Me

Me

sobota, 2 lutego 2013

Lustro 9 - Obraz

Eve leżała na podłodze w celi przytulona do Marka. Spała niespokojnym snem, oddychała płytko. W jej głowie kłębiły się tysiące myśli. Wciąż była przerażona odkryciem Marka. Marcus znów napisał coś na rzeczy, którą miała scalić. Nie wróżyło to nic dobrego. Na wspomnienie ostatniej wiadomości, którą jej w ten sposób przekazał, ogarniała ją rozpacz. „Nie ocalisz ich obu” – te słowa wyryły jej się w pamięci. Bała się myśleć jaki napis znajdzie na obrazie. Poruszyła się. Ogarnął ją dziwny, nieznany niepokój. Nigdy wcześniej nic takiego nie odczuwała. Przestraszyła się i nie miała ochoty się ruszać, ale w końcu zmusiła się i otworzyła oczy. Dookoła niej i Marka kłębiły się dziwne czerwone chmury. Słyszała przytłumiony szept. Z początku nie mogła odgadnąć słów, ale po chwili przyzwyczaiła się do rytmu szeptów i usłyszała dwa słowa „Bądźcie przeklęci”. Zerwała się przerażona. Chmury rozpłynęły się w powietrzu.
- Nie! – krzyknęła.
Mark podniósł się wyrwany nagle ze snu i spojrzał na nią zdziwiony. W myślach pokazała mu co przed chwilą zobaczyła. Pocierał dłońmi jej ramiona. Chciał ją uspokoić, ale tylko ją irytował. Nie potrzebowała takich gestów. Nie potrzebowała zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Nie było. Nigdy nie było. Od kiedy się urodziła wszystko było na opak. Nie tak, jak powinno. Odsunęła się od niego i spojrzała na niego wściekła.
- O co chodzi? -  zapytał łagodnie wyciągając do niej rękę.
- Nie widziałeś? – warknęła.
- Widziałem. – wyciągnął rękę w jej stronę, ale odsunęła się od niego. – Wiem, Eve, wiem, że to trudne…
- Wiesz? – zaśmiała się. – Co ty w ogóle wiesz? – zapytała.
Mark rozłożył ręce. Nie wiedział o co jej chodzi. Nie rozumiał tego wybuchu. Wiedział, że coś między nimi nie jest tak, jak powinno. Coś się waliło. Eve była na niego wściekła. Musiał szybko dowiedzieć się o co.
- Eve… - zaczął, ale ona natychmiast mu przerwała.
 – Czy ktoś groził ci, że zabije twojego ukochanego, albo brata? – trzęsła się z wściekłości – Czy ktoś powiedział ci kiedyś, że nie możesz mieć ich obu przy sobie? Czy żyłeś kiedyś  ze świadomością, że jedna z dwóch osób, które kochasz najbardziej na świecie zginie, przez ciebie? – osunęła się na ziemię i ukryła twarz w dłoniach. – Więc jak?!
Podszedł do niej, ale wstała i cofnęła się opierając się plecami o przeciwległą ścianę.
- „To się musi skończyć.” – pomyślał.  Był gotów zrobić wszystko, żeby odzyskać dawną, uśmiechniętą Eve, która tak pragnęła każdego jego gestu, każdego pocałunku. Chciał odzyskać dziewczynę, która roztapiała się pod wpływem jego dotyku. Kochał tę dziewczynę. Nie mógł jej stracić.
- A teraz… – powiedziała wciąż dysząc z bezsilnego gniewu – …pozwól, że spróbuję ocalić ciebie i Ryana i zajmę się tym, czego oczekuje ode mnie Marcus. – odepchnęła go, wzięła tacę z obrazem i usiadła w rogu celi. Przez dłuższą chwilę próbowała opanować drżenie rąk. Serce biło jej w gardle i nie mogła się pozbyć poczucia winy po tym, jak wyżyła się na Marku. Wiedziała, że to co ich spotyka, to nie jego wina. Wiedziała, że to cały świat jest zbudowany nie tak, jak powinien. Nie rozumiała dlaczego ich miłość została przeklęta. Nie wiedziała dlaczego ciągle coś przeszkadzało im w byciu razem. Jakby panowanie nad własnymi mocami nie było wystarczająco trudne. Westchnęła. Oddech wrócił jej do normy, a serce zwolniło. Spojrzała na sufit i wciągnęła głośno powietrze. Przeciągnęła się i spojrzała na obraz. Zamknęła oczy.
Nad horyzontem pojawiła się na ułamek sekundy zielonkawa łuna.
Drzwi do celi otworzyły się. Marcus stał w wejściu i patrzył na nią zdumiony.
- Nieźle ci poszło. – powiedział i wyciągnął rękę po obraz. Eve podała mu go, przed oczami mignęły jej słowa wypisane na odwrocie, ale nie dotarł do niej ich sens. Zapisały się gdzieś głęboko w jej podświadomości.  Marcus złapał obraz i rzucił jej na podłogę kolejny stos kawałków, z którego miała poskładać całość. Nawet nie zdążyła zobaczyć co to było.
Błysk srebrzystego jak poświata księżyca światła rozświetlił celę.
Eve rozejrzała się. Marcus się nie ruszał. Mark stał obok niej z napiętą twarzą.
- Eve… – wysapał – Długo nie dam rady. On jest za silny.
- Co ty robisz? – zapytała
- Zatrzymałem dla niego czas. – mięśnie twarzy miał napięte z wysiłku – Nie mam czasu na wyjaśnienia - skinął głową na Marcusa – Nałóż na niego iluzję. Teraz. Teraz, kiedy jest osłabiony. A potem uciekaj.
- A co z tobą? – w oczach pojawiły się jej łzy.
- Poradzę sobie. – krzyknął – Pospiesz się. – ponaglił ją. Wiedział, że nie da rady uciec. Wiedział doskonale, że kiedy tylko Marcus odzyska przytomność, zabije go. Wiedział to, ale musiał to zrobić. Nie mógłby żyć ze świadomością, że nie zrobił wszystkiego, żeby ją ocalić.
 Eve wbiła wzrok w Marcusa i skupiła na nim całą swoją uwagę.
Nad horyzontem pojawiła się na ułamek sekundy purpurowa łuna.
Marcus rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem.
- Idź. – wycedził przez zęby Mark.
Eve stała patrząc to na Marcusa, to na Marka. Nie mogła się ruszyć. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa.
- Uciekaj! – krzyknął Mark.
Ruszyła przed siebie. Wybiegła z celi, mijając oszołomionego Marcusa, wbiegła po schodach i znalazła się w salonie. Stanęła. Nie pamiętała gdzie jest wyjście z zamku. Rozejrzała się i zobaczyła lustro. Dwa lustra. Takie same jak we śnie. Serce podskoczyło jej do gardła. Usłyszała huk. W głowie zadźwięczał jaj głos Marka, nakazujący ucieczkę. Potrząsnęła głową i przypomniała sobie którędy Mark wynosił ją z zamku ostatnim razem. Podbiegła do drzwi i otworzyła je. Poczuła na twarzy zimny powiew wieczornego powietrza. Uderzyła w coś. Podniosła wzrok. Jeremy spoglądała na nią pytająco.
- Wybierasz się gdzieś? – zapytał, złapał ją za łokieć  i poprowadził z powrotem do piwnicy.
Była na siebie wściekła. Jak mogła o nim zapomnieć? Czemu nie nałożyła iluzji na nich obu? Jak mogła być taka głupia?
Wszystko dookoła zatrzęsło się. Eve oślepiło białe światło. Usłyszała mrożący krew w żyłach krzyk Marka. Wyrwała się z uścisku Jeremy’ego i sama popędziła z powrotem do piwnicy.
Marcus stał w drzwiach dysząc z wściekłości. Mark leżał na podłodze. Nie ruszał się. Podbiegła do niego i zaczęła łkać. Położyła rękę na jego piersi i wyczuła delikatne bicie serca. Spojrzała pytająco na Marcusa.
- Żyje. – skinął głową – Jest tylko wyczerpany po walce ze mną.  – skrzywił się - Nie mogę go teraz zabić, bo jesteś mi potrzebna. – wysapał – Ale uprzedź go, że jeszcze jeden taki numer i nie zawaham się. Tym razem mu się udało, bo mnie zaskoczył. Nie spodziewałem się po nim takiej odwagi. – urwał – Ani takiego poświęcenia. – spojrzał na nią groźnie – Następnym razem mu się nie uda.
Eve skinęła głową.
- Jeszcze jedno. Zastanów się czy warto dla niego ryzykować – powiedział – To, co tam napisałem – wskazał obraz, który trzymał pod pachą – Ma sens.  – odwrócił się – Przemyśl to – powiedział.
Eve zamknęła oczy i próbowała przywołać słowa, które schowała gdzieś na dnie umysłu. Wiedziała, że gdzieś są. Na początku nie mogła się skupić. W końcu odnalazła miejsce, gdzie je zapisała, głęboko w podświadomości. Kiedy je zobaczyła ścisnęło ją w dołku. Trzy zdania. Dwa pierwsze nie miały dla niej sensu, ale ostatnie pokrywało się z jej obawami. Ile razy zadała sobie to pytanie? Wiedziała, że coś jest nie tak. Cały świat sprzysięgał się przeciwko nim. Jeszcze raz przypomniała sobie co zobaczyła: „Jeszcze się zakochasz, tym razem naprawdę. Nie możesz kochać ich obu, bo jedno z tych uczuć to kłamstwo. Może on nie jest ci przeznaczony?”.

Spojrzała na Marka. Nie mogła się ponownie zakochać. Kochała Marka. Była o tym przekonana. Tak samo, jak była pewna, że nie można kochać dwóch osób. Wiedziała to. Marcus musiał się mylić. Musiał, czy jednak nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!