Eve wybiła z uliczki prosto w aleję, którą wcześniej
przemierzała z Markiem. Była pewna, że rozbłysk światła, który widziała przed
chwilą należał do Marka, jako władcy czasu. Minęła się z nim o włos. Oparła się
o ścianę budynku i oddychała ciężko. Była przerażona tym, co się działo dookoła
niej. Nie rozumiała wstrząsów. Nie wiedziała dlaczego przez chwilę nie widziała
własnej ręki, ale była pewna, że to nie oznacza nic dobrego. Doskonale
wiedziała, że nie powinna tu być. Tobias uprzedzał ją, że anachronizmy nie mogą
długo przebywać poza własnym czasem. Mówił, że to niebezpieczne, ale nie
wspomniał czemu. Westchnęła i doszła do wniosku, że musi się trzymać tej ulicy,
na której wylądowali z Markiem. Ulicy, na której zobaczyła Tobiasa.
Właśnie, Tobias… Poczuła nagłą potrzebę znalezienia go.
Chciała go lepiej zrozumieć. Kiedy ich oczy spotkały się na ulicy zobaczyła w
nich coś dziwnego i musiała się dowiedzieć, co to było. Przypomniała sobie jego
twarz. Garnitur do niego nie pasował, choć wyglądał w nim niezwykle pociągająco.
Kapelusz miał naciągnięty głęboko na oczy tak, jak czapkę, kiedy go poznała w
swoich czasach. Uśmiechnęła się do siebie. Jednak jakaś część jego osoby była
przytomna nawet pod wpływem Krisa. Zawsze wyprostowany, dumny, ogarniał
wszystko wzrokiem, od razu obejmując w posiadanie wszystko na czym spoczęły jego
oczy. Od kiedy pierwszy raz na nią spojrzał, wiedziała, że będzie należała do
niego, że kiedyś będzie myślała tylko o nim. Wiedziała. Powiedziały jej to jego
oczy, sposób w jaki na nią patrzył nie dał się z niczym pomylić. Skrzyżował
spojrzenie granatowych oczu z jej spojrzeniem i po prostu naznaczył ją jako
swoją. Z początku nie przyjmowała tego do wiadomości, ale teraz, im bardziej
zagłębiała się we własne uczucia, tym bardziej dochodziła do wniosku, że
musiała się w nim zakochać jeszcze zanim go zobaczyła, zanim zaczął ją leczyć.
Pokochała go od pierwszego dotknięcia w zamku, kiedy zabierał ją z zamku
Damena. Pokochała go tak, jak kochają Zwierciadła, raz, na zawsze, intensywnie
aż do bólu...
Im bardziej rozumiała to, co się w niej działo tym dotkliwiej
odczuwała jego nieobecność. Brakowało jej go. Och, jak bardzo…
Ścisnęła rąbek sukni powstrzymując łzy. Nie miała pojęcia
jak ma się stąd wydostać, ale wiedziała, że ten czas został jej w jakimś celu
podarowany, jak wszystko do tej pory. Nawet Mark. Dzięki niemu otworzyła się na
ludzi. Dzięki niemu nie uciekła przed Tobiasem, kiedy tylko go zobaczyła.
Dzięki niemu zaczęła wierzyć w siebie choć trochę. Dzięki niemu uwierzyła w to,
że jest cokolwiek warta. Dzięki niemu wiedziała, że uda jej się powstrzymać
Damena, bo już wielokrotnie przy nim wpadała we własną iluzję i zawsze udawało
jej się z niej wyjść. Wreszcie, paradoksalnie, tylko dzięki niemu udało jej się
uwierzyć w miłość. Uśmiechnęła się do
siebie. Jeszcze tydzień, a może miesiąc temu nie spodziewała się, że będzie na
to patrzyła w ten sposób.
Odepchnęła się od ściany. Słońce właśnie zaczęło zachodzić
zalewając uliczkę ciemnopomarańczowym blaskiem. Doszła do wniosku, że musi
znaleźć Tobiasa. Nie miała pojęcia gdzie szukać, ale przypomniała sobie sceną,
którą pokazywał jej kiedyś. Kris na pewno znów chciał go zaciągnąć do jakiegoś
klubu, gdzie byłoby dużo kobiet. Rozejrzała się. Elewacje z jednej i z drugiej
strony alei obwieszone były szyldami pubów, klubów i innych temu podobnych
instytucji. Znalazła się dokładnie tam, gdzie powinna. Teraz musiała tylko
odszukać Tobiasa. Postanowiła sprawdzać po kolei wszystkie kluby. Wiedziała, że
będzie ich dużo, ale musiała się trzymać nadziei, że w końcu go znajdzie.
Ruszyła przed siebie. Szła w górę ulicy, wchodząc po kolei
do wszystkich klubów i pubów i rozglądając się w poszukiwaniu śladów szarego
kapelusza i jasnych włosów. Powoli traciła nadzieję. Weszła do Pubu o nazwie
„Bella”, ale szybko zorientowała się, że to nie lokal dla niej. Na scenie stały
półnagie kobiety, a w pomieszczeniu unosił się zapach potu i taniego wina. Ktoś
złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Nie widziała jego twarzy. Cuchnął
okropnie. Stała przez chwilę sparaliżowana. Podciągnął jej suknię do góry i
ścisnął za gołe udo. Mruknął z zadowoleniem.
Próbowała się wyrwać, ale trzymał ją za mocno. Przymknęła oczy i
stworzyła iluzję. Mężczyzna puścił ją z krzykiem. Wybiegła z pubu zanim
ktokolwiek więcej zdążył ją zauważyć. Biegła na oślep w górę ulicy aż w końcu stanęła
przed ciemnozielonymi drzwiami ozdobionymi złotym napisem, którego nie mogła
odczytać. Pchnęła je.
Znalazła się w eleganckim lokalu. W rogu grała orkiestra, a
na parkiecie wirowały przytulone do siebie pary. Omiotła wzrokiem
pomieszczenie. Jej oczy zatrzymały się na szarym kapeluszu stojącym z boku sali w otoczeniu pięknych
kobiet. Poczuła ukłucie zazdrości, kiedy patrzyła, jak się do niego wdzięczą i
jak subtelnie próbują go skłonić do zainteresowania sobą. On jednak nie zwracał
na nie uwagi. Stał z posępną miną patrząc się w przeciwległy róg sali. Zmrużyła
oczy i zobaczyła tam Krisa. Przebiegł ją zimny dreszcz. Powinna się spodziewać,
że go tu zobaczy. Przez chwilę przyglądała się mu, ale potem przypomniała sobie
po co tu przyszła. Skupiła wzrok na Tobiasie.
Wpatrywała się w niego próbując się powstrzymać, żeby do
niego nie podejść i nie rzucić mu się na szyję. Przymknęła oczy, chciała
wychwycić jego głos z tłumy szmerów. Po chwili usłyszała go w głowie. Otworzyła
oczy i zobaczyła, że Tobias nie porusza ustami. Słyszała jego myśli i one ją
przerażały. Musiał być pod wpływem Krisa od wielu lat. Chciał się zabić. Jedyną
częścią siebie na jaką miał jeszcze wpływ była dusza. Wiedział dokładnie co ma
zrobić i planował to na jutrzejszy wieczór. Patrzyła na niego przerażona.
Wiedziała, że nie powinna z nim rozmawiać, gdzieś kiedyś słyszała, że nie
powinno się mieszać w przeszłości, bo to może mieć tragiczne skutki. Czuła
jednak podświadomie, że musi do niego podejść. Musiała mu powiedzieć, żeby nie
tracił nadziei.
Powoli ruszyła do przodu z wzrokiem utkwionym w jego twarzy.
Zobaczyła jak nerwowo się porusza. Omiatał wzrokiem salę. Ich spojrzenia się
spotkały. Nieznany wyraz pojawił się na jego twarzy. Zaskoczenie? Ulga?
Szczęście? Nie mogła go rozszyfrować. Przesunął kapelusz na tył głowy i nie
zwracając uwagi na żądające zainteresowania towarzyszki, podszedł krok do
przodu. Jej serce zabiło mocniej. Wiedziała, co nastąpi za chwilę.
- Tobias… - powiedziała patrząc mu w oczy, kiedy do siebie
podeszli.
Zdumienie malowało się na jego twarzy. Powinna była ugryźć
się w język. Nie mogła znać jego imienia. Jeszcze się nie poznali. Musiała
ciągnąć to dalej, udając, że skądś się znają.
- Jestem Eve –
powiedziała wyciągając do niego dłoń.
- Miło mi panią poznać – powiedział i ukłonił się lekko
przyciskając usta do wierzchu jej dłoni.
Zrobiła krok do przodu. Dzieliło ich zaledwie paręnaście
centymetrów. Pochyliła się w jego stronę. Położyła dłoń na jego szyi i lekko
potarła kciukiem miejsce, gdzie powinien mieć tatuaż. Planowała go pocałować,
ale się powstrzymała. Przypomniała sobie, że jest pod wpływem Krisa. Nie
chciała dawać mu przyjemności odczuwania tego, co musiał czuć Tobias, kiedy
byli razem. Wiedziała, że jeśli czuje to samo co ona, to nie ma na świecie
niczego wspanialszego. Zabrała rękę z jego szyi i musnęła tylko jego dłoń. Nie
cofnął jej, a wręcz przeciwnie, przysunął się bliżej. Pragnął kontaktu z nią.
Czyżby już na niego działała? Podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Zmieniały
się z ciemnoszarych w granatowe i z powrotem. Nie mógł rozszyfrować swoich
emocji. Tak samo jak kiedy zobaczył ją na ulicy. Błysnął jej głęboki granat,
żeby po chwili ustąpić ciemnej szarości.
Skupiła wzrok na jego twarzy. Milczała i patrzyła. Widziała
niedowierzanie i nadzieję. Przesunął kciukiem po jej przedramieniu. Nie ruszyła
się. Wciąż na niego patrzyła. Podniósł rękę i delikatnie dotknął jej obojczyka.
Uśmiechnęła się. Tyle razy jego ręce gładziły tę kość, że musiał znać ją na
pamięć. Pochylił się. Jego usta znalazły się przy jej uchu. Z całej siły
próbowała się powstrzymać, próbowała nie zarzucić mu rąk na szyję i nie
przycisnąć ust do miękkiej skóry w zagłębieniu jego szyi. W końcu oparła tylko
ręce na jego piersiach, zaciskając pięści na połach marynarki.
- Kim ty jesteś? – zapytał cicho. Zrozumiała, że udało mu
się na chwilę wyrwać spod wpływu Krisa. Robił to drugi raz tego dnia. Robił się
co raz bledszy. Widziała, że walka z Krisem go wykańcza. Nie miała dużo czasu.
- Kimś, kto nie powinien z tobą rozmawiać – odparła. – Nie
należę do tego świata.
- Jesteś aniołem. – powiedział tak spokojnie, tak
naturalnie, jakby oznajmiał, że właśnie pada deszcz.
- Nie. – roześmiała się. Nie wiedziała jak mógł tak
pomyśleć.
- Dlaczego twój dotyk rozpala we mnie ogień? - zapytał.
Nie mogła powstrzymać uśmiechu. Czuł dokładnie to, co ona,
kiedy ją dotykał. Zrobiło jej się lżej na sercu. Spojrzała mu w oczy.
- Dowiesz się za jakiś czas. – powiedziała cicho. – Proszę
cię, nie rób tego, co planujesz, bo sprawisz, że będę najbardziej nieszczęśliwą
osobą na świecie.
- Jak to? – spojrzał na nią z mieszaniną nadziei i
zaskoczenia. Nie rozumiał. Jak miał zrozumieć?
Wzięła jego rękę i przyłożyła sobie do serca.
- Poczuj to. – wyszeptała podchodząc do niego tak blisko, że
prawie nie było między nimi wolnej przestrzeni. Po chwili odsunęła się. Czuła,
że powinna już iść.
- Obiecałeś, że mnie odnajdziesz. Nie poddawaj się. Poczekaj
na mnie, proszę… – odwróciła się, i odeszła. Kiedy przeszła przez cały parkiet
coś przykuło jej wzrok.
Tatuaż i dredy. Jej Tobias tu był. Chciała do niego pobiec i
rzucić mu się na szyję, ale ziemia się zatrzęsła. Upadła na podłogę. Nikt poza
nią tego nie zauważył. Poza nią, Tobiasem i Markiem. Tobias wyciągał ręce w jej
stronę. Był prawie niewidzialny, przezroczysty. Chciała krzyknąć, ale głos
uwiązł jej w gardle. Mark wyprostował się i zobaczyła błysk srebrzystego
światła. Zabrał Tobiasa w bezpieczne miejsce. Odetchnęła z ulgą.
Odwróciła się. Kris ciągnął dawnego Tobiasa do grupy
dziewczyn, które porzucił. Spod ronda
szarego kapelusza, jej ukochany rzucił jej jeszcze jedno spojrzenie. Uśmiechnął
się lekko. Wiedziała, że zrozumiał. Kamień spadł jej z serca. Miała do kogo
wracać. Orkiestra zaczęła grać. Parkiet
zapełnił się i straciła z oczu szary kapelusz.
Wyszła na ulicę niepewna co ma dalej robić. Znów nie udało
jej się wrócić. Spojrzała jeszcze raz na drzwi i tym razem bez problemu odczytała
napis „fatalité”. Uśmiechnęła się do siebie i pokręciła z niedowierzaniem
głową. Jak lokal w którym spotyka się swoją przyszłą miłość może nazywać się
inaczej niż „przeznaczenie”? Była ciekawa czy Tobias też to zauważył.
Ziemia zatrzęsła się ponownie. Eve spojrzała na siebie. Była
półprzezroczysta.
- Mam mniej czasu niż myślałam – powiedziała cicho do
siebie z trudem podnosząc się z ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!