużo, ale musiała się trzymać nadziei, że w końcu go znajdzie.
Ruszyła przed siebie. Szła w górę ulicy, wchodząc po kolei do wszystkich klubów i pubów i rozglądając się w poszukiwaniu śladów szarego kapelusza i jasnych włosów. Powoli traciła nadzieję. Weszła do Pubu o nazwie „Bella”, ale szybko zorientowała się, że to nie lokal dla niej. Na scenie stały półnagie kobiety, a w pomieszczeniu unosił się zapach potu i taniego wina. Ktoś złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Nie widziała jego twarzy. Cuchnął okropnie. Stała przez chwilę sparaliżowana. Podciągnął jej suknię do góry i ścisnął za gołe udo. Mruknął z zadowoleniem.  Próbowała się wyrwać, ale trzymał ją za mocno. Przymknęła oczy i stworzyła iluzję. Mężczyzna puścił ją z krzykiem. Wybiegła z pubu zanim ktokolwiek więcej zdążył ją zauważyć. Biegła na oślep w górę ulicy aż w końcu stanęła przed ciemnozielonymi drzwiami ozdobionymi złotym napisem, którego nie mogła odczytać. Pchnęła je.
Znalazła się w eleganckim lokalu. W rogu grała orkiestra, a na parkiecie wirowały przytulone do siebie pary. Omiotła wzrokiem pomieszczenie. Jej oczy zatrzymały się na szarym  kapeluszu stojącym z boku sali w otoczeniu pięknych kobiet. Poczuła ukłucie zazdrości, kiedy patrzyła, jak się do niego wdzięczą i jak subtelnie próbują go skłonić do zainteresowania sobą. On jednak nie zwracał na nie uwagi. Stał z posępną miną patrząc się w przeciwległy róg sali. Zmrużyła oczy i zobaczyła tam Krisa. Przebiegł ją zimny dreszcz. Powinna się spodziewać, że go tu zobaczy. Przez chwilę przyglądała się mu, ale potem przypomniała sobie po co tu przyszła. Skupiła wzrok na Tobiasie.
Wpatrywała się w niego próbując się powstrzymać, żeby do niego nie podejść i nie rzucić mu się na szyję. Przymknęła oczy, chciała wychwycić jego głos z tłumy szmerów. Po chwili usłyszała go w głowie. Otworzyła oczy i zobaczyła, że Tobias nie porusza ustami. Słyszała jego myśli i one ją przerażały. Musiał być pod wpływem Krisa od wielu lat. Chciał się zabić. Jedyną częścią siebie na jaką miał jeszcze wpływ była dusza. Wiedział dokładnie co ma zrobić i planował to na jutrzejszy wieczór. Patrzyła na niego przerażona. Wiedziała, że nie powinna z nim rozmawiać, gdzieś kiedyś słyszała, że nie powinno się mieszać w przeszłości, bo to może mieć tragiczne skutki. Czuła jednak podświadomie, że musi do niego podejść. Musiała mu powiedzieć, żeby nie tracił nadziei.
Powoli ruszyła do przodu z wzrokiem utkwionym w jego twarzy. Zobaczyła jak nerwowo się porusza. Omiatał wzrokiem salę. Ich spojrzenia się spotkały. Nieznany wyraz pojawił się na jego twarzy. Zaskoczenie? Ulga? Szczęście? Nie mogła go rozszyfrować. Przesunął kapelusz na tył głowy i nie zwracając uwagi na żądające zainteresowania towarzyszki, podszedł krok do przodu. Jej serce zabiło mocniej. Wiedziała, co nastąpi za chwilę.
- Tobias… - powiedziała patrząc mu w oczy, kiedy do siebie podeszli.
Zdumienie malowało się na jego twarzy. Powinna była ugryźć się w język. Nie mogła znać jego imienia. Jeszcze się nie poznali. Musiała ciągnąć to dalej, udając, że skądś się znają.
-  Jestem Eve – powiedziała wyciągając do niego dłoń.
- Miło mi panią poznać – powiedział i ukłonił się lekko przyciskając usta do wierzchu jej dłoni.
Zrobiła krok do przodu. Dzieliło ich zaledwie paręnaście centymetrów. Pochyliła się w jego stronę. Położyła dłoń na jego szyi i lekko potarła kciukiem miejsce, gdzie powinien mieć tatuaż. Planowała go pocałować, ale się powstrzymała. Przypomniała sobie, że jest pod wpływem Krisa. Nie chciała dawać mu przyjemności odczuwania tego, co musiał czuć Tobias, kiedy byli razem. Wiedziała, że jeśli czuje to samo co ona, to nie ma na świecie niczego wspanialszego. Zabrała rękę z jego szyi i musnęła tylko jego dłoń. Nie cofnął jej, a wręcz przeciwnie, przysunął się bliżej. Pragnął kontaktu z nią. Czyżby już na niego działała? Podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Zmieniały się z ciemnoszarych w granatowe i z powrotem. Nie mógł rozszyfrować swoich emocji. Tak samo jak kiedy zobaczył ją na ulicy. Błysnął jej głęboki granat, żeby po chwili ustąpić ciemnej szarości.
Skupiła wzrok na jego twarzy. Milczała i patrzyła. Widziała niedowierzanie i nadzieję. Przesunął kciukiem po jej przedramieniu. Nie ruszyła się. Wciąż na niego patrzyła. Podniósł rękę i delikatnie dotknął jej obojczyka. Uśmiechnęła się. Tyle razy jego ręce gładziły tę kość, że musiał znać ją na pamięć. Pochylił się. Jego usta znalazły się przy jej uchu. Z całej siły próbowała się powstrzymać, próbowała nie zarzucić mu rąk na szyję i nie przycisnąć ust do miękkiej skóry w zagłębieniu jego szyi. W końcu oparła tylko ręce na jego piersiach, zaciskając pięści na połach marynarki.
- Kim ty jesteś? – zapytał cicho. Zrozumiała, że udało mu się na chwilę wyrwać spod wpływu Krisa. Robił to drugi raz tego dnia. Robił się co raz bledszy. Widziała, że walka z Krisem go wykańcza. Nie miała dużo czasu.
- Kimś, kto nie powinien z tobą rozmawiać – odparła. – Nie należę do tego świata.
- Jesteś aniołem. – powiedział tak spokojnie, tak naturalnie, jakby oznajmiał, że właśnie pada deszcz.
- Nie. – roześmiała się. Nie wiedziała jak mógł tak pomyśleć.
- Dlaczego twój dotyk rozpala we mnie ogień?  - zapytał.
Nie mogła powstrzymać uśmiechu. Czuł dokładnie to, co ona, kiedy ją dotykał. Zrobiło jej się lżej na sercu. Spojrzała mu w oczy.
- Dowiesz się za jakiś czas. – powiedziała cicho. – Proszę cię, nie rób tego, co planujesz, bo sprawisz, że będę najbardziej nieszczęśliwą osobą na świecie.
- Jak to? – spojrzał na nią z mieszaniną nadziei i zaskoczenia. Nie rozumiał. Jak miał zrozumieć?
Wzięła jego rękę i przyłożyła sobie do serca.
- Poczuj to. – wyszeptała podchodząc do niego tak blisko, że prawie nie było między nimi wolnej przestrzeni. Po chwili odsunęła się. Czuła, że powinna już iść.
- Obiecałeś, że mnie odnajdziesz. Nie poddawaj się. Poczekaj na mnie, proszę… – odwróciła się, i odeszła. Kiedy przeszła przez cały parkiet coś przykuło jej wzrok.
Tatuaż i dredy. Jej Tobias tu był. Chciała do niego pobiec i rzucić mu się na szyję, ale ziemia się zatrzęsła. Upadła na podłogę. Nikt poza nią tego nie zauważył. Poza nią, Tobiasem i Markiem. Tobias wyciągał ręce w jej stronę. Był prawie niewidzialny, przezroczysty. Chciała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle. Mark wyprostował się i zobaczyła błysk srebrzystego światła. Zabrał Tobiasa w bezpieczne miejsce. Odetchnęła z ulgą.
Odwróciła się. Kris ciągnął dawnego Tobiasa do grupy dziewczyn, które porzucił.  Spod ronda szarego kapelusza, jej ukochany rzucił jej jeszcze jedno spojrzenie. Uśmiechnął się lekko. Wiedziała, że zrozumiał. Kamień spadł jej z serca. Miała do kogo wracać. Orkiestra zaczęła grać.  Parkiet zapełnił się i straciła z oczu szary kapelusz.
Wyszła na ulicę niepewna co ma dalej robić. Znów nie udało jej się wrócić. Spojrzała jeszcze raz na drzwi i tym razem bez problemu odczytała napis „fatalité”. Uśmiechnęła się do siebie i pokręciła z niedowierzaniem głową. Jak lokal w którym spotyka się swoją przyszłą miłość może nazywać się inaczej niż „przeznaczenie”? Była ciekawa czy Tobias też to zauważył.
Ziemia zatrzęsła się ponownie. Eve spojrzała na siebie. Była półprzezroczysta.
- Mam mniej czasu niż myślałam – powiedziała cicho do siebie z trudem podnosząc się z ziemi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!