Nadszedł wieczór. Egzekucja Caleba i czerwone chmury
zostawiły po sobie ślad. Zwierciadła spały lub siedziały w małych grupach
dyskutując półgłosem. Nie było słychać zwyczajowych śmiechów i głośnych rozmów.
Nikt nie grał w karty. Nie było par całujących się na oczach wszystkich. W
fabryce od kilku dni nie było tak cicho. Oglądanie czyjejś śmierci, bez względu
na to, czy był to zdrajca, czy przyjaciel, jest trudne. Zostawia ślad w
psychice każdego patrzącego. Zawsze zostawia ślad. Nie ma od tej reguły wyjątków.
Cichy szmer rozmów i miarowe oddechy śpiących osób miały
kojący wpływ na otoczenie.
Ryan z Tobiasem siedzieli przy jednym ze stołów i popijali
mocną kawę. Tobias założył czapkę daszkiem do tyłu tak, że było mu widać całą twarz. Co jakiś czas uśmiechał się
szeroko, a w jego policzkach pojawiały się delikatne dołeczki. Wyglądał na
zrelaksowanego. Siedział rozparty na krześle, kostkę lewej nogi oparł na
kolanie prawej i mówił o czymś z przejęciem. Ryan wpatrywał się w niego jak w
swojego mentora.
Wiedział, że od Tobiasa może się wiele nauczyć. Był
telekinetorem tak, jak on i znacznie lepiej opanował tę trudną sztukę przez
wszystkie lata. Nie mógł zaprzepaścić szansy porozmawiania z kimś o tak
ogromnym doświadczeniu. Wiedział, że Tobias jest znacznie starszy od niego, a
wiek u Zwierciadeł oznaczał lepsze opanowanie mocy.
Ryan rozejrzał się. Fabryka wydawała się być prawie
całkowicie uśpiona. Tylko wokół ich
stolika stała grupka kobiet, która z czasem rosła coraz bardziej. Dziewczyny
popiskiwały i podskakiwały za każdym razem, kiedy Tobias się ruszył lub coś
powiedział. Wszystkie wpatrywały się w niego tęsknym wzrokiem, ale ani on, ani
Ryan nie zwracali uwagi na otoczenie pochłonięci rozmową o telekinezie i
unikalnych zdolnościach Zwierciadeł. Dzielili się doświadczeniami i
przemyśleniami. Tobias żywo gestykulował opisując jak pewnego dnia dla zabawy
postanowił przenieść cały budynek z ludźmi w środku. Była to duża kamienica w
centrum Baltimote. Założył się z Adamem, że da radę przestawić ją dwie przecznice
dalej tak delikatnie, że ludzie wewnątrz się nie zorientują.
- Musiałem stworzyć iluzję, żeby im się krajobraz za oknem
nie zaczął nagle przesuwać. – powiedział – Wygrałem zakład. – kiedy się
uśmiechał w jego policzku pojawił się dołeczek, a dziewczyny wydały zduszony
krzyk zachwytu. Tobias obrócił czapkę i nasunął ją na oczy. Nie chciał wzbudzać
takiego zainteresowania. Tłumy kobiet nie oznaczały niczego dobrego. Nie
chciał, żeby teraz się do niego zbliżały, więc starał się jak najmniej odzywać,
ale z drugiej strony chciał porozmawiać z kimś normalnym. Na przykład z Ryanem.
Ryan był nieco speszony obecnością publiczności, ale był pod
takim wrażeniem zdolności Tobiasa, że przestał się tym przejmować.
- Niezły z ciebie telekinetor. – pokiwał głową z uznaniem
wspominając wygrany przez Tobiasa zakład.
- Nie tylko. – uśmiechnął się tajemniczo Tobias.
- Tak, Adam wspominał, że jesteś jednym z najlepszych
uczniów, jakich miał. – powiedział Ryan. – Iloma właściwie mocami władasz?
- Kilkoma. – odparł – Generalnie raczej zostałem
ponadprzeciętnie obdarzony przez naturę.
- Powiesz mi coś więcej, czy będziesz udawał, że nie lubisz
się chwalić? – zapytał ironicznie Ryan.
- No cóż. – podrapał się po brodzie – Poza tym, co już
wiesz…
- Tak, iluzjonista, telekinetor, teleporter i wykrywacz
kłamstw. – Ryan wyszczerzył zęby.
- No więc poza tym, jestem całkiem niezłym predyktorem,
doskonale władam żywiołami, jestem też wzmacniaczem, ale dużo słabszym od
ciebie. – pokazywał kolejne palce kiedy wyliczał swoje zdolności – No i trochę
umiem się bawić czasem. – opuścił dłoń, ale po chwili ponownie ją podniósł –
Zapomniałbym o najważniejszym. Jestem uzdrowicielem. To moja najpotężniejsza
moc.
- Zapomniałeś o jednym małym szczególe. – Ryan skinął głową
na dziewczyny.
- Ach, tak… – na jego twarzy znów pojawił się
charakterystyczny półuśmiech – To jedna z rzeczy, z którymi muszę się mierzyć
na co dzień.
- Przeszkadza ci to?
- Na ogół nie. Jak jest jedna, albo dwie fajne panienki,
które mają ochotę poflirtować, a nie koniecznie iść od razu do kościoła. – powiedział podnosząc daszek i puszczając do
niego oko – Ale przy takiej ilości dziewczyn, to strasznie irytujące.
- Adam nie
przesadzał, mówiąc, że jesteś jednym z najlepszych. – uśmiechnął się ironicznie
-Jest coś czego nie potrafisz?– zapytał
ironicznie.
- Nie jestem medium dusz. I daleko mi do tego. –
odpowiedział pewnym siebie głosem i uśmiechnął się szeroko. – Miałem farta.
Dostała mi się całkiem niezła pula mocy, a ich potęgi rozłożyły się w miarę
równo. – rozejrzał się na boki, po czym przysunął się do Ryana i szepnął mu na
ucho - Caleb chyba myślał, że uda mu się
tego farta powstrzymać i dlatego postanowił mnie postraszyć swoimi czerwonymi
chmurkami. – uśmiechnął się szeroko, a w
jego policzkach znów pojawiły się dołeczki.
Kąciki ust Ryana wygięły się do góry. Lubił Tobiasa. Mimo
niezachwianej pewności siebie, być może czasem zbyt wygórowanej, choć z drugiej
strony podpartej ogromnymi zdolnościami. Po prostu czuł, że go lubi, jak
wszyscy. Zresztą, nie sposób było go nie lubić. Był niezwykle pogodny. Typowy optymista,
który zawsze widział tę jasną stronę, a przy okazji doskonale wiedział ile jest
wart i wyraźnie to okazywał.
- A ty? – zapytał po chwili milczenia Tobias.
- Co ja? – Ryan wyrwał się z zamyślenia.
- Jakimi mocami władasz? – uściślił.
- Podobno jesteś predyktorem. – uśmiechnął się ironicznie.
- Jestem. – powiedział – Ciekawi mnie tylko które ze swoich
mocy już odkryłeś.
- Jestem wzmacniaczem i telekinetorem, nic więcej. – zwiesił
głowę.
- Nie byłbym taki pewien. – tajemniczy uśmiech pojawił się
na twarzy Tobiasa.
- Ale nic mi nie powiesz?
- Nie. Poczekam aż sam do tego dojdziesz. – wyszczerzył zęby
w uśmiechu.
- Zmieniając temat… – Ryan puścił oko – …gdzie twoja
dziewczyna?
- Nie mam. – powiedział.
- Żadna z tych ci nie odpowiada?
- Nie. – odparł – Bo żadna z nich nie widzi mnie. Wszystkie
są zauroczone moim głosem, tak naprawdę widza swoje wyobrażenie o mnie, a nie
prawdziwego mnie. Działa na nie jakaś dziwna magia, która we mnie siedzi. Nie
interesuje mnie związek z kimś takim.
- Czyli jakby któraś okazała się odporna… - zaczął Ryan.
- To pewnie dla zabawy spróbowałbym ją poderwać. –
przytaknął – Ale nic na stałe. Nie mam dziewczyny i nie chcę mieć.
- Żartujesz, prawda? – Ryan wyglądał na zszokowanego.
Tobias pokręcił głową.
- Dlaczego? –zapytał zszokowany Ryan.
- Jest wiele powodów. Nie chcę być od kogoś zależny. Nie
chcę się bać o czyjeś życie. Nie chcę przeżywać tego, co przeżywał przez tyle
lat Adam. – spojrzał na swoje dłonie, po raz pierwszy jego niezachwiana do tej
pory pewność siebie nieco osłabła – Poza tym kobiety przywołują wspomnienia z
mojej przeszłości, o których wolałbym zapomnieć…
- I co w związku z tym?
- Nie oddam nikomu swojej duszy. Nie spotkałem jeszcze
nikogo, kto byłby wart takiego daru. – powiedział wzruszając ramionami. – Nie
zakocham się i tyle. Nie mogę, dla swojego własnego dobra muszę unikać kobiet.
-Możesz nie mieć
wyboru. To potrafi przyjść samo. I to bez ostrzeżenia. – wymamrotał cicho Ryan.
Przez chwilę milczeli. Ryan przyglądał się badawczo
Tobiasowi, ale z jego twarzy nie mógł nic wyczytać, zwłaszcza, że wydział tylko
jego usta. Cała reszta była ukryta pod czapką.
Nagle ciszę przerwał
krzyk kobiety. Obaj zerwali się z miejsca i pobiegli w tamtą stronę. Karen
siedziała na swoim materacu i ukrywała twarz w dłoniach. Ryan podskoczył i
pobiegł do niej. Po drodze machnął Tobiasowi na pożegnanie, a ten wrócił do
stolika, dopił resztkę kawy, naciągnął czapkę na głowę omijając tłumek
piszczących i podskakujących dziewczyn. Westchnął. Poszedł na swój materac
ułożony gdzieś w samym rogu hali, z daleka od innych. Położył się i wpatrywał
uparcie w sufit.
Ryan podbiegł do Karen i złapał ją za ramiona.
- Co się stało? – zapytał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!